MUZYKA: .pl/audio/0tvalYqTYza/thriving_ivory_-_flowers_for_a_ghost
Ukrywał się za drzewem na wzgórzu, skąd miał doskonały widok na rozgrywające się w dolinie uroczystości. Kurczowo wbijał paznokcie w korę starej wierzby. Letni wiatr delikatnie muskał jego twarz, osuszając napływające wciąż łzy. Nie mógł ich powstrzymać, widząc, jak piękna jest tego dnia Lily. Rozpromieniona, idąca do ołtarza z bukiecikiem herbacianych róż.
Patrzył na jej poskręcane, rude włosy. Cudną białą suknię ciągnącą się po ziemi. Jej twarz ukrytą pod zdobionym diamencikami welonem. I choć nie mógł z takiej odległości dojrzeć głębokiej zieleni jej oczu, czuł, że w tej chwili również są pełne łez.
Później obserwował, jak tańczy w ramionach Pottera i nagle wszystkie uczucia i emocje go opuściły.
Stał się pusty.
Był tam, a jakby go nie było. Zrezygnowany, pozbawiony resztek sił psychicznych, posłał tańczącym ostatnie beznamiętne spojrzenie.
I wtedy napotkał jej zaskoczony wzrok. Dojrzała go. W końcu. Próbowała wyswobodzić się z objęć Pottera.
Pokręcił głową.
Bądź szczęśliwa – pomyślał, chcąc, by ta myśl dotarła do jej umysłu.
Odwrócił się i odszedł, nie spoglądając w tył. Przez chwilę miał wrażenie, że słyszy w głowie ciche zostań. Na pewno tylko mu się zdawało.
Szedł w ciemnościach, a rzęsisty deszcz jeszcze bardziej uniemożliwiał mu rozpoznanie otoczenia.
W tej chwili nie potrzebował wzroku. Znał drogą na pamięć.
Drogę do ich grobu. Do jej grobu. Tej, którą zabił.
Zatrzymał się przed niskim nagrobkiem, przykląkł, przejechał dłonią po wyrytych w kamieniu literach jej imienia i dacie śmierci. Wspomnienia, żal i poczucie winy eksplodowały w nim z zabójczą siłą.
Padł na mokrą ziemię z przytłaczającą świadomością, że dwa metry pod nim leżą ciała ludzi, którzy zginęli z jego winy.
Szlochając wbił palce w błoto, czując jak niewyobrażalny ból rozdziera mu wnętrzności. Tortury zgotowane mu przez uczuciową mieszankę były gorsze niż Cruciatus.
I moknął tak, wyjąc nieskładne przeprosiny, wiedząc, że nikt, a już na pewno Lily, go nie usłyszy. Ze świadomością, że rano wróci do domu z tą samą zgorzkniałą maską. Z niegasnącym bólem w sercu i ciągłym pytaniem, cisnącym się na usta:
Jak mogłem być taki głupi?
