Rozdział 1 – Wojna dla zuchwałych

Soren wszedł z udawaną energią do pokoju, rzucił walizkę pod wysokie okno i zatrzasnął drzwi za sobą.

Uff.

A więc to tu będzie mieszkać następne pół roku?...

Rozejrzał się niepewnie. Wysoki, obdrapany sufit, staroświeckie okrągłe lampy, wielkie okna o dużych parapetach, białe ściany, białe kaloryfery, biała pościel równo zaścielona na pięciu wąskich łóżkach…

Trzy łóżka przy drzwiach były puste. Na łóżku najdalej drzwi drobny chłopak o gładkich białych włosach czytał jakąś książkę, nie zwracając uwagi na wchodzącego. Na parapecie przy kolejnym łóżku siedział poważny blondyn z ukośną grzywką i spinką w kształcie krzyża, patrząc w milczeniu na Sorena. Miał na sobie ciemny mundur stylizowany na marynarskie ubranko i czarne rękawiczki.

„Ale emo", pomyślał Soren.

- Cześć – powiedział głośno – nazywam się Soren Hansen i jestem z Danii, a ty?

Blondyn spojrzał na niego, zdegustowany.

- Mieliśmy nie ujawniać swoich nazwisk.

- Przecież musimy jakoś się do siebie zwracać, nie? – Duńczyk roześmiał się i przeniósł swoją walizkę na łóżko obok blondyna. – Zwłaszcza, jeśli mamy mieszkać razem.

- Na wieczornym zebraniu zostaną nam przydzielone pseudonimy… wiedziałbyś to, gdybyś zaliczył szkolenie.

Soren zdjął płaszcz i buty, po czym usiadł po turecku obok swojej walizki i zaczął w niej grzebać, wyciągając kolejno kraciastą piżamę, Pismo Święte i połamany grzebień.

- Olać szkolenie. To nie moja wina, że tak późno uznali moje państwo za godne uczestnictwa… Swoją drogą ciekawe, czy będzie ktoś z Islandii i Norwegii? Skoro Unia daje na to kasę, chyba nikt inny nie powinien się podwalać, nie?

Spróbował uczesać swoje blond kosmyki, ale jedynym widocznym skutkiem były kolejne ubytki w grzebieniu.

Nieoczekiwanie blondyn zeskoczył z parapetu, wyciągnął rękę i przedstawił się, nie zmieniając wyrazu twarzy:

- Jestem Axel Vinter. Norwegia.

Soren uścisnął serdecznie jego rękę, starając się ukryć zmieszanie.

- Jónsi Agnarsson, Islandia – białowłosy chłopak uśmiechnął się przelotnie do Sorena, po czym wrócił do swojej książki.

- Miło was poznać – powiedział Soren, odwzajemniając uśmiech, i dodał szybko – swoją drogą, coraz częściej myślę, że szkolenie mnie ominęło… bo po prostu go nie potrzebowałem.

„Co za idiota!" - Axel Vinter uniósł brwi ze zdumienia.

- Mam na to dowody – Soren roześmiał się na widok jego miny. – Leciałem tutaj z dwójką chłopaków, którzy na pewno nie musieli uczestniczyć w szkoleniu… Świetni żołnierze z odpowiednią dozą werwy i entuzjazmu. Mogłem się zresztą domyślić już po tym, jak wyglądali – tutaj zawiesił dramatycznie głos.

Norweg westchnął, zrezygnowany.

- A jak wyglądali?

- Jeden wprawdzie nie zdejmował takiej dziwnej maski, ale widać było, że to nie pierwsza wojna w jego życiu. Za to drugi jest chyba stworzony do pozaziemskiej rozpierdówy... Białe włosy i czerwone oczy. Zajebisty czarny mundur. Mówię wam, wygramy tę wojnę i żadne ufoludki już nam nie podskoczą!

XXX

Roderich Edelstein wbiegł do pokoju, co mu się nieczęsto zdarzało, i trzasnął drzwiami, co nie zdarzało mu się nigdy.

- No dobrze! – zawołał, z trudem panując nad chęcią uduszenia tego przeklętego włoskiego dzieciaka talerzem pasty, wnoszonym przez niemieckiego szefa całej misji w czarno-czerwono-żółtym fartuchu – a teraz wyjaśnijcie mi, CZYIM pomysłem było wezwanie tutaj Beilschmidta. I tego psychicznego Turka – dodał po krótkim namyśle, opierając się z wymuszoną nonszalancją o kredens. Policzki miał zaczerwienione i pięści zaciśnięte. Mariazell odstawał od reszty fryzury w niemym gniewie.

- Gilbert jest dobrym żołnierzem – powiedział Ludwig spokojnie i nałożył Feliciano trochę pasty na sterylnie czysty talerz – tak samo zresztą Sadiq. Nie możemy rezygnować z posiłków z powodu twoich problemów osobistych.

- Niezła dwuznaczność, Deutschi – zauważył Włoch, elegancko zawijając spaghetti na widelcu. Ludwig zarumienił się lekko i usiadł przy stole, a Roderich zamrugał kilkakrotnie z zaskoczenia.

- Nie mam problemów osobistych – zaprzeczył, siadając razem z nimi – Elise nie jest już moją żoną i to nie moja sprawa, z kim się spotyka.

- Ale twoja, z kim ty się spotykasz – Feliciano uśmiechnął się niewinnie. – Chcesz pasty?

- Nie, dzięki – zdołał wymamrotać Roderich, kierując wzrok na swój pusty talerz. Co to właściwie miało znaczyć?! Czy wszyscy muszą wiedzieć, że…

- Zgadzam się na uczestnictwo Adnana – powiedział w końcu – ale mamy już dość żołnierzy i uważam, że ktoś tak dezorganizujący grupę jak Beilschmidt nie jest nam potrzebny.

- Niestety, już za późno – stwierdził kategorycznie Ludwig, ale coś go tknęło na widok zrozpaczonej miny Austriaka. – Nie przejmuj się tak. Dam ci oryginalne winylowe „Die Schoepfung" Karajana z Wunderlichem.

Roderich westchnął po długim milczeniu.

- Tylko upewnij się, że okładka jest w dobrym stanie. Nałóż mi trochę tej pasty, Feliciano.

XXX

- Witam wszystkich na pierwszym posiedzeniu Nadzwyczajnego Oddziału Bojowego Unii Europejskiej – powiedział Arthur Kirkland, stojąc za imponująca drewnianą mównicą. Mównica (pomysł Ludwiga) całkiem mu się podobała, ale uważał, że ciemnoniebieskie tło w złote gwiazdy (projekt Francisa) było przesadą w wyjątkowo złym guście.

- Zaatakowały nas siły pozaziemskie – kontynuował. – Każdy kontynent postanowił wydelegować grupę bojową przeznaczoną do specjalnych misji, obok regularnych oddziałów marynarki i lotnictwa. Wszystkie nasze misje są ściśle tajne. Dlatego zdecydowaliśmy, żeby członkowie grupy – zwłaszcza ci nowi – nie zdradzali swoich nazwisk obcym pluskwom i innym podsłuchom i używali zamiast tego pseudonimów z nazwą kraju. – Gdzieś pośrodku swojego trzeciego rzędu Soren Hansen zarumienił się lekko pod piorunującym spojrzeniem Axela Vintera. - Od dzisiaj jestem dla was UK. – (Czy mu się wydawało, czy naprawdę ktoś zawołał „hej, uke"?...) – Ewentualnie Anglia. Oddaję głos Ro… Austrii.

- Dobry wieczór. Jak wiecie, nazywam się… wiecie, jak się nazywam – zmieszał się Roderich. Poprawił okulary. – Ale teraz mówcie na mnie Austria. Będę zarządzał techniczną stroną naszych misji. Proszę, aby ci, których kraje wyczytam, stawili się dziś po kolacji przed laboratorium nr 5: Belgia, Estonia, Finlandia, Norwegia, Islandia, Portugalia, Liechtenstein, Francja… - spojrzał pytająco w kierunku UK, na co ten przytaknął dyskretnie. - …A więc Francja, Słowacja, Bułgaria, Łotwa i Litwa.

- Jakby totalnie, tam jest jakiś błąd! – rozległ się nagle gromki okrzyk z drugiego rzędu. – Tau… Litwa miał być w oddziale bojowym bezpośrednim.

Austria raz jeszcze sprawdził listę, po czym drobny blondyn zrezygnował ze sprzeciwu z uwagi na szept niepozornego chłopaka o brązowych włosach:

- Spokojnie, Feliks. Sam chciałem się przenieść.

- Skoro tak… Ale poradzisz sobie beze mnie? – Polska spojrzał na Litwę, zaniepokojony.

- Jasne – odparł Litwa, wcale nie wyglądając tak pewnie.

- Jakby co, zawsze ci pomogę – Polska objął go po przyjacielsku i szepnął do siedzącej obok dziewczyny:

- Nie chciałaś pracować z Roderichem?

- On też sam sobie poradzi – odparła z uśmiechem Węgierka. – Zresztą mieli rację, przyporządkowując mnie do drugiej grupy.

W międzyczasie przy mównicy stanął Ludwig.

- Jestem Niemcy i będę kierował oddziałem bojowym…

- Nie tak szybko, braciszku! – wszyscy odwrócili się w kierunku otwartych z rozmachem drzwi. Stał w nich wysoki chłopak o białych włosach, czerwonych oczach i nieco przerażającym uśmiechu. Był ubrany w czarny mundur, czarne wysokie buty i czarny płaszcz efektownie powiewający na wietrze, a na jego ramieniu siedziało żółte kurczątko.

- O, kurczę – wymamrotał Czechy, rumiany chłopak o jasnobrązowych włosach i intensywnie zielonych oczach.

Niemcy jako jedyny wyglądał na bardziej zmieszanego niż zaskoczonego.

- Eee… witaj, Gil…

- Prusy – przerwał mu brat i bezceremonialnie zepchnął blondyna z mównicy. – Będę drugim szefem oddziału bojowego.

- Mam wrażenie totalnej germanizacji naszego dowództwa – mruknął Polska z niezadowoleniem.

- Nie martw się – szepnęła siedząca za nim Białoruś z niebezpiecznym błyskiem w oczach.

- Tak się składa, że mamy już drugiego szefa – powiedział Ludwig, zajmując zabierając Gilbertowi mikrofon – wybranego przez delegację Skandynawii i Europy Wschodniej. Jest nim Rosja.

- Jakby totalnie CO?! – Polska wstał z miejsca, przeskoczył siedzącego przed nim Łotwę i wdarł się na mównicę. – Mieliśmy wybrać Węgry!

- Niestety, przeważyła siła perswazji niektórych z krajów wschodnioeuropejskich – stwierdził urzędowo Niemcy, starając się nie patrzeć w kierunku Białorusi i jej podręcznego zestawu noży.

- Co ci tak przeszkadza, towarzyszu Polsza? – spytał uśmiechnięty Rosja ze swojego miejsca obok Ukrainy.

- To mi przeszkadza, że jesteśmy kurczę wielkanocne najbardziej seksistowską grupą kontynentalną ze wszystkich! Azja ma Wietnam i Indie wśród zarządzających, Afryka Kenię, Ameryki Brazylię! A my jakby co?! To już weźcię Nataszę, jak ma taką siłę perswazji!

- Białoruś – poprawił odruchowo Niemcy, nie wiedząc, co powiedzieć.

- W takim razie Bułgaria przejmie zarządzanie w grupie technicznej – Prusy wzruszył ramionami.

- Ty idioto! – odezwał się nagle Austria i podszedł do Giberta, spychając z mównicy Polskę i Niemcy.

- A więc to TY zarządzałeś grupą techniczną?... – Prusy udał zdziwienie.

- Tak, ja, i stanowczo żądam, żeby nikt się w to nie mieszał…

- Przecież nie umiesz nawet mnie komentować na twitterze!

- Skąd wiesz, że chcę cię komentować?!

- Bo piszę głównie o tobie!

- Możesz w końcu zostawić mnie w spokoju?

- Dobrze, zostawmy wszystko w spokoju – Prusy odwrócił się w kierunku słuchających ich w niemym zdumieniu delegatów – szefami grupy bojowej będą mój brat i Polska. Poza tym – wziął beznamiętnie listę – do grupy należą Białoruś, Prusy, Rosja, Hiszpania, Włochy Południowe, Dania, Szwecja, Holandia, Szwajcaria, Węgry, Czechy, Rumunia, Grecja, UK, Irlandia i Turcja. Włochy Północne i Ukraina zarządzają personelem tego ośrodka i centrum lekarskim…

- A co z zarządem grupy technicznej? – spytała Bułgaria, jasnooka brunetka.

- To sprawa Austrii – odparł Gilbert, nie patrząc na Rodericha, który już dawno wyszedł zmieszany za drzwi sali.

- Dobrze, a więc grupa bojowa stawi się jutro o piątej rano na boisku nr 7 – zarządził Niemcy, kiedy jego brat zszedł z mównicy i opuścił salę bez słowa.

- Nie lepiej w lesie? Jakby, ćwiczenia w terenie – zasugerował Polska, opierając ręce na biodrach.

- Czego kosmici będą szukać w lesie? – powiedział zażenowany Czechy.

- Jakby, zamknij się – zganił brata Feliks.

- Kolacja o ósmej! – zawołał Włochy Płn i po tym oświadczeniu wszyscy zaczęli się powoli rozchodzić.

- Mój Boże, piąta rano – westchnął Dania.

- Potrzebujesz dopalaczy? – spytał wysoki chłopak o zaczesanych niemal pionowo i utrwalonych srebrzystym lakierem popielatych włosach. – Jestem Holandia – przedstawił się z wyluzowanym uśmiechem.

- Dania – Soren uścisnął jego rękę. Byli tego samego wzrostu, ale Holandia wydawał się trochę lepiej zbudowany. – Gdybyś załatwił mi coś dobrego, mógłbym jeszcze skoczyć dziś wieczorem na piwo.

- Na piwo? Znasz już tutaj kogoś?

- No tak, na przykład ciebie – Dania przejechał ręką po swych jasnych włosach, co nie zmieniło specjalnie ich ułożenia. – I Turcję. I Prusy, ale on chyba już znalazł dla siebie zajęcie – wskazał Prusy i Austrię idących do głównego budynku. Wyglądali, jakby się kłócili, ale nagle Austria złapał Prusy za rękę i powiedział mu coś powoli, patrząc prosto w oczy. Potem odszedł szybko w kierunku części mieszkalnej. Prusy stał jeszcze chwilę w miejscu, po czym skierował się do lasu.

- Spacer po lesie? Trochę to podejrzane – zauważył stojący obok nich Norwegia.

- Może chce po prostu odetchnąć świeżym powietrzem. Chyba nie myślisz, że idzie przesłać tajne informacje kosmitom – roześmiał się Dania.

- On raczej nie – powiedział poważnie Norwegia. – Ale musimy liczyć się z możliwością istnienia szpiegów pośród nas.

Holandia i Dania śmiali się z tego wieczorem, kiedy poszli z Francją i Turcją do baru w pobliskiej wsi. Nie wiedzieli, w jak dużym stopniu Norweg miał rację.