Carlos Olivera potrafił spać jak nikt inny. Zawsze miał mocny, spokojny sen. Jeśli ktoś wątpi w prawdziwość metafory „kamienny sen", powinien mieć okazję spotkać Carlosa. Od kiedy go poznałam, byłam pod wrażeniem tego, jak głęboki może być jego sen. Sam zwykł chwalić się, że „potrafi spać tak efektywnie, że w dwie godziny będzie tak wypoczęty, jak ktoś inny po całej przespanej nocy". I ja mu wierzyłam.
Wnętrze wojskowego Hammera było duszne i gorące. Siedziałam przy otwartym oknie i z radością chwytałam każdy mocniejszy podmuch chłodnego wiatru. Fantamas prowadził z wprawą, jaką tylko mogą pochwalić się kierowcy z długoletnim stażem. Naprzeciwko mnie z głową opartą o ścianę samochodu spał Carlos. Nie przeszkadzało mu gorąco, duchota i głośno płynąca z radia „Sweet Home Alabama"; nawet kamizelki sobie nie rozpiął. Obok mnie siedział Motorek nucąc cicho i wydłubując sobie brud spod paznokci, co wyraźnie wprawiało w obrzydzenie siedzącą naprzeciw niego Jill. Uśmiechnęłam się na ten obrazek, co podobno robię bardzo rzadko. Nagle samochód wjechał na jakiś wybój, bo mocno nami zatelepało. Głowa Carlosa oderwała się od ściany i mężczyzna chwiejąc się lekko na kolejnym wyboju, osunął się na Jill, lądując z nosem w jej prawej piersi. Oczywiście, nawet się nie obudził. Kobieta spojrzała na niego, marszcząc brwi i spróbowała się uwolnić spod nieoczekiwanego ciężaru. Uniosła ramiona do góry. Głowa Carlosa zsunęła się na jej kolana. Motorek zachichotał.
- Może spróbuj go obudzić – rzucił wyraźnie rozbawiony.
- Bardzo śmieszne. – Jill wyglądała na rozłoszczoną; wszelkie napomknięcia o budzeniu Carlosa funkcjonowały w naszej drużynie jako świetne dowcipy, a prawdziwe próby wyrwania go z Krainy Snów opowiadano sobie jako anegdoty, zawsze kwitowane wybuchem śmiechu ze strony słuchaczy.
Jill spojrzała na mnie błagalnie. Wzruszyłam ramionami.
- Alice, kochanie, może zamienimy się miejscami? – zapytała niemal błagalnie, ale w jej głosie wyczułam jakby nutkę fałszu.
- Mnie tutaj dobrze. – Swoją odpowiedź zaakcentowałam wychyleniem ręki przez okno; podmuch powietrza rozwiał mi lekko włosy, przynosząc przyjemne orzeźwienie.
- Jak sobie chcesz. – Jill zrezygnowała dosyć szybko, czego raczej się po niej nie spodziewałam. Czyżby zaistniała sytuacja wcale jej nie przeszkadzała? Gdyby tak nie było, po prostu zepchnęłaby Carlosa ze swoich kolan albo odepchnęła go z powrotem pod ścianę. Podobał jej się? Jeśli tak, to chyba dopiero teraz się z tym zdradziła. Nieznacznie, ale zawsze. Kto się czubi – a nikt nie kłócił się tak, jak Jill z Carlosem – ten się lubi. Czyżby głupkowato rymujące się powiedzonko było prawdziwe? Powinnam być chyba zazdrosna. Zwłaszcza po wczorajszej nocy. Ale nie byłam. Królowa Lodu wróciła? A może jestem zbyt pewna swoich wdzięków?...
Z zamyślenia wyrwało mnie niespodziewane zatrzymanie się samochodu. I dobrze, bo kto wie, do jakich doszłabym wniosków?...
- Co jest? – Motorek przechylił się nad oparciem siedzenia i spojrzał przez przednią szybę.
- Szef się nagle zatrzymał. – Fantomas otworzył drzwi i wyskoczył z samochodu prawie dokładnie w momencie, kiedy Kosiarz wysiadł ze swojego i ruszył w naszą stronę.
Motorek sięgnął do klamki i otworzył rozsuwane drzwi. Chłopak wyszedł na zewnątrz; niewiele myśląc, poszłam jego śladem.
- Co się stało, szefie? – krzyknął Motorek, kiedy znaleźliśmy się obok Fantomasa. Kosiarz podszedł nerwowym krokiem. Spojrzał na nas spode łba.
- Gdzie Olivera? – syknął.
- Śpi – odpowiedział ostrożnie Motorek, bojąc się reakcji szefa.
- Kurwa! – Reakcja była dokładnie taka, jak się spodziewaliśmy. – Kurwa, nie ma co robić, tylko spać?!
- Odsypia nocną wartę, szefie. – Fantomas próbował usprawiedliwić kolegę; miał zresztą słuszność.
- Jasne, jasne. Budzić mi go! Samochód nawalił.
Fantomas jęknął. Ostatnio ciągle mieliśmy jakieś problemy z naszymi maszynami, ale mieliśmy także Carlosa, naszego nadwornego mechanika. Podczas ostatniej awarii Carlos tłumaczył, że powodem kłopotów jest piasek: piasek w silniku, piasek w akumulatorze, piasek w baku, ba, nawet piasek w schowku na mapy, co Kosiarz skomentował: „Ja mam nawet piasek w gaciach, ale nie psuję się co dwadzieścia kilometrów. A poza tym, te samochody nawet po Saharze powinny zapierdalać bez zarzutu", ucinając wszelkie podejrzenia co do winy pustynnego piasku. Ja tam jednak stawiałam na piasek.
Motorek wrócił się do naszego samochodu.
- Jill, budź Śpiącego Królewicza! – zakomenderował rozbawiony.
- Sam se go, kurwa, budź! – Padło z głębi Hammera.
- Co to znowu za szopka?! – Kosiarz poszedł w stronę naszego auta; ruszyłam za nim.
Jill wysunęła się spod Carlosa, który teraz spał wygodnie na podwójnym siedzeniu i wyskoczyła za zewnątrz.
- Śpi – powiedziała, krzyżując ramiona na piersiach.
- To akurat widzę. – Kosiarz wyglądał na naprawdę wkurzonego.
Weszłam do środka i niewiele myśląc, sięgnęłam do klamki.
- Obudzę go – rzuciłam, zamykając odsuwane drzwi; zamek szczęknął lekko, a grube, pancerne drzwi oddzieliły mnie od zdziwionych towarzyszy, ich zaciekawionych spojrzeń i niewygodnych pytań.
Nachyliłam się nad Carlosem. Mężczyzna spał na plecach z ramieniem pod głową; druga ręka wisiała bezwładnie w powietrzu. Wyglądał wyjątkowo uroczo. I bezbronnie.
Sięgnęłam ręką do jego spodni i rozpięłam guzik, a potem ostrożnie rozsunęłam rozporek.
- Carlos – szepnęłam – ty tu sobie śpisz w najlepsze, a ktoś by mógł tak sobie ciebie zgwałcić...
Spojrzałam rozbawiona mężczyźnie w twarz i znieruchomiałam. Patrzyły na mnie jego duże, brązowe oczy. Wyglądał na zupełnie rozbudzonego. Rzucił mi pytające spojrzenie; cofnęłam rękę.
- Co się dzieje? – zapytał. – Co chciałaś zrobić?
- Jak to: co? Obudzić cię.
- W jaki sposób? – Uśmiechnął się zawadiacko.
- Teraz to już nieważne, bo nie śpisz.
- Mogę zasnąć, a wtedy…
Nie dowiedziałam się, co może stać się „wtedy", bo drzwi rozsunęły się, pociągnięte gwałtownie silną ręką. Carlos podniósł się na siedzeniu, zapinając spodnie. Na szczęście zrobił to dość dyskretnie.
- Jesteś cudotwórczynią, Al! – wykrzyknął Motorek, bijąc brawo.
- Taa, chwała ci na wieki – mruknął Kosiarz. – Olivera, robota czeka.
- Znowu zepsułeś samochód, szefie? – zapytał Carlos, wyskakując na piasek.
Kosiarz zgromił go wzrokiem, ale nic nie odpowiedział. Szybkim krokiem ruszył w stronę stojącego nieopodal Hammera. Carlos wzruszył ramionami i przeciągnął się. Przeczesał włosy palcami i otarł wargi kątem dłoni.
- Gorąco – rzucił, rozsuwając kamizelkę. Zsunął ją z ramion i wrzucił do środka samochodu.
- Co za odkrycie, Olivera – syknęła Jill.
- Moja piękna Jill. – Carlos spojrzał na nią z uśmiechem. – Mniej jadu, mniej jadu, a znajdziesz przyjaciół.
Jill prychnęła i wróciła do auta. Spojrzałam na Carlosa. Podchwycił mój wzrok.
- Moja piękna Alice.
- Co za oryginalność – roześmiałam się.
- Moja najpiękniejsza Alice.
- No już lepiej.
Stojący obok Motorek zachichotał.
Carlos przeciągnął się jeszcze raz i ściągnął z siebie koszulkę. Ją także wrzucił do auta i powoli ruszył w stronę Kosiarza, stojącego za otwartą maską i kłócącego się o coś z Sharkiem. Przez chwilę patrzyłam na seksownie umięśnione plecy i pośladki opięte lekko ciemnym materiałem wojskowych spodni. Nagle obok mnie stanęła Jill. Przez ramię miała przewieszony brązowy koc.
- Chodź podziwiać widoki – rzuciła lekkim tonem z nutką ironii; nie musiałam pytać, jakie widoki.
- Jesteśmy na pustyni – Motorek podreptał za nami, nie łapiąc prawdziwego sensu słów Jill – tu wszystko wygląda tak samo.
Jill rozłożyła koc jakieś dwa metry od otwartej maski samochodu, przy którym grzebał pochylony Carlos. Usiadła, podsuwając kolana pod brodę i poklepała dłonią miejsce obok siebie. Usiadłam posłusznie, ale po chwili położyłam się wygodnie z ramionami pod głową. Spojrzałam w niebo. Czysty błękit. Słońce było za naszymi plecami, dlatego wszyscy rzucaliśmy długie, nieco karykaturalne cienie.
- Carlos bez koszulki: dziesięć na dziesięć! – Jill roześmiała się wdzięcznie gdzieś nade mną.
- Nowy pasek klinowy: trzydzieści dolców, dobry mechanik: dwieście dolarów, zobaczyć Jill bez koszulki: bezcenne! - Carlos także roześmiał się w głos; reszta ochoczo mu powtórowała, oprócz mnie.
Podniosłam się. Jill siedziała po turecku, opierając łokcie o kolana. Na splecionych palcach oparła brodę. Wpatrywała się w Carlosa. A raczej w jego zgrabny tyłek i wąskie, męskie biodra.
Tak, Jill leciała na Carlosa. Nie miałam już ku temu żadnych wątpliwości.
Przyjrzałam się bliżej kobiecie. Była ładna, bardzo ładna. Typ modelki. Takie zawsze miały wzięcie.
Westchnęłam. Byłam o krok przed nią: wczorajszą noc spędziłam z Carlosem i zdaje się, że nie tylko ja czułam się zaspokojona.
Szeregowy Olivera spodobał mi się od razu. Był dokładnie w moim typie. Facet, sto procent testosteronu. Podręcznikowy przykład ludzkiego samca. Przystojniak. Od początku ciągnęło mnie do niego, a to zainteresowanie na szczęście nie okazało się jednostronne. Po tym, jak umarłam… bo nie mam żadnych wątpliwości, że umarłam, i grzebali w moim DNA, nie usunęli genów odpowiedzialnych za libido, ale jakby uśpili je. Dopiero ostatnia noc jakoś je „obudziła". Na szczęście nie spały tak mocno, jak zwykle śpi Carlos.
