Wbiegł zdyszany do dużego pomieszczenia. Było ciemno, otaczały go kunsztownie zdobione, stare, drewniane meble, które za dnia tak przyciągały jego wzrok, jednak teraz miały w sobie coś przerażającego. Rozejrzał się. Po jego prawej stronie widać było zarys mahoniowego biurka zawalonego papierami, tuż obok parę dębowych regałów, barek z olchy i kanapa, z tego samego tworzywa, obita w bordowy materiał. Na przeciwko zaś stało łoże małżeńskie z idealnie zaścielona, białą pościelą i wiszącym nad nim baldachimem z czarnego woalu. Naokoło rozsypano płatki czerwonych i białych róż, powietrze przesycone było zapachem jej perfum. Znajdowała się gdzieś w tym pokoju, miał pewność. Rzucił okiem za ręcznie malowany parawan - prezent przedślubny od wuja i ciotki- znalazł tak przepiękną suknię ślubną, w której miała jutro stanąć na ołtarzu Aishiwa. Długa do ziemi, prosta, podkreślałaby jej smukłą talię, bez rękawów i ramiączek, naprawdę piękna. Kiedy dał się przez chwilę porwać nostalgicznym uczuciom, usłyszał przeciągły, ochrypły rechot. Wychylił głowę zza parawanu i ujrzał cieniem dwojga ludzi przy oknie, jeden należał do mężczyzny, drugi zaś do kobiety. Z drugiej strony pomieszczenia rozległ się głuchy trzask drzwi, które z impetem otworzył się pod naporem siły jego wuja. Stał zdyszany w przejściu i zdawał się nie zauważać przerażonego siostrzeńca. Całą swoją uwagę i morderczy wzrok pełen nienawiści skupił na mężczyźnie, którego sylwetka rysowała się na tle ciemnego, nocnego nieba.
- Zdążyłem na czas? - wysapał zdyszany.
- Tak wuju, czy wszyscy są bezpieczni? - odpowiedział mu drżący głos chłopaka, który uparcie wpatrywał się w postacie przy oknie.
Odpowiedziało mu nieme skinienie głową. Obaj w jednym momencie zbliżyli się do stojącego bez ruchu mężczyzny.
- Czego jeszcze chcesz? Oddaj mi ją! Oddaj Aishiwę! Ona cię już nie kocha, kocha MNIE, rozumiesz? - młodzieniec nie wytrzymał napięcia i wydarł się w stronę przeszkolonej ściany. Responsem był śmiech, mroźny i przeszywający całe ciało, serce.
- Masz! - rzucił w stronę chłopaka nieprzytomną dziewczynę, a ten bez zastanowienia rzucił się ku niej i złapał w locie, chroniąc tym samym przed upadkiem na twardą, zimną podłogę. W tym samym momencie powietrze przeszył odgłos strzału. Pokój napełnił swąd prochu i rozpalonej broni. W dłoni mężczyzna dzierżył pistolet, którego lufa dymiła oszalała, jakby miała wyparować. Cień młodego chłopaka, trzymającego bezwładne ciało drobnej szatynki, zachwiał się, aby chwilę później uderzyć o drewniane belki posadzki. Podłoga zalała się krwią, która powoli, coraz wolniej, sączyła się z przestrzelonych na wylot głów pary. Wujek chłopaka rzucił się w stronę mordercy, ale ten był szybszy. Unieszkodliwił go i przyłożył nóż do szyi. Pot spływał mu po twarzy, patrzył na zwłoki siostrzeńca i jego narzeczonej, która następnego wieczora miała być już jego żoną. Oprawca przycisnął zimną stał do skóry mężczyzny, którego zielone oczy stawały się coraz większe, a blada cera, coraz jaśniejsza. Świst ostrza i odgłos opadających kropli krwi. Ostatnim co zobaczył była biała czupryna jego siostrzeńca, a potem ciemność...
No dobra, to prolog dodany, dam dzisiaj jeszcze pierwszy rozdział! Zapraszam do czytania i komentowania!
