Bale Malfoyów nigdy nie wiały nudą. Zawsze musiało się coś na nich wydarzyć. Obojętnie czy było to zaplanowane czy nie. Zazwyczaj historia o tym lądowała potem w gazetach, więc ludzie (jeśli zostali zaproszeni) nigdy nie odmawiali przyjścia. W końcu, kto nie lubił znajdować się w centrum uwagi? Opowiadać wszystkiego z pierwszej ręki, by zrobić wrażenie na znajomych?

Między innymi dlatego (oraz z powodu gospodarza, który zakazał mu odmowy) Harry stał teraz, uśmiechając się mijających go gości i usiłując być cywilizowanym i kulturalnym czarodziejem. Draco zdecydowanie zbyt długo zrzędził mu o tym przy każdej okazji, przypominając że mu nogi z dupy powyrywa, jeśli coś odwali. Jednak, jak to przystało na Malfoya, swoją groźbę przekazał w mniej oczywisty sposób. Przekaz pozostawał ten sam, całkowicie oczywisty, pomimo przyjaznego uśmiechu Ślizgona.

— Harry! — usłyszał nagle i odetchnął z ulgą, widząc nadciągającą w jego stronę Ginny.

— Jak to dobrze, że jesteś — wyszczerzył zęby. — Draco sobie gdzieś poszedł, zostawiając mnie na pastwę tych hien. — Wskazał urzędników ministerstwa.

— Pewnie zabawia gości. — Ginny rozejrzała się, ale nigdzie go nie dostrzegła.

— Bardziej od niego interesuje mnie, gdzie zgubiłaś Pansy — powiedział.

— Dorwał ją jeden z byłych przydupasów Knota. — Skrzywiła się na myśl o czarodzieju, który bardziej przypominał morsa niż człowieka. — Ale, ale! — Spojrzała na niego podejrzliwie. — Coś ty taki szczęśliwy? Nienawidzisz tych bali.

— Nieprawda. — Harry pokręcił głową. — Nienawidzę większości ludzi, którzy tu przychodzą. I nie lubię tego, że trzeba po wszystkim wracać siecią Fiuu.

— Zawsze możesz wyjść za bariery pieszo — zauważyła.

— Jasne — prychnął i wzdrygnął się przypominając sobie tę koszmarną noc, podczas której stwierdził, że się nie zgubi i poszedł prosto do bram dworu. A przynajmniej tak mu się wydawało. Zgubił się po drodze i gdyby nie jego partner, ośmieszyłby się przed Malfoyami i ich gośćmi. Czasem posiadanie potężnego chłopaka miało swoje dobre strony. Prawie zawsze.

— Dzisiaj nie musisz martwić się powrotem — przypomniała mu. — Przecież możemy zostać na noc.

— Całe szczęście — westchnął, ale poczuł w głowie czyjąś obecność.

Tak dokładniej to swojego partnera, który zdecydowanie był zbyt zaborczy, by cieszyć się z wolnego od Harry'ego wieczoru.

Mogłeś przyjść ze mną — przypomniał mu Potter, a tamten tylko mruknął i opuścił jego umysł.

— Uparty — mruknął. Na szczęście na tyle cicho, by panna Weasley go nie usłyszała. — Pansy się wyrwała — dodał głośniej, wskazując na szukającą partnerki Ślizgonkę.

— Widzimy się potem? — spytała Ginny, a gdy ten pokiwał głową, odeszła do Parkinson.

Napił się swojego drinka, nie zauważając fotografa, który zrobił mu zdjęcie.


— Dzień dobry — powiedział Harry, wchodząc do jadalni Malfoyów.

Byli już tam niemal wszyscy z ich małej grupki oraz paru Śmierciożerców. I podczas gdy złe spojrzenia tych drugich nie zrobiły na nim wrażenia, tak tych pierwszych sprawiły, że poczuł się niekomfortowo.

— Coś się stało? — spytał wesoło, ale nie usiadł. Wiedział, że ich zachowanie nie wskazywało na nic dobrego.

Uspokoił się trochę, gdy Tom, czując zaniepokojenie Pottera, pojawił się w jego umyśle.

— Powiedz mi, Harry — zaczęła słodko Weasley. — Od kiedy jesteś w związku?

— Chyba chciałaś spytać, od kiedy jest zaręczony? — powiedziała Hermiona, patrząc na przyjaciela wilkiem.

Potter trochę pobladł.

— Skąd wiecie?

Została rzucona w niego gazeta. Zdjęcie z wczorajszego wieczoru zajmowało pierwszą stronę. Na tle bursztynowego płynu w szklance doskonale było widać prosty srebrny pierścionek. Nagłówek z przodu gazety krzyczał na niego wielkimi literami „Potter zaręczony?!".

Odruchowo zerknął na lewą dłoń, gdzie był sprawca całego tego zamieszania. Podniósł wzrok na wściekłych przyjaciół. Miał tak bardzo przerąbane.

— Więc? — czekała na wyjaśnienia Hermiona.

— No… — Harry zaczął wycofywać się w stronę drzwi.

Tom! — krzyknął z paniką w myślach. — Jeśli chcesz pokazać, że jestem twój, to naprawdę dobry moment! One zaraz mnie zabiją!

Usłyszał śmiech i zapewnienie, że zaraz się pojawi.

— Hermiono — powiedział Potter. — Ja naprawdę nie mogłem nic powiedzieć. Draco zabiłby mnie za taką bombę na jego przyjęciu. Wiesz, że nienawidzi gdy odbiera mu się jego chwile.

— Nieprawda! — krzyknął Mafloy. — Gdybyś powiedział o zaręczynach, ludzie już zawsze pamiętaliby o tym balu. — Rozmarzył się.

Harry już chciał się wycofać, ale poczuł jak tuż za nim pojawia się znajoma postać. Silne ręce objęły go mocno w pasie, przyciągając do siebie. Potter z ulgą oparł się o Riddle'a.

— Tom — zaczął Harry. — To moi przyjaciele. Kiedyś już się poznaliście — przypomniał. — Ludzie, to jest mój narzeczony, znany jako Tom Riddle lub Lord Voldemort.

Dlaczego nie wziąłem aparatu? — mruknął Czarny Pan. — Zdjęcie ich min byłoby idealne do szantażu.

Harry oczekiwał wybuchu, który co prawda nastąpił, ale nie wycelowany w niego.

— Widzisz? — krzyknęła Pansy. — Nawet Czarny Pan oświadczył się Potterowi! Czy tak trudno byłoby ci kupić pierścionek i poprosić mnie o rękę?

Ginny spojrzała na nią z niedowierzaniem.

— Myślałam, że to ty się oświadczysz — rzuciła.

Hermiona parsknęła śmiechem.

— Nie mogłyście same się oświadczyć, zamiast czekać aż ta druga to zrobił? — spytała.

Podczas, gdy dziewczyny patrzyły na siebie zakłopotane, dwaj mężczyźni będący jeszcze niedawno pod obstrzałem spojrzeń, zniknęli niezauważeni.

— Cieszę się, że to ty się oświadczyłeś — powiedział Harry.

— Musiałem to zrobić. Nikt nie może sobie myśleć, że mógłby cię mieć — stwierdził Voldemort, całując go w szyję. — W końcu jesteś mój. — Ostatnie słowo zostało wysyczane, a tuż po nim nastąpiło krótkie ugryzienie w szyję.

Potter syknął i odwrócił się do Toma przodem.

— Zaborczy, co? — spytał przekornie.

— Jakbyś nie wiedział — powiedział Riddle. — Nareszcie nie będziesz musiał ukrywać śladów. — Wyglądał jak kot, który właśnie dostał śmietankę.

Harry uśmiechnął się na to i pocałował go.

Ukrywali swój związek od lat. Ujawnienie się było zbyt niebezpieczne dla nich obu, a żaden nie zamierzał ryzykować życia partnera. „Tak jest lepiej" powtarzali sobie, choć Toma doprowadzało do szału, że nie może oznaczyć Pottera jako swojego. Gryfonowi kojarzyło się to z alfą, który chciał pokazać partnerowi, że ten należy do niego. Widoczne i oczywiste dla wszystkich.

Wiedział, że wielu ludzi oburzyłoby się na takie traktowaniem, ale nie on. W końcu czuł się chciany i kochany. To zabawne, że odnalazł te uczucia akurat u Voldemorta. Osoby, która powinna być jego największym wrogiem. A oto los po raz kolejny go zaskoczył, dopisując zupełnie nowy rozdział do historii.

— Naszej historii — mruknął Tom, wiedząc o czym Harry myśli.

— Naszej — potwierdził Potter uszczęśliwiony. — Tworzymy naszą własną historię.

I trzeba było przyznać, że robili to nadzwyczaj dobrze. Aż do końca.