Głód. Głód nikotynowy. Drżącymi dłońmi grzebałem gorączkowo w kieszeniach, szukając papierosa. Ostatniego, wyjętego z paczki i schowanego na czarną godzinę, która najwidoczniej nadeszła.
Obserwował mnie z drugiego końca pokoju. Oparty nonszalancko o ścianę, patrzył uważanie tymi niebieskimi, tak bardzo niebieskimi oczyma.
Przejechałem nerwowo językiem po spierzchniętych wargach. Jaki smak mają moje usta? Są gorzkie, gorzkie od tytoniu, z tym słonym posmakiem dymu. Niedobrze się robi na samą myśl. Pożółkłe zęby, przesuszone wargi i cuchnący petem oddech. Odpychające.
Jego usta też muszą być gorzkie, gorzkie od ciemnej czekolady, z tym słodkim, sycącym posmakiem. Miękkie, subtelne, odurzające.
W końcu znalazłem upragnioną fajkę, tkwiła w wewnętrznej kieszeni kamizelki. Żałosne, jak bardzo trzęsły mi się ręce, gdy wyciągałem zapalniczkę. Odpaliłem i zaciągnąłem się z całych sił, głęboko, do dna. Przytrzymałem dym w płucach, leniwie wypuściłem. Pozorne uczucie sytości.
Nadal obserwował mnie w skupieniu. Te niebieskie, tak bardzo niebieskie oczy wpatrywały się we mnie. Wygłodniałe.
