Nie wiem, czy się komukolwiek spodoba. Mam nadzieję, że tak :) R&R, proszę!


Czułem się przy nim jak zabawka, jak marionetka, którą mógł się bawić kiedy tylko chciał. Robił ze mną co mu się zamarzyło, przejął nade mną całkowitą kontrolę i wiedziałem, że nie uwolnię się od niego nigdy, nawet gdybym chciał.
A nie chciałem.
Mimo iż był często bardzo zaborczy, a jego zazdrość i manipulacje często były przedmiotem naszych kłótni, nie przerwałbym tego wszystkiego za nic. Za bardzo się zaangażowałem, wiem, ale bez niego nie potrafiłbym teraz żyć. Świadomie mnie od siebie uzależnił, wiedząc, że w tym stanie nie będę chciał od niego uciekać. Wszystko miał już zaplanowane od dłuższego czasu.

Każda osoba z naszej szkoły, a nawet i spoza niej, wiedziała co między nami jest. Nie mieliśmy potrzeby tego ukrywać, plotki i domysły w mgnieniu oka okrążyły wszystkie czasopisma, a moja i tak już znana twarz gościła na okładkach magazynów jeszcze częściej.
On się tym nie przejmował. Mówił, że mam na to nie zwracać uwagi i żyć dalej. Udawać, że wcale nikt nas nie wyśmiewa. Pozwolić niszczyć sobie życie.

Moje uzależnienie pogłębiało się z jego każdym dotykiem, pocałunkiem, pieszczotą. Wkrótce, nie mogłem przeżyć choćby kwadransa bez myślenia o nim. Stał się moją rutyną, moim nawykiem, najważniejszą osobą w moim życiu. Ale i tak, wiedziałem, że on nie czuje tego samego. Traktował mnie jak coś, czym może się pobawić, a gdy mu się znudzi, wyrzucić w kąt.

Tak też było ze mną.

Wyrzucił mnie.

Zostawił.

A ja nie mogłem nic na to poradzić.

'-To koniec, Ryouta.

-C-co?! Co ty gadasz?!

-Koniec z nami. Od jutra mnie już więcej nie zobaczysz. Żegnaj.

-N-nie! Nie zostawiaj mnie!'

I odszedł.

Usunął się z mojego życia z dnia na dzień, dbając o to, by nic po nim nie zostało. Jakby nigdy nie istniał. Ja jednak pamiętałem wszystko, od naszych spotkań, aż do wspólnie spędzone noce, a każde wspomnienie powodowało u mnie ból, niewyobrażalny ból. Mimo wszystkich krzywd jakie mi wyrządził, ja cały czas nie chciałem o nim zapomnieć.

Nie łatwo jest pozbyć się uzależnienia.

Gdy odszedł, moja egzystencja nagle stała się bezsensowna. Nie miałem po co żyć, straciłem jedyną rzecz, którą kochałem. Koszykówka już dawno została przeze mnie porzucona, przyjaciele i rodzina odsunęli się ode mnie, a reputacja super modela została zszargana. A to wszystko przez niego.

A ja i tak nie chcę o nim zapomnieć.

Stałem się wrakiem człowieka. Nie jadłem, nie piłem, nie wychodziłem z domu. Moje dawne, radosne i pełne zapału ja odeszło w niepamięć. Nie było już tego wesołego blondyna, kochającego ponad wszystko koszykówkę. Teraz był rozbity mężczyzna z wypłowiałymi, żółtymi włosami, wielbiciel wszelakich trunków, które pomagały mu zapomnieć o miłości swojego marnego życia.

Stoczyłem się na dno. I tam zostałem na zawsze.

Wybrałem najłatwiejszą drogę ucieczki od niego.

Śmierć.

Życie powoli ze mnie wypływało, wraz z każdą nową kroplą krwi, a przed oczami widziałem tylko jego. Nie wiem czy był tam naprawdę, czy po prostu widziałem to co chciałem.

-Ryouta! Co ty do jasnej cholery narobiłeś?!- czułem jak coś mną szarpie, ale nie zwracałem na to uwagi. Teraz liczył się tylko i wyłącznie ten słodki ból płynący z całego mojego ciała.
Jego twarz, piękne oczy, pełne czerwone usta. To było coś, za czym tęskniłem, co kochałem. Jedyną rzeczą, jaką chciałem pamiętać był on. Nie chciałem nigdy o nim zapomnieć. Nie chciałem pozwolić sobie na puszczenie w niepamięć tak ważnej części mojego życia.
Widziałem tylko jego twarz, jego zmartwione oczy. Resztę przysłoniły mi moje własne łzy szczęścia.

-Kocham cię, Akashicchi.