Krótka Przedmowa Autorki oraz Spis Rozdziałów
No więc pierwsza i najważniejsza sprawa: Wspaniałe anime „Yuuri on Ice" oraz jego wspaniali bohaterowie należą do Mitsurou Kubo oraz Sayo Yamamoto. Dziękuję obu Paniom za stworzenie dla nas tak cudownej serii (trzymam kciuki za film oraz kolejne sezony)!
Postacie, które nie pojawiają się w Yuuri on Ice (czytaj: OC) należą do mnie.
Jak zawsze przepraszam za ewentualnie błędy, które mogłyby się pojawić. Robię dokładną korektę, ale jestem tylko człowiekiem i zdarza mi się coś przegapić. Przebaczcie mi też, proszę, niedociągnięcia artystyczne okładki – nie jestem jakoś szczególnie biegła w rysowaniu, chociaż staram się jak mogę ;)
Dziękuję też wszystkim osobom, które przyczyniły się do powstania tego fika. Wyszły ponad 502 strony A4 – nie udałoby mi się spłodzić takich ilości tekstu, gdyby nie pomoc i wsparcie Stokrota i Arienka. Dziewczyny, jesteście absolutnie cudowne! Chwała wam i szacun!
Kilka kwestii technicznych:
Fik został napisany po obejrzeniu całej pierwszej serii, więc możecie spodziewać się masy spojlerów.
Jeśli idzie o imiona… to w wielu przypadkach pozostawiam pisownię wierną oryginałowi, ale czasami sięgam po spolszczenie. Innymi słowy, po prostu wybieram wersję, która najbardziej mi się podoba ;) Vitora lubię pisanego przez „v" i „k". Juraczka Plisetsky ma u mnie zdrobnienie imienia w wersji polsiej, ale nazwisko w wersji rosyjskiej. I tyle. Musicie z tym żyć ;)
Wspominam o tym w fiku, ale wspomnę też tutaj, by nikt się nie pogubił: akcja dzieje się 2 lata po kanonie. Flashbacki mają miejsce 5 lat przed kanonemczyli 7 lat przed akcją fika.
A, i jakby ktoś się jeszcze nie domyślił, to będzie yaoi. Jeśli nie lubicie całujących się chłopców, to nie czytajcie ;)
Rozdział 1 – Demony przeszłości
Yuuri spodziewał się, że jego powrót do Detroit będzie bardziej nostalgiczny. Że przywoła gamę burzliwych uczuć, takich jak te, które dopadły go dwa lata temu, gdy po długiej nieobecności wrócił do Hasetsu. Nadal pamiętał tę mieszaninę radości, smutku, ulgi i zagubienia, gdy przekroczył próg rodzinnej Yu-topii i pomyślał:
Oto mój dom. Dom, w którym dorastałem, opłakiwałem porażki, cieszyłem się z sukcesów i snułem plany na przyszłość. Nadal jest taki sam. Jednak ja wracam tutaj jako zupełnie inny człowiek.
Tak to już było z miejscami, w których spędziło się sporą część życia - skłaniały do refleksji. Zmuszały do spojrzenia w przeszłość, do przyjrzenia się sobie i swoim osiągnięciom. Czasem nawet wywoływały łzy. Zwłaszcza w przypadku ludzi tak wrażliwych jak Yuuri Katsuki – ludzi łatwo się wzruszających, lubiących wszystko przeżywać. A mimo to…
- Yuuri, czy to lodowisko na którym trenowałeś? Łaaaał! Możemy wejść do środka?
- Przepraszam, Viktor, ale wygląda na to, że robią remont. Tym razem nie będziemy mogli wejść.
- Robią remont w środku sezonu łyżwiarskiego? Młeeee, jak tak mooożnaaaa?
Ciężko uwierzyć, że ten zawodzący jak dziecko mężczyzna pięć razy pod rząd był Mistrzem Świata. Yuuri poklepał go po ramieniu.
- No już, Viktor, nie rób sceny. To przecież nic wielkiego.
- Ale ja chciałem zobaczyć na żywo miejsce, w którym treeenooowaaaałeeeeś. Yuuri, chcę poznać każdy zakamarek Detroit! Chcę zobaczyć wszystkie ważne dla ciebie mieeejscaaaa…
Rumieniec wylądował na policzkach Yuuriego równie szybko jak jego łyżwa lądowała na lodzie po potrójnym akslu. To prawda, że teksty Viktora zwykle były zawstydzające, ale czasem… bywały też diabelnie słodkie. Tak jak teraz.
Zauroczony swoim ukochanym Katsuki na chwilę zapomniał, dlaczego tak bronił się przed tą wycieczką. Pomysł – bo jakżeby inaczej – wyszedł od Viktora. Gdy dwa dni temu przylecieli do Chicago na Skate America (o tydzień wcześniej, by dać sobie czas na przełknięcie jet laga) przystojny Rosjanin oznajmił z tym swoim uśmiechem za milion dolarów, że do Detroit jest jak rzutem beretem („Pięć godzin jazdy, ale jasne, rzut beretem" – mruknął Yuuri), więc dlaczego by nie urządzić sobie „sentymentalnej podróży w przeszłość".
Oczywiście, - Katsuki pomyślał, z westchnieniem - gdyby jego narzeczony był normalnym człowiekiem, to jak normalny człowiek najpierw przedyskutowałby wszystko ze swoim partnerem. Ale, jak się nieszczęśliwie (czy raczej szczęśliwie) złożyło, jego narzeczonym nie był normalny facet, tylko Viktor Nikiforov. A Viktor Nikiforov uwielbiał niespodzianki. W sumie, to tak bardzo w jego stylu, że poinformował o wszystkim Yuuriego, machając mu przed nosem kluczykami do wynajętego samochodu. Ugh! Katsuki był wtedy na niego tak bardzo wkurzony!
Teraz jednak dąsy należały do przeszłości. Yuuri już nie żałował, że wybrali się na wycieczkę.
No, może troszeczkę żałował, że nie wybrali się na nią tylko we dwóch.
- Nie można wejść do środka? No cóż… w takim wypadku zrobimy sobie selfie przed budynkiem! Yaaaayyy!
Yuuri westchnął głęboko. Ten głos należał oczywiście do Phichita Chulanonta –miłośnika chomików i zapalonego instagramoholika, który (o zgrozo!) niedawno dostał na imieniny nowy patyk do selfie. Celestino musiał mieć w pewnym momencie dosyć swojego wychowanka, jego patyka i ciągłego odgłosu pstrykania - a przynajmniej tak Katsuki tłumaczył sobie fakt, że jego były trener wepchnął im zaskoczonego Taja do samochodu i oświadczył, głosem nieznoszące sprzeciwu „On jedzie z wami!".
Doprawdy, Yuuri uwielbiał Phichita, ale ciągłe błyski aparatu nawet jego zaczęły już trochę irytować. Zresztą, nie tylko jego.
- Czemu musimy robić sobie zdjęcie co pierdolone pięć minut?! Po cholerę ja tu w ogóle przyjechałem? Było zostać z Yakovem…
Japoński łyżwiarz westchnął jeszcze głębiej. A ten głos należał oczywiście do jego imiennika, Jurija Plisetskiego. Rosyjski zbuntowany nastolatek, ochrzczony przez Mari jako Yurio, wprosił się na ich wycieczkę, bo dowiedział się o odbywającej się w Detroit corocznej Wielkiej Wystawie Kotów Syberyjskich. Musiało mu bardzo na niej zależeć, bo przez całą drogę zachowywał się nadzwyczaj uprzejmie. Ba, nawet kilka razy podziękował Yuuriemu i Viktorowi, że zechcieli zabrać go ze sobą! Co, jak na niego, podchodziło pod ekstremum uprzejmości.
Niestety Yurio był słodkim Yurio tylko do momentu, aż okazało się, że na wystawę wpuszczają od osiemnastego roku życia. Wówczas w tempie błyskawicznym zamienił się w „normalnego" siebie. Cóż… dobre chociaż to, że wyzwiska, którymi obrzucił ochroniarzy, były po rosyjsku, więc nie zrozumieli z nich ani słowa.
No i dobrze, że w pobliżu była osoba która potrafiła go utemperować.
- Nie bądź taki marudny, Jura. My nie robiliśmy problemów, gdy żądałeś trzystu zdjęć z rzeźbą lwa. Lepiej przebiegnij się do tamtych kolesi i powiedz im, że Twoja starsza siostrzyczka baaaaardzooo chce ich poznać. Zrobimy sobie z nimi selfie, a potem wezmę od nich numery telefonów.
Katsuki westchnął po raz trzeci. Ostatnią uczestniczkę ich wycieczki, Milę Babichevę, znał bardzo słabo, jednak po całym dnu wspólnego zwiedzania zdążył ją nawet polubić. Jedynym, co go trochę peszyło, był fakt, że przez cały czas rozglądała się za „łakomym kąskiem", który mogłaby zabrać wieczorem do hotelu. Choć oczywiście Yuuri był zbyt uprzejmy, by powiedzieć o tym na głos.
Jurij nie miał tego problemu.
- Nie jesteś moją siostrą i nie będę robił za Twojego kuriera, ty puszczalska wiedźmo! Tsk! Nic dziwnego, że Lilka kazała Ci z nami jechać. „Pilnuj Jurija! On tam jedzie z takimi nieodpowiedzialnymi ludźmi". Ta, jasne, kurwa, „pilnuj, Jurija"! Po prostu chciała się Ciebie pozbyć, bo Twój estrogen rozsadzał hotel! Dla Twojej wiadomości, Jurij sam sobie poradzi! Jak chcesz się pozabawiać z jakimś dryblasem, to po prostu sobie idź. Prosiak i Viktor zapewniają już wystarczająco treści nieodpowiednich dla dzieci… Nie potrzebuję jeszcze Twoich zboczonych komentarzy, by się porzygać, dziękuję bardzo!
- Och, Juraczka, jak mogłeś pomyśleć, że porzuciłabym cię, by się zabawić? – dramatycznie zawodząc, Mila uwiesiła mu się na ramieniu – Jesteś moim słodkim przybranym braciszkiem i ani myślę zostawiać cię samego!
Zanim nastolatek zdążył coś odszczeknąć, Viktor zaczął dźgać go palcem w wolne ramię.
- Yurio, jesteś taki niesprawiedliwy! – wymruczał obrażonym tonem - Ja i Yuuri tak się dzisiaj hamowaliśmy, a ty jeszcze się czepiasz. Kiedy niby pokazaliśmy ci coś nieodpowiedniego dla dzieci? Nie pocałowaliśmy się dzisiaj ani razu. A jeśli chodzi o tamto na bazarze, to wcale nie macałem go po tyłku. Po prostu pobrudził sobie spodnie i pomagałem mu je wyczyścić…
- No dobra, kochani! Dość tych pogaduszek! Robimy selfiaka!
Phichit w porę zapobiegł nadchodzącej mini-wojence. Szczerząc się, zagarnął głowy wszystkich, tak by zmieściły się w ekraniku jego smartfona.
- Powiedzcie „Toe loop"!
- Toe Loop!
Pstryknęło i w pamięci huwaweia zapisało się dwa tysiące trzysta drugie zdjęcie. Gdy Taj zajął się pisaniem stosownego opisu na Instagramie, Mila zajrzała mu przez ramię i zagwizdała cicho.
- Rewelacyjna fotka! Prześlesz mi ją później, okej? Jakość jest niesamowita! Powiedz mi, jak ty to robisz? Twarze nie są ani trochę zamazane! Nawet lodowisko wyszło całkiem nieźle. Co prawda nie zmieściło się w kadrze, ale mimo wszystko... Hm, teraz, gdy o tym pomyślę, to chyba jest ciut większe od tego w Chicago? Odbywały się tu kiedyś jakieś zawody?
Yuuri wydał z siebie cichy kwik. Nagle z całą mocą przypomniał sobie, dlaczego nie chciał jechać na tę wycieczkę. Cholera, tylko nie to!
- Mhm. – potwierdził Pichit, nie odrywając wzroku od ekranu – Hokeiści regularnie mają tutaj mecze.
Dłoń japońskiego łyżwiarza powędrowała w okolice serca i Katsuki odetchnął z uglą.
Uff… może i nie ma oporów przed wrzucaniem do Internetu dwuznacznych fotek, ale przynajmniej umie trzymać gębę na kłódkę!
Taj nacisnął przycisk „opublikuj" i posłał Mili beztroski uśmiech.
- A! I parę lat temu zrobili tutaj Skate America! To był debiut seniorski Yuuriego!
Cofam to, co powiedziałem! On nie ma ŻADNYCH oporów.
Yuuri wahał się, czy uciec i schować się gdzieś, czy też zostać i zapodać Phichitowi solidnego kopniaka w tyłek. Cholera! Cholera, cholera, cholera!
- Debiut seniorski Prosiaka? – zaintrygowany Yurio uniósł brwi – Pierwszy raz o tym słyszę.
Viktor nagle podskoczył, jakby przypomniał sobie coś bardzo istotnego.
- Skoro o tym mowa…! Yuuri, przeglądałem ostatnio wszystkie Twoje programy z okresu zanim zostałem Twoim trenerem…
Jakby nie miał nic lepszego do roboty, tylko oglądać moje stare programy! – burknął w myślach Yuuri – Z większości nie jestem ani trochę dumny!
- … ale chociaż przeszukałem połowę internetu, nigdzie nie mogłem znaleźć nagrania z Twojego debiutu seniorskiego. Masz może pomysł, dlaczego?
Pod wpływem pytającego spojrzenia narzeczonego, Japończyk zaczerwienił się. Przy okazji tak głośno przełknął ślinę, że usłyszały to chyba nawet mrówki w chodniku.
- N-nie. S-skąd. Nie mam pojęcia.
Jak nic miał wypisane na twarzy „kłamię, jak z nut". Teraz już nie tylko Viktor patrzył na niego podejrzliwie. Jurij i Mila również wyczuli, że coś się święci. Trzy pary oczu skanowały Katsukiego jak lasery rentgenowskie. Yuuri wziął głęboki oddech.
Tylko spokojnie. – powiedział sobie – Nic się nie dzieje. Wszystko będzie dobrze. Nikt tutaj nie czyta w myślach. Po prostu, jak gdyby nigdy nic zmień temat! Właśnie tak! Powiedz o czymś szokującym… o czymś wystarczająco ciekawym, by odwrócić ich uwagę! Może o tamtej sytuacji w knajpie, gdy Viktor przegrał zakład i musiał zjeść całą paczkę wasabi?
Otworzył usta, ale zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, Phichit wszedł mu w słowo.
- Yuuri, jak mogłeś zapomnieć? Przecież postaraliśmy się, by usunięto tamto nagranie! Nie pamiętasz już, jak poprosiłem mojego kolegę hakera, by skasował wszystkie filmiki z tamtych zawodów?
Yuuri wydał z siebie przerażony pisk.
Viktor, Mila i Jurij przenieśli całą uwagę na Taja. Wszyscy troje mieli jednakowo głupie miny. Pierwsza otrząsnęła się Rosjanka.
- Skasował… wszystkie filmiki? – powtórzyła – Ale że wszystkie? Nawet te z You Tube'a?
- Mhm. – potwierdził Phichit, z powagą kiwając głową – Wszystkie co do jednego.
- Po co robić coś takiego? – spytał Viktor, z niepokojem patrząc na Yuuriego.
- Aż tak schrzaniłeś program, że nie chciałeś, by ktokolwiek go obejrzał? – kącik ust Jurija kpiąco uniósł się do góry – Pfft! Typowe dla ciebie! Chociaż, z drugiej strony… jakoś ciężko mi uwierzyć, byś spartolił sprawę bardziej, niż podczas pewnego Finału Grand Prix. Wypierdoliłeś się wtedy z pięć razy, ale chociaż ryczałeś jak bóbr, jakoś nie zmobilizowałeś kumpla by wyczyścił dla ciebie internet. Powiedz, co się stało podczas tamtego Skate America? Miałeś dziurę w stroju, czy jak?
Yuuri zacisnął zęby. Na moment puściły mu hamulce.
- Z moim strojem było wszystko w porządku! Ale tak, skoro już musisz wiedzieć, schrzaniłem mój program dowolny. To nie tak, że to dla ciebie jakieś zaskoczenie, więc bądź tak miły i odwal się ode mnie!
Pożałował tych słów, już w momencie, gdy wyszły z jego ust. Przerażony, opuścił wzrok.
Cholera, jak mógł coś takiego powiedzieć? Co z niego za idiota! Przecież to nie tak, że Jurij obraził go po raz pierwszy. Właściwie… to nie tak, że Jurij w ogóle go obraził. Katsuki znał młodego Rosjanina wystarczająco długo, by wiedzieć, że za podobnymi komentarzami nie kryły się prawdziwe zniewagi. To był po prostu… no… styl Yurio. I nic więcej. A Yuuri naskoczył na niego, zupełnie jakby Jurij był dla niego obcą osobą. Spotkanym na ulicy głupim smarkaczem.
Odruchowo chciał przeprosić. Jednak gdy tylko jego głowa zanurkowała w dół, i tkwił w głębokim ukłonie do pasa, ktoś trzepnął go w ucho. Yuuri zamrugał zaskoczony. Patrzył na trampki w panterkę. Właściciel rzeczonych trampek wydał z siebie lekceważące „Tsk", po czym wyminął Katsukiego, trącając go lekko w ramię.
- Chodźmy coś zjeść! Od pieprzonego śniadania nie miałem nic w ustach. Umieram z głodu!
Yuuri podniósł się i natychmiast spojrzał na oddalającą się w kierunku centrum handlowego blond czuprynę. Trochę żałował, że przed ukłonem nie zwrócił uwagi na wyraz twarzy Jurija. Czy młody Rosjanin… był na niego zły?
- Uch, nie chcę iść na obiad! – zajęczała Mila – Ty może i nic nie zjadłeś, Jura, ale ja wciągnęłam już dwie kanapki. Chociaż z drugiej strony… to centrum handlowe wygląda bardzo obiecująco! Vitya, co powiesz na małe zakupy?
Oczy Viktora zapłonęły entuzjazmem, a jego usta ułożyły się w charakterystyczny kształt serca.
- Zakupy? Zawsze i wszędzie!
Yuuri odetchnął z ulgą. Jakie to szczęście, że wszyscy tak szybko zapomnieli o sprawie!
- Wiecie, wtedy wcale nie chodziło o to, że Yuuri schrzanił tamten program. Najgorsze było to, w jakich okolicznościach do tego doszło.
Japoński łyżwiarz prawie dostał zawału.
Noż, cholera jasna!
Trójka Rosjan odwróciła się, by spojrzeć na Phichita.
- Na lodowisku pracowała taka jedna laska, co straaaasznieee leciała na Yuuriego. – Taj beztrosko kontynuował opowieść – I przez to, że tak strasznie jej się podobał to…
- PHICHIT! Coś mi wpadło do oka! Choć ze mną na chwilę do łazienki, pomożesz mi to wyciągnąć!
- Hę? Ale…
- No już, chodź, chodź! Yyyy… idźcie przodem, dogonimy was! Zaraz za wejściem jest wielka fontanna. Spotkajmy się tam za pięć minut.
Ignorując zdezorientowane mrugnięcia Milki, uniesione brwi Jurija i zmartwione spojrzenie Viktora, Yuuri zaciągnął swojego najlepszego przyjaciela do niewielkiego budynku, w którym mieściła się miejsca toaleta. Ledwo zostali sami, pochylił się nad Phichitem.
- Otruję Twoje chomiki… - ostrzegł mrocznym tonem.
Taj jedynie odchylił głowę do tyłu i zaśmiał się głośnio.
- Och, Yuuri, przecież ty kochasz moje chomiki. Nie otrułbyś ich.
- No dobrze… w takim razie wejdę na twój Instagram i usunę wszystkie zdjęcia.
- Nie znasz hasła.
- UGH! Dobrze wiesz, o co mi chodzi! – ze zbolałym wyrazem twarzy Japończyk ciągnął się za włosy.
Phichit nareszcie spoważniał. Porzucił beztroski uśmiech i teraz patrzył na przyjaciela ze współczuciem.
- Przepraszam, Yuuri. Nie pomyślałem, że będziesz chciał trzymać to w sekrecie. Jeśli nie chcesz, nie będę już o tym mówił.
Katsuki skinął głową. Odwrócił się, by odejść, ale dłoń Taja złapała go za ramię.
- Z drugiej strony… - jego przyjaciel zaczął ostrożnie – Nie rozumiem, dlaczego panikujesz. Przecież minęło tyle lat! Od tamtego incydentu zdobyłeś srebrny i złoty medal Grand Prix, wygrałeś Olimpiadę i pobiłeś całą masę rekordów… nie uważasz, że gdy weźmie się to wszystko pod uwagę, to tamta historia wydaje się bardziej zabawna niż straszna?
Yuuri wzdrygnął się.
- Może dla ciebie. – szepnął, odwracając wzrok – Ale ja potrafię myśleć o tym, co się wtedy stało tylko w jeden sposób: to było potworne i obrzydliwe! I nie chcę kiedykolwiek do tego wracać.
- Pewnie. – Phichit zgodził się, wzdychając głęboko – Jasne, rozumiem. I jeszcze raz przepraszam. Powinienem wiedzieć, że nie będziesz chciał o tym rozmawiać. Po prostu pomyślałem sobie, że… no… byłeś taki wyluzowany, gdy tutaj przyjechaliśmy. Gdy dowiedziałem się, że jedziemy do Detroit, spodziewałem się, że będziesz się denerwował. Ale wyglądałeś, jakbyś się świetnie bawił. To dlatego uznałem, że już nie przejmujesz się tamtym incydentem. Naprawdę przepraszam.
- Nie szkodzi, już się nie gniewam. – Yuuri poklepał go po ramieniu.
Zawahał się, po czym dodał:
– To nie tak, że nie mam już koszmarów z udziałem tamtego dnia. Po prostu… ja… tak dobrze się z wami bawiłem, że na moment o wszystkim zapomniałem. Zapomniałem, że Detroit kojarzy mi się… ugh, z tamtym.
Taj zachichotał.
- Wcale się nie dziwię, że zapomniałeś. Jurij tyle narzekał, że nie wpuścili go na tamtą wystawę… Tak długo o tym gadał, że nawet ja zacząłem przez niego myśleć o kotach, zamiast o chomikach.
- Tja, wiem, o czym mówisz. – Japończyk wreszcie się rozluźnił – Trochę głupio zrobili, że wprowadzili limit wieku… i to tylko dlatego, że miała tam być jakaś idiotyczna ekspozycja kocich genitaliów. Obrzydliwość!
- Mów za siebie, ja naprawdę chciałem na nią pójść! – Phichit obrażalsko nadął usta – Masz pojęcie, ile lajków bym dostał, gdyby wrzucił na Fejsa fotkę z kocimi jądrami?! Czujesz to? Z samymi kocimi jądrami! Nie rozumiem, dlaczego nie pozwoliliście mi tam pójść!
- Oj, błagam cię! – Yuuri wzniósł oczy ku niebu - Zostanie zadźganym łyżwą przez wkurzonego nastolatka, bo poszedłeś na jego wymarzoną wystawę zamiast niego, nie jest warte dwustu lajków.
- A czterystu?
- Gdyby odgryzł ci rękę, nie mógłbyś robić selfie.
- Ugh! W sumie, coś w tym jest…
Zdając sobie sprawę z absurdalności tej rozmowy, obaj wybuchli śmiechem. Lekko obejmując przyjaciela ramieniem, Pchichit skierował ich do wyjścia.
- Lepiej już wracajmy. Zanim twój przyszły mąż pomyśli, że robię tu z tobą zboczone rzeczy…
Yuuri zdzielił go łokciem w żebro.
- Obiecaj, że nic mu nie powiesz! – syknął.
- Ale o czym? Przeciez niczego dziwnego tutaj nie robiliśmy…
- PHICHIT!
- No dobrze, już, dobrze! Historia „Dawno temu w Detroit" nie ujrzy światła dziennego. Zabiorę ją ze sobą do grobu. No, chyba że ty zechcesz komuś powiedzieć…?
- Nie zechcę!
- Okej. Twój wybór. Ale wiesz… - w tym momencie spojrzał na Yuuriego z powagą – Gdybyś chciał pogadać, czy coś… Wiesz, że możesz na mnie liczyć?
Odpowiedziało mu nieśmiałe skinienie. Taj dziarsko rozmasował ramię przyjaciela.
- No! Tylko obiecaj mi, że nie będziesz się już tym zadręczał, dobrze? Po prostu udawajmy, że nic się nie stało i dobrze się bawmy.
Gdyby to było takie proste…
- Raczej nieprędko o tym zapomnę, Phichit. Zresztą, gdy tylko wyjdziemy, Viktor na bank będzie chciał mnie wypytać o tamten incydent. – Yuuri wypowiedział swoje obawy na głos.
Przyjaciel puścił mu oko.
- Spokojna głowa! Mam doskonały pomysł, jak skierować jego myśli na inne tory.
Yuuri miał co do tego „doskonałego pomysłu" bardzo złe przeczucia. Jak się okazało – nie bezpodstawnie.
Ledwo zjawili się w umówionym miejscu, a Phichit oznajmił wszystkim:
- Przepraszam, że musieliście czekać! Ja i Yuuri prowadziliśmy długą i ekscytującą rozmowę o genitaliach!
Już któryś raz tego dnia, powietrze przeciął spanikowany japoński jęk.
- O genitaliach? – powtórzyła Mila, z rozbawieniem unosząc brew.
- O kocich genitaliach! – pisnął Yuuri – O kocich, jasne?!
Płonął ze wstydu, ale z drugiej strony musiał przyznać, że Phichitowa taktyka okazała się skuteczna. Nie minęło parę sekund, gdy poczuł na sobie smukłe dłonie kilkukrotnego Mistrza Świata. Viktor zaszedł go od tyłu i owinął się wokół niego jak wyrośnięta ośmiornica.
- No pewnie, że o kocich. – wymruczał wesołym tonem – Yuuri jest zbyt nieśmiały, by rozmawiać o ludzkich genitaliach z kimś innym niż ja.
Jurij najeżył się jak dziki kocur.
- Kupię ci, kurwa, tabliczkę z napisem „jestem w miejscu publicznym"!
- Możesz mi kupić T-shirt, Jura. Z radością będę go nosił.
- Chyba śnisz, ty zboczony staruchu! Prędzej sczeznę, niż wydam ciężko zarobione pieniądze na jakiś durny T-shirt! Ale… - w tym momencie nastolatek uśmiechnął się złośliwie - … chętnie sprezentuję ci bluzę z kapturem. Żebyś miał czym zakryć łeb, kiedy w końcu wyłysiejesz.
Po sposobie, z jakim muskularne dłonie zacisnęły się wokół jego talii, Katsuki poznał, że komentarz najmłodszego członka ich grupy bardzo nie spodobał się Viktorowi.
- Yuuri…
Gdy złowieszczy głos narzeczonego połaskotał go w ucho, Japończyk aż podskoczył.
- T-t-tak?
- Podaj mi, proszę, pięć powodów, dla których nie powinienem teraz zdjąć pasa i sprawić, by na jego chudej pupci zostały ślady po czymś innym niż upadki na lodzie.
Jurij już otworzył usta – niewątpliwie, by odszczeknąć coś w stylu, że w przeciwieństwie do Prosiaka nie obija sobie tyłka przy skokach – jednak jego imiennik był szybszy. Katsuki był co prawda przekonany, że Viktor nie skrzywdziłby muchy, ale wolał nie ryzykować. Niewiele myśląc, wyrecytował z prędkością kałasznikowa:
- Powód pierwszy: jest tylko dzieckiem. Powód drugi: nauczył mnie poczwórnego salchowa. Powód trzeci: pilnował ci psa, gdy pojechałeś do Francji. Powód czwarty… - westchnienie – … nie masz dzisiaj paska.
Wszyscy poza Viktorem parsknęli śmiechem. Yuuri ponownie westchnął.
- Powód piąty: ja mam pasek, ale ci nie pożyczę. I nie, nie zmienię zdania, więc przestań macać moją sprzączkę. Jak zaraz nie przestaniesz się wygłupiać, to dorzucę się do tej bluzy z kapturem. Zrozumiałeś?
Z tyłu rozległ się dźwięk podobny do wycia skopanego szczeniaczka, ale dłonie posłusznie oddaliły się od paska.
Gdy chwilę później poszli na zakupy, Viktor wlókł się za resztą towarzystwa, nieustannie zawodząc, że nie dość, że został wyzwany od staruchów, to jeszcze jego własny narzeczony nie pozwala mu „zbić kotka". Musieli znosić jego marudzenie do momentu, aż wypatrzył sklep z kosmetykami i wbiegł do środka, rzucając przez ramię, że musi „odreagować stres". Gdy tylko srebrna czupryna zniknęła między pułkami, Jurij cicho parsknął:
- Wyje, jakby był jedną nogą w grobie. Co on niby myśli? Że zawsze będzie wyglądał jak młody bóg? Pfft! Wolne żarty!
- Strasznie się przejął, no nie? – zgodził się Phichit – Kurczę, nie wiedziałem, że jest aż tak wrażliwy na punkcie swojego wieku.
- Oj, jest. – Yuuri pokręcił głową – Nawet nie wiesz, jak bardzo.
- Ale chyba nie mówił poważnie, gdy zapowiadał, że zbije Jurija? –Taj ciągnął zaniepokojonym tonem – Prawda…?
Plisetsky przewrócił oczami.
- Proszę cię… Ja do jego pogróżek podchodzę z taką samą powagą, jak do zapowiedzi Yakova, że jak jeszcze raz spóźnię się na trening, to ze złości połknie swoją sztuczną szczękę.
Wyobrażenie sobie słynnego rosyjskiego trenera robiącego to, o czym wspomniał Jurij, mogło się skończyć tylko głośną salwą śmiechu. Japoński łyżwiarz i jego tajski przyjaciel bardzo długo trzymali się za brzuchy. Tylko Mila nie wyglądała na rozbawioną.
- Hm… ja bym mimo wszystko nie przesadzała z tym pyskowaniem, Jura.
- Co masz na myśli? - nastolatek spojrzał na nią pytająco.
Pokręciła głową, po czym posłała mu słodki uśmiech.
- Masz szczęście, że nasz starszy kolega jest teraz taki spokojny. Wierz, albo nie, ale Vitya był za młodu całkiem porywczy. Dziecku oczywiście by nie przylał, ale gdybyście byli w podobnym wieku to… kto wie? Jeszcze parę lat temu, gdybyś wbił szpilę we właściwe miejsce, mógłbyś już nie chodzić z taką ładną buźką.
To był jeden z tych komentarzy, który zmieniał atmosferę w pomieszczeniu o sto osiemdziesiąt stopni. Słowa Mili miały taką moc, że w jednej sekundzie zabiły całe rozbawienie wywołane fantazjami na temat Yakovowej szczęki. Po minach Phichita i Jurija, Katsuki poznał, że byli równie zszokowani jak on.
Że niby Viktor…? Porywczy?
Yuuri zebrał do kupy wszystko, co wiedział o swoim narzeczonym i doszedł do wniosku, że młoda Rosjanka musiała się po prostu z ich nabijać. Właśnie tak! Na pewno powiedziała to wszystko, by utemperować Jurija. Już najwyższy czas, by ten dzieciak nabrał jako takiego szacunku dla starszych. Mila chciała, by Yurio był grzeczniejszy dla Viktora - to jedyne logiczne wyjaśnienie. No bo przecież…
Facet, który nie potrafił zasnąć bez swojego pudla. Facet, który płakał jak dziecko, gdy znalazł na głowie jeden siwy włos. Facet, który – na litość boską! – doznawał ekstazy na samą myśl o zakupach. Taki facet, przepraszam bardzo, miałby być porywczy? Pfft! Śmiechu warte!
I to jeszcze „za młodu", gdy wyglądał jak wyrośnięta rusałka bagienna… Nie, ta myśl, była zwyczajnie zbyt abstrakcyjna.
- Nie wygaduj głupot. – Katsukiego wyrwał z zamyślenia lekceważący głos Jurija – Że niby ten laluś mógłby komuś obić gębę? Wolne żarty! Połamałby sobie te delikatne nadgarstki. Założę się, że nawet Prosiak, który jest ciotą nad ciotami, bez trudu rozłożyłby go na łopatki.
Pod wpływem tych słów Yuuri oblał się rumieńcem. Pozostali oczywiście nie mogli tego wiedzieć, ale, po prawdzie, już parę razy rozłożył Viktora na… eghm… łopatki. A konkretniej to pod kołdrą. I… może kilka razy w szatni?
Japoński łyżwiarz zaczął się w tym momencie zastanawiać, czy jego trener rzeczywiście był tak marnym zapaśnikiem, jak twierdził Yurio, czy po prostu jarał się chwilami śmiałości ukochanego do tego stopnia, by celowo dać sięprzewrócić.
- To, że Viktor nie przyłożył nikomu na Twoich oczach, - zaczęła Mila, z każdym słowem uśmiechając się coraz szerzej – wcale nie oznacza, że nie potrafi tego zrobić.
- Koloryzujesz. – burknął Jurij, przewracając oczami – Poszarpanie się z kimś w szatni po zawodach jeszcze nie oznacza, że ktoś umie się bić.
- Och! Czemu uważasz, że mówię o szarpaninie w szatni? Czyżbyś sam miał podobne doświadczenia?
Chłopak gwałtownie poczerwieniał. Zanim jednak ktokolwiek zdążył wypytać go o szczegóły, wypalił:
- N-nawet… nawet jeśli mam, to nie w tym rzecz. Chodziło mi o powód, dla którego ten gamoń mógłby się z kimś pobić. Nawet jeśli masz rację i, tak jak próbujesz nas przekonać, Viktor primadonna Nikiforov rzeczywiście ma jakąś mroczniejszą stronę, to ja jednak też całkiem nieźle go znam. I gdyby ktoś mnie zapytał, to jeśli on dał komuś po mordzie, to mogło chodzić tylko i wyłącznie o łyżwiarstwo. No… może ewentualnie o Prosiaka, bo to jedyne dwie rzeczy, których nie ma totalnie w dupie.
- Zapomniałeś o jego psie. – wtrącił Phichit.
- Ciul z psem! Pewnie, kocha tego futrzaka, ale nie do tego stopnia, by zacząć wymachiwać pięściami. A zatem… skoro Prosiaka jeszcze nie znał, to przepychanka zwyczajnie musiała dotyczyć łyżwiarstwa! Mam rację?
Mila zastanowiła się chwilę.
- Hm… cóż… tak… właściwie tak.
- Aha! – Yurio triumfalnie uniósł palec – Czyli miałem rację! Zwykłe przepychanki z rywalami z lodu. Prawie każdy ma na koncie coś takiego. To się nawet nie klasyfikuje jako bójka!
- No właśnie, nie do końca. Goście, którym dołożył Viktor wcale nie byli łyżwiarzami. I nie poprztykał się z nimi w szatni, tylko w knajpie. A bójka… jeśli można ją tak nazwać, jako że tylko tamci oberwali, a Vitya wyszedł bez szwanku… tak nie do końca dotyczyła łyżwiarstwa. Znaczy, dotyczyła, ale jednak… yyy… nie dotyczyła?
Teraz to już Jurij wyglądał na całkowicie ogłupionego.
- Jak coś może dotyczyć łyżwiarstwa, ale jednak go nie dotyczyć?! – wyrzucił z siebie poirytowanym tonem.
- Ciężko to wyjaśnić. To była dosyć nietypowa sytuacja.
- Sytuacja, którą najprawdopodobniej wyssałaś z palca.
- Po co miałabym coś takiego robić?
- A skąd mam to, cholera, wiedzieć? Może postawiłaś sobie za punkt honoru, by mnie wychowywać, czy coś… Albo nasłuchałaś się jakiś durnych plotek w klubie i od razu zaczęłaś wywijać jęzorem.
Obrażalsko wydęła usta.
- Nie usłyszałam o tym z plotek, tylko widziałam całe zajście na własne oczy. Zresztą, Georgi też tam był. Jak chcesz, możesz go zapytać. Albo lepiej: poproś Viktora, by opowiedział ci, jak na kacu tysiąclecia pobił swój pierwszy rekord świata.
Tym oto sposobem na towarzystwo spadła bomba numer dwa. Perspektywa Viktora wdającego się w bójkę JUŻ była wystarczająco szokująca. Ale pobicie rekordu świata NA KACU?!
- Kac tysiąclecia? Jak wygląda kac tysiąclecia? – głośno kontemplował Phichit – Ja, jak dotąd, miałem tylko zwykłego kaca.
- Jego pierwszy rekord świata… – burknął do siebie Jurij – Kiedy to, u licha, było?
- Rostelecom Cup, jakieś siedem lat temu. – wyszeptał jego imiennik.
- Ano. – Phichit energicznie pokiwał głową – To było w tym samym sezonie, co debiut seniorski Yuu… - w tym momencie się zreflektował – Znaczy się… yyy… pamiętam to, bo ja i Yuuri oglądaliśmy wtedy Viktora. Tak, właśnie tak! Pamiętam, jak dziś. Siedzieliśmy na łóżku w Akademiku i oglądaliśmy zawody w Moskwie na żywo przez laptopa. Pamiętasz, Yuuri?
- Pamiętam…
Oczywiście, że pamiętał! Jak mógłby zapomnieć. W końcu to wtedy Viktor…
- … skoczył po raz pierwszy poczwórnego flipa! – Taj dokańczył jego myśl – To było niesamowite!
- Ta, teraz to i ja sobie przypominam. – Yurio wyglądał, jakby połknął cytrynę – Gdy byłem w juniorach, Yakov pokazywał mi to nagranie do zrzygu. Bez przerwy truł, jak to powinienem się dobrze przyjrzeć, pitu pitu, bo tak wygląda artystyczny przełom, pitu pitu, i w ogóle Viktor to, Viktor tamto, pitu pitu, i że tak źle się wtedy czuł, a tak dobrze pojechał i w ogóle pitu pitu. Dzięki Bogu, już nie muszę tego słuchać!
- Źle się wtedy czuł, ponieważ miał kaca. – przekonywała Mila.
- To twoja wersja, wiedźmo! Yakov mówił co innego.
- Yakov, przekazał Ci ocenzurowaną wersję dla dzieci, Juraczka. – dała mu zaczepnego prztyczka w nos - No naprawdę… przecież nie mógł Ci powiedzieć, że największa legenda rosyjskiego łyżwiarstwa nawaliła się w wieczór przed programem dowolnym. Byłby to dla Ciebie fatalny przykład, nie uważasz?
- Przestań traktować mnie jak niemowlaka! Nie jestem dzieckiem, ty stara, wstrętna…
Podczas gdy Yurio usiłował zdzielić rechoczącą Milę reklamówką, a Phichit starał się ich rozdzielić, Yuuri nadal przeżywał usłyszaną rewelację. Wiedział, że nie powinien się przejmować… że nie powinien tak przeżywać tego, co wydarzyło się wiele lat temu, ale zwyczajnie… nie potrafił. Jego serce, całkowicie wbrew jego woli, zaczęło łomotać coraz szybciej.
Oczywiście, że Viktor nie był idealnym człowiekiem. Patrząc na srebrnowłosego Adonisa, ktoś mógłby pomyśleć, że ma przed sobą wzór wszelkich cnót. Człowieka bez wad. Miłego wobec wszystkich, słodkiego geniusza.
Rzeczywistość była, oczywiście, zupełnie inna.
Prawdziwy Viktor, bez swojej maski, miał całą masę przywar, a Yuuri je wszystkie uwielbiał. Fakt, czasem rwał sobie włosy z głowy i miał ochotę krzyczeć „Boże, nie wytrzymam z tym człowiekiem", ale nawet wtedy myślał o wybrykach partnera z pewną dozą czułości. To był jego Viktor. To tego spontanicznego, wiecznie zakręconego, dziwacznego mężczyznę kochał – nie wspaniałego idola z plakatów, do którego przez lata niemal się modlił.
No ale… ale! To był Viktor Nikiforov - jego narzeczony i kochanek. Natomiast Viktor Nikiforov jako sportowiec podlegał w świadomości Yuuriego pod całkowicie inną kategorię.
Viktor-przyjaciel, Viktor-facet, a nawet Viktor-trener robili wiele głupstw. Można powiedzieć, że nieźle zaszokowali Katsukiego, gdy pierwszy raz ich poznał.
Jednak Viktor-zawodnik różnił się od nich - był dokładni taki, jak młody Japończyk zawsze sobie wyobrażał. Poważnie podchodził do każdej konkurencji, nie lekceważył rywali i ciężko pracował na swój sukces. Był nie tyle sportowcem-Bogiem, co wzorem sportowca idealnego. Kimś, kogo Yuuri pragnął naśladować. Jedynym obrazem Viktora Nikiforowa, który, od momentu ich spotkania, ostał się bez żadnej plamy.
Aż do teraz.
Zakładając, oczywiście, że Mila powiedziała prawdę.
- Viktor nie mógłby się upić przed zawodami! – Yurio w dalszym ciągu się z nią sprzeczał – Yakov przepuściłby go przez maszynkę do mięsa.
Ze ściśniętym gardłem, Yuuri pokiwał głową. W tej zażartej dyskusji stał po stronie swojego imiennika. Wolałby, żeby nastoletni Rosjanin miał rację. Naprawdę wolałby, żeby Viktor nie okazał się olewającym wszystko arogantem, który czuł się dość pewnie, by upić się przed programem dowolnym.
- Yakov zafundował mu znacznie gorszą karę, niż przepuszczenie przez maszynkę do mięsa. – Mila była znacznie spokojniejsza od swojego młodszego kolegi, a cała sprzeczka wyraźnie sprawiała jej radochę – Tak dał mu popalić, że Vitya przez następne pół roku nie tknął alkoholu.
- Ej, a czy ktoś mógłby mi wreszcie wytłumaczyć, czym różni się kac tysiąclecia od zwykłego kaca? – po raz piąty spytał Phichit.
Ignorując wściekle wymachajuącego rękami Jurija, Mila uśmiechnęła się do Taja.
- Ależ oczywiście! „Kac Tysiąclecia" jest czymś, co się ma po „Rozgrywce Tysiąclecia". To taka zabawa, którą ktoś wymyślił w Sylwestra między dwutysięcznym i dwutysięcznym pierwszym rokiem.
Ku ich zdziwieniu, skinęła w kierunku wolnego stolika przed Starbucksem.
- Rywalizacja odbywa się w parach. – wyjaśniła, prosząc Phichita, by usiadł naprzeciwko niej – Na początek, każdy musi wypić po jednym szocie wódki.
W ramach demonstracji, postawiła obok siebie pusty papierowy kubek, po czym taki sam podała Tajowi. Chichocząc, oboje udali, że pochłaniają trunek.
- Następnie… - ciągnęła, uśmiechając się jeszcze szerzej - … ja i Phichit siłujemy się na rękę. – zademonstrowała, ściskając dłoń Taja - Przez dziesięć sekund. A reszta towarzystwa liczy. Jeżeli w przeciągu dziesięciu sekund, żadne z nas nie przyciśnie ręki drugiego do stołu, to w drugiej rundzie nadal pijemy po jednym kieliszku. Natomiast, jeśli ja wygram…
Były współlokator Yuuriego kwiknął, gdy jego nadgarstek uderzył w plastikowy blat.
- … wówczas mogę dostawić sobie jeszcze jeden kubek. I od tej chwili w każdej rundzie muszę wypić pełne dwa kubki.
- A jeśli ja wygram? – spytał Taj.
- No, to chyba jasne? Wtedy ty dostawiasz sobie kubek.
- I to koniec…?
Ciemno rude włosy zatrzęsły się od śmiechu.
- Oczywiście, że nie! Za każdą rundę, którą wygrasz, dostajesz dodatkowy kubek. Ostatecznym zwycięzcą zostaje ten, kto pierwszy uzbiera pięć kubków.
Twarz Yurio wykrzywiła się w obrzydzeniu. Natomiast Yuuri wyobraził sobie, jak mogłoby to wyglądać. Gdyby, na przykład, Viktor rywalizował z Georgim…
- To bez sensu. – stwierdził, po chwili namysłu – To przecież jasne, że osoba z mocniejszą ręką z łatwością wygra.
- Jesteś tego taki pewien? – Mila oparła brodę na nadgarstku i posłała mu tajemniczy uśmiech – Nie zapominaj, że im częściej wygrywasz, tym więcej pijesz w każdej rundzie. Jeżeli wciąż będziesz przyciskał czyjąś rękę do blatu, po paru minutach będziecz ze cztery razy bardziej wstawiony od przeciwnika. Naprawdę uważasz, że będąc tak napranym, z łatwością kogoś pokonasz?
- Hm… - Phichit wyciągnął przed siebie dłoń i odginając kolejne palce, zaczął liczyć – W pierwszej rundzie pijesz jednego. Po pierwszej wygranej, pijesz dwa. To razem trzy… Po kolejnym zwycięstwie masz trzy, a więc razem sześć. Plus jeszcze cztery… Aha. Czyli żeby wygrać, musisz wypić minimum… eee… dziesięć kubków?
To nie tak dużo. – pomyślał Yuuri – Ja wypiłem kilkanaście lampek szampana, podczas pamiętnego… uch… bankietu.
- Plus wszystkie kubki, które musisz opróżnić, kiedy jest remis. – zaświergotała Mila – No i oczywiście przegranie rundy wcale nie oznacza, że jesteś zwolniony z picia. Niezależnie od wyniku wrestlingu, musisz za każdym razem wypić dokładnie tyle kubków wódki, ile akurat masz przed sobą. Cóż, właściwie to szotów, więc nie są to jakieś duże porcje, ale mimo wszystko…
- Ta zabawa jest zwyczajnie popieprzona! – syknął Jurij - Czasem zupełnie nie rozumiem dorosłych. Zalanie się na imprezie jestem w stanie skumać… ale żeby ładować w siebie niezdrowe ilości alkoholu, tylko po to, by udowodnić, że masz mocną głowę?! Aż dziw, że nikt nie wyglądał w szpitalu!
- Och, paru wylądowało! Choć, na szczęście, nie aż tak wielu, biorąc pod uwagę, jak modna była swojego czasu ta zabawa. Wbrew pozorom, mało kto jest stanie wypić aż tyle, by zrobić sobie poważną krzywdę. Z tego, co słyszałam, cała masa osób już po kilku rundach odpadała przez nokaut.
- Nokaut? – powtórzył Phichit.
Mila pokiwała głową.
- Jeśli na którymkolwiek etapie zemdlejesz, zwymiotujesz albo odmówisz picia, automatycznie odpadasz przez nokaut. – wyjaśniła z uśmiechem.
Ze zniesmaczoną miną, Jurij wymamrotał coś o byciu abstynentem. Tymczasem Yuuri walczył ze sobą, by teraz, w stanie całkowicie trzeźwym, nie zwymiotować albo nie stracić przytomności.
Fakt, że Viktor mógłby upić się w przeddzień zawodów już sam w sobie był wstrząsający i rozczarowujący - ale jednak do przełknięcia. Okej, Viktor nie był idealnym sportowcem. Każdy miał prawo raz na jakiś czas zachować się nieodpowiedzialnie. W porządku. Zdarza się. Yuuri mógł się z tym pogodzić.
Jednak te wszystkie… pikantne szczegóły, które zapodała im Mila, były dla niego po prostu nie do przyjęcia! Absolutnie w żadnym, w ŻADNYM wypadku nie był w stanie wyobrazić sobie (i zaakceptować) Viktora robiącego to, o czym była przed chwilą mowa.
To niemożliwe. – tłumaczył sobie Yuuri – Mili musiało się coś pomylić.
Chociaż z drugiej strony… powiedziała, że widziała całe zajście na własne oczy. Dlaczego miałaby kłamać?
- Co to ma być? Zebranie przy kawie, ale bez udziału kawy?
Obiekt rozmyślań Katsukiego wreszcie wrócił z podboju drogerii. Oczywiście z torbami takiej wielkości, jakby wykupił połowę sklepu.
- Bałem się, że mnie porzucicie, a wy tymczasem siedzicie sobie w Starbucksie i pijecie z pustych kubków. – Viktor z zaciekawieniem przekrzywił głowę – Co fajnego robicie? Milka uczy was magicznych sztuczek?
- Och, jak dobrze, że wreszcie wróciłeś, Vitya! – rudowłosa Rosjanka puściła mu oko – Bo widzisz… opowiadałam właśnie o pewnym wydarzeniu z Twojej młodości, a Juraczek-Niedowieraczek wciąż wyzywa mnie od kłamliwych wiedźm. Byłbyś tak miły i potwierdził moją wersję?
Błękitne oczy natychmiast zapłonęły entuzjazmem.
- Ależ oczywiście! Z radością odpowiem Juraczkowi-Niedowieraczkowi na wszystkie pytania!
Yurio otworzył usta, by go zapytać, ale wówczas Viktor wyszczerzył zęby i pokiwał palcem wskazującym.
- Ale tylko pod warunkiem, że Juraczek-Niedowieraczek poniesie dla mnie te ciężkie zakupy. – zaśpiewał, wyciągając przed siebie różowe reklamówki.
W odpowiedzi trampek w panterkę z pełną siłą przygrzmocił go w łydkę.
- Jeśli myślisz, że tak łatwo dam się zrobić Twoim tragarzem, to się, kurwa, mylisz! Nie chcesz, to nie mów! Twoja posrana przeszłość guzik mnie obchodzi! Jak chcesz, by ktoś taszczył Twoje manele, to poproś swoją japońską żonę!
Viktor pokuśtykał w stronę Yuuriego.
- Kochanie? – zaskomlał ze spojrzeniem, którego nie powstydziłby się kot ze „Shreka".
- Zapomnij! Jeszcze znowu ci coś zgubię, tak jak z Barcelonie.
- Oj, no weź! To była tylko głupia paczka orzechów. Yuuuuuuri, jestem taki stary i zmęczony… Ponieś dla mnie chociaż jedną!
Japońska żona wydała z siebie pokonane westchnienie.
- No dobra. Poniosę dla ciebie tą, w której nie ma ważącego pół tony płynu do kąpieli od Chanel.
- Od Kleina, słonko. Od Kleina. A jak go dla mnie poniesiesz… - Viktor zaczął konspiracyjnym szeptem - … to pozwolę ci wejść ze sobą do wanny, gdy będę go używał.
Yuuri nie mógł się powstrzymać, by cicho nie parsknąć.
Pozwolić, co? – zakpił w myślach – Co to w ogóle za oferta? Człowieku, ty niemal codziennie BŁAGASZ MNIE, bym się z tobą wykąpał.
- Och, Yuuri, przepraszam, przejęzyczyłem się. Miałem zamiar powiedzieć, że pozwolę ci dojść w wannie.
Rozległ się przerażony kwik i Katsuki wyrwał swojemu trenerowi jedną z reklamówek.
- P-p-poniosę ją dla ciebie tylko po to, byś przestał rzucać takie zboczone teksty! – warknął przez ramię, ruszając za oddalającą się resztą towarzystwa.
Usłyszał za sobą radosny rechot. Uch, ależ był wkurzony!
Złość trochę mu przeszła, gdy kilka sekund później dłoń narzeczonego wsunęła się w jego własną. Czując pod palcami obrączkę Viktora, zrozumiał, że temu człowiekowi jest w stanie wybaczyć wszystko. Absolutnie wszystko - nie tylko bezwstydne komentarze.
Nie ma dla mnie znaczenia, ile wtedy wypił i czy naprawdę kogoś uderzył. – Yuuri wyszeptał w myślach – Nie zamierzam zamartwiać się czymś, co zdarzyło się dawno temu. Liczy się tu i teraz.
XXX
Pozostała część zakupów upłynęła w miarę bezstresowej, spokojnej atmosferze. Przez długi czas nikt nie wracał ani do niefortunnego debiutu Yuuriego, ani do tajemniczego incydentu z przeszłości Viktora. Szli od sklepu do sklepu, cały czas trzymając się razem i dyskutując o nic nie znaczących pierdołach. Chociaż graniczyło to z cudem – udało im się spędzić kolejne dwie godziny bez żadnych kłótni. Nikt nikogo nie wyzywał, ani nie miał do nikogo pretensji. Cóż, prawie.
No… może raz padł jakiś komentarz pod adresem Phichita. („Och, nie rób mi już fotek. Po całym dniu moje włosy wyglądają okropnie. W dodatku zapomniałam o makijażu.")
Może też jedno upomnienie pod adresem Viktora („Mówiłem Ci tysiąc razy: NIE, nie pójdziemy do seks shopu! Przecież Yurio jest nieletni!").
Jakieś zażalenia pod adresem Milii („Jak to, kurwa, podałaś temu kolesiowi mój numer? Był tak przystojny, że zapomniałaś, jak się nazywasz? A co mnie to, kurwa, obchodzi?! Jak zaraz, kurwa, do niego nie pójdziesz i nie zabierzesz mu tej kartki, to zmienię numer, zastrzegę go i nie podam Ci, choćbyś błagała na kolanach! Rozumiesz, jędzo?!").
Kilka uwag co do asertywności Yuuriego („Yuuri, jak nie chcesz, by kupił Ci stringi, to prostu mu to powiedz. Stanie w miejscu i gapienie się, jak przegląda kosz z bielizną nic Ci nie da… a poza tym, zasłaniasz mi, gdy próbuję cyknąć mu fotkę.").
Wreszcie, komentarz pod adresem Yurio:
- Jura, Twój brzuch robi więcej hałasu, niż wszystkie fanki JJ'a.
Spojrzenie, które nastolatek posłał Viktorowi, było spojrzeniem wygłodniałego tygrysa.
- Oczywiście, cholera, że brzuch mi hałasuje! Już trzy godziny temu mówiłem, że chcę coś zjeść. Ale nie! „Chodźmy jeszcze do tego sklepu! Chodźmy jeszcze do tamtego sklepu!" Gdybyście przynajmniej nie zabrali mi chipsów…
- Lilka nie pozwala ci jeść chipsów. – Mila zwróciła mu uwagę – A poza tym, nie mieliśmy czym nakarmić łabędzi.
- Trzeba było im rzucić wasze spleśniałe kanapki! Tsk! Po cholerę w ogóle karmić drób? Nigdy tego nie zrozumiem…
- W każdym bądź razie, - zasadniczym głosem wtrącił Yuuri – chyba najwyższy czas, byśmy poszli na obiad.
- Okej, idziemy na obiad! – Mila klasnęła w dłonie – Tylko zajrzyjmy jeszcze do kawiarni obok kina. Widziałam tam bardzo apetyczne ciacho.
- A, i wstąpmy na sekundę do zoologicznego! – dodał Phichit – Muszę kupić trociny dla chomików.
Yuuri pokręcił głową. Wizyty jego przyjaciela w zoologicznym nigdy nie ograniczały się do zakupu trocin. A rozmowa Milii z „apetycznym ciachem" też pewnie będzie trwała dłużej niż chwilkę.
Japończyk nawet nie miał pretensji do Yurio, gdy tamten zaczął wyrzucać z siebie wulgaryzmy w obu językach. To i tak cud, że tyle wytrzymał bez jedzenia! Gdyby Yuuri był na jego miejscu, pewnie nawet nie dotrwałby do trzeciego sklepu.
- … i jak zaraz, kurwa, czegoś nie zjem, to…
- W porządku, Yurio, zrozumieliśmy! – z beztroskim uśmiechem Viktor przerwał falę pogróżek – Jako, że mamy tutaj mały konflikt interesów, chyba najlepiej będzie, jeśli po prostu się rozdzielimy. Niech każdy, załatwi, co ma załatwić, a za godzinę spotkamy się w tej knajpeczce koło Adidasa. Okeeeeej?
- Okej!
Towarzystwo rozbiegło się na wszystkie strony.
Yuuri zdał sobie sprawę, że pierwszy raz tego dnia został sam na sam z Viktorem.
- Chcesz jeszcze gdzieś pójść? – zapytał, ze wzrokiem błagającym o zaprzeczenie.
- Raczej nie. Chyba kupiłem już wszystko, co chciałem.
Aaaach, Dzięki Bogu!
Czoło Katsukiego opadło na ramię ukochanego. Przez jakiś czas po prostu stali obok ruchomych schodów, nie mówiąc ani słowa. Viktor przełożył swoje torby do jednej ręki, by móc pogłaskać Yuuriego po włosach. Mrucząc z aprobatą, japoński łyżwiarz mocniej przycisnął policzek do jasnobrązowego płaszcza. Ramię tego mężczyzny znajdowało się na liście jego ulubionych miejsc na świecie. Nie miałby nic przeciwko zostaniu tutaj aż do wieczora. Było mu tak dobrze…
W powietrzu unosiło się kilkanaście różnych zapachów. Niewątpliwie Vitya znowu postawił sobie za punkt honoru wypróbowanie wszystkich perfum w drogerii. Stara woda kolońska musiała mu się znudzić, więc postanowił znaleźć sobie nową.
Cały on. Nie znosi monotonni. – Yuuri pomyślał leniwie –Ciekawe, co tym razem wybrał?
Jeden z zapachów przebijał się ponad pozostałe. Co to mogło być?
- Kokos?
- Kaktus. – padła odpowiedź.
Usta Japończyka ułożyły się w delikatny uśmiech.
- Serio? W życiu bym nie zgadł.
- Zaskoczyłem cię?
- O, tak.
To była miła niespodzianka. Yuuri lubił kaktusy.
- Yuuri… chciałbym porozmawiać o tym, jak poszedłeś z Phichitem do łazienki.
Ciało japońskiego łyżwiarza napięło się jak struna. To stwierdzenie, z kolei, było bardzo niemiłą niespodzianką. Yuuri nie lubił, gdy ktoś psuł dobrą atmosferę, poruszając trudne tematy. Bardzo tego nie lubił.
Burcząc, jak niezadowolony kociak, potarł czołem bark partnera. Postanowił udawać, że nie wie, o co chodzi.
- Niczego tam nie robiliśmy. – mruknął – Nie masz powodów, by być zazdrosnym.
- Nie jestem zazdrosny. Wiem, że niczego tam nie robiliście. Po prostu chciałbym wiedzieć, o czym rozmawialiście.
- Powiedzieliśmy ci, o czym. O kocich genitaliach.
- Yuuri.
Katsuki zacisnął zęby. Kogoś innego ten łagodny, przesadnie cierpliwy ton mógłby uspokoić, ale jego tylko rozdrażnił. Nie cierpiał, gdy narzeczony mówił do niego w taki sposób. Jakby Viktor był mądrym, mającym odpowiedź na wszystko dorosłym, a Yuuri panikującym dzieckiem.
Gładka powierzchnia płaszcza nagle wydała mu się twarda i szorstka, więc ją opuścił. Zrobił też krok do tyłu, by strącić z włosów dłoń ukochanego.
W oczach Viktora na moment pojawił się niepokój, jednak bardzo szybko został zastąpiony przez opanowanie.
- Yuuri, chcę żebyś powiedział mi, o czym rozmawiałeś z Phichitem w łazience. A konkretniej… o twoim seniorskim debiucie.
Reklamówki zaszeleściły, gdy trzymające je dłonie Yuuriego zaczęły się trząść. Katsuki wziął głęboki oddech. Szelest ucichł.
- Viktor…
Urwał, szukając właściwych słów. Co takiego mógł powiedzieć, by definitywnie uciąć dyskusję? Co zabrzmi jak racjonalny argument, a nie rozpaczliwa próba zamiecenia tematu pod dywan?
- … bardzo miło spędziliśmy dzisiaj dzień. To był długi, zabawny i wyczerpujący dzień. Jestem zmęczony i ty też. Dobrze wiesz, jak łatwo się z kimś pokłócić, gdy jesteś wykończony i głodny. Ale czy naprawdę musi tak być? Czy naprawdę musimy psuć nastrój sobie i naszym przyjaciołom, tylko po to, by porozmawiać o czymś, co wydarzyło się wiele lat temu? Zastanów się. Czy nie moglibyśmy zapomnieć, że Phichit cokolwiek powiedział i spędzić resztę tego dnia w spokoju i zgodzie?
Wzrok Viktora powędrował w dół. Czoło rosyjskiego trenera było zmarszczone w ten charakterystyczny sposób, gdy bardzo czegoś chciał, ale nie mógł natychmiast tego dostać.
- Okej. – przyznał niechętnie – W porządku. Masz rację. To nie jest odpowiedni moment. Nie powinniśmy teraz o tym rozmawiać.
Ramiona Katsukiego rozluźniły się. Jednak Viktor jeszcze nie skończył.
- W takim wypadku wyznacz termin.
Przez chwilę Yuuri myślał, że się przesłyszał.
- Co proszę?
- Nie chcesz teraz o tym rozmawiać, więc proszę cię, byś wyznaczył termin. Wybierz dowolny dzień i godzinę, żeby opowiedzieć mi, co cię dręczy. Tylko nie każ mi czekać zbyt długo.
Katsukiemu na moment odebrało mowę. Zwyczajnie nie mógł uwierzyć! Czy ten facet… jego narzeczony… właśnie kazał mu wyznaczyć termin? Za kogo on się uważa? Za jakiegoś pieprzonego terapeutę? Jak mógł coś takiego powiedzieć?!
Reklamówki ponownie zaszeleściły, lecz tym razem ze złości. Zanim zdążył się powstrzymać, Yuuri wycedził:
- To bardzo miłe z Pana strony, że daje mi Pan nieograniczony dostęp do swojego napiętego grafiku, ale nie skorzystam z propozycji. Termin rozmowy wyznaczam na: nigdy. Koniec dyskusji. Dziękuję. Chodźmy gdzieś usiąść.
Nie zdążył zrobić dwóch kroków, gdy smukła dłoń złapała go za nadgarstek.
- Yuuri!
Warknięcie było tak ostre, że Katsuki przez moment zwątpił, czy naprawdę wyszło z ust Viktora. Rosjanin wyglądał, jakby ledwo nad sobą panował. Yuuri tylko raz widział u niego taki wyraz twarzy – w hotelu, w Barcelonie. W wieczór poprzedzający program dowolny finału Grand Prix.
- Co to, u licha, miało być? – Viktor zadał to pytanie szeptem.
Yuuri odwrócił wzrok.
- To, co słyszałeś. Nie mam zamiaru kiedykolwiek o tym rozmawiać. To nic takiego, więc byłbym wdzięczny, gdybyś…
- Gdyby to było „nic takiego" nie reagowałbyś w taki sposób. – przerwał mu Viktor – Zauważyłem, że coś jest nie tak, już kiedy warknąłeś na Jurę. Nigdy nie reagowałeś w ten sposób na jego zaczepki. Yuuri… proszę, powiedz mi, co się dzieje?
Prośba była tak łagodna, tak pełna desperacji, że Katsuki przez moment zapragnął wszystko z siebie wyrzucić. Chciał paść Viktorowi w ramiona, przytulić się do niego i nie powstrzymując łez, podzielić się swoim bólem. Kiedy jednak już miał to zrobić, przypomniał sobie, czego dotyczyła cała sprawa i powstrzymał się.
Viktor nie może wiedzieć. To zbyt wiele. On… on tego nie zrozumie!
- Nic się nie dzieje. – wymamrotał.
Wciąż nie mógł znaleźć w sobie odwagi, by spojrzeć ukochanemu w oczy.
- Nic się nie dzieje. – powtórzył, nieco głośniej – Było tak, jak powiedział Yurio. Pierwszy raz startowałem w seniorskim Grand Prix i zawaliłem mój program dowolny. Tylko tyle się wydarzyło. I nic więcej.
- Mylisz się, Yuuri. – głos Viktora był cichy, ale pewny – Gdy zawaliłeś finał Grand Prix to było „i nic więcej". Fakt, byłeś w wielkim stresie i bardzo to przeżyłeś, ale gdy ktoś o tym wspominał, nie próbowałeś za wszelką cenę skończyć tematu. Właściwie to… przez pierwsze miesiące, gdy cię trenowałem, non stop mówiłeś mi o zawodach, które zawaliłeś. O głupich Mistrzostwach Japonii paplałeś praktycznie co pięć minut. Nie żebym rozumiał, po co się w ten sposób katowałeś, ale faktem pozostaje, że nigdy nie próbowałeś ukrywać swoich porażek. I nie chcę, żebyś teraz zaczynał. Yuuri, czy naprawdę potrzebujemy powtórki z Barcelony? Nie możesz wiedzieć, czy ywoje obawy mają realne podstawy, dopóki mi o nich nie powiesz. Yuuri, proszę cię… Gdy ktoś ma w sobie drzazgę, nie może pozwolić jej siedzieć w środku. Trzeba ją natychmiast wyciągnąć.
Im dojrzalej i rozsądniej brzmiały argumenty, tym bardziej Yuuri nie chciał ich słuchać.
- Bardzo ładna metafora, panie trenerze, ale traci pan czas. – wysyczał, nie poznając własnego głosu.
Rozpaczliwie próbował zakończyć tę rozmowę, a jego zdradliwy umysł odruchowo sięgnął po ostatnią broń, która została w arsenale: agresję.
- To nie tak, że to, co się stało, odbije się na najbliższych zawodach, więc byłbym wdzięczny, gdybyś skończył te pieprzone analizy psychologiczne. – dorzucił, wojowniczo patrząc partnerowi w oczy.
- Jakie analizy psychologiczne? – w głosie Viktora dało się słyszeć nutę irytacji - O czym ty, do diabła, mówisz? Yuuri, przestań mnie traktować, jakbym był dla ciebie obcą osobą! Nie pytam Cię o tamtą sprawę jako twój trener. Jestem twoim narzeczonym…
- Właśnie! Narzeczonym! Więc nie zachowuj się jak psycholog. To mnie doprowadza do szału. Nie dość, że wyznaczasz mi terminy…
- Yuuri, na litość boską, ja po prostu źle dobrałem słowa. Nie miałem na myśli…
- Wyznaczasz mi TERMINY, - Yuuri nie dał mu dokończyć, podnosząc głos – i zachowujesz się, jakbyś doskonale wiedział, co siedzi w mojej głowie.
- NIE WIEM, co siedzi w Twojej głowie i dlatego PYTAM! – Viktor również podniósł głos.
Kilku przechodniów zerknęło z niepokojem w ich stronę. Dopiero teraz Katsuki zauważył zmiany, które zaszły w jego trenerze.
Im bardziej Rosjanin tracił panowanie nad sobą, tym groźniej wyglądał, a jego głos stopniowo przechodził z lekkiego opanowanego tonu w ciężki męski baryton. Yuuri po raz pierwszy pomyślał, że porywczy facet, który pobił się z kimś barze, mógł nie być jedynie wytworem wyobraźni Mili.
Z zaciśniętymi z frustracji oczami, Viktor przycisnął sobie dłoń do czoła.
- Gdybym tylko mógł poznać POŁOWĘ twoich myśli... – burknął, bardziej do siebie, niż do partnera – Gdybyś chociaż RAZ normalnie powiedział mi, czym się martwisz! Ale nie! Bronisz dostępu do swoich myśli, jakby to było jakieś pole minowe… jakby za każdym razem, gdy ktoś poznał jeden z twoich sekretów, miała nastąpić Apokalipsa. Jak możesz pozwalać mi tak się zamartwiać? Dlaczego tak bardzo nie chcesz mi powiedzieć?
- B-b-bo każdy ma coś, czego może nie chcieć powiedzieć! – rozpaczliwie wyrzucił z siebie Yuuri – Każdy ma coś takiego. – dodał szeptem – N-nawet… nawet ty.
- Nie mam niczego takiego. Zapytaj mnie o cokolwiek, a odpowiem. Nie mam przed Tobą żadnych sekretów.
Katsuki zacisnął zęby. Niewiele myśląc, wypalił:
- W takim razie powiedz mi, co robiłeś w wieczór przed swoim programem dowolnym! P-p-podczas turnieju w Moskwie, siedem lat temu. Wtedy, gdy po raz pierwszy pobiłeś rekord świata.
Wypowiadając te słowa, już widział w wyobraźni prawdopodobną reakcję Viktora. W wizji Yuuriego, przystojna twarz Rosjanina traciła całe opanowanie, po skroni spływał pot, a zmysłowe usta dukały drżącym głosem:
„Skąd o tym wiesz?"
„Kto ci o tym powiedział?"
„Czy to Mila? A może Georgi? To Mila, prawda?"
A potem następowała zamiana ról i to Katsuki zamieniał się w oskarżyciela. Zmuszony do bronienia swojego honoru, Viktor całkowicie zapominał o sprawie z Detroit. Taki był plan. Może i nie do końca przemyślany i uczciwy, ale jednak skuteczny - przynajmniej w teorii.
No właśnie, w teorii. Rzeczywistość, jednak, okazała się zupełnie inna.
Viktor zawsze był dobry w zaskakiwaniu Yuuriego. Ta sytuacja nie była wyjątkiem. Zamiast spanikować, czego Katsuki oczekiwał, Rosjanin spojrzał mu prosto w oczy i nie pokazując po sobie żadnych emocji, wyrecytował bez zająknięcia:
- Nawaliłem się i po pijaku pobiłem jednego faceta.
Zgon. Totalny zgon. Tylko tak można było podsumować reakcję Yuuriego.
Kiedyś, w jednym filmie Katsuki usłyszał stwierdzenie, że tym, co wystawia związek na najcięższą próbę jest moment, w którym jeden z partnerów pokazuje drugiemu swoją najgorszą stronę. I wyglądało na to, że podobny moment właśnie nastąpił. Jego narzeczony właśnie pokazał mu się z najgorszej strony. I to w najgorszym możliwym momencie.
Żeby chociaż zareagował gwałtowniej. – Yuuri pomyślał błagalnie – Żeby chociaż go to ruszyło, żeby się przejął, żeby przynajmniej pokazał, że mu z tego powodu przykro… Do licha, powiedział to takim tonem, jakbyśmy rozmawiali o pogodzie!
- Czemu masz taką zdziwioną minę? – Viktor spytał, unosząc brwi – Moja odpowiedź nie powinna być dla ciebie zaskoczeniem. Skoro już mnie o to spytałeś, to zakładam, że ktoś powiedział ci, co się stało.
- To nie twoja odpowiedź mnie zdziwiła. – Yuuri odparł drżącym głosem – Tylko… tylko sposób, w jakim mi o tym powiedziałeś. Jak możesz przyznawać się do czegoś takiego z takim spokojem?
- A dlaczego miałbym być niespokojny? – jego narzeczony wrócił do poprzedniego, przesadnie cierpliwego tonu – To część mojej przeszłości. Nie wypieram się tego, co zrobiłem. Nie widzę też powodów, dla których miałbym to ukrywać. No, może przed prasą. Ale na pewno nie przed tobą.
- I ani trochę nie martwisz się, co sobie o tobie pomyślę? – ton Katsukiego z kolei, stawał się coraz bardziej zjadliwy – Nie jest ci ani trochę wstyd?
- Nie, Yuuri, nie jest mi wstyd.
Dłonie japońskiego łyżwiarza zacisnęły się w pięści. Viktor westchnął ze zrezygnowaniem.
- Pewnie masz rację i powinno mi być wstyd. – przyznał, drapiąc się za uchem – Ale nie jest. Ani trochę. Ważną częścią bycia sportowcem jest umiejętność zresetowania systemu. Zaakceptowania, że pewne rzeczy się zdarzyły i nic już tego nie zmieni. Pamiętamy o naszych porażkach, by się na nich uczyć, a nie podcinać sobie nimi żyły. Byłoby nam obu łatwiej, gdybyś wreszcie to sobie uświadomił, Yuuri.
Może w inny dzień, w innych okolicznościach, Yuuri przyznałby mu rację. Zrozumiałby, że Viktor wcale nie próbuje bagatelizować swoich błędów, ale po prostu zaakceptował je i teraz próbuje nauczyć ukochanego, jak zrobić to samo.
Teraz jednak… w tym konkretnym momencie, japoński łyżwiarz był wściekły, spanikowany i zazdrosny.
Wściekły - bo Viktor znowu brzmiał tak cholernie dojrzale i racjonalnie.
Spanikowany - bo cały plan odwrócenia uwagi od niefortunnego debiutu seniorskiego okazał się zupełnie nieskuteczny.
Wreszcie, zazdrosny – o ten przeklęty spokój swojego trenera. O to, że Viktor potrafił tak łatwo dojść ze wszystkim do ładu.
- No tak, w końcu dla ciebie to bułka z masłem! – Yuuri nawet nie zauważył, że zaczyna mówić swoje myśli na głos – Co to dla ciebie, strzelić sobie rekordzik świata na kacu? Pewnie zwycięstwo przychodziło ci zbyt łatwo, więc popiłeś sobie przed zawodami, żeby trochę podnieść poprzeczkę.
- Bardzo mi schlebia, że uważasz mnie za tak genialnego łyżwiarza, - zaczął Viktor lodowatym tonem – ale zapewniam cię, że nigdy nie byłem aż tak dobry, by z premedytacją ładować w siebie procenty przed zawodami. Tak naprawdę upiłem się, bo… - zawahał się – bo zostałem zmuszony. Miałem ważny powód, żeby się nawalić.
- Och, to ciekawe. Nie wiedziałem, że istnieje coś takiego, jak „ważny powód do nawalenia się".
- Owszem, istnieje. Z chęcią ci o nim opowiem…
- Nie, dziękuję! Nie chcę tego wiedzieć. Już i tak wiem więcej, niż chciałem. Wiem, że nawaliłeś się przed zawodami i że kogoś uderzyłeś.
- Nie uderzyłem „kogoś", Yuuri. Uderzyłem sukinsyna, który zasłużył sobie na to każdym…
- WYSTARCZY!
Katsuki czuł się tym wszystkim przytłoczony. Jedynym, o czym w tej chwili marzył, było zamknięcie się w toalecie i przeczekanie swojego żałosnego stanu. Miał tylko nadzieję, że wystarczy mu silnej woli, by jakoś przetrwać tę przeklętą rozmowę i nie rozpłakać się przed trenerem.
- Nie chcę tego wiedzieć. – powtórzył, ze wzrokiem wbitym we własne tenisówki – Nie potrzebuję znać szczegółów alkoholowej burdy, w której uczestniczyłeś.
Gdyby tylko Viktor okazał mu trochę zrozumienia… gdyby po prostu mu odpuścił.
- To Twój wybór, Yuuri.
Japończyk w dalszym ciągu patrzył w dół.
- Ale, - jego narzeczony wziął głęboki oddech – mój wybór jest inny.
W brązowych oczach powoli gromadziły się łzy. Katsuki zagryzł dolną wargę tak mocno, że zaczęło mu to sprawiać ból. Nie ma mowy! Nie rozpłacze się… nie rozpłacze się!
- Yuuri, proszę, nie odsuwaj mnie od siebie! – usłyszał ciche błaganie narzeczonego - Nie możesz radzić sobie ze wszystkim sam. Nie rozumiem, jak możesz…
Dlaczego Viktor tak bardzo na niego naciskał? Dlaczego nie chciał uszanować jego decyzji? Przecież to nie tak, że znali się od wczoraj! Viktor znał go i wiedział, że Yuuri czasem potrzebował przestrzeni. Wiedział, że Yuuri musiał sam zdecydować, kiedy się otworzyć. Więc dlaczego…?
- … jak możesz rozmawiać o takich sprawach z Phichitem, ale nie ze mną.
Te słowa spłynęły na Katsukiego jak olśnienie.
Ahaaaaa… Więc O TO chodzi?
No to mamy, proszę państwa, istotę problemu!
Yuuriemu natychmiast odechciało się płakania. Zamiast tego miał ochotę wyć ze śmiechu. Albo lepiej – zapodać Viktorowi złośliwego kopniaka między nogi. Toż przecież już na początku tej rozmowy dostał wyraźną wskazówkę, o co chodziło. Czy raczej – o kogo chodziło. I pomyśleć, że jego narzeczony bezczelnie wszystkiemu zaprzeczył.
- A więc jednak JESTEŚ zazdrosny o Phichita. – parsknął Yuuri – Nie wierzę… po prostu nie wierzę!
- Nie jestem zazdrosny o Phichita tylko o zaufanie, którym go darzysz. I nie wzruszaj ramionami, jakby to była błahostka! Dla mnie to niebłahostka. Jakbyś się czuł, gdybym zwierzał się ze swoich problemów Chrisowi, a nie Tobie?
Serce Yuuriego wydało kilka niespokojnych uderzeń. Japoński łyżwiarz musiał przyznać, że czuł nieznaczne ukłucie zazdrości, myśląc o sekretach Viktora, które mógł znać ich szwajcarski przyjaciel. Nieznaczne, bo nieznaczne – no ale mimo wszystko!
Z drugiej strony, to nie wina Chrisa, że znał Viktora dłużej niż Yuuri. Podobnie jak…
- To nie wina Phichita, że zna mnie dłużej niż ty. – Katsuki próbował wytłumaczyć rozpaczliwie.
Zagubienie i poczucie winy zastąpiły gniew, a w oczach ponownie pojawiła się wilgoć. Yuuri wiedział, że przegrywa tę kłótnię – zarówno na gruncie racjonalnym jak i emocjonalnym – i powoli przestawał sobie z tym radzić.
- O-on jest moim najlepszym przyjacielem i znam go od wielu lat. – ciągnął, z każdym słowem coraz bardziej roztrzęsiony – T-to nie tak, że ufam mu bardziej niż Tobie… znaczy się… b-bardzo mu ufam, ale… no bo… Tak naprawdę on wie, co się wydarzyło, nie dlatego że mu powiedziałem, ale dlatego że był w Detroit, kiedy to się stało. On i Celestino…
- To Celestino też wie?
Aż wreszcie stało się. Yuuri rozpadł się na kawałki.
Nie miał już ani jednego argumentu. Ani jednego neurona, który chciałby walczyć o utrzymanie emocji w ryzach. Jak skazaniec, pragnący mieć już egzekucję za sobą, zamknął oczy i wykrzyknął pierwszą rzecz, która przyszła mu do głowy:
- Wiesz, co? Mam dla Ciebie WSPANIAŁE rozwiązanie! Pogadaj sobie z Celestino! Masz do niego numer, tak? No dalej, nie krępuj się. Bo niby dlaczego miałbyś szanować moją prywatność? Zadzwoń sobie do Celestino i umówcie się na kawkę! Jeszcze nie zdążyłem go poprosić, by nikomu nic nie mówił, więc na pewno ze szczegółami opowie ci o całym zdarzeniu. Pogadajcie sobie jak trener z trenerem i urządźcie sobie burzę mózgów na temat „Yuuri nie radzi sobie z problemami" albo „Yuuri nie ufa swojemu narzeczonemu na tyle, by opowiedzieć mu o największym upokorzeniu w swoim życiu". Albo, jeśli nie chce ci się czekać, kup Phichitowi parę piw. Zazwyczaj pamięć mu szwankuje po alkoholu. Jak się narąbie, prawie na pewno zapomni, że kazałem mu trzymać gębę na kłódkę i wszystko ci powie. M-mogę… mogę też zwolnić go z tej obietnicy, jeśli chcesz. J-już… już nie obchodzi mnie, czy się dowiesz… N-nie… nie obchodzi mnie… nie obchodzi…
Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że jego głos przeszedł w łkanie. Czując się upokorzony i pokonany, pozwolił łzom popłynąć po policzkach. Był tak zdenerwowany, że mógł wyraźnie usłyszeć uderzenia własnego serca. Cicho pociągając nosem, czekał na reakcję Viktora.
Wreszcie, po dziesięciu sekundach, które zdawały się trwać całą wieczność, kciuk i palec wskazujący chwyciły podbródek Yuuriego i delikatnie zadarły jego głowę do góry. Brązowe oczy pozostawały zamknięte.
- Yuuri…
Japończyk mocniej zacisnął powieki.
- Yuuri, spójrz na mnie.
Nie miał ochoty tego robić. Jeśli to zrobi, stanie się jasne, jakim jest słabeuszem. Jego oczy – oczy, które nie potrafiły ukrywać emocji – powiedzą Viktorowi wszystko. Z drugiej strony… dopóki ich nie otworzy, nie pozna reakcji partnera.
Co teraz czuł jego ukochany? Był zły? Zmartwiony? Rozczarowany…?
Katsuki ostrożnie rozchylił powieki. Jego trener miał prawie taką samą minę, jak ostatnim razem, gdy doprowadził go do płaczu. Jedyną różnicą było to, że tym razem wyglądał bardziej na smutnego niż spanikowanego. Przez moment Yuuri łudził się, że usłyszy przeprosiny.
- Nie zamierzam o nic pytać Celestino czy Phichita.
Głos Rosjanina był stanowczy i pozbawiony drżenia. Młodszy z mężczyzn wstrzymał oddech.
- Nie zamierzam ich o nic pytać. – powtórzył Viktor - To od ciebie chcę usłyszeć, co się stało.
Yuuri próbował wyszarpnąć podbródek z uścisku, ale palce narzyczonego trzymały go zbyt mocno.
- Nic ci nie powiem. – wyszeptał drżącym głosem.
- Yuuri, ja tylko…
- Nie powiem ci!
- Yuuri…
- P-proszę cię, zostaw mnie!
Nie był w stanie tego wytrzymać. Już nawet nie nalegania Viktora były dla niego najgorsze. Najgorszy był odbijący się w oczach ukochanego ból. Ból i świadomość, że to Yuuri był jego sprawcą.
Japoński łyżwiarz zrobiłby wszystko, by pozbyć się tego bólu. Ale jak miał to zrobić, gdy nie potrafił wygrać z własnym strachem? No jak?
Zanim zdążył podjąć jakąś decyzję, Viktor niespodziewanie puścił jego podbródek i zaczął energicznie wymachiwać ręką. Wkrótce Yuuri przekonał się, dlaczego - na rękawie jasnobrązowego płaszcza ktoś umieścił wielką brzydką plamę.
Obaj mężczyźni spojrzeli w bok. Zastali widok znudzono-poirytowanej twarzy Jurija Plistetskiego. W jednej ręce nastolatek trzymał resztki burgera, a w drugiej kubek z logo Coca Coli. Słomka była wycelowana w Viktora.
- Ups?
Ton, z jakim rzucił to krótkie słówko, nie wskazywał ani na niecelowość występku, ani na najmniejsze wyrzuty sumienia.
Starszy z Rosjan posłał winowajcy wściekłe spojrzenie.
- Oszalałeś?! – jęknął, panicznie wycierając plamę chusteczką – To mój ulubiony płaszcz!
- Taaaaak? – Yurio kpiąco uniósł brwi - No to biegnij szybko do pralni, żeby ci go naprawili. Piąte piętro. Drugi koniec tego zasranego Centrum. Nie śpiesz się. Ja i Katsudon poczekamy na ciebie w knajpie.
Po tych słowach w jednej chwili wpakował sobie resztę hamburgera do ust, wcisnął zszokowanemu Viktorowi pusty kubek, wyrwał mu torby z zakupami, następnie złapał Yuuriego za kołnierz i zaczął go ciągnąć w stronę umówionego miejsca.
Japończyk był tak zdezorientowany tym nagłym obrotem zdarzeń, że zapomniał nawet odczuć wstyd, z powodu bycia zaryczanym i obsmarkanym w obecności swojego imiennika. Zerknął tylko przez ramię na Viktora, który mamrocząc przekleństwa w swoim ojczystym języku, właśnie wyciągał z kieszeni drugą paczkę chusteczek.
Rosyjski trener przez chwilę kręcił się w miejscu, jakby nie mógł się zdecydować, czy pójść za parą Yurich, czy ratować płaszcz. Ostatecznie jednak wybrał pralnię. Gdy srebrna czupryna zniknęła za zakrętem, Katsukiego po raz pierwszy od ostatnich dziesięciu minut ogarnęła ulga.
Japończyk nie był pewien, dlaczego Yurio postanowił przerwać ich kłótnię… nie był nawet pewien, czy jego młody przyjaciel zrobił to świadomie (ostatecznie nie wiadomo, jak długo tam stał i ile usłyszał). W każdym razie, Yuuri był mu bardzo wdzięczny.
A przynajmniej do czasu, aż usiedli naprzeciwko siebie w knajpie.
Nastoletni Rosjanin dał mu precyzyjnie sześćdziesiąt sekund na dojście do siebie, po czym wypalił prosto z mostu:
- A tak w ogóle, to on ma trochę racji. Zawalenie zawodów nigdy nie było dla ciebie problemem. Gdybym był tobą, po prostu powiedziałbym mu o wszystkim i miał to z głowy.
A, czyli że słyszał wszystko. Wspaniale.
Czoło Yuuriego z cichym plaskiem wylądowało na blacie stolika. No naprawdę… zużył już wystarczająco dużo energii na dyskusje z Viktorem. Nie miał siły, by użerać się jeszcze z Yurio.
- Skoro uważasz, że powinien dostać to, czego chciał, to było nam nie przerywać. – wymamrotał zrezygnowanym tonem.
Odpowiedziało mu parsknięcie.
- Gdybym tak uważał, nie kazałbym mu zapierdalać na piąte piętro, chociaż cholerne Centrum ma tylko cztery.
Japończyk podniósł głowę. Spojrzenie jego imiennika było zaskakująco łagodne.
- Powiedziałem „gdybym był tobą", a nie że „masz coś zrobić". – podkreślił Jurij – To, że uważam jedno rozwiązanie za lepsze od drugiego, nie oznacza, że nie jestem zwolennikiem wolnej woli. Lepiej zacznij słuchać, co się do ciebie mówi, Wieprzku.
- Dzięki.
Yuuri nerwowo przełknął ślinę. Z jednej strony było mu głupio, bo zdał sobie sprawę, jak żałośnie musi wyglądać z oczami zapuchniętymi po minionym płaczu, ale z drugiej… cieszył się, że siedzi tutaj właśnie z Jurijem. Było to absolutnie bezsensowne i nielogiczne, ale z jakiegoś powodu obecność wybuchowego nastolatka działała na niego… uspokajająco. Katsuki nie był pewien z czego to wynikało. Może z faktu, że ten chłopak miał osobowość całkowicie przeciwną do Viktora? A może chodziło o to, że młody Rosjanin widział go już zapłakanego i to czyniło całą sytuację o wiele mniej stresującą? Ciężko stwierdzić.
Przez kilka minut po prostu siedzieli naprzeciwko siebie i sączyli zamówione soki. W końcu Jurij przerwał milczenie.
- Ej, Katsudon?
Yuuri podniósł wzrok znad słomki.
- Chcesz o tym pogadać? – ostrożnie zapytał nastolatek.
- Niby o czym?
Lodowy Tygrys przewrócił oczami.
- O kocich genitaliach! – warknął – O tym, czego tak bardzo nie chcesz powiedzieć swojemu nadętemu narzeczonemu. A o czym, kurwa, innym?
- Mój nadęty narzeczony, - chłodnym tonem zaczął Yuuri – przejmuje się moimi uczuciami i przez większość czasu staje na głowie, próbując podbudować moją pewność siebie. Natomiast ty przy każdej okazji wyzywasz mnie od prosiaków i grubasów. Kiedy tylko możesz, wytykasz mi moje słabości. Gdybym stworzył ranking osób, które najczęściej mnie obrażają, prawdopodobnie znalazłbyś się na pierwszym miejscu. Dlaczego miałbym zwierzać ci się z czegoś, czego nie chciałem powiedzieć nawet mojemu „nadętemu narzeczonemu"?
- Dokładnie z tych powodów, które przed chwilą wymieniłeś.
To nieco zbiło Katsukiego z tropu. Posłał Jurijowi zdezorientowane spojrzenie. Nastolatek wiercił się na krześle, a policzki miał lekko zarumienione. Jakby już wstydził się tego, co dopiero zamierzał powiedzieć.
- Słuchaj, nie znam się na tych sprawach. – burknął, odwracając wzrok i opierając brodę na nadgarstku – W przeciwieństwie do Viktora mądrali nie zamierzam snuć jakiś głupich teorii, co do zawartości Twojego łba. Jeśli idzie o zwierzenia, uczucia i inne podobne bzdety, może i jestem najgówniańszym możliwym wyborem, ale… pomyśl o tym w ten sposób: nie jestem srebrnowłosą diwą, którą wielbiłeś, odkąd byłeś smarkaczem. Nie jestem też wybrankiem twojego życia, z którym zamierzasz zasadzić drzewo, przerabiać podręcznik kamasutry, hodować pudle, czy co wy, kurwa, robicie w wolnym czasie… Innymi słowy, nawet jeśli po usłyszeniu tej durnowatej opowieści, jakoś stracisz w moich oczach, to nie jestem aż tak ważną dla ciebie osobą, by miało to jakoś drastycznie zaważyć na Twoim życiu.
Z ust Japończyka wyszło zszokowane sapnięcie. Dopiero teraz Yuuri uświadomił sobie, że TO właśnie był powód, dla którego nie chciał o niczym powiedzieć narzeczonemu - nie chciał źle wypaść w oczach Viktora. Jeszcze bardziej szokujące było to, że właśnie Jurij, ze wszystkich ludzi, tak celnie ujął to w słowa.
- A tak poza tym… to o czym my w ogóle, kurwa, mówimy? – zrezygnowanym tonem kontynuował młody Rosjanin - Od początku naszej znajomości uważałem cię za ciotę. Więc na co możesz w mojej opinii, przepraszam, awansować? Na superciotę? Powiedzmy sobie szczerze, Katsudon. Moja ocena twojej osoby od zarania dziejów była gówniana. Nic, czego byś mi nie powiedział, już bardziej jej nie pogorszy.
Gdyby spojrzeć na wszystko z logicznej strony, Yuuri powinien czuć się zraniony tym natłokiem obelg i przekleństw. Ale, o dziwo – wcale nie był. Powiedziałby wręcz, że wprost przeciwnie. Zrobiło mu się jakoś tak… nawet lepiej?
- To… - zaczął, posyłając przyjacielowi niepewne spojrzenie – To ma sens?
Jurij skinął głową.
- Pewnie, że, cholera, ma! No i jest jeszcze fakt, że znam i ciebie i Viktora. Twój koleżka od chomików może i jest zaznajomiony ze sprawą, ale gdybyś go spytał, czy twoje obawy co do trzymania wszystkiego w sekrecie przed Viktorem są słuszne, prawdopodobnie nie potrafiłby ci obiektywnie odpowiedzieć. Ale ja: tak. Wierz mi, po latach wspólnego trenowania trochę znam tego pacana, więc jestem w stanie do pewnego stopnia przewidzieć, jak zareagowałby na jakąś… yyy… rewelację. Znaczy się… mógłbym ci doradzić, czy naprawdę powinieneś zabrać ten sekret do grobu, czy po prostu mu o tym powiedzieć.
Yuuri wbił wzrok w blat stołu. Słowa jego imiennika brzmiały bardzo sensownie. Poza tym, w przeciwieństwie do argumentów Viktora, były pozbawione błagania. W ogóle nie wprowadzały do rozmowy jakichkolwiek emocji. Yurio do niczego go nie namawiał. Po prostu dawał mu możliwość wygadania się. Co, zresztą, potwierdził następnymi słowami:
- Tylko sobie nie wyobrażaj, że za wszelką cenę chcę to wiedzieć, albo coś, Katsudon! Nie myśl, że jestem ciekawy, co się stało, bo, cholera, nie jestem! Nie ma przymusu, jasne? Jak chcesz z kimś pogadać, to cię wysłucham… ale jeśli wolisz leźć do kibla i się poryczeć, to droga wolna. Każdy odreagowuje stres na swój sposób. Jeśli twój sposób to wycie w klopie, to niech tak będzie! Nie chcesz mówić, to nie mów! Chociaż…
Na dosłownie ułamek sekundy Yurio stracił wyraz twarzy wulgarnego nastolatka. Katsukiemu mogło się to tylko przywidzieć, ale mógłby przysiąc, że przez moment jego kolega wyglądał wręcz… nieśmiało.
- … wydaje mi się, że jednak potrzebujesz. – Rosjanin wymamrotał koniec swojej wypowiedzi - Wygadać się… znaczy się.
Yuuri wziął głęboki oddech.
- Masz rację. – przyznał cicho – Myślę, że mimo wszystko chcę komuś o tym powiedzieć.
Jurij splótł dłonie na blacie i wbił w rozmówcę cierpliwe spojrzenie. Czy raczej „usiłowanie cierpliwego spojrzenia". Albo lepiej – spojrzenie pod tytułem:
„Zwykle nie odgrywam roli Ciotuni Od Zwierzeń, więc jeśli nie zrobię tego tak, jak trzeba, przymknij na to oko, Katsudon".
Było to ze strony Jurija niewiarygodnie słodkie. Takie… agape w czystej postaci. Japończyk poczuł, że serce wypełnia mu kojące ciepło.
- Mój debiut seniorski nie był tak widowiskowy jak twój, ale był czymś, z czym wiązałem ogromne nadzieje. – nieśmiało rozpoczął swoją opowieść – Wszystko zaczęło się od mojej przeprowadzki do Detroit. Czy raczej od… decyzji, którą podjąłem, gdy byłem jeszcze juniorem. Jak zapewne wiesz, zanim zacząłem zawodowo jeździć, w Japonii nie było żadnych liczących się solistów. Co prawda nasze dziewczyny zawsze osiągały świetne wyniki, ale jeśli chodzi o facetów, sytuacja wyglądała… no cóż… słabo. Ja sam trenowałem głównie z solistkami. Minako-sensei czasami żartowała, że gdybym urodził się dziewczyną, rozniósłbym konkurencję w pył…
Nerwowo pocierając kark, z niepokojem zerknął na Jurija. Był przekonany, że młody Rosjanin rzuci w tym momencie jakiś złośliwy komentarz. Jednak nic takiego się nie stało – nastolatek po prostu patrzył na niego i cierpliwie czekał na dalszy ciąg. Zachęcony tym pokazem dojrzałości, Katsuki kontynuował:
- Ale… jak doskonale wiesz, jestem facetem. I jako facet szybko przekonałem się, że doskonała sekwencja kroków nie wystarczy, by zawojować świat łyżwiarstwa. Gdy jako junior startowałem w zawodach międzynarodowych, dzięki dobrej interpretacji muzyki mieściłem się w pierwszej piątce, ale ponieważ nie potrafiłem dobrze skakać, nigdy nie byłem w stanie wejść na podium. Pewnego dnia, moja trenerka powiedziała mi wprost, że gdy przejdę do seniorów, nie będę miał tam czego szukać.
Zatrzymał się na chwilę, by dać przyjacielowi czas na zaabsorbowanie usłyszanych informacji. A także na dopowiedzenie sobie tego, czego Yuuri nie potrafił powiedzieć na głos. Strachu, który wtedy czuł. Paniki, że jego kariera w łyżwiarstwie figurowym skończy się, zanim jeszcze na dobre się zaczęła. Świadomości, że być może nigdy nie będzie mógł walczyć o złoto w tych samych zawodach, co Viktor.
- Chyba że…
- … zostawisz za sobą dom i rodzinę, rzucisz wszystko i wyjedziesz do miejsca, gdzie są ludzie, będący w stanie cię wyszkolić. – dokończył za niego młody Rosjanin.
Oczy Yuuriego rozszerzyły się w szoku.
- O tym akurat sporo wiem, Katsudon. – mruknął jego imiennik – Ale sorka, przerwałem ci.
Japończyk skinął głową.
- Wiedziałem, że jeśli chcęmieć jakiekolwiek szanse w tym sporcie, to tylko poza Japonią. Moją jedyną nadzieją był Uniwersytet z wystarczająco dobrymi trenerami, elastycznym programem zajęć i dość wysokim stypendium, pozwalającym na swobodny udział w zawodach. Ja i rodzice znaleźliśmy najwyżej trzy zagraniczne uczelnie, które spełniały te kryteria. Wszystkie w Stanach albo w Kanadzie. Zatem przez ostatnie dwa lata liceum zakasałem rękawy i kułem, ile mogłem. Oczywiście cały czas trenowałem, ale ograniczyłem się do turniejów w Japonii, by móc się uczyć. To był również powód, dla których opóźnił się mój debiut seniorski. W każdym bądź razie, w efekcie dostałem się do Detroit. I do jednego pokoju z Phichitem, który od czternastego roku życia chodził do szkoły w Stanach. Teraz, patrząc wstecz, czuję, że nie mogłem lepiej trafić. Gdyby nie Phichit, nie wiem, jak przetrwałbym moje pierwsze miesiące w Ameryce… - na samo wspomnienie wzdrygnął się – Klimat był okropny, jedzenie paskudne, a tamtejsi łyżwiarze aroganccy i z dziesięć razy lepsi ode mnie. Strasznie od nich na początku odstawałem.
Jurij miał minę, jakby gdzieś już słyszał podobną historię. Otworzył nawet usta, żeby coś powiedzieć, ale ostatecznie zrezygnował. Krótkim machnięciem ręki, dał przyjacielowi znak, by mówił dalej.
- Ale wreszcie… - tutaj Yuuri pozwolił sobie na przelotny uśmiech – po paru miesiącach, mój wysiłek się opłacił. Zacząłem skakać poczwórnego toe loopa i osiągnąłem poziom kolegów z lodowiska. To był chyba jedyny moment w mojej karierze, gdy czułem się w stu procentach pewny swoich możliwości. No… nie licząc oczywiście tego, co jest teraz, z Viktorem… ale wiesz, o co mi chodzi. Wszystko szło tak dobrze. Byłem młody i w świetnej formie. Miałem trenera, którego lubiłem, przyjaciela, który mnie wspierał i choreografów, którzy wybrali dla mnie dwa dobre programy. Nie miałem żadnej kontuzji. W szkole wszystko szło bezbłędnie. Czułem, że mogę zajść wysoko. Może i nie byłem tak pewny siebie, jak ty i nie liczyłem, że przy pierwszym podejściu wygram złoto, ale miałem nadzieję… nie, byłem przekonany, że stać mnie przynajmniej na brąz w Finale Grand Prix. Pierwszy raz w życiu czułem, że mogę wszystko.
Na twarzy nastolatka odmalował się szok. No, nic dziwnego. Usłyszenie, że tak niepewny siebie Yuuri Katsuki miał podobny moment w swojej karierze, ewidentnie mogło zaszokować. Nawet sam Yuuri często zapominał o istnieniu tamtego momentu – a przecież to było jego wspomnienie. Z drugiej strony, gdy wzięło się pod uwagę to, co wydarzyło się później… nic dziwnego, że nie pamiętał.
- No to… no to, co się stało? – ciche pytanie Jurija uświadomiło Japończykowi, że dobrą minutę temu przestał mówić.
Katsuki nerwowo przełknął ślinę.
- Wydawało mi się, że mogę wszystko… dopóki pewien incydent nie uświadomił mi, że istnieje rzecz… czy raczej osoba, mogąca w jednej chwili całkowicie mnie złamać. To z powodu tej osoby zawaliłem mój program dowolny.
Jurij już dawno skończył z udawaniem znudzonej umiejętności. Jego pełne napięcia spojrzenie było zafiksowane na rozmówcy, a dłonie zaciskały się na blacie stołu.
- Kto? – zapytał bez tchu.
Yuuri zamknął oczy i wyszeptał:
- Viktor Nikiforov.
Uwagi i Ciekawostki:
*Zabawa alkoholowa, o której wspomina Milka, ponoć naprawdę istnieje i zwie się "Rosyjska Ruletka". Dowiedziałam się o tym od przyjaciółki JUŻ PO napisaniu fika ;) Ponoć ten wątek pojawia się w jakimś filmie, ale nie mam pojęcia, w którym. I, oczywiście, Rosyjska Ruletka nie została wynaleziona w Sylwestra między 2000 i 2001 rokiem, ale dużo wcześniej. Po prostu uznałam, że "kac tysiąclecia" brzmi fajnie.
*Mam nadzieję, że projekt okładki wam się podoba. Nie jestem zbyt dobra w rysowaniu (nigdy się tego nie uczyłam), ale staram się, jak mogę ;)
*Phichit założył mi konto na Fejsie - figuruję tam jako Jora Calltrise. Gdybyście chcieli pogadać, możecie do mnie napisać. Nie gwarantuję, że uda wam się mnie złapać, bo jestem meeeega zapracowana... ale zawsze możecie spróbować ;)
