Biedne dziecko. Biedne dzieci. Biedna ona. Biedny on. Biedny ojciec. Biedne dziecko. Biedne dzieci. Biedna… Wciąż tylko, w kółko, każdy i każda powtarzał, i powtarzała, że są biedni. Wszyscy! Ciągle! Na okrągło!
Nawet ciocia Lily dołączyła do tego szaleństwa. Penny miała już tego dosyć. Bardzo. Okropnie. Dosyć!
Niech przestaną! Przecież nie byli, nie są i nie będą biedni! Tylko nieszczęśliwi. Bardzo i okropnie. Ale nie biedni! Dlaczego więc wszyscy ciągle to mówią?!
— Najszczersze kondolencje — powiedziała nieznana jej kobieta ściskając dłoń ojca. Penny doskonale słyszała, jak odchodząc mruczy pod nosem: biedne dzieci… Nie wytrzymała. Pobiegła przed siebie. Może jej nie złapią?
