A/N:Witam wszystkich ponownie i z wielką przyjemnością pragnę przedstawić Wam tłumaczenie opowiadania „It All Comes Down To Time" autorstwa JenKM1216. Autorka zgodziła się na tłumaczenie. Adres oryginału: .net/s/2901275/1/It_All_Comes_Down_To_Time

Mam nadzieję, że zarówno opowiadanie, jak i tłumaczenie Wam się spodoba. Liczę na komentarze, które są niezwykle pomocne przy pisaniu autorskich opowiadań czy też tłumaczeniu tekstu. W końcu robię to dla Was – czytelników. :)

Opowiadanie betuje Iza.


Wszystko sprowadza się do czasu

Rozdział I

Hermiona Granger była sfrustrowana. Była wściekła. Jak takie rzeczy mogły przytrafić się dumnej Gryfonce? Marniejąc przez profesora ledwo została prymuską – tym bardziej, że tym, który to spowodował był nie kto inny, jak tylko tłustowsłosy nietoperz z lochów, jak nazywali go uczniowie. Profesor Severus Snape we własnej osobie.

Wszystko zaczęło się pod koniec jej szóstego roku, kiedy ona i Ron zakończyli swój fatalny romans. Uciekała wtedy z pokoju wspólnego Gryfonów na Wieżę Astronomiczną, by zaznać odrobinę spokoju. Nawet nie zastanawiała się, że była prawie północ i panowała już cisza nocna.

.::.

Dziewczyna nie była naprawdę zmartwiona rozstaniem z Ronem. Zgodnie stwierdzili, że lepiej im wychodzi jako przyjaciołom. Hermiona udała się na Wieżę Astronomiczną, by uciec Lavender Brown i Parvati Patil, które wydawały się myśleć, że rozstanie spowodowane zostało chęcią zmiany. Tak, jakby Hermiona kiedykolwiek chciała zmiany. To była ostatnia rzecz jakiej pragnęła, więc opuściła pokój wspólny.

Pogrążona w myślach wpatrywała się w ziemię kiedy usłyszała. – Wyjście po godzinach, panno Granger? – Jedwabisty głos zabrzmiał prawie radośnie. – Dwadzieścia pięć punktów od Gryffindoru i wierzę, że szlaban będzie w porządku.

Hermione westchnęła, a jej oczy rozszerzyły się. Nie miała szlabanu od czasu jej pierwszego roku, kiedy została złapana na korytarzu podczas ciszy nocnej. Wtedy ona, Neville, Harry oraz Draco otrzymali szlaban.

- Och, jak nisko można upaść. Książki nie pomogą wybrnąć z tej sytuacji, panno Granger. – Radość w jego głosie była prawie widoczna na twarzy.

- Profesorze Snape – błagała Hermiona.

Jedwabisty głos stał się chłodny. – Nie zaczynaj z żałosnymi wymówkami, Granger. Reguły nie mogą być pomijane tylko dlatego, że jesteś przyjaciółką Pottera. Tydzień szlabanu ze mną rozpoczyna się jutro o dwudziestej.

- Ale, sir – zaprotestowała Hermiona.

- Dwa tygodnie, panno Granger, i pięćdziesiąt punktów od Gryffindoru. To zajmie ci czas do końca semestru. Jeśli chcesz coś dodać do swojej kary, mam mnóstwo pomysłów i starczy nawet na semestr jesienny.

Hermiona zwiesiła głowę. Łzy groziły wylaniem z jej oczu a ona nie chciała, by był świadkiem jej upokorzenia.

- Widzę, że wystarczy. Jutro, panno Granger. Teraz wracaj do swojego dormitorium.

Hermiona wróciła do Wieży Gryffindoru tak szybko, jak tylko się dało. Otrzymanie szlabanu pod koniec klasy było wystarczająco złe – nie chciała rozpoczynać ostatniego roku ze takiej pozycji.

Zatrzymała się nim weszła do pokoju wspólnego. Nie chciała, by ktokolwiek widział łzy, które spowodował profesor Snape. Z jej szczęściem, Lavender i Parvati pocieszałyby ją całą noc myśląc, że płacze po zerwaniu z Ronem. Zadowolona była tylko z tego, że powstrzymała się od płaczu dopóki nie znalazła się daleko od profesora Snape'a. Nie pokazała mu jak zmartwiona była. Nie był, mimo wszystko, znany ze swej współczującej natury. Wszystko czego potrzebowała to odebranie kolejnych punktów Gryffindorowi z powodu jej płaczu.

Wzięła głęboki oddech i otarła łzy z twarzy zanim obudziła chrapiącą Grubą Damę, po czym wśliznęła się do łóżka, modląc się, by jej współlokatorki spały. Miała szczęście i, po raz pierwszy tej nocy, nikt nie był obserwatorem jej nocnej wędrówki.

.::.

Następny dzień minął zbyt szybko, gdyż Hermiona została zmuszona do skończenia kilku referatów w bibliotece między lekcjami. Oczywiście z powodu jej wieczornego szlabanu zarobionego za wyprawę na Wieżę Astronomiczną. Ron i Harry powiedzieli jej, że nie była w tyle, tylko nie tak daleko naprzód jak zawsze. Zbyła ich machnięciem dłoni.

Obawiała się swojego szlabanu. Nie otrzymała kary od pierwszego roku i była świadoma, że profesor Snape może być bardzo szczęśliwy będąc tym, który ją jej zada.

Była w złym nastroju podczas śniadania oraz lunchu i tylko skubała jedzenie. Ron próbował jej powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, ale marna to była próba pocieszenia. Nie była sobą podczas lekcji, otrzymując tym samym więcej niż jedno zdziwione spojrzenie od profesorów, którzy oczekiwali od niej 110-procentowego przygotowania. Podczas całego dnia ani razu nie podniosła ręki. Była tylko zadowolona, że nie miała dzisiaj Eliksirów.

Nie chciała, by nastał wieczór, ale zanim się zorientowała, stała już przed pracownią Eliksirów. Wzięła głęboki oddech i zapukała do drzwi.

- Wejść – powiedział szorstki głos. Wzdrygnęła się nieznacznie, ale przywołała zdecydowane spojrzenie. Była Gryfonką. Stać ją na to.

Otworzyła drzwi i weszła do środka, zamykając je za sobą. Zbliżyła się do profesora Snape'a, zatrzymując się, kiedy dotarła do jego biurka.

- Dzisiejszego wieczoru rozpoczął się twój szlaban. Będziesz asystować mi podczas inwentaryzacji moich zapasów. Wymagam dokładnych pomiarów każdego składnika. Rachunku wszystkich flakoników, kotłów. Inne narzędzia również będą konieczne. Ufam, że nie będziesz skuszona do zagarnięcia do kieszeni niczego dla osobistego eksperymentowania?

Hermiona zarumieniła się. – Nie, sir, oczywiście nie. Może pan na mnie liczyć.

- Zaiste. – Przeszedł w łagodną wypowiedź. Wygiął jedną brew w łuk. – Przyzwyczaiłem się oczekiwać czegoś niezwykłego w twoim wypadku, panno Granger. Dwadzieścia punktów od Gryffindoru.

Oczy Hermiony rozszerzyły się. – Ale dlaczego, sir? – westchnęła.

- Nie zadawaj pytań, panno Granger. Kolejne dwadzieścia punktów.

Hermiona opuściła głowę pokonana. Profesor Snape machnięciem ręki wskazał jej drogę i rozpoczęła się pierwsza noc jej szlabanu.

.::.

Końcowe dwa tygodnie kary pokazały Hermionie jak blisko współpracowała z profesorem. Wzrósł jej szacunek do niego. Niewątpliwie był błyskotliwy. Każde zadanie wykonywał z wymaganą doskonałością, nic nie było zbyt błahe, by zająć całą uwagę Snape'a. Podziwiała go, że był skłonny zrobić zadanie jej przeznaczone i nie dawał jej nieprzyjemnych prac.

Kontynuowali pracę podczas wakacji na Grimmauld Place numer dwanaście i dziewczyna zauważyła, że szacunek przekształcił się w pociąg. Był zabawny na swój sposób. Rzucała mu ukradkowe spojrzenia kiedy myślała, że on nie patrzy i doszła do wniosku, że nie jest brzydki. Posiadał cechy, które były całkiem miłe, jeśli pomijało się wieczne szyderstwo, przyklejone do jego twarzy. W sumie, jego twarz miała kuszące cechy. Oczywiście, jeśli pomijało się wielkość nosa. Jego umysł był złodziejem jej serca. Jeżeli byłaby tylko w połowie tak mądra jak on, dziękowałaby bogom za taki dar inteligencji.

Jej zainteresowanie musiało być bardziej widoczne niż przypuszczała. Nie wiedziała, że profesor Snape zauważył jej nieśmiałe spojrzenia i nerwowe jąkanie. Była głupia myśląc, że ktoś tak inteligentny jak on nie zauważy oczywistych znaków jej szacunku i zainteresowania względem niego.

Pod koniec lata, profesor Snape powiedział coś, co zmroziło jej krew w żyłach. – Panno Granger – zaczął – nie chcę i nie mam czasu dla głupich zauroczonych dziewczyn. Dla twoich uprzejmości i uśmiechów nie ma miejsca w moim życiu i w klasie. Jeśli czujesz się samotna, może powinnaś błagać pana Weasleya, by przyjął cię z powrotem.

Łzy popłynęły po czerwonych policzkach. Wybiegła z pokoju upokorzona jak jeszcze nigdy w życiu. To był ostatni raz kiedy widziała go w te wakacje. Ostatnie tygodnie spędziła egzorcyzmując swoje uczucia do profesora Snape'a. Stosowała medytację, by schronić się w harmonijnej części umysłu i powtarzała w kółko, że nic nie czuje do profesora Snape'a. To ją uspokoiło i nawet uwierzyła, że osiągnęła sukces.

Weszła do Wielkiej Sali na Ucztę Powitalną w dobrym nastroju. Odznaka Prefekt Naczelnej lśniła na jej piersi i dziewczyna nie mogła się doczekać przywilei z tym związanych. To będzie wielki rok, pomyślała.

I wtedy go zobaczyła. Uczucia, które z takim trudem wyrzuciła powróciły z siłą oceanu.

.::.

Hermiona siedziała w pokoju Prefekt Naczelnej i myślała o wszystkim, co doprowadziło ją do tego punktu. Była rozwścieczona samą sobą. Jak mogła pozwolić sobie na zadurzenie się w nauczycielu podczas wakacji? Gdyby nie to, miałaby zupełnie inny rok przed sobą. Westchnęła głęboko. To będzie długi rok.

W połowie października, po półtorej miesiącu wyczerpujących zajęć i ciężkich zadań, Hermiona usiadła wraz z przyjaciółmi w pokoju wspólnym.

- Harry! Ron! Wykażcie trochę zainteresowania! – Hermiona płakała w desperacji. – O.W.T.M.-y przyjdą szybciej niż myślicie!

- Spokojnie, Hermiono. Będą dopiero za parę miesięcy – powiedział Ron.

- A jutro jest mecz quidditcha – przypomniał jej Harry. – Musimy zaplanować strategię.

- Gracie z Huffelpuffem, Harry. Wygracie niezależnie od tego czy to zaplanujecie czy nie. – Hermiona zaczynała był coraz bardziej sfrustrowana.

- Quidditch jest teraz ważniejszy, Hermiono – zajęczał Ron.

- To jest to! Mam tego dość! Jeśli oblejesz swoje wszystkie O.W.T.M.-y nie mów, że cię nie ostrzegałam! A kiedy nie znajdziesz dobrze płatnego zatrudnienia nie przychodź do mnie z płaczem. – Z dziewczyny promieniowała złość i oburzenie. Chyba nigdy nie zrozumie dlaczego chłopcy wydają się myśleć, że na końcu i tak wszystko będzie dobrze. Czy oni naprawdę sądzili, że wszystko zostanie im podane na złotym talerzu?

- Hermiono – zaczął Harry.

- Odczep się, Cudowny Chłopcze! – Włożyła książki do torby i wybiegła z pokoju wspólnego.

- To muszą być te dni – usłyszała Rona, kiedy przechodziła prze dziurę w portrecie. Zbladła z gniewu, ale postanowiła to zignorować. Nie chciała się już z nimi kłócić.

Hermiona poszła do swojego pokoju. Muszę się stąd wydostać, pomyślała. Być może spacer pomoże.

Założyła wełniany płaszcz, gdyż październikowe wieczory stawały się coraz chłodniejsze. Idąc myślała o wszystkim co przydarzyło się w jej życiu.

Jak zawsze, była najlepsza w klasie. Bez żadnego wysiłku czy dodatkowej pracy i tak była przed swoimi rówieśnikami. Prawdę mówiąc, mogła już jutro napisać O.W.T.M.-y i zdać je bez trudu. Nie było żadnych wątpliwości, że Hermiona Granger otrzymałaby najlepsze wyniki z egzaminów. I ona sama o tym wiedziała. O.W.T.M.-y jej nie martwiły – martwił ją Severus Snape. Im bardziej starała się zapomnieć o uczuciach względem niego, tym silniejsze się one stawały.

Zaawansowane Eliksiry miała trzy razy w tygodniu, a jedne z tych zajęć były podwójne. Każde wypowiedziane przez niego słowo przepływało przez nią powodując tęsknotę. Absurdalne było to, że ona wciąż go chciała. Zabierał jej punkty bez powodu, obrażał ją i bezlitośnie krytykował jej pracę. Tak, on wychodził z założenia, że deptanie jej uczuć będzie najlepszym sposobem na upewnienie się, że nie będzie już żywiła do niego żadnych. Niestety dla nich obojga, to nie działało.

Hermiona ściągnęła brwi i potrząsnęła gniewnie głową orientując się, że nieświadomie zawędrowała w głąb Zakazanego Lasu i zgubiła się. Wędrowała wzdłuż krawędzi lasu, nie zamierzając wchodzić do środka.

- Nie panikuj, Hermiono – powiedziała na głos. – Nie możesz być daleko. Odwróć się i wróć drogą, którą przyszłaś.

Szła tylko kilka minut kiedy natknęła się na dwóch zaskoczonych Śmierciożerców.

.::.

Cholera, pomyślał Severus. Czego mógł chcieć Lucjusz?

Otrzymał sowę z wiadomością od przyjaciela, w której prosił o spotkanie w Zakazanym Lesie. Nagły wypadek – przybądź bezzwłocznie.

Westchnął i z tęsknym spojrzeniem odłożył książkę na półkę. Tak miał wyglądać mój piątkowy wieczór przed tym cholernym spotkaniem, pomyślał. Planował nadrobić zaległości w czytaniu, ale zamiast tego założył szaty Śmierciożercy, by nie musieć wracać po nie przed późniejszym spotkaniem z Czarnym Panem. Wyszedł spotkać się Lucjuszem Malfoyem czując, że to będzie bardzo długa noc.

Zanim opuścił zamek rzucił na siebie urok rozpraszający. Nie byłoby dobrze, gdyby ktoś zobaczył Śmierciożercę w pobliżu Hogwartu. Przeciął szybko błonia kierując się do Zakazanego Lasu.

Kiedy wszedł do lasu, zdjął z siebie zaklęcie. Lucjusz już czekał.

- Severus. – Pozdrowił go blondyn.

- Lucjuszu. Co jest takie pilne? – zapytał Snape przechodząc do sedna.

Lucjusz odparł. – Eliksir Czasowy jest gotowy i Czarny Pan chciałby go przetestować.

Severus pracował nad eliksirem odsyłającym w czasie. Było to coś podobnego do Zmieniacza Czasu, ale istniały drobne różnice. Eliksir się połykało i cofało się o lata, natomiast Zmieniacz Czasu mógł odesłać tylko do niedawnej przeszłości.

- Eliksir Czasowy nie jest gotowy! Wymaga całkowitej analizy i musi być przetestowany. – Severus był zaszokowany. – Nie wiem co się stanie, kiedy ktoś go teraz zażyje, to mogłoby nawet zabić użytkownika.

- Czarny Pan jest gotów ponieść takie ryzyko. Chce, abyś cofnął się w czasie i zabił Harry'ego Pottera zanim jego rodzice zaczną się ukrywać.

- Lucjuszu, nie mam pojęcia ile eliksiru potrzeba, by cofnąć się do określonego punktu w czasie. Muszę przeprowadzić testy. Ilość spożytego eliksiru może być zależna od tego jak daleko chce się cofnąć – kłócił się Severus. – To jest zbyt nieprzewidywalne, by opierać się tylko na domysłach. I nie stworzyłem napoju, który odesłałby użytkownika z powrotem.

- Kwestionujesz rozkazy Czarnego Pana? – syknął niebezpiecznie Lucjusz.

Severus nigdy nie dostał szansy na odpowiedź. W tym momencie pojawiła się Hermiona Granger.

- Cholera! – powiedziała przerażona. Odwróciła się i zaczęła uciekać.

- Za nią! – ryknął Lucjusz.

Severus jęknął. Dzień stawał się coraz gorszy. Jak miał ochronić tą małolatę przed śmiercią?

.::.

Hermiona biegła tak szybko jak tylko mogła. Zaryzykowała spojrzenie przez ramię w którym uchwyciła twarz Lucjusza Malfoya, który zrzucił swoją maskę. Miał morderczy wyraz twarzy i szybko się do niej zbliżał.

Bogowie! Jej umysł krzyczał, a ona zaczynała panikować.

Wybiegła z Zakazanego Lasu i potknęła się zaczepiając stopą o wystający korzeń, który rósł tu tylko dlatego, by udaremniać ucieczkę od niebezpieczeństw czyhających w lesie. Przeturlała się po ziemi, ale nie miała czasu, by sięgnąć po różdżkę.

Nagle pojawił się Lucjusz Malfoy, który biegł tak szybko, że nie potrafił wyhamować. Upadł na prawo od niej.

Hermiona natychmiast zaczęła walczyć. Gryzła, ciągnęła za włosy, kopała – wszystko co tylko przyszło jej do głowy. Jakimś cudem Lucjusz stracił swoją różdżkę. Zdołała kopnąć go kolanem w kroczę, a ból uniemożliwił mu dalszą walkę.

Skoczyła na równe nogi. Była tak spanikowana, że nawet nie starała się szukać swojej różdżki.

Lucjusz widział jak uciekała, ale nie był w stanie biec za nią. Rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu swojej różdżki, ale nigdzie jej nie było. Mimo bólu uśmiechnął się perfidnie.

Severus przedarł się przez Zakazany Las akurat wtedy, by zobaczyć jak Lucjusz rzuca fiolką z Eliksirem Czasowym w Hermionę. Cel trafił i fiolka rozbiła się na plecach dziewczyny oblewając ją swoją zawartością.

Hermiona potknęła się i zniknęła.

.::.

Kiedy Hermiona doszła do siebie była już noc. Jak udało mi się uciec? Zastanowiła się w zakłopotaniu.

Każdy mięsień w jej ciele bolał, a głowę przeszywał ostry ból. Czuła krew zaschnięta na twarzy, która ciekła z rozciętej wargi i nosa – pamiątki po Lucjuszu Malfoyu.

Ostrożnie wstała i zaczęła wracać do Hogwartu. Podczas upadku zwichnęła kostkę, a jej głowa krwawiła. Zaczynała tracić świadomość z powodu zbyt dużej utraty krwi.

W ciemności zmaterializował się jakiś kształt. Zanim pochłonęła ją ciemność, Hermiona zdążyła zauważyć twarz Remusa Lupina. Potem, jeszcze raz, straciła przytomność.