Streszczenie: Cztery lata minęły od czasu zakończenia Czwartej Wielkiej Wojny Shinobi, i wraz z zbliżającym się długo oczekiwanym powrotem Naruto do Konohy, Sakura musi stanąć przed wyborem, który może odmienić całe jej życie. Jednak zbierające się powoli czarne złowrogie chmury na horyzontach, zwiastują nadejście kolejnych złych dni, które i tym razem zagrożą spokojnemu życiu Naruto i jego przyjaciół.

Od Autora: Witam! Jak wielu z was pewnie już zauważyło, ten fick dłuży się i dłuży, wraz z wydającymi się bezsensownymi rozdziałami o dniu Lee czy strażników bramy. Cóż powiem tyle: nie od razu Rzym zbudowano : D Mam wielkie nadzieje co do tego ficka dlatego chcę przedstawić historię tak jak należy, a nie szybko i bez opisów, po prostu przelecieć do samego końca a potem siedzieć i kręcić głową na chaos i niezrozumienie. Dajcie mu szansę! Wiem, że Prolog nie wygląda za ciekawie, ale od tego są prologi, nie? Chyba... no, ale to jest moje zdanie, a z ciekawością chciałbym także poznać wasze (nie z sarkastyczną ciekawością).

Ten fic zacząłem pisać zaraz po 586-tym rozdziale mangi może więc zawierać duże ilości spoilerów!

To mój pierwszy fanfic, którego umieszczam na FFN, dlatego mile proszę o pisanie recenzji, jeśli to możliwe, i życzę miłego czytania!


Prolog

Noc powoli rozjaśniała się, kiedy jasne promienie Słońca na horyzoncie leniwie wyjrzały zmieniając ciemne granatowe niebo na lekko blady kolor. Wielu leżących na ogromnej trawiastej polanie ludzi, otoczonej ze wszystkich stron wielkimi drzewami, nawet tego nie zauważyło, będąc bardziej zajętymi swoimi ranami niż otoczeniem. Raz za razem przetaczał się krzyk agonii, kiedy medyczni ninja ustawiali ich wygięte ramiona i nogi. Częściej dało się jednak słyszeć głośne przekleństwa a także latające to w tą to w tą stronę, ponad ciałami martwych, bądź dopiero umierających ludzi. Wielu z nich nie przeżyło nocy, chociaż ilość ciał na polanie nie zmniejszała się, a tylko coraz bardziej powiększała. Nie tylko ranni się poddawali. Medycy i patrolujący okolicę shinobi, już dawno stracili nadzieję, kiedy każdy z nich widział jak ich przyjaciel, czy członek rodziny wypuszcza z siebie ducha. Już dawno wybuchłby pewnie bunt, gdyby nie, zarządzający szpitalem polowym generał Tataki, i główna dowódczyni medycznych ninja Shizune. Przedzierała się ona teraz wraz z Sakurą, ponad rannymi lustrując ich wzrokiem, szacowała ich szanse na przeżycie. Medyczne zaopatrzenie było już prawie na wyczerpaniu, i teraz mogli sobie tylko pozwolić na leczenie tych shinobi, którzy mogliby wrócić do walki. Reszta musiała czekać.

Stanęły teraz naprzeciwko około trzydziestoletniego shinobi, którego kurtka wojskowa rozdarta była w paru miejscach, a krew na płytkich ranach prawie zakrzepła. Był nieprzytomny, a jego oddech miarowy i całkiem spokojny. Przyniósł go godzinę wcześniej członek ANBU, który prawie z płaczem błagał ich, aby mu pomogli.

„Nie wygląda źle." Stwierdziła Shizune, mierząc mu temperaturę. „Sakura, zajmiesz się nim?"

Dziewczyna także przyklęknęła przy rannym, kiwając głową Shizune.

„Dobrze. Muszę złożyć raport, może to chwilę potrwać." Powiedziała patrząc na zegarek wstając z klęczek. Po chwili znów przedzierała się przez pole ciał, raz za razem potykając się i klnąc.

Sakura usiadła wygodniej przed rannym i od razu wzięła się do roboty. Zdjęła z niego mundur, zerwała koszulkę, i przekręciła na bok, aby wpierw zając się ranami na plecach. W całym obozie nie starczało koców, także większość rannych leżało na gołej ziemi, często zamieniając piasek pod ich plecami w błoto z krwi. W tym przypadku było tak samo. Kiedy Sakura odsłoniła jego plecy, stwierdziła, że z całkiem niegroźnie wyglądających sztychów i cięć biegnących z góry do dołu po całej powierzchni, sączy się także ropa. Jedną ręką przytrzymując mężczyznę, aby z powrotem się nie odwrócił, wyjęła z kieszeni mokry ręcznik i szybko zmyła błoto i krew. Potem używając gaz nasączonych spirytusem, przeczyściła mu rany, usuwając ryzyko infekcji. Dopiero, kiedy rany były całkowicie odsłonięte, przyłożyła do nich rękę, i pozwoliła swojej chakrze, aby odbudowała zniszczone tkanki. Rany nie były zbyt poważne, po chwili jego plecy usłane już były tylko w małe nieznaczące zadrapania.

Odwróciła go z powrotem na plecy, i zabrała się za rany na jego brzuchu, kiedy usłyszała głośne krzyki ponad nią. Podniosła głowę, akurat w momencie, w którym grupa klonów-Naruto, przeskakiwała ponad rannymi w stronę lasu.

„Naruto!" Zawołała Sakura w ich stronę.

Klony zatrzymały się i jeden z nich machnął na pozostałych, po czym odłączył się od reszty, i po chwili znalazł się obok niej. Uklęknął i spojrzał to na nią, to na około trzydziestoletniego shinobi, którego leczyła.

„Sakura? Coś się stało?" Zapytał.

„Gdzie teraz jesteś?" Zapytała, uwalniając jedną rękę od techniki leczniczej, i przykładając ją do czoła ciężko dyszącego mężczyzny.

„Jak się rozdzielaliśmy to szukaliśmy Zamaskowanego." Odparł klon-Naruto, wyjmując z miski, którą wskazała mu dziewczyna, ciepły kompres. „Ci jego biali żołnierze. Już nie będą problemem."

Przyłożył kompres do czoła mężczyzny, i spojrzał na Sakurę. Ta, też w końcu na niego spojrzała.

„A co z.." Nie dokończyła, jednak wiadomo było, o kogo chodzi.

„Jest z Itachim. Walczą z Kabuto."

„Itachi?" Powtórzyła zdziwiona. „I.. Kabuto?.. Co on ma z tym wspólnego?"

„Edo Tensei." Powiedział tylko klon-Naruto, na co Sakura ciężko westchnęła. „Wychodzi na to, że Kabuto przewyższył swojego starego mistrza. Miałaś jakieś wieści od babci Tsunade?"

„Nie. Wygląda na to, że dalej walczy z Madarą, razem z innymi kage." Oznajmiła, znów spuszczając głowę. „Myślisz, że.. że ona.."

„Wszystko będzie w porządku. Hej." Złapał ją za ramię, na co dziewczyna znów na niego spojrzała. „Obiecuję ci, że wszystko będzie w porządku."

Coś w jego oczach, mówiło jej, że tak właśnie będzie. Na jej twarz powróciło trochę kolorów, a jego ręka na jej ramieniu, jakby dodała jej odwagi.

Nawet nie zauważyli, kiedy ranny shinobi otworzył oczy, a jego oddech powrócił do w miarę normalnego. Nie odzywał się jednak, przysłuchując się z ciekawością swoim sojusznikom.

„Czy myślisz, że.. my.. to znaczy." Zaczęła Sakura, kiedy jego ręka znów była na jego kolanach. „Po tym wszystkim.."

Umilkła jednak i pokręciła głową.

„Sakura?.." Chłopak przyjrzał się jej uważnie.

„N-nie.. to nic." Odparła szybko, uśmiechając się lekko.

Wkoło nich, uzdrowiciele biegali, wykrzykując rozkazy, bądź przyjmując je, gdzieś w oddali rozlegały się wybuchy, a błyski światła świadczyły, że wojna wciąż trwa.

Oni jednak mieli teraz czas dla siebie.

„Więc.. czego tutaj szukaliście?" Zapytała, wskazując brodą na miejsce, w którym wcześniej zobaczyła go i innych klonów Naruto.

„Rozbrajamy pułapki." Odparł klon.

„Wojna się jeszcze nie skończyła, a ty już myślisz o zdemontowaniu jej trybów?" Zaśmiała się dziewczyna.

„Ułatwiam wam pracę." Klon też się uśmiechnął, chociaż widać było, że nie jest to 'ten' uśmiech, który pojawia się tylko na twarzy prawdziwego Naruto. „No i czasami trafi się przyjemny moment."

„To znaczy?"

„Na przykład teraz."

Sakura spojrzała w dół, próbując ukryć zawstydzenie, i wtedy zauważyła, że ranny shinobi się do niej uśmiecha.

„Oh, obudził się pan." Powiedziała, jeszcze bardziej czerwona, kiedy ten puścił do niej oczko. „J.. jak się pan czuje?"

„Rześki, chociaż przydałoby się trochę sake." Odpowiedział basowym głosem, śmiejąc się przy tym jak pies.

Sakura skończyła z westchnieniem technikę, a zielona otoczka wokół jej rąk zniknęła z cichym pyknięciem. Wraz z klonem-Naruto, pomogli wstać, wciąż chwiejącemu się nieznajomemu shinobi. Kompres znów wylądował w misce, a Sakura wręczyła mu parę tabletek i czujnie patrzyła jak je połyka.

„Jeśli czuje się pan na siłach, na końcu obozu znajdzie pan generała Tatakiego." Powiedziała, mierząc mu dłonią temperaturę. „Powie panu, co robić."

Uśmiech zniknął z twarzy shinobiego, pokłonił się jej jednak, i podziękował za pomoc i leczenie, a potem poszedł we wskazanym kierunku.

„Widać, że jesteś główną kunoichi." Pochwalił ją klon-Naruto, kiedy idąc przez polanę usłaną rannymi, wydała jakieś polecenie do innej uzdrowicielki.

„Daj spokój, nie widziałeś pani Shizune." Odparła Sakura, pochylając się nad kolejnym shinobim. „Jak się pan czuje?" Zapytała, lustrując jego ciało.

„Mam ręce i nogi?" Odparł tamten słabym, choć radosnym głosem.

„Wygląda na to, że tak." Powiedział klon-Naruto także przy nim klękając.

„W takim razie, czuję się wspaniale." Shinobi wyszczerzył do nich zęby i wskazał na swój żołądek. „Ale tutaj dzieje się coś dziwnego."

„To znaczy?" Sakura zdjęła mu jego kamizelkę i rozdarła koszulkę. W miejscu jego pępka biegło parę jarzących się kropek, które pulsowały niebieskim światłem.

„Jeden z tych białych sukinkotów, trafił mnie jakąś techniką." Wyjaśnił, wzdrygając się na samo o tym wspomnienie.

„Rozumiem, zobaczę, co da się zrobić." Sakura usiadła przed nim, i wyjęła z jednej ze swoich kieszeni mały zwój.

Rozwinęła go, wyjęła małą igłę i z wkłuła się delikatnie w jedną z pulsujących kropek na brzuchu rannego.

„Ał." Mruknął tamten zaciskając zęby.

Sakura zignorowała go i po środku znaków pieczętujących na zwoju, umieściła kroplę krwi.

Znaki zabłysły blado, a potem zmieniły kolor na żółty.

„Dobrze, zaraz przyślę tutaj kogoś." Powiedziała, podając zwój rannemu. „Da go pan tej osobie. Proszę się nie martwić, to nic poważnego."

„Naprawdę?" Dopytywał się tamten bez przekonania, wziął jednak zwój, i popatrzył na niego jak na skarb.

Sakura znów wstała z klęczek i wraz z klonem-Naruto, znów zaczęła się przedzierać przez rannych.

„Nic nie mówisz." Stwierdziła po chwili, patrząc na niego.

„No wiesz, nie chcę…"

Nagle przerwał, zatrzymał się i spojrzał za siebie. Sakura także spojrzała w tamtym kierunku.

Ponad lasami okalającymi polanę, na horyzoncie zaczęła rosnąć wielka łuna, przypominająca wschodzące słońce, była ona jednak jaśniejsza i towarzyszył jej grzmot. Zauważyła, że ponad nimi przeleciało stado uciekających z krzykiem wron.

„Szlag by…" Powiedział jeszcze klon-Naruto i zniknął w chmurze dymu.

Sakura patrzyła przez chwilę na rozpływające się w powietrzu obłoki, i ze strachem stwierdziła, że to samo stało się z innymi, które były w okolicy.

Para klonów, które niosły ciężko ranną kunoichi parę metrów obok niej zniknęło, i ranna z krzykiem upadła ciężko na ziemię. Sakura podbiegła do niej szybko, i stwierdziła z radością, że nic jej nie jest. Spojrzała raz jeszcze na horyzont.

Wielka łuna ognia unosiła się teraz ku atmosferze, a nagły poryw wiatru przechylił trochę korony drzew wkoło.

…..…..…..…..…..…..…..…..…..…..…..…..…..…..…..…..…..…..…..…..…..…..…..…..…..…..…..…..…..…

Tydzień później, przedzierając się przez tłumy wciąż krzyczących i podnoszących kufle, ludzi, na prowizorycznych ulicach Konohy, Sakura miała w głowie mętlik.

Wojna się skończyła, ludzie wydawali się mieć jeszcze więcej energii niż kiedykolwiek, uczestnicząc w niekończących się imprezach, a ona myślała tylko o tym, aby w końcu porządnie się wyspać. Nie znaczyło to, że nie cieszyła się z powodu zakończenia wojny, wręcz przeciwnie – ona także miała ochotę wskoczyć pomiędzy tych wszystkich ludzi i shinobich, złapać kogoś i uściskać, jednak była medykiem, a medycy mieli inne zadania do wypełnienia.

W tym momencie szła do tymczasowego szpitala, położonego z tyłu wioski. Po zakończeniu wojny, każda wioska przyjmowała wszystkich rannych, którzy znajdowali się w pobliżu bez znaczenia, kto, z której był. Wyjątek stanowili ranni kage, którzy byli przetransportowywani do swoich wiosek. Tego dnia do Konohy, w końcu powróciła Tsunade, chociaż słowo „powróciła", nie było odpowiednim, biorąc pod uwagę fakt, że była nieprzytomna przez całą drogę.

Kiedy Sakura, w końcu przedarła się w bardziej spokojną drogę prowadzącą do szpitala, obok niej wylądował Shikamaru.

„Hej." Powiedziała, widząc jak tamten wyciąga paczkę papierosów.

Stało się to jego nawykiem, od czasu zakończenia wojny. Wyglądał z nim prawie jak Asuma – jego stary nauczyciel, który zginął rok temu zabity przez jednego z członków Akatsuki.

„Hej, Sakura, wyglądasz okropnie." Powiedział wyciągając zapalniczkę.

„Dzięki, ty też." Powiedziała przyglądając się jak tamten się zaciąga. „Naprawdę?"

„Co?" Zapytał zbity z tropu.

„Nieważne.." Sakura pokręciła z dezaprobatą głową. „Czyli, też dostałeś wezwanie?"

„Nie." Odparł przybierając swój zwykły grymas na twarzy. „Muszę złożyć raport."

„Masz jakieś wieści o…"

Shikamaru przerwał jej ruchem dłoni.

„Zanim zapytasz raz jeszcze, zastanów się czy naprawdę chcesz wiedzieć." Powiedział to ostrym tonem, ale jego twarz zmieniła się. Wydawała się teraz smutna.

„Co to ma znaczyć?" Zapytała równie ostro. „Pewnie, że chcę wiedzieć!"

Shikamaru westchnął i zanim znów się odezwał, zaciągnął się.

„Naruto żyje." Powiedział w końcu.

„I, dlaczego miałoby to być złą informacją?" Zapytała, czując jak po jej ciele rozchodzą się pasma ulgi.

„Jest ciężko ranny." Odparł.

Wyraz jego twarzy świadczył, że „ciężko ranny" oznaczało coś poważnego.

Shikamaru dwa dni wcześniej wrócił z Wioski Piasku, i od tamtego momentu milczał na temat Naruto. Dla Sakury mogło to oznaczać wszystko, a mogło to oznaczać nic, jednak interesował ją fakt, że dopiero teraz jej o tym mówił.

Przeszli obok zniszczonej kwatery głównej, i pojawili się przed małym polowym szpitalem, którego dachy zrobione były z płótna. Z środka dało się słychać krzyki i towarzyszące im przekleństwa.

„Tsunade się obudziła." Stwierdził z grymasem. Przed wejściem do namiotów, wyrzucił papierosa do śmietnika, i wszedł za Sakurą do szpitala polowego.

„Nareszcie!" Krzyknęła na ich widok Tsunade. „Ile można na was czekać?"

Leżała na drewnianym łóżku, opatulona w gips od stóp do szyi. Mimo, iż gips blokował jej ruchy, dalej sprawiała wrażenie groźnej.

„Mistrzu!" Sakura podeszła do niej, lustrując wzrokiem jej obrażenia. „Jak się czujesz?"

„Jak mumia." Warknęła wciąż patrząc na Shikamaru, który nie odważył się podejść bliżej. Stał w wejściu, z rękami w kieszeniach. „No, mów."

Chłopak odchrząknął i podszedł bliżej.

„Można będzie go przenieść już jutro." Spojrzał na Sakurę, która od razu zrozumiała, o kim mówią. „Gaara mówi, że postara się żeby jak najszybciej znalazł się w Konosze."

Tsunade westchnęła ciężko i opadła na poduszki.

„Dalej nieprzytomny?" Zapytała.

„Obudził się na chwilę, żeby powiedzieć im, że.. Sasuke nie żyje." Kiedy to powiedział, Sakura poczuła kolejne pasma ulgi, przechodzące przez jej ciało. To koniec. Pomyślała. Już po wszystkim. „Wciąż nie mogę uwierzyć, że przeżył to wszystko."

„Nie ma w tym nic dziwnego." Powiedziała ze śmiechem Tsunade. „Gdzie jest Kakashi?"

„Widziałem jak…"

„Tutaj." Przerwał mu głos za jego plecami, kiedy płachty namiotu rozsunęły się.

Do środka wszedł Kakashi z Guyem. Lewa ręka Kakashiego, wciąż znajdywała się w gipsie i na temblaku, a głowa Guya, opatulona była paroma bandażami.

„Dobrze. „Powiedziała Tsunade widząc jak Kakashi siada na jednym z krzeseł obok jej łóżka.

„Opowiadaj. Chce mieć w końcu jakiś wgląd, co tam się stało, z pierwszej ręki."

„Może lepiej będzie jak.." Spojrzał na Sakurę, która od razu zrozumiała, o co chodzi.

„Nie ma mowy." Powiedziała ostro. „Mam prawo wysłuchać tego tak samo jak wszyscy."

„Sakura…"

„Nie!" Powtórzyła.

Kakashi westchnął ciężko i poddał się.

„Dobrze, więc."

…..…..…..…..…..…..…..…..…..…..…..…..…..…..…..…..…..…..…..…..…..…..…..…..…..…..…..…..…..…

Widziałem już dwie wojny. Widziałem jak mój ojciec stacza się na dno, widziałem jak mój najlepszy przyjaciel umiera, widziałem jak mój mistrz ginie, widziałem jak wkoło mnie, ludzie, którzy byli dla mnie ważni odchodzą.

Nawet mój własny uczeń…

Ale czegoś takiego.. nie spodziewałem się czegoś takiego po Naruto.

Zawsze sądziłem, że drzemie w nim wielka siła. Wielka energia, jeszcze więcej chakry, i oczywiście dobre serce.

Wiedziałem o nim wszystko, kiedy przyjmowałem waszą trójkę na uczniów. Wiedziałem też wszystko o tobie Sakura, jak i o Sasuke.

Skąd jednak miałem wiedzieć jak to się skończy?

Kiedy nie patrzyłem, Naruto przerósł wszystkich, mnie, Jiraiyę, nawet swojego ojca, i Pierwszego.

Sasuke też. Dwaj tak potężni shinobi, jeden przede mną, wyglądający zupełnie jak swój ojciec.. przez moment nawet sądziłem, że to on.

Nie wiedziałem gdzie jest Sasuke, Narto powiedział, że walczy z Kabuto.

Nie wiedziałem, dlaczego, ale ucieszyło mnie to.

Może nie wszystko jeszcze stracone. Pomyślałem wtedy.

Kiedy Madara... A właściwie, mężczyzna, który się za niego podawał, wezwał pozostałe pięć demonów..

Rozpoczęło się piekło. Wiedziałem, że nie powinno nas z Guyem tam w ogóle być. To nie była już normalna walka. Walka wyższa niż te rangi S. Czuć było, że stanie się coś, czego potem nie można będzie odwrócić, a stałoby się to, gdyby nie Naruto.

Wraz z Bee, który był już przemieniony w Ośmio ogoniastego, myślałem, że może jednak wygramy.

Ale Bee został pokonany, a moja wiara zachwiana wraz z jego porażką.

Ale wtedy, Naruto także zamienił się w demona. Ale nie zamienił!

On go kontrolował… siedział na jego głowie, na głowie Dziewięcio ogoniastego, ale nie nazywał go tak.

Kurama." Dokładnie słyszałem jak wypowiedział to imię, zwracając się do bestii. „Nie chcę, żeby i oni cierpieli. Już dosyć."

Wyglądało na to, że w końcu zdołał oswoić demona… nie. On się z nim zaprzyjaźnił.

Co się zmieniło, że bestia, która kiedyś zaatakowała naszą wioskę, teraz była po naszej stronie.

Wtedy usłyszałem jak woła do człowieka w masce.

Zapłacisz mi za to! Za to, co zrobiłeś szesnaście lat temu!"

Wtedy zrozumiałem, że za atakiem krył się on. Tobi. Fałszywy-Madara, który w tamtym momencie kontrolował pięć ogoniastych bestii.

Tamten nie odpowiedział, wskazał tylko palcem na Naruto.

Złapałem Bee, i wycofaliśmy się z Guyem.

Widziałem tylko jak Pięć wielkich bomb chakry, uderza w Naruto i Kyuubiego.

Odbiły się one od niego jakby natrafiły na jakąś niewidzialną tarczę, i wtedy walka zmieniła się.

Kyuubi, zaczął strzelać ze swoich ogonów w Tobiego, a Naruto rzucił się na pozostałe demony. Przy każdej z nich, wysyłał klony, które wchodziły im do ust i uszu.

Uwolnię was!" Krzyczał. „Jeszcze chwilę!"

Nie wiedziałem jak chciał to zrobić. Po prostu wysyłał klony, a kiedy wychodziły, zaczynał medytować w tym swoim trybie, który palił się na jego ciele jak płomienie. Za każdym razem, kiedy kończył odzywał się do nich po imieniu.

NARUTO." Usłyszałem jak wielki demon przypominający małpę chwyta go swoją łapą. Przez chwilę sądziłem, że już po nim, ale ten przysunął go do swoich oczu i powiedział: „Dziękuję."

Nie ma, za co, Songo." Odparł tylko Naruto, pokazując mu wyciągnięty kciuk.

Wtedy demon zaatakował, ale Naruto tylko wyskoczył, użył pieczęci i unieruchomił jednego za drugim wielkimi złotymi łańcuchami. Wyglądało to zupełnie jak.. nie wiem. Nie znam tych technik, i nie wiem jak czy gdzie, Naruto mógł się ich nauczyć.

Kiedy jednak ostatni z Bijuu był unieruchomiony, wszystkie ryczały i machały ogonami. Ale nie w stronę Naruto, ale w stronę Fałszywego-Madary.

Już po tobie!" Krzyczały.

Dawaj, Naruto!"

Zabij go!"

Skończ z tym!"

Teraz."

Wszystkie, wydawały się dopingować Naruto. Nagle, z wrogów stali się sojusznikami. Potężnymi sojusznikami, którzy znajdywali się pod wpływem siły zamaskowanego.

Tobi, był już na przegranej pozycji. Wiedział o tym. Użył tej swojej techniki teleportacji, ale zanim zdążył to zrobić, Naruto złapał go i zniknął z nim.

Wtedy z ziemi wyłonił się wielki posąg o dziewięciu oczach i jednym wielkim ponad nimi. Siedem z nich było otwartych, a wielkie lekko uchylone.

Zniszczcie to!" Krzyczały bestie.

Zniszczcie!"

Bee zdążył się już ocknąć, więc zamienił się znów w ośmio ogoniastego, i zrobił to, o co go poprosili. Kiedy wielki pomnik skruszył się, z środka wyleciały pasma chakry, które poszybowały ku bestiom, a gdy ich dotknęły, te zmieniły się z powrotem w ludzi.

Jinchuurikich.

Nie wiem… sądziłem, że tamci już nie żyją, ale jednak byli tam, cali i oddychający

Wiem, że Gaara wtedy odzyskał swoją chakrę, i mógł zamienić się w ogoniastego.

Ale to nie był jeszcze koniec. Naruto z zamaskowanym, gdzieś zniknęli. Gdzie?

Kiedy przeszukiwaliśmy teren, nagle niebo nad nami wybuchło.

To było… nie wiem jak to opisać.

Wszyscy to widzieliście. Z daleka pewnie wyglądało to jakby nagle wybuchło Słońce, ale pod tym… Widzieliśmy, jak tworzy się wielkie ogniste tornado, wysoko nad nami, a w środku błyskają inne światła. Chwilę później rozległ się jeszcze jeden wybuch, i tornado zamieniło się w sferę ognia, która coraz szybciej się kręciła.

Myśleliśmy, że to nigdy się nie skończy. Każda sekunda rozciągała się na minuty i godziny, myślałem, że znajduje się pod wpływem genjutsu. Przywarliśmy do ziemi, próbując osłonić swoje ciała, i Jinchuurikich. I wtedy wielka kula ognia rozdęła się, i jeszcze raz wybuchła. Nagle znów się otworzyła, i zamknęła a potem z środka wyleciał wielki ognisty lej, który spadł na ziemię.

Kręcił się przez dłuższą chwilę, a potem zniknął.. nie.. on został rozerwany. Nie mogłem w to uwierzyć. W środku, walczyli ze sobą Naruto i zamaskowany.

Tyle, że już nie miał maski. Nigdy nie widziałem jego twarzy, ale miał sharingany. Naruto w trybie mędrca z zamkniętymi oczami ciskał raz za razem rasen-shurikeny, wysyłał setki klonów, które próbowały przytrzymać tamtego, ale szybko ich niszczył. Walka trwała długo. Techniki wroga były jak nie z tego świata. Z trudem śledziłem przebieg walki, widząc tylko smugi, błyszczące smugi, odbijające się od siebie z głośnymi hukami. Powietrze było ciężkie od chakry, czuć ją było. Nagle Naruto znów zmienił się w Kyuubiego, złapał zamaskowanego, i cisnął nim w powietrze. Strzelił tymi bombami chakry, które otoczyły tamtego i wybuchły. Wielka sfera ognia na niebie po prostu zniknęła, a Fałszywy-Madara, spadł na ziemię. Naruto skoczył do niego znów cały w płomieniach.

Oodama Rasengan!" Wielki Rasengan w jego dłoniach zakończył walkę.

Fałszywy-Madara był martwy.

Tak po prostu.

Została tylko jego głowa.

Ale Naruto nie miał zamiaru wiwatować.

Kiedy wstał, spojrzał na wschód, pokazał nam… kciuka, i odleciał!

…..…..…..…..…..…..…..…..…..…..…..…..…..…..…..…..…..…..…..…..…..…..…..…..…..…..…..…..…..…..

Kakashi skończył opowieść próbując unieruchomić drżące ręce. Stojący obok niego Guy, pobladł lekko, ale wciąż się uśmiechał.

„Pobiegł do nas." Powiedziała nagle Tsunade z łóżka.

Wszyscy na nią spojrzeli.

„Madara, ten prawdziwy, wysłał ku nam swoje drewniane klony, używając techniki Pierwszego. Myślałam, że już po nas, ale nagle pojawił się Naruto, w tym swoim płonącym ciele. Po prostu złapał Madarę, i zapieczętował go wraz ze sobą." Głos się jej załamał, kiedy sobie o tym przypomniała. „Klony Madary zniknęły, i wiedziałam, że dzieciakowi się udało."

Wszyscy spojrzeli na swoje buty.

„Ale wyszedł stamtąd prawda?" Sakura złapała swojego mistrza za rękę.

„Tak." Odparła Tsunade. „Po jakichś dwóch godzinach, kiedy myśleliśmy, że…" Pokręciła szybko głową. „Po prostu ta wielka piramidowa pieczęć pękła, Naruto wychodzi i mówi 'Madara zniknął.'"

Sakura spojrzała po pozostałych a potem znów na Tsunade.

„Co było potem?"

„Potem?" Powtórzyła ze śmiechem. „Potem, Naruto powiedział, że musi coś jeszcze zrobić, i po prostu zniknął."

„Zniknął?"

„Myślę, że po prostu był taki szybki, albo mi się przywidziało, byłam już poważnie ranna." Zamyśliła się.

„Nikt nie wiedział, co robił, ani gdzie był, kiedy odszedł." Powiedział po chwili Kakashi. „Wiemy tylko, że znaleźliśmy go trzy dni później na pustyni koło Wioski Piasku."

„Pewnie próbował tam dojść o własnych siłach, kretyn bambusowy." Skwitowała Tsunade.

„Mistrzu!" Zganiła ją Sakura.

„Dobra… mówił coś?" Zapytała machając na nią ręką wymijająco.

„Był nieprzytomny."

Zapadła cisza. Wszyscy czuli się bezradni i słabi, kiedy myśleli jak bezsilni wtedy byli.

„Shikamaru." Odezwał się Kakashi.

„Hmmm?"

„Widziałeś jak wygląda teraz Naruto?" Zapytał odwracając w jego stronę głowę.

Chłopak podszedł bliżej łóżka Tsunade stając obok Sakury.

„Jego ręka wróciła na swoje miejsce, jeśli o to pytasz." Odparł znudzonym tonem.

Sakura spojrzała na niego, ukradkiem wycierając oczy.

„Jak to… jego ręka wróciła na miejsce?" Powtórzyła.

„Ah." Kakashi spojrzał na nią i na Tsunade, która miała podobną, co swoja uczennica minę. „Kiedy go znaleźliśmy, Naruto nie miał prawej ręki. Znaczy miał. Ale trzymał ją w lewej."

Sakura wydała zduszony jęk, zakrywając sobie usta dłonią, ale Shikamaru położył jej rękę na ramieniu.

„Spokojnie. Jak już mówiłem, jest z powrotem na swoim miejscu." Powiedział.

Sakura spojrzała na niego i strąciła jego dłoń.

„Gdzie on teraz jest?" Zapytała słabym głosem.

„W Wiosce Piasku, ale.. poczekaj!" Zdołał jeszcze zawołać, zanim Sakura wypadła z namiotu.

„Zostaw ją." Powiedziała Tsunade, kiedy Kakashi wstał i chciał za nią iść.

„Co?" Mężczyzna spojrzał na nią ze zdziwieniem. „Ale ona.."

„Popędzi teraz do Piasku, wiem." Powiedziała Tsunade, i ku zdziwieniu mężczyzn, na jej twarzy pojawił się uśmiech.

„Ale on przecież jutro…"

„Ah, mężczyźni." Powiedziała Tsunade ze złością. „Nigdy nic nie zrozumieją."

Kakashi spojrzał na Shikamaru, który wzruszył tylko ramionami a potem wyszedł w ślad za Sakurą z namiotu. Z zewnątrz dało się słyszeć towarzyszące odpalaniu papierosa trzaski zapalniczki.