Z dedykacją dla kochanej się dobrze! XD

Prolog

When your dreams all fail
And the ones we hail
Are the worst of all
And the blood's run stale
I wanna hide the truth
I wanna shelter you
But with the beast inside
There's nowhere we can hide

When you feel my heat
Look into my eyes
It's where my demons hide
It's where my demons hide
Don't get too close
It's dark inside
It's where my demons hide
It's where my demons hide*

Obudził mnie krzyk. To był mój krzyk. Ale... To przecież nie ja krzyczałam. Zerwałam się z łóżka i założyłam szlafrok, wsłuchując się w ciszę. Moje spojrzenie rozbiegło się, panicznie poszukując informacji. Wszystkie dziewczyny spały, wiedziałam to po odgłosie ich równych oddechów. Wdech, wydech, wdech, wydech... Ile razy powtarzałam to przed snem, starając się zachować w sobie dobroć?

Tego nie da się zliczyć.

Przeraziłam się, słysząc obcy głos. Rozejrzałam się po pokoju, ale nie dostrzegłam nic poza zarysami postaci na łóżkach. Ale mimo to coś nie dawało mi spokoju.

— Kto tu jest? — mój drżący szept rozdarł ciszę niczym nóż rozcinający taflę wody.

W odpowiedzi usłyszałam okrutny śmiech całkiem pozbawiony wesołości.

Nikogo tu nie ma, Hermiono. To tylko ty. Tylko ty.

Za kilka minut miała wybić północ.

Moje nogi poruszały się samoistnie, mimo iż wcale tego nie chciałam.

Idź do Zakazanego lasu, lasu...

Dobrze, że zakryłam sobie usta ręką, bo byłam pewna, że gdybym tego nie zrobiła, to cały zamek wysłuchiwałby moje krzyki.

Do lasu, do lasu...

Głos powtórzył swoją kwestię jeszcze dwa razy, a ja dalej poruszałam się naprzód. Drzwi, schody, pokój wspólny, portret, korytarz, następny i następny... Wiedziałam, że jako prefekt nie mogłam łamać zasad, nie mogłam tam być... Ale moje ciało nie działało równolegle z rozumem, czułam, że tracę nad nim kontrolę, że za chwilę odetnę się od niego do końca... Poczułam coś mokrego na policzkach. Czy to deszcz? Nie, nie mógł nim być, przecież nadal byłam w zamku... Łzy...? Coś ścisnęło mnie w żołądku, gdy uświadomiłam sobie, że płaczę. Po ostatniej bitwie obiecałam sobie przecież, że będę silna, że nie będę płakać i użalać się nad sobą... Dla tych, których kochałam. Lecz teraz, przerażona i w łzach, przemierzałam ciemne korytarze Hogwartu nie wiedząc, co się tak właściwie ze mną dzieje. Czułam ból, obezwładniający ból, kiedy próbowałam zawrócić, kiedy próbowałam wyrwać się z tych szczypiec, które złapały mój umysł... Ale nie potrafiłam, a nogi same prowadziły mnie do drzwi wejściowych, ręce same podnosiły się do drzwi, choć przecież próbowałam, tak bardzo chciałam odzyskać panowanie nad sobą... Mimo tego bólu, mój umysł krzyczał, wyrywał się, gryzł, kopał, szarpał... Na marne.

Stałam tam, w blasku pełni księżyca, zewsząd otoczona złowrogimi cieniami Zakazanego Lasu. Nagle poczułam, że srebrne szczypce puszczają mój umysł.

Jęknęłam z ulgą, upadając na kolana.

— Co się ze mną dzieje?! — Płakałam, szarpiąc się za włosy. — Kim jesteś? Czego ode mnie chcesz?! ODPOWIEDZ, DO CHOLERY! TYLE RAZY ODWIEDZAŁEŚ MNIE W SNACH, ABY TERAZ PO PROSTU ZAMILKNĄĆ?!

Znowu ten śmiech. Zimny, wręcz lodowaty, w którym nie można było wyczuć nawet nutki wesołości.

Nie domyślasz się, Hermiono? Ja to ty, ty to ja. Jesteśmy połówkami, które za długo trzymałaś z dala od siebie.

— Nie, nie, NIE! — Czułam, że zaraz eksploduję z bólu, który ponownie ogarnął moje ciało. Mój szlafrok był już cały mokry od łez, a w dodatku wędrówka przez las rozdarła go i ubłociła w paru miejscach.

Byłaś naprawdę wspaniałą przyjaciółką swoich bliskich, moja droga...

Ciepły oddech owionął moją szyję, ale ja tylko zacisnęłam mocniej oczy i zęby, walcząc z nieznaną obecnością.

Byłaś wręcz idealna. Pomogłaś Złotemu Chłopcu pokonać Czarnego Pana, doprowadziłaś do pokoju w czarodziejskim świecie, walczyłaś nawer o prawa Skrzatów Domowych, zawsze walczyłaś do samego końca dla większego dobra. Za długo i za wytrwale, kochana.

Dalej próbowałam walczyć, choć ból obezwładniał mnie i pozbawiał sił. Walcz, Hermiono. Walcz, do cholery!

Jednak we wszystkim musi być zachowana równowaga, ale ty jej nie przestrzegałaś. Przechyliłaś się całkowicie w stronę dobra... Ale to źle, bardzo żle, znieważyłaś siły równowagi dobra i zła, jesteś teraz z siebie dumna?

— Nie! Odejdź! — Szarpałam się coraz słabiej, moje oczy były pełne łez.

Odejść? Nie mogę po prostu odejść, Hermiono. Jestem częścią ciebie, której za długo nie chciałaś oddać choćby szpary do ujścia zła... Ale teraz zapłacisz za to. Ależ Hermiono, dlaczego płaczesz? Obiecuję, że ze mną nic ci się nie stanie... Nie tobie. Będziesz patrzeć, jak twoi bliscy umierają i nic nie będziesz mogła na to poradzić. Będą wrzeszczeć z bólu aż do utraty tchu, aż do zdarcia gardła...

Teraz to ja wrzeszczałam, wrzeszczałam, aby mnie puścił, aby zostawił mnie w spokoju... Mój sprzeciw słabł, nie miałam siły, a ten głos jeszcze mnie osłabiał.

Ale wiesz, co jest w tym najlepsze, Hermiono? To ty ich zabijesz. Ich krew będzie rozlewać się strumieniami u twych stóp, a ty nic nie będziesz mogła na to poradzić... Będziesz tylko śmiać się moim śmiechem, aż wreszcie zrozumiesz, jak wielki błąd popełniłaś, więżąc mnie w sobie. Będziesz sama, sama w ciemnościach.

Jęknęłam, a łzy ponownie pociekły mi ciurkiem po twarzy. Nie mogłam już walczyć, nie potrafiłam, ból z każdą chwilą był coraz większy... Jak mam to zrobić? Jak się przeciwstawić? Nie potrafiłam. Przepraszam, naprawdę próbowałam...

Ostatnie osłony opadły, a czarna obecność wślizgnęła się do mojego umysłu.

Bardzo dobrze, Hermiono, bardzo dobrze... Teraz jesteś moja!

Mój wrzask rozdarł powietrze późnej, jesiennej nocy. Nagle coś uderzyło mnie w twarz, a ja ogłuszona upadłam na trawę. Miałam wrażenie, jakby tysiące owadów wgryzało się we mnie, wysysało cała moją krew... Ból rozchodzący się po ciele był niczym jad wstrzyknięty przez węża, który zatruwał mój organizm. Czułam się, jakby krew we mnie wrzała, jakby ślina parzyła mi język. Dusiłam się, choć nie wiedziałam czym. Dusiłam w sobie coś, co nigdy nie powinno ujrzeć świata zewnętrznego. Miało zamiar wyjść i siać terror. Nie pozwolę na to... Jednak przegrałam. Przegrałam wszystko.

— Hermiono? — usłyszałam szelest liści i tupot dwóch stóp. — Hermiono, na Merlina, co ty tutaj robisz?!

Uniosłam głowę, a w moich oczach czaił się dobrze skrywany obłęd. Na moją twarz wstąpił grymas zaniepokojenia i strachu, coś go tam wypchnęło.

— Och, Ginny! — słowa same wychodziły z moich ust — To... To straszne! Ha... Harry...

— Co?! Co z Harrym?! Mów, szybko, Hermiono... I, na litość Merlina, uspokój się wreszcie!

Nie, nie, nie, nie mogłam sobie na to pozwolić... Musiałam wypchnąć to czarne obrzydliwstwo z mojego mózgu, zanim zrobi coś nie tylko mi, ale i Ginny... Spróbowała się oprzeć, ale ból, który poczułam sprawił, że mój umysł zwinął się w kłębek i zakwilił z cierpienia. Przepraszam, Ginny, nie mogłam... Przepraszam.

— Choć, G..Ginny! Szybko, Harry...Harry... Te...tędy! W głąb lasu!

Kiedy ciszę Zakazanego lasu przerwał przerażony krzyk cierpienia rudowłosej dziewczyny, czarna obecność uśmiechnęła się złowrogo.

Bardzo dobrze, moja droga... Bardzo dobrze...

*,,Demons" Imagine Dragons

Opowiadanie to będzie miało prawdopodobnie (oprócz prologu) jeszcze 3 rozdziały i epilog, ale sama nie wiem, jak się to wszystko potoczy. Rozdziały będą dodawane regularnie, jednak mam nadzieję, że uda nam się z Mioną wstawić najbliższy w przeciągu tygodnia. :) Mamy szczerą nadzieję, że wam się podobało i że ten tekst wywrócił waszą psychikę na drugą stronę. Jeśli sądzisz, że ten tekst jest dla ciebie za brutalny – nie czytaj dalej, później dopiero zacznie się prawdziwa masakra.

Aha, i zachęcamy do skomentowania tego rozdziału i wyrażenia swojej opinii o nim – przyjmujemy także krytykę i dostosowujemy się do rad czytelników. Aby skomentować rozdział wystarczy zjechać na dół strony i wcisnąć przycisk Reviev this story/Chapter, w wąskim pasku napisać swój nick a w dużym komentarz – nie trzeba być do tego zarejestrowanym.

Do następnego rozdziału!

Kolorowa Dama

(W imieniu swoim i współtwórczyni - Miony)