Pewien listopadowy poranek rozpoczął się zwyczajnie i nic nie wskazywało na to by spokój Midorimy miał zostać przerwany, jednakże życie nauczyło go, że mieszkając pod jednym dachem z Takao nic nie było pewne. Nawet Oha-asa traciła swoją dotąd niezachwianą pozycję nieomylnej wyroczni. I ten piękny, chociaż lekko deszczowy, dzień miał zacząć się od tragikomedii.
-Shin-chan! Shin-chaaaaan! - Midorima w porę podniósł głowę by ujrzeć ludzką torpedę, z przestrachem w oczach, biegnącą w jego stronę. W porę by zobaczyć, jednak zdecydowanie zbyt późno by zareagować, co zaowocowało utratą gazety i kubka z kawą oraz zyskaniem trzęsącego i popiskującego osobnika płci męskiej na swoich kolanach. Zmarszczka na jego czole znacznie się pogłębiła, gdy Takao zaczął wykonywać niezidentyfikowane ruchy rękami, niemal strącając mu z nosa okulary.
-O co chodzi? - zapytał, zbierając uprzednio resztki cierpliwości spośród porcelanowych kawałków swojego ulubionego kubka.
-Łazienka – wymamrotał zacieśniając uścisk wokół szyi. Nie udało się wyciągnąć z niego niczego prócz tego jednego słowa. Zrezygnowany Midorima udał się więc na zwiady, jednak była to podróż iście wyczerpująca. Takao odmawiał wypuszczenia z rąk rękawa koszuli swojego chłopaka, a do łazienki definitywnie wejść nie chciał. W końcu ni to będąc ciągniętym, ni to będąc niesionym w owym pomieszczeniu się znalazł i był tym faktem niepocieszony. Chowając się za szerokim i bezpiecznymi plecami Shin-chana wskazał sprawcę całego zamieszania. Midorima tylko westchnął potężnie i pozbył się pająka okupującego wannę.
-Shin-chan, mój bohaterze! - Takao ponownie zawisł na swoim chłopaku.
-Czy ty z racji swojego zawodu nie powinieneś być bardziej odporny? - drobny rumieniec wykwitł na jego bladej twarzy.
-Dobry pająk, to martwy pająk- naburmuszył się Takao.
