— Naprawdę jesteś aż tak głupi? — zapytał mężczyzna, pakując prowiant do plecaka.

— Coin powiedziała, że Snow będzie jedyną osobą, która zostanie stracona — odpowiedział Mark, podziwiając widoki zza okna.

Poirytowany Augustus odwrócił się w stronę kuzyna z wściekłością wypisaną na twarzy. Zacisnął pięści, próbując opanować narastającą w nim złość i panikę, po czym szybkim krokiem pokonał dzielącą ich odległość i złapał go za skraj bluzy.

— I ty jej wierzysz?! Naprawdę myślisz, że rebelianci na tym poprzestaną?! Oni chcą śmierci nas wszystkich — dodał już spokojniej, nie spuszczając z niego wzroku. — Nie spoczną, dopóki nie rozliczą ze zbrodni każdego z osobna, wiesz o tym. Widziałeś tę nienawiść w ich oczach, prawda? Musimy uciekać, póki nie jest za późno.

Augustus wyminął chłopca i zaczął wyciągać ubrania z szafy. Pot spływał po jego bladej ze strachu twarzy, znikając za kołnierzem koszuli wyjściowej. Jeszcze nigdy nie był tak przerażony. Oczami wyobraźni widział swoje bezwładne ciało, przywiązane do słupa przed pałacem prezydenckim, pistolet przystawiony do skroni i zadowolony tłum. Powstrzymując łzy, wstał i oparł się o ścianę.

— Jak chcesz zwiać? Nie wypuszczą cię poza granice Kapitolu aż do przesłuchań — mruknął Mark, rozsiadając się w fotelu.

— O to się nie martw, Robert wszystko zorganizuje. Świetnie zna te tereny, na dodatek ma mapę podziemia, rozpiskę wacht strażników i broń. Zbieramy się o północy.

— Tak szybko? — zdziwienie wyraźnie pobrzmiewało w głosie młodzieńca.

— Nie ma na co czekać, im szybciej, tym lepiej. Daję ci dwie godziny na decyzję. Powierzysz swoje życie w ręce żądnych zemsty rebeliantów czy nasze?

Nie doczekał się odpowiedzi, więc po chwili schował bagaże i rozczarowany wyszedł, trzaskając drzwiami.

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Prolog jest strasznie krótki, ale to zabieg celowy. Miał być jedynie bardzo zwięzłym wprowadzeniem do opowiadania. Przyjmuję wszelką konstruktywną krytykę i zastrzeżenia. Dawno nic nie pisałam, zwłaszcza o Igrzyskach :)