Gdzie jesteś, gdy tak mocno cie potrzebuję?
Gdzie jesteś, gdy ciepię w agonii?
Gdzie jesteś, gdy moje serce kraja się w rozpaczy?
Gdzie jesteś, mój ukochany?
Minęło okrągłe sześć lat od tego zdarzenia. Sześć lat bez słowa, dotyku, pocałunku. Pozostawiłeś po sobie jedynie syna i serce. Podarowałeś mi je i nie zamierzam go oddawać.
Są święta. Wyobrażam sobie naszą rodzinę siedzącą razem przy kominku. Opowiedziałbyś synowi, jak walczyłeś u boku największej zwyciężczyni Głodowych Igrzysk. Uplotłabym Ci kolejną bransoletę na szczęście. Pocałowałbyś mnie w podzięce w policzek, a twoje ramie objęłoby nasze dziecko. Dlaczego nas zostawiłeś? Czy ta wizja ci się nie spodobała?
Pamiętasz, jak uratowałeś mnie przed utonięciem? Ogarniał mnie strach, ale gdy tylko oplotły mnie twoje ramiona, poczułam ciepło. Ciepło na sercu. Zaopiekowałeś się mną. Ktoś jednak musiał to zniszczyć. Zostałeś wybrany, mając zaledwie czternaście lat. Odjechałeś. Wszyscy sądzili, że przegrasz... że na Głodowych Igrzyskach dziecko nie ma żadnych szans. Ale ja w ciebie wierzyłam. Obiecałeś. Obiecałeś, że wrócisz. Zawsze wracałeś. Każdego dnia wpatrywałam się w ekran obserwując, jak ci idzie, aż pewnego dnia zauważyłam, jak zabierają cie z areny. Poległeś? Nie. Zwyciężyłeś. Wróciłeś do naszego dystryktu, do domu, do mnie. Ale znowu musiałeś mnie opuścić. Towarzyszyłam ci w sercu każdego dnia podróży po kraju, słuchałam przemów, które wygłaszałeś, widziałam złość ludzi na ekranie telewizora. Oni byli wściekli, ja dumna. Znów wróciłeś do naszego dystryktu, do domu, do mnie. Myślałam, że wszystko będzie dobrze, ale ktoś jednak musiał to zniszczyć. Tym razem ja zostałam wybrana. Zrobiłeś ze mnie piękną, waleczną kobietę, za jaką mnie uważałeś. Ja potrzebowałam ciepła i spokoju. Dałeś mi je, zapewniając wygraną. Poprowadziłeś mnie do końca lecz jednego nie przewidziałeś. Mojego szaleństwa. Tym razem ja wróciłam. Inna. Przerażona. Uciekająca do własnej klatki wspomnień. Znów mnie uratowałeś. Pomogłeś przetrwać w życiu, bo Igrzyska nie skończyły się z moim przyjazdem do domu. Zawsze byliśmy razem. Zawsze trafialiśmy do siebie. Teraz też tak będzie. Czuję to. Ja będę czekać. Czekać aż mnie stąd zabierzesz.
Wszyscy odeszli. Wojna zabrała tak wielu. Widzę twarze wszystkich poległych w snach. Krzyczę i płaczę, ale ty nie przychodzisz. Przychodzi za to nasz syn. Otula mnie swoimi małymi ramionkami czując, że się boję. Czy to on ma być teraz moim aniołem stróżem?
Zachorował. Mój mały aniołek zachorował. Finnicku, gdzie jesteś? Dlaczego mi go odbierasz, gdy tak go potrzebuję? Męczą mnie demony przeszłości. On jest inny. Nietknięty. Dlaczego mi go odbierasz?
Uciekam. On umiera. Widzę to. Wybiegam z domu, na rękach niosąc dziecko. Płaczę. Choroba odbiera mi jedyne szczęście. Płatki śniegu nie pozwalają mi się nigdzie ruszyć. Kłębią się przy moich oczach. Finnicku, nie rób mi tego! Biegnę na plażę. Gonią mnie. Chcą mi odebrać syna. Finnicku, powstrzymaj ich!
On już zapada w głęboki sen, by obudzić się przy boku swego ojca. On mnie również zostawi. Padam na kolana obejmując mocniej syna. Czuję jak jego ciało opada. Czuję ogromny chłód. Czuję stratę. Czuję ból.
Dlaczego postanowiłeś go zabrać? Zabierz mnie też! Chcę, by te święta były szczęśliwe. Chcę... nie... Muszę cie znów zobaczyć. Muszę poczuć, że jesteśmy wszyscy razem. Wycierpiałam już dość. Muszę...
Słyszę cichy szept. Wpatruję się w moje dziecko, chcąc usłyszeć je ostatni raz.
- Mamo.. co się ze mną stanie? - głos ma cichy i słaby, ale to mi wystarczy, by znów chwycić się nadziei.
- Idziesz do taty, kochanie - odpowiadam drżąc. Tak ufnie na mnie patrzy...
- A ty tam będziesz?
Chwilę zastanawiam się nad odpowiedzią. Finnick zawsze do mnie wracał. Czas bym i ja do niego wróciła.
- Tak. Zamknij oczy i pomyśl o miłości, bo to ona zaprowadzi nas do taty. - odpowiadam, po czym dodaję ciszej – Finnicku... ukochany... Pozwól mi wrócić do ciebie.
