Pianino

Twarz chcąca na wszelkie sposoby zachować spokój.

Długie palce uderzające w ciemne i jasne klawisze.

Twarz, z zamkniętymi oczami, spokojna. Pianino oddawało wszelkie uczucia meżczyzny.

Węgry, ukryta zza ściany, przymknęła oczy, rozkoszując się każdą nutą. Nuty tworzące sonatę, jedną z ulubionych Pana Austrii.

„Sonata quasi una fantasia".

Znana także jako „sonata Księżycowa".

Autorstwa Beethovena.

Była to jej pierwsza cześć - „Adagio sostenuto".

Elizavietta otworzyła się lekko oczy i cicho zajrzała za ścianę. Dźwięki skumulowały się, stały się bardziej wyraziste, by po chwili przycichnąć i całkowiie zniknąć w zgiełku hałasu świata.

Pan Austria otworzył oczy i niczym kierując się intuicją spojrzał w stronę drzwi, gdzie przypatrywała się mu Wegry.

Widząc ją, uśmiechnął się lekko.

Węgry widząc ten uśmiech, potraktowała go jako przyzwolenie do wejścia. Bez słowa usiadła w jednym z krzeseł, a Pan Austria – także bez słów zaczął powoli grać „Allegretto".

Kobieta przymyka oczy, a gdy to robi natychmiast widzi tą salę – salę balową – przed laty. Pełną tańczących ludzi, śmiechu i szcześcia.

Widzi dawną siebie, w przepięknej, szmaragdowej sukni i w upiętych włosach. Widzi Pana Austrię, który tańczy z nią samą. Widzi swój szczery uśmiech i lekki, niemal niewidoczny uśmiech Rodericha.

I choć czuję nostalgię i przez chwilę chce znowu przenieść się do tamtych czasu, otwiera oczy, niszcząć ułudę.

A gdy widzi najważniejszą osobę w swoim życiu – grającą, zadowoloną – twierdzi w myślach, że to tu jest jej miejsce. Bo skoro on tu jest, ona nie ma powodów do narzekania.