Autor: Heidi
Tytuł: Upiorny blask wolności
Beta: Sorata
Pairing: RusPol (Feliks Łukasiewicz/Iwan Bragiński)
Rating: R
Gatunek: angst
Długość: ~700 słów
Notka: zainspirowane piosenką "Upiorny blask wolności" Huntera
Roztoczyli przed nami...
Imperium nad księstwami!
Medale z orderami...
Zwinął się w kłębek i przykrył głowę poduszką. Męczyły go niechciane myśli. Jak to możliwe, że wciąż pamięta, że słyszy tamten czas?
- Co się dzieje?
- Nic – wymamrotał w materac.
- Na pewno?
- Tak – uciął.
Niemal widział trybiki pracujące w głowie Warszawy i ucieszył się, gdy drzwi cicho się za nią zamknęły. Chciał być sam.
Rozkazali za nami
Zabić karabinaMinami granatami
- Feliks! Felek, na Boga, gdzie jesteś?
Krzyki rozlegają się wokół niego. Słyszy przerażenie w ich głosach. Słyszy znajome jęki umierających towarzyszy, znajome wystrzały znienawidzonych kałasznikowów, znajomy śmiech śmierci… Zapach umierania uderza do głowy.
- Felek! Jezu, odezwij się…
Chce, naprawdę chce zawołać: jestem tu, tutaj, uratujcie mnie. Leży w czymś miękkim i obrzydliwym, żołądek podchodzi mu do gardła i chce zakryć usta dłonią, ale odkrywa, że nie może się ruszyć. I spada, spada, coś uderza go w skroń, a on chce zakląć…
… a on obudził się z krzykiem i obrzydliwym posmakiem w ustach. Suchy szloch wstrząsnął jego ciałem.
Czym się przejmujesz?, zapytało nieczułe tykanie zegara. Przecież żyjesz.
Północ. Ciszę wypełniło bicie. Liczył je niemal bezwiednie.
… dziesięć, jedenaście, dwanaście…
Ja żyję, a oni nie, pomyślał. W sercu zegara coś zacięło się i jęknęło, i gong uderzył trzynasty raz.
Zagrają... nad nami
Upiornie skrzypeczkami
- Pozwól im odejść, Felek – powiedziała Kasia przy śniadaniu. Wprowadził się do niej całkiem niedawno, na początku III Rzeczpospolitej, i wciąż nie mógł przyzwyczaić się do obcej obecności w dziwnych porach dnia. Felek wepchnął do ust jajecznicę, mając nadzieję, że nie będzie musiał odpowiadać.
- Przecież ich nie zatrzymuję – wymamrotał ponuro, gdy stara sztuczka nie podziałała na Warszawę. Dziewczyna prychnęła i odchyliła się na krześle.
- Ani trochę. No przecież, że dużo osób umarło. Ale jak ludzie mają uważać Dzień Niepodległości za swój, kiedy ty sam go nie lubisz?
- Nic na to nie poradzę, Kaśka – zirytował się nagle i wstał. – Dzięki za śniadanie – rzucił jeszcze, gdy wychodził.
Czuł na karku jej poważne, smutne spojrzenie. Co niby jeszcze mogę zrobić?, pomyślał ze złością. Wszystko już zostało zrobione.
Zatańczą nad nami
Zwycięski walc z salwami
- Giń już, braciszku –szepcze Rosja. – Czemu walczysz? Nie chcę ci robić krzywdy.
Felek rzuca się gwałtownie w uścisku. Czuje, jak powróz wrzyna się w jego nadgarstki i niemal wariuje z bólu. Tak wiele czasu…
- Robisz mi krzywdę od przeszło stu pięćdziesięciu lat! – syczy z wściekłością.
Co on może? Przecież nie chce tego robić!
- Czy wolność jest naprawdę aż taka ważna? – pyta. – Czy tak źle byłoby ci ze mną?
Polska wykręca się do granic możliwości i spogląda na niego. Zielone oczy są dziwne i dzikie, zimne, magiczne; Iwan nie potrafi wytrzymać tego spojrzenia.
- Nie wierzę, że to mówisz, braciszku – słyszy słowa pełne rozczarowania.
I naprawdę ma ochotę się rozpłakać, gdy wyrywają Polskę z jego uścisku Nie, oddajcie go, nie, nie nie nienienie i rozlega się salwa z karabinów, zielone oczy stają się jeszcze zimniejsze i puste Nienawidzę cię i Rosja musi odwrócić się i odejść…
… i Rosja musiał się obudzić. Czuł mokre ślady na policzkach.
- Miałeś być zawsze przy mnie! - wrzeszczał do drzew. Nikt nie odpowiedział; bo i kto miałby? – Miałeś mnie nigdy nie opuszczać, miałeś mnie bronić…! Braciszku…
Opadł na kolana i pochylił się. Nie wierzył, że udało mu się płakać. Tak wiele czasu… Słone krople spadały na martwe, listopadowe liście dębów.
- Czemu wolność jest dla nas tak strasznie ważna, braciszku?
Koszmar i blask!
Upiorny blask wolności…
Gdy spotkali się ponownie po upadku ZSRR, oczy Polski były tak samo zimne i straszne jak wtedy. Rosja musiał odwrócić wzrok.
- Masz do mnie żal – stwierdził Felek. Coś ścisnęło Rosję za gardło.
- Mam. – Przecież wiedział, że Polsce nigdy nie mógłby skłamać… aż tak.
Spojrzenie Felka stwardniało.
- Zrobiłeś to samo, idioto – warknął. – Tak źle byłoby ci ze mną, gdy zdobyłem Kreml?
Iwan drgnął.
- To nie…
- To dokładnie to samo – przerwał mu. – Dokładnie to samo.
To nie ma znaczenia, chciał powiedzieć Rosja. To nie było tak. To nie tak, że ja nie chciałem.
Chciał powiedzieć jeszcze milion innych, równie ważnych zdań. Na końcu było jak zwykle.
- Wybacz, braciszku – wyszeptał żałośnie i znienawidził Polskę za spojrzenie pełne rozczarowania.
Medale z orderami...
Owiną dolarami!
Felek zwinął się w kłębek i przykrył głowę poduszką.
