Siedziała na łóżku. Machinalnie zaplatała warkocz, wpatrując się przy tym w ścianę i nasłuchując dźwięków układającego się do snu domu.
Wiedziała, że za drzwiami pokoju stał strażnik. Pilnował jej każdej nocy, tak jak inni w domu Austrii pilnowali jej w ciągu dnia, uważnie przyglądając się każdej wykonywanej przez nią czynności.
Była więźniem w tym domu.
Mieszkała tu od wielu lat, służąc Świętemu Cesarstwu Rzymskiemu, a po jego odejściu panu Austrii. Jednak nigdy do tej pory nie czuła się tu jak więzień, wręcz przeciwnie. Chłodny, elegancki Austria zawsze starał się troszczyć o nią, a także małą Icię.
Nie małą, poprawiła się w myślach, szarpiąc bezmyślnie warkocz. Włochy dorósł i odszedł. Ona też chciała odejść, zacząć żyć na własną rękę, ale siedzi teraz zamknięta w pokoju, pilnowana jak niegrzeczne dziecko, które tylko czeka na chwilę nieuwagi, aby cos zepsuć.
Szarpnęła ze złością nieszczęsny warkocz, włosy posypały się na ramiona. Wszystko psuję, pomyślała. Wtedy też wszystko zepsuła.
Zrezygnowana związała wstążką włosy i położyła się do łóżka. Gdy tylko zamknęła oczy, wyobraźnia podsunęła jej jego obraz: nienagannie ubranego, prostego jak struna, z miękkim spojrzeniem niebieskich oczu. Zawsze go takiego widziała, jakby jego wizerunek był wyryty po wewnętrznej stronie powiek i tylko czekał, aż zamknie oczy, by się pojawić.
Co tu dużo mówić, podobał się jej. Zawsze traktował ją z galanterią, jak przystało na prawdziwego dżentelmena, chociaż tylko służyła w jego domu. Pozwalał jej na tak wiele, chociażby słuchać jego gry na fortepianie, co szybko stało się stałym punktem każdego wieczoru. Jego grzeczna troska i dobre maniery zawsze ją śmieszyły, ponieważ nie uważała się za kruchą kobietkę, o którą należy się troszczyć. Ale z drugiej strony potrafił wzbudzić w niej jakąś dziwną czułość, pragnienie oddania się pod jego opiekę. Myślała, że mu na niej zależy. Myślała, że…
Elizaveta poczuła, jak niechciane łzy spływają po jej policzku.
Wszystko zepsuła.


Tamtego dnia myślała, że pozwoli jej odejść. Oczywiście postanowiła, że zrobi to z jego pozwoleniem lub bez, ale była mu coś winna za te wszystkie lata, które spędziła w jego domu. Powinien wiedzieć.
Udała się więc do jego gabinetu, gdzie siedział przybity tym, co ostatnio działo się nie tylko w Wiedniu, ale i w całej Europie. Wiedziała, że to co ma do powiedzenia nie poprawi mu nastroju, ale musiała, chciała, żeby wiedział. Jej ludzie byli dla niej najważniejsi.
„Panie Austrio?"
Nie odpowiedział. Nawet nie podniósł głowy.
„Panie Austrio, wiem, że okoliczności nie są dla pana sprzyjające, ale chciałabym prosić…"
„Chcesz odejść?" Nadal nie podnosił na nią wzroku. Postanowiła, że nie będzie owijać w bawełnę.
„Tak". Na długą chwilę zapadła nieznośna cisza.
„Rozumiem. I oczekujesz, że pozwolę ci na to ot, tak?" Ciepło, które zawsze słyszała w jego głosie, gdzieś znikło. „Cóż, obawiam się, że to niemożliwe."
Jego spokojny ton rozzłościł ją bardziej niż słowa. Spójrz na mnie, draniu, popatrz na mnie.
„Moi ludzie mają dość służenia w twoim domu."
„Ty jakoś do tej pory nie miałaś nic przeciwko temu." Wreszcie podniósł na nią oczy. Spojrzenie było zimne, pozbawione uczuć.
Jego słowa nią wstrząsnęły. Czy rzeczywiście tak było? Nie interesowała się losem swoich ludzi, bardziej skupiając się na szukaniu zainteresowania w oczach Rodericha? Nie wierzyła w to.
„Teraz ich rozumiem" szepnęła, powstrzymując cisnące się do oczu łzy. Kiedy nic nie odpowiedział, zwróciła się do niego już mocniejszym głosem „Nie chciałam przysparzać panu więcej problemów, ale widzę, że bez nich się nie obejdzie."
Milczał. Poczuła wściekłość.
„Sam tego chciałeś" rzuciła i wybiegła z gabinetu, nie czując łez spływających po policzkach.


Leżąc w ciszy swojego pokoju rozmyślała, czy miał rację niebezpośrednio wytykając jej, że nie troszczyła się o swoich ludzi. Nie zgadzała się z tym, ale z drugiej strony… Będąc pod opieką Austrii nie musiała obawiać się prawie nikogo, razem z nim byli jednym z najpotężniejszych i najbardziej liczących się w Europie państw. To było… wygodne. Nawet nie wiedziała, kiedy przestała walczyć o swoje, kiedy się wypaliła. Co prawda pragnienie wolności nie dawało o sobie zapomnieć, ale…
Była zaślepiona. Zaślepiona niezdrową fascynacją Roderichem i poczuciem bezpieczeństwa do tego stopnia, że nie czuła, jak jej ludzie cierpią wykorzystywani prze kolejnych szefów Austrii, pragnących coraz większej władzy.
Dopiero pamiętna zawierucha w Europie otworzyła jej oczy. Ona i rozmowa z Polską jakiś czas przed owym feralnym dniem, kiedy odwróciła się od Austrii.


Feliks był strasznie blady i wymizerowany. Zielone oczy świeciły gorączką w wychudłej twarzy, przez co wydawały się nieproporcjonalnie wielkie.
„Feliks? Co ty tu robisz?" zapytała zszokowana jego widokiem. Niemożliwe, że tu jest. Nie po tym, co się wydarzyło 50 lat temu.
„Ja też się cieszę, że cię widzę" uśmiechnął się blado.
„Nie powinno cię tu być." Stali w ogrodzie na tyłach domu Austrii, dokąd wyszła rano, by naciąć świeżych kwiatów do salonu. Byli sami, ale w każdej chwili ktoś mógł nadejść, odkryć obecność Polski i zrobić mu krzywdę.
„Masz rację. Nie chcę narażać cię na nieprzyjemności. Zaraz odejdę"
„Och, Feliks!" Objęła go, nagle wzruszona. Nie widziała go tyle czasu, była nawet przekonana, że nie żyje. W tamtych strasznych dniach rozpaczała, nie mogąc uwierzyć, że pan Austria mógł przyłożyć do tego rękę. Potem doszły ją słuchy, że Polska jednak przeżył, ale nie miała pewności, czy to prawda. Aż do teraz.
Chciała go zapytać, dlaczego przyszedł do niej, ale ubiegł jej pytanie.
„Nie mam dużo czasu, Elizaveto, przejdę od razu do rzeczy. Zapewne dobrze wiesz, co się teraz dzieje w Europie…"
„Wiem, pan Austria też ma ostatnio jakieś kłopoty…"
„To nasza szansa" przerwał jej szybko.
„Szansa na co?"
„Na wolność." Oczy błysnęły mu tęsknotą i nadzieją. „Pamiętasz trzydziesty? Byłem wtedy tak blisko…"
„A więc ty już wtedy…?" Przytaknął, ale ona potrzasnęła głową. „Feliks, powstanie upadło, do tej pory twoi ludzie odczuwają jego skutki…"
„Tym razem może być inaczej. Wystarczy, że moi i twoi ludzie wystąpią przeciwko Austrii. Osobno może nie mają takich szans, ale razem… To się uda, Elizaveto…"
Miałaby wystąpić przeciwko Austrii? Znowu potrząsnęła głową.
„Ale moi ludzie do tej pory byli u niego bezpieczni."
„Jak długo to potrwa? Przecież on cię wykorzystuje! Ciebie i twój naród! Jak tak dalej pójdzie, nie pozostanie po nich nawet ślad! Czy oni w ogóle się dla ciebie nie liczą?"
Poczerwieniała z gniewu.
„Jak śmiesz mówić mi, że nie obchodzą mnie moi ludzie?! Czy ciebie obchodzą twoi, skoro od lat tylko błąkasz się nie wiadomo gdzie?"
Feliks nagle posmutniał. Blask w zielonych oczach przygasł, kiedy odezwał się cicho.
„Gdyby mój naród przestał być polski, nie rozmawialibyśmy teraz. Nie byłoby mnie tu gdyby nie oni. Dlatego staram się coś dla nich zrobić. Ale potrzebuję pomocy twoich ludzi. Twojej pomocy"
„Nie chcę, by cierpieli. Zrobiłabym dla nich wszystko"
Spojrzał na nią i uśmiechnął się lekko.
„Brakowało mi tego, Elizaveto. Twojego gniewu, twojej waleczności. Tego węgierskiego żaru. Myślałem, że już się wypalił, ale on wciąż jest w tobie." Milczał chwilę. „Przemyśl to, co ci powiedziałem."
Odwrócił się i ruszył ku granicy posiadłości Austrii. Węgry patrzyła za nim, wahając się.
„Czekaj!" krzyknęła w końcu.


Elizaveta przycisnęła palce do oczu. Łzy już dawno wyschły, ale policzki paliły. Sen wciąż nie chciał nadejść, choć księżyc stał już wysoko, łagodnie oświetlając jej pokój.
Po rozmowie z Feliksem zdecydowała się walczyć o swoje prawa. Nie chciała jednak od razu występować przeciwko Austrii. Przychodziła więc do niego, nękała prośbami, żądaniami większych praw dla swojego narodu, a gdy to nie skutkowało, posunęła się do gróźb otwartego buntu. Ale Roderich ją lekceważył. Owszem, odpowiadał grzecznie, jak przystało na dżentelmena: musimy to rozważyć, zastanowimy się nad tym i tak dalej. Ale gdy tak odpowiadał wiedziała, że myślami jest gdzie indziej.
A jej ludzie mieli dość nieograniczonej władzy Austrii. Teraz dostrzegała to z całą mocą.
Stało się więc to, czego tak bardzo się bała i czego jednocześnie tak bardzo pragnęła: stanęła do walki o wolność.
Wystąpiła przeciwko Austrii.
Liczne powstania węgierskie, w których udział brali także Polacy, wprowadziły ogromne zamieszanie w rządzie austriackim. Byli tak blisko wolności, całkowitej niezależności…
Powstanie jednak zduszono. Wojska austriackie otrzymały pomoc Rosjan i doprowadziły do klęski Węgrów.
Elizaveta czuła ból, straszny ból straconej nadziei. Gdy odprowadzono ją, brudną i poranioną przed oblicze Austrii, powinna była czuć upokorzenie. Jednak czuła dumę. Wystarczyło jedno spojrzenie na Austrię i już wiedziała, że wygrała w tym powstaniu przynajmniej jedno: szacunek. Nikt nie będzie jej już lekceważył.
Myślała, że Roderich będzie triumfował, myliła się jednak. Austria spojrzał na nią z dziwnym smutkiem.
„Twoja kwestia nie została rozwiązana. Pozostaniesz w moim domu" powiedział tylko i odszedł.
Od tamtego czasu nie widywała go prawie wcale. Za to zauważyła, jak bardzo jej teraz pilnują, przyglądają się uważnie, ale także starają się jej nie rozdrażnić.
Tak, żar, o którym mówił Feliks, wciąż w niej jest. Teraz wiedzieli o tym wszyscy.
Wstała z łóżka, byle jak związane włosy posypały się kaskadą na ramiona. Czuła, że i tak nie zaśnie. Za dużo myśli, za dużo niepokoju. Wewnętrzny żar wypalał ją od środka.
Pamiętając o stojącym za drzwiami strażniku podeszła do okna i otworzyła je. Obrastające dom pnącze nie było może zbyt stabilną alternatywą drabiny, ale nie przejmowała się tym. Zeszła po nim na niewielki gzyms piętra niżej i weszła przez otwarte okno do pustego i ciemnego pokoju.
Stanęła w plamie księżycowego światła padającego przez okno. Odetchnęła głęboko prze chwilę stojąc bez ruchu z zamkniętymi oczami.
W jej umyśle popłynęła stara melodia, stopy po kilku niepewnych krokach odnalazły właściwy rytm. Wewnętrzny żar zapłonął jasnym płomieniem.
Węgry ruszyła do czardasza.


Austria był zmęczony. Ostatnie kłopoty z Prusami bardzo go wyczerpały, a dzisiejsze rozmowy z szefem doprowadziły do bólu głowy. I jeszcze ten pomysł szefa…
Po tej propozycji Roderich musiał wiele przemyśleć. Zwykle robił to grając na fortepianie. Odprężał się wtedy i mógł spojrzeć na wiele sprawy innego punktu widzenia. Dziś niestety tak nie było. Pomysł szefa do tego stopnia wyprowadził go z równowagi, że przez godzinę siedział przy instrumencie i tylko trzymał dłonie na klawiszach, nie grając żadnej melodii. W końcu uznał, że to nie ma sensu i udał się do swojej sypialni.
Po drodze zauważył, że niedomknięte drzwi do małej salki muzycznej cicho poruszają się w przeciągu. Ktoś nie zamknął okna, pomyślał i otworzył drzwi. Na widok tańczącej w ciszy Węgry stanął jak wryty.
Elizaveta nie widziała go, porwana rytmem tańca. Światło księżyca padające na jej rozwiane włosy i białą koszulę nocną nadawało jej wygląd ducha.
Obrót, uderzenie stopą, krok do przodu, coraz szybciej i szybciej. Tempo zdawało się przekraczać ludzkie możliwości, jednak Węgry wirowała nie tracąc rytmu. Gdy wydawało się, że szybciej już nie można, Elizaveta nagle się zatrzymała, szeroko rozkładając ręce i ciężko dysząc. Pochyliła się do przodu kładąc dłonie na kolanach. Stała tak przez chwilą, aż uspokoiła oddech, po czym nie rozglądając się wyszła na parapet otwartego okna i wspięła się po bluszczu do swojego pokoju.
Zszokowany Austria nawet przez chwilę nie pomyślał, że mogłaby spaść. Wciąż pod wrażeniem jej milczącego tańca, zamknął drzwi.
Miał przed oczami obraz wirującej w chmurze rozwianych włosów Elizavety, kiedy uznał, że propozycja szefa wcale nie jest taka zła…