Disclaimer: I don't own Harry Potter.
Autor oryginału: BummedOutWriter
Link do oryginału: /works/13851786/chapters/31860894
Zgoda na tłumaczenie: jest
Paring: HP / DM
Ostrzeżenia: Slash, Time Travel, Mpreg
Na „The Guest" natrafiłam przypadkiem i z miejsca zakochałam się w fabule. Uwielbiam wszelkiego rodzaju kid fic i dobrze napisane time travel. Będę bardzo wdzięczna za wszystkie komentarze
Rozdział 1
Kiedy jego dłoń zacisnęła się na zniczu, był tak blisko ziemi, że musiał zeskoczyć z miotły, by uniknąć kolizji. Leżąc, uniósł znicza w górę na co tłum wybuchnął dzikim aplauzem. Skrzydełka drgały nieustannie, gdy kamery błyskały ze wszystkich stron, niemal go oślepiając. Stanął na nogi i czuł się tak, jakby wciąż nie wylądował.
Z oddali dobiegły go pytania, które go otrzeźwiły. Dziennikarze krzyczeli za barykadami wokół boiska.
- Gdzie jest twój mąż? Dlaczego opuścił kolejny mecz?
- Czy pogłoski o rozwodzie są prawdziwe?
- Draco, Draco, tutaj!
- Czy to prawda, że planujcie kolejne dziecko?
Rozległ się gwizdek, po czym jego drużyna też wylądowała. Zanim do niego doszli, skierował się do szatni, chcąc uniknąć odpowiedzi na natrętne pytania. Gdy już wszedł do środka, oparł się o ścianę, czując niewielkie zawroty głowy. Nigdy nie znudzi się wygrywaniem. Nawet plotki nie mogły go teraz wytrącić z równowagi.
I dopiero wtedy pozwolił sobie na prawdziwy uśmiech. Zrobił to - w końcu wygrał mistrzostwo.
Rozległ się znajomy trzask i Draco podniósł wzrok, by zobaczyć szczerzącą się postać, ściągającą z głowy aurorski kaptur. Dwudziestosześcioletni Harry, przejechał palcami po swoich rozczochranych włosach.
- Świetnie zakończyłeś sezon. - roześmiał się brunet.
Draco uspokoił się nieco, zanim zapytał.
- Oglądałeś mecz?
- Wymknąłem się wcześniej z pracy. - przyznał smutno Harry. - Wpadłem tylko na kilka ostatnich minut ale Merlinie, byłeś...
Draco nie pozwolił mu skończyć. Podszedł do niego szybko i pocałował namiętnie, popychając go na przeciwległą ścianę. Oboje zatopili się w uścisku aż Harry zachichotał. Draco odsunął się od niego, lekko zawstydzony, na co drugi mężczyzna uśmiechnął się nieśmiało.
- Przepraszam. Po prostu... uwielbiam cię takiego widzieć.
Blondyn kiwnął głową.
- Ee.. Muszę odebrać Molly. - dodał przepraszająco Harry.
- W porządku. Do zobaczenia w domu.
Harry wyszczerzył się a jego oczy wypełniły się niegodziwością, na co Draco lekko podskoczył w miejscu.
- Do zobaczenia w domu. - powtórzył auror a Draco przełknął ślinę.
Harry zniknął i wtedy właśnie do szatni wkroczyła jego drużyna. Draco został zmiażdżony w grupowym uścisku.
- Świetna gra, Draco.
- Niesamowity chwyt!
Gdy w końcu go uwolnili, mężczyzna natychmiast przystąpił do przebierania się.
- No to co tam słychać w najnowszych plotkach? - spytał go Peterson, kapitan zespołu, opadając na ławki, podczas gdy reszta skierowała się do swoich szafek.
- Tym razem moje małżeństwo z Wybrańcem jest zagrożone. - przewrócił oczami.
- Bywały gorsze.
- Jak ostatnio.
- Ale wiesz, że możesz mi o wszystkim powiedzieć, prawda? - zapytał Peterson z oczami lśniącymi ciekawością. - O waszych problemach...
- Nie mamy żadnych.
- ...lub o rozwodzie...
- Którego nie bierzemy.
- ...nie mówiąc już o kolejnym dziecku...
- Zdumiewa mnie, jak sprzeczne są ze sobą te fakty. Chcesz jeszcze się zapytać o te rzekome siniaki, jakie regularnie ma na sobie Harry od zbyt ostrego seksu? - parsknął.
Peterson skrzywił się.
- O to akurat niezbyt.
- Doceniam twoją szczerą troskę. - zaszczebiotał wesoło Draco, wcale nie mając tego na myśli. – Ale łaskawie skieruj ją na kogoś innego.
- Dobra, rozumiem. – odpowiedział Peterson, krzyżując ramiona i robiąc krok w tył.
- Draco! - zawołała Trin, nowy Obrońca drużyny, podchodząc do niego bliżej. - Jedziemy świętować do Glendy. Idziesz z nami?
- Nie mogę, obiecałem Molly... - powiedział, choć tak naprawdę niczego jej nie obiecywał. Wiedział jednak, że taka kombinacja słów zostanie dobrze odebrana przez kobietę.
- Och, oczywiście. - odpowiedziała a jej oczy błyszczały zrozumieniem. - Powinieneś świętować z rodziną.
- Ano. - zgodził się Draco, zamykając swoją torbę. Zanim się teleportował do domu, pomachał jeszcze wszystkim z szatni.
Odetchnął z ulgą, kiedy pojawił się w domu. Zostawiwszy swoją torbę w przedpokoju, wszedł do kuchni, gdzie przy stole siedziała pięcioletnia dziewczynka, studiując uważnie pierwszą stronę gazetę. Draco podszedł do niej i zabrał jej "Proroka Codziennego" - razem z Harrym woleli, by ich córka nie była wystawiona na żadne negatywne pomówienia. Spojrzał na niego - była to edycja wieczorna a Molly oglądała błyszczącymi oczami moment złapania przez niego znicza. Nagłówek brzmiał: „ARMATY Z CHUDLEY WYGRYWAJĄ MISTRZOSTWA PIERWSZY RAZ OD DZIESIĘCIU LAT!". Fotograf doskonale to uchwycił.
Nie mogąc powstrzymać uśmiechu, odłożył gazetę na stół.
- Molly. - przywitał się.
Dziewczynka podniosła głowę, przez co włosy opadły jej na ramiona. Uśmiechnęła się do niego szeroko, wyglądając jakby zaraz miała zacząć piszczeć a potem opanowała się.
- Witaj, ojcze. - odpowiedziała grzecznie. W jej szmaragdowych oczach wręcz błyszczały gwiazdy.
- Draco, to ty? - Do kuchni wszedł Harry, mając na obie różowy fartuszek. Usta Draco drgnęły z rozbawienia.
Harry Potter. Chłopiec, Który Przeżył. Czempion czarodziejskiego świata. Pogromca Czarnego Pana. Zbawiciel. I ten różowy fartuch.
- Kolacja za godzinę. - powiedział. - Deser o dziesiątej. - dodał, puszczając Draco oczko. Dziesiąta była godziną, o której Molly chodziła spać i wydawała się zauważyć tę niejasność w harmonogramie. Na jej twarzy pojawił się grymas.
Draco nie mógł się powstrzymać od wyszczerzenia się, gdy dziewczynka powróciła do poprzedniego zajęcia. Morderczy sezon Quidditcha dobiegł końca i mieli w końcu czas, by nadrobić zaległości. Pochylił się i pocałował dziewczynkę w czubek głowy.
- Będę na dole. - powiedział, wychodząc z salonu.
W piwnicy Draco urządził sobie prywatne laboratorium eliksirów. Nie było wielkie, zaś eliksiry jego hobby, odskocznię dla zabicia czasu. Gdy nie było sezonu i treningów, lubił sobie poeksperymentować z miksturami. Bez nich by oszalał.
Usiadł przy stole, gdzie stał eliksir, który zaczął tydzień temu. Jego celem było uśmierzenie bólu. Może to pomoże na bolące ramię. Wyjął fiolkę z magicznego zastoju i zaczął się przygotowywać do warzenia. Z tego wszystkiego, nawet nie zauważył, że nie zamknął drzwi do swojego laboratorium. Po godzinie skrupulatnego warzenia, usłyszał na schodach lekkie kroki.
- Ojcze, obiad!
Twarz Draco pociemniała z irytacji.
- Molly, przecież wiesz, że nie powinnaś...
Na schodach rozległ się cichy krzyk - dziewczynka potknęła się. Draco instynktownie szarpnął rękami, by przelewitować ją bezpiecznie na ziemię przy pomocy magii bezróżdżkowej i strącił przy tym jeden ze stojących niedaleko eliksirów. Pomieszczenie wypełnił purpurowy dym. Draco z ciężkim westchnieniem wstał i skierował się ku schodom. Gdy tylko przekroczył próg, zamrugał zdezorientowany.
Dziewczynki nie było.
Dziesięć lat wcześniej, szesnastoletni Harry Potter zatrzymał się w połowie drogi do zamku.
- W porządku, stary? - zapytał go Ron. - Zapomniałeś czegoś?
Hermiona spojrzała na niego uważnie.
- Harry?
- Nie, po prostu... - Harry naprawdę nie wiedział jak wyjaśnić to dziwne uczucie. Nagle poczuł się... zaniepokojony. Jakby powinien był być w ogóle gdzieś indziej. - Muszę iść. - powiedział, po czym odwrócił się i pobiegł w stronę Hogsmeade.
- Harry!
Za sobą słyszał nawoływania Rona i Hermiony, którzy gonili go. Wiedział jednak, że nie mógł zwolnić. I tak czuł się już spóźniony. Musiał się tam dostać najszybciej jak to tylko było możliwe, zanim stanie się coś złego. Porzucił plecak, który go spowalniał i gnał przed siebie, popychając jakichś pierwszoroczniaków i nawet profesorów, którzy stawali mu na drodze. Wiedział, że najprawdopodobniej padł ofiarą jakiejś klątwy i powinien z nią walczyć. Nic jednak nie mogło oderwać jego myśli od celu tego szaleńczego biegu.
Upadł na kolana i porwał w ramiona jakieś dziecko, będąc zdziwionym po co mu ono w ogóle. Co dziwniejsze, uścisk został odwzajemniony. Gdy dziewczynka podniosła głowę, Harry zobaczył duże, zielone oczy, identyczne jak jego własne.
- Tata? - zapytała.
Wpatrywał się tępo w dziecko, podczas gdy Hermiona z Ronem w końcu do niego dobiegli. Ledwo co łapali oddech.
- Kim jesteś? - zapytał, odsuwając ją od siebie i zauważając piękne, potargane blond włosy. Nie mogła mieć więcej niż pięć lat.
- To ja, tato. - powiedziała, marszcząc brwi. - Molly. - burknęła urażona.
Dosłownie kilkanaście minut później siedzieli już w gabinecie Dyrektora, który całą swoją uwagę skupił na dziecku.
- To zaklęcie. - powiedział stanowczo Dumbledore. - Nieszkodliwe. Jest dość powszechne wśród rodziców z dziećmi - tworzy więzy rodzinne pomiędzy stronami. Harry, w pewnej chwili poczułeś, że musisz być przy niej, prawda? Poczułeś, że nie jest tam, gdzie powinna być. - Czarodziej wykonał nad siedzącym na kolanach Harry'ego dzieckiem skomplikowany ruch różdżką. - Wygląda na to, że nałożona na nią została więcej niż jedna więź. Gdy tylko będzie miała jakieś kłopoty, zaalarmuje najbliższego dorosłego.
- To nie ma sensu. - powiedział Harry. - Dlaczego ona jest w ogóle ze mną związana?
Molly podniosła na niego wzrok.
- Coś nie tak, tato? - zapytała. - Jesteś na mnie zły?
Harry zamrugał lekko zdezorientowany.
- Nie, skarbie, po prostu... - przerwał, gdy zobaczył, że dziewczyna przyciska do piersi gazetę. - Mogę to zobaczyć?
Molly potrząsnęła głową w odmowie.
- Dlaczego nie?
- Bo to moje, tato! - pisnęła, rzucając się do ucieczki. Harry złapał ją za ramię i rzucił bezradne spojrzenie na swoich przyjaciół. Ron wydawał się być tym rozbawiony, podczas gdy Hermiona unosiła wysoko brwi.
- Molly, może uda nam się dojść do porozumienia? - zapytał dobrodusznie Dyrektor. - Pozwolisz nam zobaczyć gazetę? Oddamy ci ją za minutę.
Dziewczynka zawahała się, po czym wręczyła mu nieśmiało papier.
- Och. - powiedział Dumbledore, oglądając gazetę.
Gryfoni pochylili się do przodu.
- To "Prorok". - powiedział Ron.
Na okładce był znajomy blondyn o rozwichrzonych włosach, rozciągnięty na trawie, oddychający ciężko i trzymający w wyciągniętej dłoni złotego znicza. Wyglądał jak nigdy dotąd, jego włosy były dłuższe i cudownie roztrzepane a jego pomarańczowa szata powiewała na wietrze. Draco wyglądał na starszego o przynajmniej kilka lat. Wyglądał na zmęczonego (o czym świadczyły niewielkie cienie pod oczami) i jednocześnie bardzo szczęśliwego. Harry zamrugał zdekoncentrowany - właśnie ocenił go jako przystojnego. Szybko jednak postanowił odsunąć od siebie tę myśl.
- Draco Malfoy. - mruknęła zdumiona Hermiona.
- Armaty z Chudley! - przeraził się Ron.
Molly założyła ręce na biodra, wyglądając nagle na bardzo zadowoloną z siebie.
- Spójrzcie na datę. - zasugerował Dumbledore. Harry zrobił to. 2006? 2006?! - Tak jak podejrzewałem, ta gazeta pochodzi z przyszłości, podobnie jak i Molly.
Słowa Dyrektora sprawiły, że w głowie Harry'ego zaczęło szumieć. Rok 2006. Dziesięć lat. Za dziesięć lat… będzie miał Molly. Jego oczy powędrowały do dziewczynki. Była słodka i ze zdziwieniem zauważył, że już ją uwielbia.
- Jesteś moją córką. - stwierdził głupio.
- No oczywiście, że tak. - powiedziała, wyglądając na zranioną.
Harry zaczerwienił się, czując się bardzo niepewnie. Ron i Hermiona wydawali się równie zaskoczeni. W głowie Gryfona przestawiły się trybiki i pomyślał o drugiej więzi, którą miało dziecko.
- Kim jest twoja matka?
- Harry. - ostrzegł go Dumbledore.
Chłopiec kiwnął głową. Przyszłość była niekonsekwentna. Im mniej wiedział tym lepiej było dla niego. Mimo to, nie mógł się powstrzymać przed zażądaniem innej informacji.
- A czy… czy mogę zobaczyć tę gazetę?
Dumbledore uśmiechnął się do niego.
- Przykro mi Harry. To byłoby wysoce nierozsądne. Wiedza na temat przyszłości powinna być ograniczona. O ile dobrze rozumiem, posiadanie rodziny jest twoim największym pragnieniem, prawda? – zapytał widząc przygnębiony wyraz twarzy Gryfona.
Harry pokiwał głową.
- Zgadza się.
Czarodziej zwinął gazetę i Harry poczuł się urażony faktem, że jedyne co udało mu się zobaczyć, było przebłyskiem zawodowej kariery Dracona Malfoya. Spojrzał na Rona, który uśmiechnął się do niego i wzruszył ramionami. Dumbledore wsunął gazetę w swoje szaty.
- Zatrzymam to, przynajmniej do...
- TO MOJE! - ryknęła Molly, rzucając się na Dyrektora z małymi piąstkami, drapiąc go i ciągnąc za brodę. Okulary Dumbledore'a roztrzaskały się na podłodze a mężczyzna niemal się przewrócił, zaskoczony atakiem.
Pierwszy obudził się Ron. Podbiegł do dziewczynki i próbował ją bezskuteczne odciągnąć.
- Harry, zrób coś! - krzyknęła Hermiona.
Harry zaś patrzył na to wszystko z szeroko otwartymi ustami.
- Molly, dziecko. - powiedział w końcu Dumbledore. - Dam ci twoją gazetę.
Dziewczynka natychmiast przestała się szarpać.
- Obiecujesz? - zapytała podejrzliwie.
- Oczywiście, dziecko.
Molly skinęła zwycięsko głową i pozwoliła odciągnąć się Ronowi. Ten wziął ją na ręce i oparł na swoim biodrze, wyglądając jak typowa matka.
- Jesteś rozpuszczona, to pewne. - powiedział, dysząc ciężko.
Harry zarumienił się wściekle.
- Musisz popracować nad swoimi umiejętnościami rodzicielskimi, stary. - dodał Ron.
- Eee... racja. - wydukał zażenowany.
Dumbledore rzucił zaklęcie i już na nosie miał naprawione okulary.
- Przepraszam cię bardzo, Molly. Nie powinienem był zabierać twojej gazety. Widzę, że jest dla ciebie bardzo ważna.
Dziewczynka pokiwała gwałtownie głową, rzucając mu władcze spojrzenie.
- Proszę ale nie pokazuj jej nikomu innemu. - powiedział dobrodusznie, wręczając jej gazetę. Molly całkowicie go zignorowała – ku zdziwieniu Harry'ego - z radością wlepiła wzrok w zdjęcie Malfoya.
