Jeszcze leżąc w łóżku zapalił papierosa. Wiedział, że John będzie marudził, ale ten poranek był tak cudownie leniwy. Jego mózg nie pracował jeszcze na pełnych obrotach, tylko toczył się powoli, jak u normalnego, nudnego człowieka. Z łazienki dobiegał dźwięk płynącej wody. John pewnie leżał w wannie. Zawór z ciepłą wodą był odkręcony nieznacznie mocniej niż ten z zimną. Za jakiś czas to się zmieni i z prawego kranu popłynie szerszy strumień lodowatej wody. To już taki rytuał Johna.
Sherlock wstał powoli, przeciągając się leniwie. Na chwilę odłożył papierosa do popielniczki. Wciągnął na siebie spodnie, które szybko zapiął. Chwycił koszulę i zarzucił na ramiona. Nie przejmował się guzikami.
Wsunął papierosa między wargi i zaciągnął się mocno. Wchodząc do łazienki, spojrzał na relaksującego się w kąpieli mężczyznę. Mięśnie ramion były rozluźnione po całonocnym śnie, powieki wciąż lekko opadały. Holmes powoli wypuścił z ust strużkę dymu.
John otworzył oczy, patrząc na niego z leniwą irytacją. Sherlock oparł się o framugę, obserwując lekarza, gdy powoli unosił rękę, by przyzwać go do siebie. Holmes przewrócił oczami, odepchnął się od framugi i podszedł do niego powoli. Na chwilę ujął papierosa w usta, by się zaciągnąć. Dym wypuścił w stronę okna. Przysiadł na skraju wanny. Mężczyzna w wannie uśmiechnął się, kładąc mu dłoń na piersi.
Dokręcił kurek z ciepłą wodą i odkręcił mocniej ten z zimną. Obserwował Watsona zza dymu papierosowego, gdy ten powoli zapiął trzy dolne guziki koszuli. Detektyw położył mu dłoń na głowie, niespiesznie wplatając palce w krótkie włosy, drugą ręką odnalazł leżące na krawędzi wanny okulary.
Wilgotne dłonie Johna znalazły się na chudych biodrach geniusza. Czuł na skórze ciepłą wodę, która przesiąkła przez materiał koszuli. Przez niedosłonięte okno zaczęło wpadać chłodne, zimowe światło.
Holmes powoli założył okulary na nos lekarza, który patrzył na niego z zadowolonym uśmiechem. Okulary były nowe. John nosił je od niedawna, były głównie do czytania. Detektyw zaciągnął się i powoli odłożył papierosa na wannę. Przejechał dłonią po głowie mężczyzny, powoli przesuwając palce w dół, do podbródka. I z powrotem do góry, dopóki nie dotknął oprawek, były czarne, grube i ciężkie, ich kształt był płynny, nie miały ostrych rogów. Lubił to, w jaki sposób okulary dodawały twarzy lekarza powagi i profesjonalizmu, ale też to, że nie postarzały go.
Sherlock poczuł jak ręka Johna przesuwa się wyżej, na jego kark, widział jak mężczyzna przed nim prostuje się powoli. Pozwolił, aby Watson przysunął go do siebie, dopóki nie oparli się o siebie czołami, dopóki ich nosy nie ocierały się o siebie.
Trwali tak chwilę, w zupełnym bezruchu, oddychając wspólnym powietrzem, otulając siebie ciepłymi wydechami. Nie robili niczego innego, tylko dzielili kawałek przestrzeni, powietrze. Ludzie uważali, że w takich chwilach należy się pocałować, że tylko to można zrobić. Oni jakby na przekór robili coś innego.
Po kilku minutach Holmes przesunął dłoń na pierś lekarza i odsunął się powoli. Ręka Johna zsunęła się z jego karku na ramię, aż do palców. Siedzieli tak jeszcze chwilę. Sherlock w końcu wstał i wyszedł w takiej samej ciszy, w jakiej wszedł. Ostrożnie zamknął za sobą drzwi, nie chcąc zburzyć spokoju. Zapiął pozostałe guziki koszuli.
Pierwsze słowa jak zwykle zamienili dopiero w salonie.
