Nakazani będą. Jak znajdę więcej czasu. Miniaturka. Zupełnie inna rzeczywistość. Osobista wariacja. Osobista zachcianka.

Jeśli chcecie uzyskiwać ode mnie informacje piszcie bezpośrednio na email: jjprograms2015 w domenie gmaila.

Na 100% odpiszę ;)

Ems.


Lubię, kiedy wracasz do mnie.

Bill spojrzał na karteczkę i uśmiechnął się pod nosem. Nie mógł się już doczekać powrotu, ale z tym musiał poczekać do jutra. Jeszcze dzisiaj czekał go koncert. Ostatni w ich tegorocznej trasie koncertowej.

Spojrzał na braci, którzy siedzieli w pokoju i odpoczywali przed wielkim show. George z Fredem jak nigdy byli wyciszeni, ze słuchawkami na uszach medytowali w swoim własnym świecie. Ron przeglądał Magię Rocka i bezwiednie poruszał pałeczkami w tylko sobie znanym rytmie. Charlie kończył czyszczenie fletu i podjadał ciasteczka od Molly. Gdy skończył, spojrzał porozumiewawczo na brata i puścił mu oczko. Za kwadrans zaczynała się próba generalna przed koncertem.

- Zdenerwowany? – Charlie podał mu ciastko, które Bill chętnie wziął.

- Zdenerwowany? Nie. Trochę już zmęczony, bo gramy od kilku miesięcy. I chyba…

- Co? Tęsknisz. – Figlarne ogniki przemknęły przez oczy Charliego. Bill parsknął, ale wiedział, że brat zna odpowiedź. – Ja też tęsknie. Nowe smoki się pojawiły w rezerwacie i już nie mogę się doczekać wakacji w Rumunii.

- Przyda nam się odpoczynek. – Wtrącił się Percy, który znikąd pojawił się w pokoju. Trzymał w dłoniach plik kartek, z którego na ziemie wypadły zdjęcia braci.

- Tobie najbardziej. – Prychnął Ron i ostentacyjnie zabrał swój portret z podłogi. Charlie zachichotał, co zwróciło uwagę bliźniaków.

- O, Percy, ukochany bracie… - Fred szybko odzyskał formę.

- Fred… - Ostrzegawcze tony w głosie Percy'ego tylko zachęciły bliźniaka do kontynuowania pogawędki.

- Przepraszam – managerze! Czy wszystko gotowe?

Bill pokręcił głową z politowaniem i wyszedł na balkon. Tak, jak się spodziewał, na dole rozległ się pisk. Spojrzał w dół i ujrzał kilkanaście osób, które trzymały w dłoniach ich zdjęcia i skandowały The Weasleys!

Pomachał do nich, co wywołało entuzjastyczną reakcje i zdecydował się wrócić do środka.

- … i ja cię bardzo proszę o docenianie mojej pracy, bo odwalam kawał dobrej roboty. – Percy zrobił się cały czerwony, więc Bill postanowił się wtrącić.

- Percy. Fred. – Zapadła cisza, jednak autorytet najstarszego brata był nie do podważenia. – Chodźmy na próbę.


Kochał to uczucie, jak stał na scenie, a przed nim stało morze ludzi. Tysiące istnień poruszające się w jednym rytmie, złączonych, a nadal osobnych. Ludzi, którzy jednoczyli się przez tą krótką chwilę w jedność.

Uwielbiał patrzeć, jak energicznie reagują na każdą nutę, każde słowo, każdą melodię płynącą ze sceny.

- Pozwólcie, że przedstawię wam wszystkich członków The Weasleys – krzyknął, a Ron zaczął grać solówkę na perkusji. Patrzenie na brata, który rytmicznie i szybko uderzał w poszczególne talerze zawsze sprawiała mu radość. Perkusja była małą miłością Rona. Gdy zakończył, Bill wydarł się do mikrofonu: - Roooon Weasley!

Ludzie zaczęli krzyczeć i wiwatować, na co zareagowali Fred i George. Ich gitary obróciły się prawie w ogień, tak intesywnie i radośnie grali. Bliźniaki zawsze miały doskonały kontakt z publicznością. Uwielbiały się zamieniać sprzętem, wyczyniać różne dziwne rzeczy z instrumentami. I oczywiście byli nadwornymi żartownisiami w zespole. Nierzadko sprawiali psikusy fanom, szczególnie podczas spotkań.

- Freeeed i Geooorge Weasley!

Po szalonych wyczynach bliźniaków przyszedł czas na jednego ze spokojniejszych braci. Charlie w zespole grał głównie na flecie. Jego solówki zawsze były melodyczne i spokojne, zupełnie różne od muzyki wybitnie koncertowej.

- Charlieee Weasley.

Publiczność szalała, a Bill biegał jak szalony po scenie, endorfiny buzowały. I wtedy następował moment, gdy Charlie stopował i brał mikrofon. I przedstawiał wokalistę.

- William Bill Weeeeasley!

Magia napełniła całą scenę i w górę uniosły się w dymie ich patronusy. Magia działa się teraz.


Niesamowicie zmęczeni zeszli ze sceny, trochę smutni, że zakończyli trasę. Ale mimo smutku przeważała radość, bo wracali do rodziny jakby z wygnania. Już za kilka godzin będą w domu.


W Norze było gwarno i tłoczno. Molly płakała i dziękowała Merlinowi, że już są na miejscu. Ginny witała się z każdym z osobna, mówiąc, że widziała urywki. I gratulowała im genialnego show.

Bill uśmiechał się, ale szukał kogoś w tłumie.

Mignęła.

Zaczął iść, przepchać się przez masę ludzi.

Znalazł ją. Stała koło okna i uśmiechała się. Dopadł do niej i wtulił się w jej brązowe loki.

- Lubię, kiedy mam cię przy sobie. – Wyszeptała i podniosła wzrok.

Jego ukochane wielkie brązowe oczy pełne łez.

Wrócił do domu. Tam, gdzie była ona, był jego dom.