Rozdział I
„Prezent"
Wysoka postać usiadła na parapecie i wyjrzała za okno na puste ulice i park skąpany w strugach deszczu. Cały listopad był pochmurny i mokry, a Londyn o tej porze roku wydawał się ponury. Postać oparła głowę o zimne ramy i zamknęła oczy, odpływając w krainę zadumy. Nie dane jednak jej było długo się tym cieszyć. Na parterze mieszkania ponownie podniósł się krzyk. Już siódmy raz tego popołudnia. Nie wytrzymała. Do kieszeni spodni zabrała telefon, na uszy nałożyła słuchawki, a do torby wpakowała portfel i książkę. Podeszła do szafy. Chwilę w niej pogrzebała by wyjąć czarną, skórzaną kurtkę. Zeszła na dół i włożyła buty. Wychodząc towarzyszyły jej krzyki i odgłos tłuczonych talerzy. Osobę można by było uznać za mężczyznę przez jej strój. Wystająca spod kurtki czerwona, męska koszula w czarną kratę doskonale pasowała do za dużego, porozciąganego, czarnego t-shirtu. Do szarych, powycieranych na kolanach spodni przyczepione były szelki, a na czerwone, znoszone trampki miały wymalowane na noskach dziwne symbole. Krótkie czarne włosy o granatowych przebłyskach(niestety widocznych jedynie w świetle słonecznym) były roztrzepane, a wycieniowana grzywka wpadała w zielone, przenikliwe oczy. Zdradzały ją jednak kobiece rysy twarzy i głos. Alexandra Velázquez od małego wychowywała się na chłopczycę i dziecko ulicy, lecz nie było w tym nic dziwnego skoro zajmował się nią brat. Cztery lata temu, po osiągnięciu pełnoletniości Daimon wyjechał do Stanów, jak najdalej od rodziców, zostawiając piętnastoletnią Alex. No właśnie. Rodzina dziewczyny nie należała do tych „kochających się". Odkąd pamiętała matka nigdy nie miała dla niej czasu, bo jak twierdziła praca i kariera są najważniejsze, a ojciec podróżował po świecie, a gdy już był w domu – pił. Miała również siostrę – Danielle, ale zmarła, według niektórych zbyt wcześnie.
Deszcz przybrał na sile, lecz ona nie przejęła się tym zbytnio. Powoli przechodziła kolejne ulice, aż dotarła do Biblioteki Publicznej. Wchodząc do środka przeczesała ręką włosy. Podeszła do stojącego kontuaru i zadzwoniła dzwonkiem. Spomiędzy regałów wyszła starsza, siwa pani w koku i okularach połówkach, przypominających Alex te, które nosił Dumbledore w filmach o Harrym Potterze.
- Dzień dobry Alex. Co Cię tu sprowadza?
- Dzień dobry pani Wolf. Przyszłam oddać „Znak Czterech" i „Studium w szkarłacie", i może wypożyczyć dwie kolejne książki. Są może jeszcze jakieś dzieła Conan Doylea?
- Powinno się coś jeszcze znaleźć. Widać, że Sherlock Holmes przypadł Tobie do gustu.
- Tak. W końcu po obejrzeniu filmu i seriali trzeba się wziąć za książki.
- Oczywiście. Wiesz gdzie dział z kryminałami?
- Tak, poradzę sobie. – Powiedziała i odeszła w stronę regałów.
Idąc pomiędzy kolejnymi półkami kątem oka zauważyła dziwny cień. To śmieszne. Zganiła się w myślach, gdy wyobraźnia powoli zaczęła podpowiadać jej różne opcje. Doszła do kryminalistyki i wybrała interesujące ją książki. Pamiętała jak kilka lat temu po raz pierwszy sięgnęła po tego typu powieści i zakochała się w nich od razu. Drugim gatunkiem, który Alex interesował, były horrory. W domu miała kilka własnych książek Kinga, a wśród nich – „Miasteczko Salem" z podpisem autora, które było dumą jej kolekcji. Po wypożyczeniu dzieł skierowała się do antykwariatu starego Olsena, w którym zwykle przesiadywała Diana, koleżanka ze szkoły. Dziś również tam była. Siedziała za ladą wczytana w książkę.
- Popołudnie z biolą? Radzę notować. – Powiedziała opierając się o blat. Blondynka podskoczyła na krześle.
- Jezu, Alex! Chcesz, żebym dostała zawału?
- No wiesz… Gdybyś przypadkiem kopnęła w kalendarz dostałabym pewnie w spadku Twoje płyty, więc…
- Alex! – Krzyknęła Diana i uderzyła ją książką w ramię. – To nie jest śmieszne.
- O, Alexandra. Miło Cię znów widzieć.
- Dzień dobry panie Olsen. – Powiedziała do starszego mężczyzny wychodzącego z zaplecza.
- Co Cię do nas sprowadza?
- Nudy, panie Olsen. Zero rozrywek w tym mieście.
- To wybierz się z Dianą do klubu. Chodzi tam co soboty. – Blondynka zaczęła się śmiać.
- Dziadku, jeżeli Alex pójdzie do klubu to będzie to święto, a dziś się nie wybieram. Mam do zaliczenia sprawdzian. Smith mi tego nie przepuści.
- W przeciwieństwie do Ciebie Di, nie lubuję się w króciutkich spódniczkach i toniach pudru. – Odgryzła się brunetka.
- Gdyby nie motory, resling…
- To Kick-boxing!
- Mniejsza z tym Alex, no i oczywiście książki, chyba popadłabyś w alkoholizm.
- Narkomanię! – Poprawiła ją po raz kolejny Alex. – A co gorsza, byłabym w klasie humanistycznej. – Wyszeptała złowrogim tonem.
- Weź! Ja mam zamiar dziś zasnąć. – Obie się zaśmiały. Tymczasem pan Olsen ponownie wrócił ze składziku, tym razem trzymając niewielkie pudełko, które postawił przed Alex.
- Co to? – Zapytała zdziwiona.
- Powiedzmy, że spóźniony prezent urodzinowy. – Odpowiedziała Diana. – No otwórz.
- Di, ale ja mam urodziny za tydzień… I ich nie obchodzę.
- No dobrze, więc to wczesny prezent. Otwieraj! – Alex przewróciła oczyma i otworzyła pakunek.
- To… Zegarek?
- Dokładnie rekonstrukcja zegarka kieszonkowego z 1880. – wyjaśnił pan Olsen. – I nie jest na baterie, dlatego wystarczy go porządnie nakręcić.
- Em… Dziękuję, chyba.
- Nie chyba tylko na pewno i to był mój pomysł. – Ożywiła się nagle Diana. – Pamiętasz jak w wakacje wyciągnęłaś mnie do muzeum Sherlocka Holmesa? W gablotce był taki i przez następne dwa tygodnie marudziłaś, że chcesz taki sam.
- No tak… Zapomniałam o tym. To, która godzina?
- 6:45. – Odpowiedział pan Olsen.
- Ale późno! Muszę wracać. Widzimy się jutro.
- Tak do jutra. – Alex pożegnała się i wyszła.
Tak naprawdę nie chciała jeszcze wracać do domu, ale nie chciała też przeszkalać Dianie. Ostatnio nie mogła usiedzieć dłużej w jednym miejscu, męczyło to ją. W szczególności, że musiała przeżyć osiem lekcji w szkole. Swoje kroki skierowała w kierunku Tamizy. Przeszła przez Chelsea Bridge i Grosvenor Rd udała się w tylko jej znane miejsce. Idąc pustą ulicą usłyszała stukot kół po kamiennej nawierzchni. Zatrzymała się i rozejrzała. W końcu stwierdziła, że musiało się jej coś przesłyszeć i ruszyła dalej. Przechodząc obok otwartej bramy, tym razem posłyszała ujadające psy, które nie były jednak fikcją. Widząc Alex sfora zaczęła biec ku niej. Dziewczyna niewiele myśląc wrzuciła piąty bieg. Zgraja siedziała jej na karku i tylko szybkość Alex stała im na przeszkodzie do rzucenia się na nią. W pewnym momencie Alex odwracając się nie zauważyła skarpy przed sobą i spadła, uderzając przy okazji głową w kamień. Jeszcze chwilę świadomy mózg rejestrował oddalające się szczekanie i szare, spowite ciężkimi chmurami niebo. Dalej była już tylko ciemność.
