Prosto w siebie zapatrzeni,
nie możemy złapać tchu.
W oczach mamy swe odbicie,
w sercach gorycz, żal i ból.

Gdzie twój stęskniony szept,
bym cię zawsze przytulała do snu,
podzielić wszystko chcesz,
ale miłości nie przetniesz na pół.

Powiedz jakich trzeba użyć słów,
by ukoić ludzki ból,
by zapomnieć o cierpieniu,
i żyć dalej, spokojnemu.

Chcesz grać i oszukiwać innych,
ale zdjęłam twoje maski,
tak naprawdę masz już dosyć,
jednak nie chcesz żadnej łaski.

Co widzę dookoła?
To wojna, ból, niewola.
Krew menczenników przelana za wolność,
rany głębokie po walce o godność.

Co zrobić, kiedy na śmierć idzie kat,
śmieje się szyderczo bo zginął twój brat,
co zrobić kiedy krew szumi w uszach,
jednak rozum każe ci się nie ruszać.

Tyle nocy płakałam w twój rękaw,
zasypiałam w twoich ramionach,
budziłam się w objęciach.

Teraz znów założyłeś maski,
i grasz nie chcąc mojej łaski,
nie wiem co zrobić, żebyś mi uwierzył,
że robię to z miłości, a nie z listości.