AN: Schadenfreude oznacza przyjemność czerpaną z cudzego nieszczęścia. Zdecydowałam się zacząć publikować tę historię z nadzieją, że taki zabieg pomoże mi o niej nie zapomnieć - już wystarczająco wiele plików tekstowych kurzy się w moich folderach i nie chciałabym dokładać do nich kolejnego. Głównym pairingiem jest Harry Potter/Tom Riddle i ta relacja będzie odgrywać znaczącą rolę, co nie znaczy, że eksponowany będzie jej romantyczny aspekt. Poza tym jest to AU, którego szczegóły pozwolę wam odkryć już w trakcie czytania.

Betowała Acrimonia. Bardzo dziękuję!


1

Draco zdołał otworzyć okute drzwi dopiero podczas drugiej próby. Alkohol we krwi nie pomagał ani jego koordynacji, ani umiejętnościom magicznym. Szerokim machnięciem dłoni zaprosił Harry'ego do środka.

— Ojciec pozwolił mi używać jego gabinetu... Ponieważ jestem, wiesz, dorosły. — Młodzieniec przeszedł za biurko, będące potężnym, wiekowym meblem, gdzie ukucnął i otworzył drzwiczki. — Trzyma tu najlepszą Ognistą — oświadczył, stawiając butelkę na blacie i nieco chwiejnie się podnosząc.

— Naprawdę ci pozwolił? — zapytał powątpiewająco Harry.

Stanął przed regałem zajmującym całą ścianę i udawał, że wcale nie patrzy, jak Draco bezskutecznie usiłuje wyczarować szklanki. Ich ściany przy każdej kolejnej próbie pozostawały tak poszczerbione, jakby ktoś odtłukł ich górną część, a już na pewno nie nadawały się do tego, by z nich pić.

— Tak — potwierdził Draco. Wcześniej schludnie zaczesane do tyłu i dodatkowo przylizane włosy opadały mu na czoło i zasłaniały oczy. — Od okazji do okazji.

— I pewnie pod warunkiem, że nie będziesz niczego dotykał? — zadrwił Harry.

Przesunął wzrokiem po tytułach wypełniających półki tomów. Dotknął grzbietu jednego z nich i przejechał palcem po literach układających się w „Tajniki i zawiłości polityki".

Draco tylko się zaśmiał i po tym powaga już nie wróciła na jego twarz.

— Niczego, czego nie znam. A wiem, co tu gdzie jest — odparł. Rozsiadł się wygodniej w fotelu, rezygnując z prób wyczarowania zdatnych do użytku naczyń i obracając różdżkę między palcami. — Raczej chodziło, żebym nie zapraszał tu byle kogo.

— Nie oprowadzałeś swoich goryli po tym pokoju? — Czarna, cienka książeczka przyciągnęła jego uwagę. Zdecydował się jednak po nią jeszcze nie sięgać, nie w tej chwili.

— Pokazałem im gabinet, pewnie, ale nie zaprosiłbym ich tutaj, żeby pić.

Harry zlitował się nad nim i podszedł do biurka, by wyczarować szkło nadające się do użytku. Przez cały wieczór sączył ten sam kieliszek szampana, więc w przeciwieństwie do Malfoya prosta transmutacja nie sprawiła mu kłopotu.

— Twój ojciec jest ważny — mówił dalej Draco — i dlatego mój go zaprasza. Na pewno będzie zadowolony, że my też ze sobą rozmawiamy.

— Ach tak — mruknął Harry, unosząc brwi i w duchu stwierdzając, że Draco nie myślał tak jasno, jak sądził do tej pory.

Nalał im jednak po równo Ognistej, zauważając, że Draco w tym stanie był łatwiejszy w obyciu niż zwykle. Zabrał swoją szklankę i wrócił do inspekcji biblioteczki Lucjusza. Raz po raz kierował wzrok na czarną książeczkę, którą wcześniej wypatrzył.

— Powiedz mi... Czy ta tutaj mnie ugryzie, jeśli ją wyjmę? — Wskazał dłonią, o którą książkę mu chodziło.

Draco zmarszczył brwi i zmrużył oczy, usiłując rozróżnić grzbiety ze swojego miejsca. W końcu jednak mruknął:

— Nie, możesz ją wyciągnąć. Ciekawy? — Ostatnie słowo wypowiedział z nutą samozadowolenia.

— Tak, twój ojciec zgromadził tu wiele ciekawych tytułów.

— Na pewno ci o nich chętnie opowie, jeśli znów nas odwiedzisz. O ile nie będzie wtedy balu. — Zmarszczył brwi. — Niektóre z tych zebrał jeszcze mój dziadek, Abraksas Malfoy, ale to ojciec uczynił z tego prawdziwą kolekcję — opowiadał, sącząc swojego drinka.

Harry ostrożnie wysunął cienki wolumin spomiędzy innych. Oprawiona w skórę, z okutymi rogami i zupełnie niezniszczona robiła całkiem imponujące wrażenie mimo nieznacznej objętości. Po pobieżnym przekartkowaniu okazała się jednak pusta.

— Spójrz — powiedział, chcąc zwrócić uwagę Draco. — Nic tu nie ma. Nie zapisano w niej ani słowa. A może tylko nie widzę? — Uniósł książeczkę tak, że drugi czarodziej mógł zobaczyć biały środek.

— Też nic nie widzę. — Wzruszył ramionami. — Może to dziennik, który dopiero ma zostać zapisany.

Harry dobrze pamiętał, że Draco zaledwie przed chwilą mówił, że zna przedmioty w gabinecie. Tak lakoniczna, przypuszczająca odpowiedź sugerowała zupełnie co innego i zaczynał wierzyć, że tylko dzięki łutowi szczęścia nie zaciekawił go egzemplarz obłożony klątwą, przed którą mógłby nie zostać ostrzeżony. Dlatego odłożył dziennik na półkę i usiadł w fotelu naprzeciwko Draco.

— Rozmawiasz czasem z moją siostrą w szkole?

— Dlaczego pytasz? — Draco spojrzał na niego dziwnie.

— Bo nie powie mi ani słowa o tym, jak sobie radzi ani co robi w Hogwarcie — przyznał.

— I co, żałujesz teraz, że wybrałeś Durmstrang? — zainteresował się Draco. Harry'emu nie podobała się kpina w jego głosie.

Przez zamknięte drzwi dotarł do nich dźwięk śmiechu, który musiał rozbrzmiewać gdzieś piętro niżej, blisko sali balowej.

— Nie. — Przymknął oczy, udając rozluźnienie. — To znakomita szkoła i żałuję, że Grace nie zechciała do mnie dołączyć. Mógłbym mieć na nią oko chociaż przez jakiś czas. — Pozwolił sobie na chwilę odpłynąć myślami do pełnej rezerwy twarzy siostry, która nie chciała nic zdradzić ani jemu, ani rodzicom. Nie mieli zbyt dobrego kontaktu. Dzieliło ich pięć lat różnicy i gdy Grace osiągnęła wiek, w którym mogliby się jakoś porozumieć, Harry wyjeżdżał już uczyć się magii. — Bardzo byś mi pomógł, mówiąc, jak sobie radzi.

Draco rozważał sugestię o wiele dłużej niż zwykle, w końcu jednak odpowiedział:

— Nie obserwuję niższych roczników. Chyba często siedzi w bibliotece. Raczej sama, chociaż nie sądzę, żeby ktoś się z niej śmiał.

Przez drzwi znów dobiegło do nich echo głosów, zaledwie kilka niemożliwych do rozróżnienia słów. Harry miał wrażenie, że tym razem ich źródło było dużo bliżej gabinetu.

— Dziękuję, Draco. — Sięgnął, by dolać mu jeszcze alkoholu. — Martwiłem się nią. Mogę na ciebie liczyć, że dasz mi znać, jeśli zauważysz coś niepokojącego?

Młodzieniec odgarnął włosy z twarzy i oparł oba łokcie na blacie, a brodę na splecionych dłoniach. Harry uważnie patrzył w jego zaszklone oczy.

— Pewnie. Jeśli pół roku coś dla ciebie znaczy.

— To, co już mi powiedziałeś, jest dla mnie bardzo ważne — zapewnił Harry.

Drzwi się otworzyły bez uprzedniego pukania i w następnej chwili do środka wkroczył Lucjusz Malfoy w towarzystwie jednego z gości.

— Ojcze — mruknął Draco, nie podnosząc się z krzesła. — I panie... eee — urwał.

Lucjusz wydął wargi z niezadowolenia, ale natychmiast zdradził nazwisko mężczyzny obok, ratując syna przed dalszym zakłopotaniem:

— Dirk Cresswell.

— Miło mi was poznać, panie Malfoy i panie...?

Harry wstał, by uścisnąć jego dłoń, wcześniej skinąwszy głową Lucjuszowi.

— Harry Potter.

— Tym bardziej cieszę się z naszego spotkania. Znam twojego ojca — wyjaśnił, porzucając natychmiast tytuły.

Lucjusz Malfoy stanął w tym czasie za fotelem zajmowanym przez Draco.

— Obawiam się, że muszę was przeprosić, chłopcy, ale Direk i ja potrzebujemy przedyskutować kilka spraw. — Potem zwrócił się do Draco: — Synu, na pewno możecie się przenieść do twojego pokoju albo do oranżerii. I tam nikt nie powinien wam przeszkadzać. Skrzaty dostarczą wszystko, czego potrzebujecie, jeszcze zanim tam dotrzecie.

— Ojcze, Harry zwrócił uwagę na dziennik. Był wśród książek, chociaż jest całkiem pusty — powiedział Draco, ignorując prośbę Lucjusza. Nie wyglądał, jakby zamierzał wstać w przeciągu najbliższych minut i Harry wątpił, czy młody Malfoy w ogóle był w stanie to zrobić.

— Ma pan naprawdę imponującą kolekcję — pochwalił Harry.

— Dziękuję. O jakim dzienniku dokładnie mówimy?

Harry wskazał wspomniany przedmiot. Starszy Malfoy aż uniósł brwi ze zdziwienia. Podszedł do regału i wziął książeczkę z półki. Spojrzał na niego z zastanowieniem, zanim przeniósł wzrok na Harry'ego. Jak zawsze jego oczy były nie tylko nieprzyjemnie zimne czy bystre, przez co Harry nie wątpił, że nosił on kieliszek tylko dla ozdoby, ale też przeszywające na wskroś.

— Znajomy mojego ojca zostawił ten drobiazg na przechowanie. Zmarł niedługo później, a gdy w jego ślady podążył i ojciec, dziennik stał się moją własnością — opowiedział. — Zapomniałem już, że kurzy się tu od lat. — dodał, po czym zerknął na okno, które pozostało niezasłonięte mimo późnej pory. — Widzę, że ci się spodobał, Harry. Weź go, proszę. Może tobie się na coś przyda, skoro jego prawowity właściciel nigdy po niego nie wróci. — Podał przedmiot młodzieńcowi.

— Bardzo dziękuję, ale czy jest pan pewien? — Pogładził stalowe rogi. Okucia pozostały nieporysowane i gładkie mimo upływu czasu.

— Tak. Uznaj to za gest przyjaźni, Harry.

Harry skinął głową i mruknął:

— Jeszcze raz dziękuję.

xxx—

17 stycznia 1997

Pogłoski o przebiegu konferencji w Pradze są bardziej mętne niż zwykle. Podejrzewam, że traktaty pokojowe z magicznymi społeczeństwami z Azji Zachodniej zostaną niedługo zerwane. Rosja jest tylko tymczasową przeszkodą. Martwi mnie milczenie przywódców z północnej Afryki. Niezapowiedziany najazd nie jest niemożliwy w tym przypadku.

Harry przerwał pisanie. Przygryzając końcówkę pióra, zastanawiał się, czy mądrze byłoby napisać więcej. Zdradzanie swoich myśli mogło okazać się zgubne, gdyby dziennik wpadł w niepowołane ręce.

Tymczasem atrament wsiąkł w pergamin. Po dopiero co naniesionych na niego słowach nie został żaden ślad. Harry przyglądał się temu ze zdziwieniem. Gdy zaczynał rozważać, czy na dziennik działał czar maskujący wpisy, na stronie pojawiło się kilka ciemnych punktów, które szybko sczerniały i rozlały się, aż przed oczami Harry'ego pojawiło się całe zdanie.

Przewidujesz wojnę?

Harry został nauczony, by nie nie ufać magicznym artefaktom zdolnym myśleć czy udawać ludzi. Ciekawość kazała mu jednak podnieść pióro po uzyskaniu niespodziewanej odpowiedzi na swoją pierwszą notkę i sprawdzić, co się stanie, jeśli napisze więcej oraz zbada, z czym miał do czynienia.

Dalszy podbój jest niemal pewny. Mogę za to tylko przypuszczać, kiedy się rozpocznie. Grindelwald długo pozwolił pozostać Azji i Afryce poza zasięgiem jego władzy. Chęć opanowania całego świata musiała go w końcu skłonić do wykonania ruchu. Kim jesteś?

Nazywam się Tom Riddle, przedstawił się dziennik w kursywie.

xxx—

Co kilka tygodni Harry dodawał kolejny lakoniczny wpis, wiedząc, że słowa rozpłyną się, gdy tylko skończy nanosić je na papier. Nie łudził się, że w ten sposób przepadały. Mimo to kontynuował, ostrożnie miarkując informacje o sobie, nie podając swojego nazwiska i przedstawiając się imieniem ojca.

W konwersacjach, które następowały po umieszczeniu na kartach dziennika tych zwartych notatek, było coś jeszcze niebezpieczniejszego. Wyczekiwał ich z ekscytacją, wiedząc, że Tom go nie zawiedzie, chętnie z nim wymieniając poglądy i wplatając w swoje komentarze makabryczne żarty.

Żałował, że Tom nie był człowiekiem z krwi i kości. Myśl, że atrament, pergamin i cokolwiek było zaklęte wewnątrz mogły przerodzić się w coś bardziej realnego nie chciała już opuścić Harry'ego, gdy uświadomił sobie to pragnienie. Tygodniami rzucał dziennikowi zgorzkniałe spojrzenia i decydował się raczej wrzucać go do szuflady, niż otwierać.

Pragnął, by Tom był czymś więcej niż pieczołowicie skonstruowanym zaklęciem. Za kartami pergaminu mógł kryć się człowiek tak samo, jak można było uwięzić duszę maga w starym sarkofagu, zapieczętować w greckim dzbanie albo tureckiej szkatułce. Chciał sprawdzić tę wątpliwą możliwość i dostać potwierdzenie, że jego nadzieja nie była głupia.

Za jaką cenę mógłbyś się uwolnić?, napisał w środku nocy, ledwo widząc pospiesznie nabazgrane litery w nikłym blasku różdżki. Czuł się, jakby odrobinę jaśniejsze światło mogło się przesączyć przez zasłony, a może pod drzwiami i zwrócić na niego uwagę.

Dlaczego uważasz, że jestem uwięziony?

Harry długo wpatrywał się w pytanie. W końcu zaśmiał się cicho i z usatysfakcjonowanym uśmiechem przytknął z powrotem stalówkę do pergaminu.

Zatem mógłbyś zyskać ciało w każdej chwili.

Nie w każdej, odpisał Tom. Chciałbyś mnie uwolnić?

Tak, chciał odpisać Harry. Zwlekał jednak, formułując w myślach odpowiednią odpowiedź, gładząc stronę. Żadna z nich nigdy się nie gięła ani nie brudziła. Widząc na własne oczy, jak wylany sok porzeczkowy zniknął w ten sam sposób co atrament, nie dziwił się dłużej, że okładka przetrwała tyle lat w nienaruszonym stanie. Bał się poznać cenę wolności Toma.

W przypadku zniknięcia jednego z uczniów w Durmstrangu, co by się stało?, zapytał któregoś razu Tom.

Co jakiś czas uczniowie nie wracają z wakacji albo ulatniają się z walizkami w trakcie roku szkolnego. Karkarow w przypadku tych drugich stwierdza, że nie ma potrzeby odbierać im upragnionej wolności. Nikt ich tu nie szuka, a jeśli ktoś z zewnątrz o nich zapyta, dowie się jedynie, że przestali być odpowiedzialnością Durmstrangu w momencie, gdy opuścili tereny szkoły. Rozumiesz, nie sądzę, żeby zniknięcie wzbudziło choćby niepokój. Raczej nie wywołałoby nawet pytań.

Harry nie wyjaśnił, że próba przejścia przez otaczającą ich puszczę stanowiła niemal pewne samobójstwo. Durmstrang przypominał bardziej fortecę niż szkołę i dawniej, gdy to mury, a nie czary stanowiły obronę przez żyjącymi nieopodal kreaturami, istniał ku temu powód.

Karkarow zarządzał placówką na wojskową modłę i po ośmiu latach nauki za jej bramy mieli wyjść przyszli oficerowie armii Grindelwalda. Gdy trzeba było zdecydować, gdzie Harry podejmie naukę, James Potter zasugerował to miejsce.

— To prestiżowa szkoła. Lata w Hogwarcie wspominam jako najlepsze w moim życiu, ale wierzę, że Durmstrang otworzy przed tobą wiele drzwi w przyszłości. Cesarz patrzy przychylniej na absolwentów swojej uczelni, jeśli to, co mówi Syriusz jest prawdą — przekonywał James.

Lily niechętnie się zgodziła. Najbardziej protestowali dziadkowie Harry'ego, otwarcie negując poglądy Grindelwalda, jego politykę i uznając, że posyłanie ich wnuka bliżej serca cesarstwa jest największą głupotą, na jaką ich syn mógł wpaść.

Nie dostrzegają, że tak jest lepiej i nie wiem, jak mógłbym im to wytłumaczyć, nie obrażając jednocześnie tego, w co wierzą, napisał Harry w dzienniku. Nie potrafię sobie wyobrazić rzeczywistości, w której musiałbym ukrywać się z moją magią. Dlaczego ktokolwiek zdecydował, że tak należy? Jakby to był jakiś wstydliwy sekret.

Tom nie zaoferował żadnych argumentów na ich obronę. Strach przed wojną i sympatia wobec słabości zawsze przekraczały moją zdolność zrozumienia ludzkich mankamentów.

Harry, choć tego nie napisał, uważał, że przewrót Grindelwalda był rozsądniejszym rozwiązaniem niż uchwalenie Międzynarodowego Kodeksu Tajności. Tom opowiedział mu więcej, o mugolskiej wojnie i powszechnym potępieniu magii, a Harry napomknął o Dursleyach oraz o tym, jak Dudley przez moment myślał, że masa tłuszczu wystarczała, by pokonać czarodzieja.

xxx—

1 marca 1997

Wyczytałem dzisiaj, że Azja oficjalnie zerwała rozmowy z wysłannikami Imperium. Jak na razie nikt nie mówi głośno o przygotowaniach do wojny, ale Grindelwald daje do zrozumienia, że jest wciąż zainteresowany wznowieniem współpracy i wyobrażam sobie, że jeśli zawiodą inne środki, to użyje siły. Zaostrzono też restrykcje dotyczące przewozu pewnych artefaktów ze wschodu.

Słowa zniknęły, a pergamin pozostał pusty przez chwilę.

Obawiają się ataku albo go szykują, napisał Tom w końcu.

Indie wstrzymały wywóz ksiąg za granicę.

Powiedziałbym, że to mądrze z ich strony, ale jeśli kiedykolwiek pozwolili cennym informacjom się wydostać, szkoda już została zrobiona.

Tak, napisał Harry, a pewnych rzeczy lepiej nie wiedzieć. To nie nad Indiami myślał i nawet nie zauważył, że jego komentarz był oderwany od rozmowy, choć jego rozmówcy to nie umknęło. Wiesz, o czym myślę?

Nie potrafię pomyśleć o rzeczy, której wolałbym nie wiedzieć. Wiedza to potęga, nie spotkałeś się z tym hasłem?

Harry z głową podpartą na dłoni wpatrywał się dłuższą chwilę w dziennik, zanim na powrót przytknął pióro do pergaminu i zaczął pisać. Decyzja została podjęta i zamierzał żyć z jej konsekwencjami.

Na pewno. Myślałem o tym, jak bardzo kuszą pewne informacje, jak bardzo chce się wykorzystać jedyne znane rozwiązanie uporczywego problemu, nawet jego skutki i egzekucja są wręcz szkaradne.

Czego takiego nie chcesz się dowiedzieć, James? A może jednak nie możesz oprzeć się pokusie?

Nie mogę.

...by natychmiast wpaść w kolejną, napisał Tom.

Harry nie mógł się nie uśmiechnąć.

Chciałbym poznać cenę twojej wolności, Tom.