toxicjolene pisze: długo nie było mnie na , ale z racji tego, że wróciłam i mam zamiar skończyć moje prace postanowiłam spojrzeć również na to, co kiedyś napisałam. Dodam kilka modyfikacji, postaram się zadbać bardziej o język, jednak nie obiecuje szyszek na wierzbie. Nie mniej jednak: Czytelniku! Jeżeli jesteś tu po raz pierwszy – nie zniechęcaj się od razu. Potem jest tylko lepiej (przynajmniej taką mam nadzieję!
Prolog
Harry i Ginny odeszli od niej, gdy po wielkiej kłótni rozstała się z Ronem. Zawsze wiedziała, że tak to się skończy. Ona i Ron uważani byli za, w pewnym sensie, integralną całość. Nie było jej bez rudzielca, a jego nie było bez niej. Śmieszna sytuacja, zwłaszcza, że Hermiona całe swoje życie walczyła o to, by być niezależna. Zawsze myślała, że miłość nie może jej ograniczyć. Cóż, prawdziwa może i nie, jednak to, co łączyło ją i Rona nie było wcale takie szczere. Hermiona była mocno dojrzała jak na swój wiek. Mimo zaledwie 17 lat, była ciężko doświadczona przez życie. Jej rodzice zostali zamordowani przez Śmierciożerców. Oczywiście miała na myśli Grangerów, gdyż jak się dowiedziała wcale nie była ich córką. Mówiąc dokładniej nie była córką swojego ojca. O prawdzie dowiedziała się na 6 roku nauki w Hogwarcie, więc można powiedzieć, że od roku szukała prawdy na temat swojego pochodzenia. Nigdy nie czuła się niechciana, czy nie na miejscu. Nie wiedziała, czy jej ojciec wiedział o tym, że nie jest jego biologicznym dzieckiem. Może matka to przed nim ukrywała? Niestety nigdy już nie będzie miała okazji, by ją o to spytać i tak jej już nie było.
Z tego powodu stała teraz przed gmachem Ministerstwa Magii. Chciała wszystko o sobie wiedzieć, przed tym, co chciała zrobić. To było jedyne miejsce, które mogło rzucić światło na jej sprawę. Doskonale wiedziała o tym, że to może okazać się szokiem i wywrócić jej życie do góry nogami, ale musiała wiedzieć. Teraz, gdy miała się porwać na tak szaloną rzecz, chciała, żeby chociaż ten etap jej życia był zamknięty. Być może przez jej plany nigdy nie będzie istnieć w teraźniejszości, ale jeżeli miała być szczera mało ją to obchodziło i tak nie miała, po co żyć. Jej życie, życie jednostki w porównaniu do tysięcy istnień było niczym. Mogła się poświęcić. Iście gryfońskie zachowanie. Nic dziwnego w końcu należała do domu Lwa.
Przestąpiwszy próg ministerstwa nie była już taka pewna siebie. Owszem chciała wiedzieć, gdyby tego nie pożądała nie była by Wiem-To-Wszystko, ale bała się tej wiedzy. Był to irracjonalny lęk, bo przecież dalej będzie tą samą osobą. To nie tak, że ta wiedza sprawi, że nagle się zmieni i nie będzie mogła poznać samej siebie. Mimo to niepokój jej nie opuszczał. Wiedziała, że gdy sprawdzi, gdy dowie się wszystkiego nie będzie odwrotu. Nic już nie będzie jej dłużej trzymało i będzie musiała zrobić to, co być może powinno się zrobić już dawno. Dlatego gdy wylądowała przed nią jej teczka, musiała minąć dłuższa chwila by zdecydowała się wreszcie otworzyć.
Słynęła jednak ze swojej odwagi i niezłomności, więc postanowiła nie wzbraniać się dłużej przed tą wiedzą. Jej natura była silniejsza od strachu. Wiedza to była potęga. Wiedza była siłą. Hermiona uwielbiała to uczucie, gdy kolejne informacje znajdowały bezpieczne miejsce w jej mózgu. Ceniła sobie to, że przychodziło jej to z taką łatwością. To ją określało. Tym była. Nie mogło tego zmienić nic, co zaraz miała przeczytać:
Hermiona Jean Granger - córka Helen Granger i Regulusa Black, adoptowana przez Thomasa Grangera.
status magiczny: pół-krwi czarodziej
status majątkowy: dwie skrytki Gringotta, Becker Street 21B – Londyn
Hermiona była w szoku. Nigdy przenigdy nie spodziewała się dowiedzieć czegoś takiego. Podejrzewała, że jej ojcem jest jakiś prosty mugol, a nie czarodziej, do tego Regulus Black, brat Syriusza. Nic dziwnego, że ludzie nie raz żartowali, że jest podobna do Bellatrix. Całe życie była szykanowana z powodu swojego mugolskiego pochodzenia, a teraz co? Nie dość, że nie była szlamą, to jeszcze pochodziła ze Szlachetnego i Starożytnego Rodu Blacków.
Zaśmiała się w duchu. Teraz powinna jeszcze wytatuować sobie na czole Toujour pur. W końcu motto rodu jest czymś, co powinno się szanować i chwalić. Mieszane emocje, jakie w tej chwili nią miotały podsuwały jej coraz to nowe i szalone pomysły, co powinna zrobić ze swoją dopiero co zdobytą wiedzą.
Ród Blacków…
Gdyby tylko mogła prawdopodobnie w tej chwili osunęłaby się na podłogę i poddała wszystkim emocją. Nie wiedziała, czy by płakała, czy może jednak opanowałby ją śmiech. Nie mogła tego jednak sprawdzić, była w ministerstwie. Miała robotę do wykonania. Nie było czasu na użalanie się nad sobą. Z resztą od dawna wiedziała, że nie przynosiło to niczego dobrego. Nie miała już z resztą na to siły. Dawno wyparła z siebie tę potrzebę.
– Chciałabym przyjąć nazwisko mojego biologicznego ojca, czy jest taka możliwość?
Kobieta siedząca za biurkiem na przeciwko niej przyciągnęła do siebie dokumenty i spojrzała na wszystko krytycznie, potem znów podniosła wzrok i skrzyżowała spojrzenia z nią spojrzenia. Jej wzrok był podejrzliwy, jakby coś było nie tak. Jakby dziewczyna próbowała ją w jakiś sposób oszukać. Nie miało znaczenia to, że wcześniej nikt nie miał wglądu w te papiery, a Hermiona nie poczyniła żadnych starań, by cokolwiek zmienić. Jednak to było ministerstwo i jego pracownicy. Nieufne stworzenia, a jednak takie naiwne.
– Oczywiście, ma pani do tego prawo. Kwestia pewnych formalności.
– Jakich jeśli można wiedzieć?
– Przechodząc na nazwisko prawdziwego ojca wyrzeka się pani rodziny, czy ma pani tego świadomość? Czy pani bliscy o tym wiedzą?
Hermiona skupiła swój beznamiętny wzrok na kobiecie, na chwilę zapadła głucha cisza. Wzrok dziewczyny uciekł gdzieś na prawo.
– Wszyscy nie żyją.
Gdy opuściła ministerstwo już, jako Hermiona Jean Black zajęła się wreszcie przygotowaniami do jej, szaleńczej wręcz, misji. Nigdy by nie wpadła na ten pomysł, gdyby nie zaczęła jeszcze bardziej uciekać do biblioteki po burzliwym końcu znajomości z Potterem i Weasley'ami. Książki były jej jedynymi przyjaciółkami. Przede wszystkim nie oceniały. Nie wytykały palcami, nie rzucały kłód pod nogi. Może ktoś by powiedział, że to po prostu samotność, czy też pogodzenie się z nią, jednak Hermionie to nie przeszkadzało. Przyzwyczaiła się do tego i nie chciała nic zmienić, dlatego ograniczyła kontakty z byłymi przyjaciółmi do minimum. Ich bliskość zamieniła na bliskość książek. Jako prefekt miała dostęp do Działu Ksiąg Zakazanych w hogwarckiej skarbnicy wiedzy i to właśnie tam, wśród tych niebezpiecznych traktatów znalazła ukojenie, jak i nadzieję na inną, lepszą przyszłość. Nie wiedziała, jak wiele sekretów można było odkryć w tym niedostępnym dziale. Ile ukrytej wiedzy w nim było. Owszem, trzeba było uważać, bo te informacje były groźne. Nie mniej jednak, to nie miało znaczenia. Ważne było to, co mogła ta wiedza zdziałać dla innych. To była jedyna szansa. Może nie dla niej, ale dla czarodziejskiego świata. Musiała chociaż spróbować. Nie darowałaby sobie tego, że się poddała nim w ogóle cokolwiek zrobiła. Z resztą teraz jej życie i tak straciło swój sens, ale mogła chociaż zadbać o to, żeby inni mogli osiągnąć to, czego ona już i tak nie będzie miała. Mogła zapewnić ludziom szczęśliwe życie. Czego mogła chcieć więcej? Czy bezpieczny świat nie był tym, o co i w tej chwili walczyła? Czy nie o to chodziło? Dlatego też nie rozumiała, skąd wzięły się nagłe wątpliwości. To, czego chciała się podjąć było bardzo ryzykowne, ale ona już naprawdę nie miała nic do stracenia. Jej życie nie miało znaczenia, bo jej życie przestało istnieć, ale kto wie? Może wkrótce uda jej się je odnaleźć jakiś sens? Mogła, więc chociaż zadbać o inny bieg wydarzeń dla tych, którzy byli bliscy jej sercu, ale ona ich już nie. Długo zastanawiała się czy to, co chce zrobić nie przekracza jej możliwości i czy nie zrobi tym jeszcze większą krzywdę czarodziejskiemu światu, jednak, jeżeli jej plan miał się powieść, mogło być tylko lepiej. Bez ryzyka nie było zabawy, ale to nie była zabawa. Od tego mogło zależeć naprawdę wiele. Czy była gotowa na takie poświęcenie? Chyba bardziej już się nie dało.
Dlatego postanowiła, że cofnie się w czasie do 1943 roku, czyli na 7 rok nauki Toma Riddle'a w Hogwarcie.
