Z dedykacją dla mojej Glamily: Sasu, Ady, Izy, Em i Reni. Dziękuję i kocham!

Something I should have known before

It messed me up, I need a second to breathe…
~Adam Lambert, "Whataya want from me"

Kris ledwie zdążył wsiąść do samochodu, kiedy poczuł wibracje telefonu w tylnej kieszeni jego wąskich jeansów. Podniósł się nieznacznie na siedzeniu, aby go wydobyć, po czym spojrzał na wyświetlacz. Uśmiechnął się szeroko i przyłożył telefon do ucha, jednocześnie przekręcając kluczyki w stacyjce.

- Wiesz, że widzieliśmy się dwie minuty temu, prawda? Właśnie wyszedłem z twojego mieszkania.

- Wiem.

- Chciałem się tylko upewnić, że to zarejestrowałeś. – Kris mógł się założyć, że Adam także uśmiechał się teraz szeroko. Po prostu słyszał to w jego głosie rozbrzmiewającym w słuchawce.

- Dokuczasz mi. – Adam na próżno próbował brzmieć, jakby naprawdę cierpiał. W jego głosie Kris nadal wyczuwał uśmiech. – Jesteś okrutny, a ja dzwonię, żeby ci powiedzieć, że tęsknię.

- Już?

- Chcesz mi powiedzieć, że ty nie?

- Ani trochę.

- Widzisz, znów to robisz.

- Co takiego?

- Łamiesz mi serce, Kristopher.

Na dźwięk swojego pełnego imienia wypowiedzianego z (bądź co bądź udawanym) smutkiem w głosie, Kris nie wytrzymał i zaśmiał się głośno. Z głośnika telefonu zawtórował mu w tym Adam. Kris uwielbiał jego śmiech, zawsze tak dźwięczny i radosny.

- A tak na serio, to rzeczywiście tęsknię. – Adam spoważniał nieznacznie, jednak nadal się uśmiechał. – Powinieneś wpadać do mnie częściej, załatwię to z Katy.

- Sugerujesz, że mnie się to nie uda? – tym razem Kris udawał oburzenie. – Że nie uda mi się tego załatwić z własną żoną?

- Nie. – Adam zgasił brutalnie jego zapędy, chichocząc jednak cicho poza mikrofon telefonu. – Nie zapominaj, że to do mnie ma słabość.

Kris zaśmiał się. – Każdy ma do ciebie słabość, Adam, a Katy to nie wyjątek. Myślę, że twój argument właśnie przepadł.

Na chwilę w słuchawce zapadła cisza. Kilka sekund później Adam zapytał niskim głosem:

- A ty, Kris… Czy ty masz do mnie słabość?

Był prawdziwym flirciarzem. Komplementy, aluzje, sugestie, dwuznaczne pytania, zmysłowy ton głosu – to wszystko było jego chlebem powszednim. Flirtował z każdym – mężczyznami, kobietami, fanami, dziennikarzami, członkami swojego zespołu, sprzedawcami w sklepach… Dla Krisa taki kierunek rozmowy nie był więc niczym nowym i zaskakującym. To po prostu był on. Cały Adam.
Jego Adam.

- Jakbyś sam dobrze o tym nie wiedział.

Kris był jak najbardziej szczery. Adam był jego najlepszym przyjacielem, byli niewiarygodnie blisko. Wspierająca, lojalna i najbardziej pozytywna osoba pod słońcem. Uwielbiał tego faceta.

Adam zamruczał zmysłowo – Dobra odpowiedź.

Z głośnika telefonu rozległ się ponownie wesoły śmiech bruneta, a Kris nie umiał mu w tym nie zawtórować.

- Pamiętaj o piątkowej kolacji. Katy zrobi potrawkę z jagnięciny.

- Z wiśniami?

- Z wiśniami.

- Fantastycznie. A ty? Co przygotujesz?

- A na co miałbyś ochotę? – Jeśli Adam wymyśli coś egzotycznego, pewnie będzie musiał zatrzymać się gdzieś na zakupy; próbował w myślach zlokalizować najbliższy supermarket.

- Ciasto czekoladowe. Z truskawkami i…

- I bananami. Wiem. – Kris uśmiechnął się, zawsze dziwiąc się, jak dobrze zna Adama, który jest przecież najbardziej nieprzewidywalną osobą, jaką kiedykolwiek spotkał.

- Dokładnie. I bitą śmietaną, nie zapomnij. – w głośniku, gdzieś w oddali zabrzmiał dzwonek do drzwi. – Muszę kończyć, przyszedł Neil. Do piątku, dzieciaku.

- Do zobaczenia, stary. – Kris rozłączył się i odrzucił telefon na siedzenie obok, po czym sięgnął, aby włączyć radio. Nie umiał jeździć w ciszy.

Adele zaczęła śpiewać swój najnowszy przebój, a Kris zaczął w myślach tworzyć listę zakupów na piątkową kolację. Potem jego myśli popłynęły swobodnie, nie koncentrując się na niczym konkretnym, dopóki z radia nie popłynęła zapowiedź jego własnego przeboju, Live Like We're Dying.

- No proszę, proszę… - mruknął do siebie, nieznacznie zwiększając głośność. Tak dawno nie słyszał jej w radiu, nie wiedział, że jeszcze ją puszczają.

Chociaż nie był współautorem słów, doskonale czuł tę piosenkę. Zawsze kiedy śpiewał ją na koncertach, niejako izolował się od wszystkiego, po prostu wczuwając się w słowa. Pozwalając, aby dotarły do niego samego. Mów częściej „kocham". Nie żałuj niczego. Rób to, co kochasz.
Żyj, jakby miało nie być jutra.

Śpiewał głośno całą pierwszą zwrotkę, jednak kiedy zaczął się refren, wyciszył radio – właśnie zatrzymał się na czerwonym świetle, a kierowcy z samochodów obok dziwnie mu się przyglądali. Włączył je jednak z powrotem, gdy zapaliło się zielone światło, a on sam został z tyłu, gdy samochody wokół ruszyły z piskiem opon. Właśnie zaczęła się druga zwrotka.

If your plane fell out of the skies
who would you call with your last goodbye?

Ten jeden wers wpadł mu w ucho i zastanowił się nad nim sekundę. Zawsze śpiewał go z myślą o tej jedynej. Tej, która nadawała jego życiu sens. „Do kogo wykonałbym ostatni telefon?" Uśmiechnął się. „To chyba oczywiste, że zadzwoniłbym do…"

Lecz tym razem w jego umyśle pojawiło się nie jedno, lecz dwa imiona.

Potrząsnął głową, próbując się skupić. To jasne, że zadzwoniłby do…

Obydwa imiona nadal błąkały się w jego głowie. Wziął głęboki oddech. „Daj spokój, Kris." Pomyślał, starając się jeszcze raz zebrać myśli. „Oczywiście, że ostatnią osobą, do której bym zadzwonił…"

Przed oczami stanęły mu jednak dwie osoby, żadna nie chciała ustąpić drugiej. Choćby nie wiadomo jak bardzo się starał, nie umiał sprawić, aby w odniesieniu do tego pytania jedno z imion znikło z jego umysłu.

A gdyby… A gdyby jednak umiał sprawić, aby w jego myślach zostało tylko jedno…
Które by to było?

Z jednej strony Katy. Znał ją od wieków, poznali się już jako dzieci, a jako nastolatkowie byli już nierozłączni. Byli najlepszymi przyjaciółmi, a potem zaczęli się umawiać, płynnie przechodząc od przyjaźni do miłości. Takiej od zawsze i na zawsze. Jej obecność przy jego boku w każdym momencie jego życia była dla niego tak naturalna, tak oczywista, jak oddychanie.

Wiedział, że pewnego dnia ją poślubi. I zrobił to, pomimo sprzeciwu ich rodziców.

I byli szczęśliwi. To Kris wiedział na pewno.

Wiedział to, kiedy Katy przesiadywała do trzeciej w nocy w pubach, w których grywał, aby zarobić na czynsz. Kiedy razem wyjeżdżali na charytatywne misje do Maroka i Tajlandii, gdzie spali na matach, odganiając od siebie wzajemnie insekty. I kiedy przerwał studia, aby spełnić swoje marzenia w Idolu.

Mimo, że od czasów wygranej ich normalne życie uległo zmianie o 180 stopni, byli naprawdę szczęśliwi. Nie chciał tego zmieniać.

Ale w jego myślach błądziło jeszcze jedno imię.

Adam. Jego najlepszy przyjaciel. Nie wyobrażał sobie bycia w Idolu bez niego. Nie przetrwałby sam w tym chaosie rywalizujących ze sobą osobowości. Był dla niego ostatnią ostoją normalności w całym tym szaleństwie.

Kris zwrócił na niego uwagę na samym początku przesłuchań, zanim jeszcze Adam zauważył jego. Nie przez wygląd, choć i przez to trudno było go nie zauważyć. Raczej dzięki niesamowitej charyzmie i pewności siebie. A potem, kiedy się poznali, dzięki normalności. I radości życia, którą go ostatecznie ujął. Adam był po prostu dobrym człowiekiem i Kris był wdzięczny Bogu, że przypadkowo dobrano ich jako współlokatorów. To był najszczęśliwszy przypadek, jaki mógł mu się wtedy przydarzyć.

Cieszył się, kiedy zbliżyli się do siebie jeszcze bardziej na trasie, a także potem, kiedy zamieszkali niedaleko siebie i wpadali z odwiedzinami niemal co drugi dzień. Kiedy dzwonili do siebie nawet kilka razy dziennie.

Uwielbiał go, ale Kris nie był pewien, czy powinien stawać mu przed oczami w odniesieniu do tego pytania, które powinno być zarezerwowane dla tej jedynej osoby. Drugiej połówki.

Przecież dla Adama to była tylko przyjaźń, prawda?
Nie było między nimi żadnego napięcia, jakie zazwyczaj towarzyszy wzajemnemu przyciąganiu dwóch zainteresowanych sobą osób. Było naturalnie. Prosto i całkiem normalnie.

A może przegapił jakiś subtelny sygnał, który kiedyś wysyłał w jego stronę Adam? Mógłby czegoś takiego nie zauważyć tylko dlatego, że okazywali sobie dużo uczuć od samego początku ich znajomości? Czy to było możliwe?
A jeśli tak, to czy nie powinien wiedzieć tego wszystkiego dużo wcześniej?

Przez ten jeden, jedyny wers Kris niczego już nie był pewien.

Ziarno niepewności wkradło się już w jego umysł i zaczęło kiełkować, skupiając na sobie całą jego uwagę. Choćby chciał, nie mógł o tym nie myśleć. Nie mógł nie zastanawiać się, co by było gdyby…

To był tylko jeden wers, jedna sekunda, a Kris już w tej chwili czuł, że coś się zmieniło. Nie sytuacja, bo tu wszystko było tak, jak wcześniej. Kris i Katy, i Adam.
To Kris się zmienił, coś w nim.
Ziarno niepewności zaczęło kiełkować jak szalone.

Nie mógł już dłużej skupić się na jeździe, więc skręcił w boczną pustą uliczkę i zatrzymał samochód. Zgasił silnik i odchylił głowę do tyłu, kładąc ją na oparcie siedzenia. Teraz mógł w spokoju pomyśleć.

Ale… o czym tak właściwie miał myśleć? Nad czym konkretnym miał się zastanawiać?
Czy Adam coś do niego czuje? Czy przegapił jego sygnały?
A może… czy to on czuje coś do Adama?

Czyżby podświadomość próbowała mu uświadomić, że Adam jest dla niego kimś więcej niż tylko przyjacielem? Że czuje do niego więcej niż sam mógłby przypuszczać? Niż sam byłby gotów przyznać?

Czy w ogóle byłby w stanie zakochać się w mężczyźnie?

Nie wiedział. Co prawda dopuszczał do siebie myśl, że każdy jest do pewnego stopnia biseksualny. Wierzył, że nie zakochujesz się w kobiecie czy mężczyźnie; nie w płci, ale w człowieku. W jego duszy.

Jeśli, już, to tylko w Adamie, pomyślał. W jego duszy teoretycznie mógłby się zakochać. Był mu bliższy niż najlepszy przyjaciel. Był dla niego jak brat. Jednak… Nie trzymasz przecież brata za rękę podczas oglądania filmu, przytulając się na kanapie. Nie bratu siedzisz na kolanach w klubie, choć wokół pełno wolnych miejsc. Nie flirtuje z tobą, wysyłając podszyte aluzjami smsy i e-maile. Nie z bratem po raz pierwszy w życiu próbujesz, jak smakuje pocałunek z mężczyzną.

Kris nigdy nie zapomni tego pocałunku. Dotyku cudownie miękkich i delikatnych ust Adama na swoich gorących wargach. Zupełnie innej chemii niż przy pocałunku z Katy. Wzajemnego przyciągania rozpalonych ust, jakby właśnie tak działała na nich grawitacja – kusząc i przyciągając ich ku sobie.

Potrząsnął głową, starając się odgonić rozpraszające go nieprzyzwoite myśli. Nie powinien tego wspominać.
Ale w gruncie rzeczy… dlaczego nie? Czy to coś złego, że przypominał sobie chwile spędzone z Adamem?
Nie, to nic złego, ale po co do tego wracać?
Bo warto pielęgnować w sobie najpiękniejsze wspomnienia ostatnich trzech lat.
Powinien zapomnieć.
Nie może zapomnieć! Nie po tym wszystkim, co razem przeszli, co razem robili. Nie po tym, jak cudownie rozwinął się ich... No właśnie, co?

Kris ponownie potrząsnął głową, z irytacją uderzając dłonią w tablicę rozdzielczą dwuletniego Forda. Nie dość, że nie umiał dojść do ładu z własnymi myślami, które wirowały w jego głowie bez konkretnego kierunku, to jeszcze nie był już w stanie nazwać tego, co między nimi było.
Przyjaźń?
Tak, ale czy tylko? Dostawał od niego tak wiele sprzecznych sygnałów…
Znajomość?
To brzmi tak sztywno i chłodno. Bezdusznie.
Miłość?
Czy łączyła ich miłość…?

Czy kochał Adama? Kris mógł z całą pewnością na to pytanie odpowiedzieć twierdząco. Uwielbiał go i nie mógł znieść myśli, że mógłby go w jakikolwiek sposób utracić. Nie mógłby pozwolić sobie na to, aby zniknął z jego życia. Wiedział aż za dobrze, że by tego nie przeżył.
Jednak Kris wiedział, że miłość ma różne oblicza. Miłość do rodziców, rodzeństwa, dzieci, partnera, przyjaciela… Każda jest zupełnie inna, niepowtarzalna, piękna. Lecz każdą można łatwo zdefiniować, a Kris nie umiał odpowiedzieć sobie na pytanie w jaki sposób go kochał. Jak brata, przyjaciela, czy może… kogoś znacznie ważniejszego?

Czy kochał Adama tak, jak kochał Katy?

To wydawało się niedorzeczne. Ta myśl jednak sprawiła, że jego serce zatrzymało się na chwilę we wszechogarniającym poruszeniu. Jakby ustanie tego miarowego rytmu miało pomóc mu zdać sobie sprawę z własnych uczuć i nazwać je. Jakby cokolwiek to zmieniło.

Poza tym, pomyślał Kris, przyszło mu to do głowy, więc coś musiało być na rzeczy.

Podobno ludzie wiedzą, że się w kimś zakochali. Tak po prostu.
Ale jak można się upewnić? Czy to w ogóle możliwe wiedzieć na pewno?

Miał wrażenie, że zwariuje od natłoku myśli.

Nie pamiętał jak zorientował się, że zakochał się w Katy. Jej obecność był łatwa, właściwa. Czuł to od kiedy po raz pierwszy ją spotkał. Że to pokrewna dusza. Kochał ją ponad wszystko. Wiedział, że chciał, aby była w jego życiu już na zawsze – dlatego się jej oświadczył.
Ale to samo mógł teraz powiedzieć o Adamie. Naturalna obecność… Od kiedy go poznał... Pokrewna dusza… Nie chciał go stracić, pragnął mieć go zawsze przy sobie.

Kris otworzył szeroko oczy, uświadamiając sobie to, on czym powinien wiedzieć już dawno.

Jeśli naprawdę zakochał się w Adamie…
Fala gorąca rozlała się w jego wnętrzu, rozpoczynając od serca, które zabiło gorączkowym, nieregularnym rytmem. To był jedyny dźwięk, który był w stanie do niego dotrzeć, bo czuł się jak zanurzony w wodzie, odizolowany od całego zewnętrznego świata milionem kłębiących się myśli.

Jeśli naprawdę zakochał się w Adamie…
Wtedy wszystko nagle stałoby się logiczne.
To, że nie lubił jego poprzedniego chłopaka, Tylera, twierdząc, że nie jest dla Adama wystarczająco dobry. I to, że Adam rzucił go krótko po tym, jak Kris powiedział mu o swoich odczuciach. Kris głęboko w duszy twierdził, że nikt nie jest wystarczająco dobry dla Adama.
Jak bardzo szczęśliwy był, gdy ich trasy koncertowe się skończył, a oni mogli znów spotykać się niemal codziennie.
Jak dobrze czuł się, gdy trzymali się za ręce. Naturalnie. We właściwym czasie i z najbardziej właściwą osobą.
Zazdrość o pocałunki z Tommym na koncertach. Wtedy tłumaczył to sobie tym, że sam był wtedy w trasie i tęsknił za bliskością Katy. Teraz jednak wiedział, że to nie tak. Teraz zdał sobie sprawę, że chciał być na miejscu drobnego basisty, czuć się bezpiecznie w silnych ramionach Adama i co wieczór przyjmować jego namiętne pocałunki.

Kris ocknął się gwałtownie z potoku myśli, otwierając szeroko oczy i oddychając głęboko, starając się uspokoić gorączkowe bicie swego serca, starając się zrozumieć, do jakich właśnie doszedł wniosków.

Zakochał się w Adamie.

Nie powinien być tym zdziwiony, bo Adam przyciągał do siebie ludzi. Wszyscy go uwielbiali, nikt nie umiał pozostać mu obojętnym. A jednak go to zaskoczyło, spadło na niego jak grom z jasnego nieba, niewątpliwie zwiastując burzę, która właśnie grzmiała gdzieś w oddali, mącąc mu w głowie.

W każdym mięśniu, każdej cząsteczce skóry czuł wibracje przenoszące fale ciepła po całym jego ciele. Nie pamiętał, aby kiedykolwiek wcześniej czuł się tak dziwnie – tak słabo, a jednocześnie tak doskonale. Tak bezbronnie, ale całkowicie świadomie. Jego myśli nadal wirowały bezładnie, dokładnie tak, jak jego uczucia. Czuł, że jego umysł wyglądał teraz jak obraz jakiegoś wybitnego abstrakcjonisty.

Jak łatwo jest przejść od przyjaźni do zakochania? Kris miał wrażenie, że zajmuje to zaledwie sekundę – wystarczająco, aby zmieniło się w tobie coś, co pozwoli to ujrzeć. Jedna mała, cienka linia. Jednak akceptacja i zrozumienie tego nowego, obezwładniającego uczucia to już zupełnie inna sprawa. Kiedy już sobie to uświadomisz, nie ma dla ciebie ratunku. Stajesz się niewolnikiem w pułapce kłębowiska własnych uczuć.

Kolejna myśl wróciła mu do głowy sprawiając, że wszystkie inne zeszły na dalszy plan. Co, jeśli Adam nadal miał do niego słabość? Jeśli… nadal był w nim zakochany? Czy to coś zmienia?

Starał się myśleć o tym obiektywnie. O ile to w ogóle jest możliwe, myśleć obiektywnie o miłości.

Pokręcił w zaprzeczeniu głową. Nie, to niczego nie zmienia, nie może! Co z Katy? Co z ich małżeństwem? Nie, pomyślał Kris, to nie może tak po prostu zniknąć. Nie może odejść. Nie może zniszczyć czegoś tak pięknego i trwałego, co nadawało jego życiu sens. Nie mógłby zrobić Katy czegoś tak okrutnego, nie po tym, jak bardzo wspierała go i jak wiele poświęciła dla ich związku przez ostatnich kilka lat. Przecież ją kochał, prawda? Uwielbiał i ubóstwiał. Więc dlaczego miał teraz wątpliwości? Dlaczego gdzieś głęboko w środku zastanawiał się, czy nie powinien odejść i być może spróbować znaleźć szczęście u boku kogoś innego? U boku Adama.

Czy jeśli byłby singlem, Adam zachowywałby się inaczej? Podrywałby go, chciał się z nim związać? Czy dawałby mu coś do zrozumienia? Czy jeśli nie byłby z Katy, czy on sam chciałby, próbowałby być z Adamem?

Nie wiedział, czy bardziej ekscytowała czy przerażała go jego twierdząca odpowiedź na te pytania.

Mimowolnie przypomniał sobie ich pocałunek, lecz zanim zaczął poddawać się wspomnieniom, jego wyobraźnia podsunęła mu kolejne obrazy: wspólne kolacje, nocne wyjścia do klubów, wieczorne oglądanie nudnych filmów. Przytulanie na kanapie i przypalony popcorn. Zasypianie co noc w swoich ramionach i budzenie się co rano obok siebie. Nie umiał zaprzeczyć – chciał tego, chciał mieć to wszystko z Adamem.

Jednak właśnie w tym momencie, jak na ironię wyobraźnia podsunęła mu obraz Katy: Katy cierpiącej po jego odejściu, Katy płaczącej, Katy nie umiejącą poradzić sobie ze złamanym sercem. Sercem, które on, Kris, skradł jej i zdeptał, roztrzaskując na miliony kawałków, których nigdy już nie da się do końca skleić.

Po jego opalonych policzkach popłynęły gorzkie łzy wstydu. Był ostatnim palantem. Jak mógł w ogóle o tym myśleć? Chciał wierzyć, że to, czy Adam nadal chciałby się z nim związać niczego nie zmienia. Niczego! To, że zorientował się, że jest zakochany jednocześnie w nich obojgu nie znaczy, że jego życie musi teraz się diametralnie zmienić! Nie może. Jeśli tak by się stało, znaczyłoby to, że nie jest wart ani Adama ani Katy.

Położył dłonie na kierownicy i zaczął nerwowo stukać o nią palcami, starając się uspokoić. W roztargnieniu spojrzał na nie i jego wzrok spoczął na lewej dłoni. Na jej serdecznym palcu widniał mały, czarny tatuaż, owijający jego palec średniej grubości prostą linią, ozdobioną drobnymi zawijasami.

Obrączka.

Kris zacisnął powieki, spod których popłynęły kolejne gorące, słone łzy. W jednej sekundzie wytatuowany symbol przywiązania i wiecznej miłości sprawił, że poczuł do siebie wstręt. Jak mógł nawet myśleć o poświęcaniu szczęścia jego i Katy dla niepewnego związku z Adamem? Przecież nawet nie był pewien jego uczuć. Był za to pewien, że jest szczęśliwy z Katy. Kocha ją i jest szczęśliwy. I nie warto poświęcać tak pięknej przyjaźni i szczęśliwego małżeństwa dla związku, który może nawet nie ma szans przetrwania.

Kris włożył kluczyki do stacyjki samochodu i przekręcił je, włączając silnik i wciskając pedał gazu. Zanim samochód ruszył, Kris postanowił starać się nie myśleć o tym wszystkim, co zauważył dzisiaj. Wiedział, że będzie to trudne, ale musi się postarać. Dla Katy. Bo miedzy nimi nic nie może się zmienić, a Adam powinien pozostać tylko przyjacielem.

Przekonał do tego swój zdrowy rozsądek. Jednak nie był pewien, czy przekonał swoje serce.