Tytuł: Researcher
Autor: euphoria
Betowała: wrotka777
Fandom: Teen Wolf
Pairing: Stiles/OC, Stiles/Derek
Rating: +15
Info: AU kanoniczne (sic!) na ile pozwalają mi moje zapędy, brak spoilerów, Scott należy do watahy, podobnie jak pozostali (Erica i Boyd żyją, dobrze się mają)
dla angi, bo chciała czegoś w miarę kanonicznego, poza tym - dziękuje za wspaniałą grafikę :*
To nie było tak, że on się o to prosił. Po prostu nie miał innego wyjścia. Już, kiedy wślizgnął się do domu i odkrył, że jego ojciec czekał na niego w kuchni przy zgaszonym świetle, wiedział że zostanie przesłuchany. Znał te metody, obserwował je przez lata, gdy ojciec wyciągał zeznania z przerażonych lub nie dość ostrożnych oskarżonych.
A Stiles należał do obu grup właśnie w tym momencie.
- Gdzie byłeś? – spytał John Stilinski odchylając się na krześle.
- Ummm… Ze Scottem – zająknął się.
- Dzwoniłem do Melissy. Scott siedział cały wieczór u Allison – powiadomił go bezlitośnie ojciec, tym samym paląc jego alibi.
- Ummm… - wymknęło mu się z ust.
- Stiles… - powiedział niezwykle spokojnie jego ojciec, co oznaczało tylko kłopoty.
Wiedział, że mogą siedzieć tutaj, aż do rana. Ojciec był uparty i potrafił wyciągać zeznania.
- Ummm… - przeciągał dalej, ale nic sensownego nie chciało mu przyjść do głowy.
W końcu wykrztusił jedyną rzecz, która mogła odwrócić uwagę jego ojca od tego, że włóczy się po nocy i nigdy nie wiadomo, gdzie ani z kim jest…
ooo
- Powiedziałeś swojemu ojcu, że jesteś gejem! – krzyknął Scott, gdy rano wchodzili do szkoły.
Prawie cały korytarz zwrócił na nich uwagę, więc Stiles uderzył przyjaciela w ramię.
- Zamknij się! – syknął. – A, co miałem mu powiedzieć?! 'Sorry-Batory" uganiam się z wilkołakami po nocy? Wiesz, że walczyliśmy ostatnio z szalonym druidem, który nie ma nic wspólnego z uroczym pacyfistą z „Asterixa i Obelixa"?'
- W sumie masz rację – westchnął Scott.
Stiles przewrócił oczami.
- Daaa! Stiles zawsze ma rację! – warknął.
Scott przez chwilę wyglądał, jakby miał jeszcze o coś zapytać, ale nie mógł się na, to zdobyć. W końcu, jednak przemógł się i złapał Stilesa za ramię, zatrzymując ich tuż przed salą.
- Ale jesteś? – spytał z napięciem w głosie.
- Co? – nie zrozumiał Stiles.
- No, ale jesteś gejem? Bo ja totalnie nie mam nic przeciwko i w ogóle… - zaczął.
Stiles prychnął.
- Poważnie mnie, o to pytasz? – zdziwił się Stilinski.
- Pytałeś mnie, czy jesteś dla mnie atrakcyjny, i to nie tylko mnie. Podoba ci się Danny? Bo wiesz on jest cały czas wolny. Zerwał z tym chłopakiem, z którym pojawił się na balu w tamtym roku. Poza tym chodziłbyś z członkiem drużyny i mógłbyś siedzieć z Allison i Lydią w sekcji dla dziewczyn – dodał szybko.
Stiles otworzył szeroko usta w szoku.
- Ale ja gram w tej drużynie! – zaprotestował.
- No wiesz, ale odkąd już chodzę z Allison, a ty i tak grzejesz ławę… - zaczął Scott niemrawo.
- Nienawidzę cię! – warknął Stiles. – To, że nie mam wilkołaczych supermocy nie znaczy, że zawsze będę rezerwowym. Dzięki za wsparcie. Tak w ogóle, to nigdy nie dostałbyś się do drużyny, gdyby nie ja! To był mój pomysł! – dodał obrażony.
- Nie, o to mi chodziło… - jęknął Scott, ale Stiles tylko machnął na niego dłonią i wszedł do sali.
ooo
Stiles naprawdę nie miał ochoty widzieć się w tym tygodniu ze Scottem. Oczywiście McCall nigdy nie stałby się gwiazdą drużyny lacrosse'a, gdyby nie ugryzienie i Stiles nie był, bynajmniej zazdrosny, ale uwaga przyjaciela bolała. Od pewnego czasu, gdy sytuacja w Beacon Hills ustabilizowała się, wataha coraz bardziej spychała go na bok. Scott mógł twierdzić, co chciał, ale takie były fakty.
Dzwonili do niego, gdy potrzebowali informacji. Najczęściej Derek wysyłał Isaaca albo McCalla, gdy ten nie molestował Allison. Widywali się w szkole, ale już nie poza. Każdy biegł do swoich spraw – najczęściej do cholernej ruiny, którą kiedyś nazywano domem Hale'ów, a którą wciąż okupował Derek.
Jeśli ktoś spytałby Stilesa o zdanie, alfa powinien znaleźć sobie normalne lokum. Nikt, jednak nie pytał, i to bolało, bo miał swojego, cholernego ojca na karku, który chciał poznać tajemniczego chłopaka, z którym jego syn umawiał się po nocy, a tak się składało, że Stiles żadnego nie posiadał, więc musiał się zwrócić o pomoc do watahy.
- Nie ma takiej opcji – warknął Derek, gdy zapytał go, czy nie mógłby przez chociaż przez dobę poudawać, że są razem. Albo, że się spotykają.
Oczywiście nie zapytał go jako pierwszego, ale Boyd nawet nie pokwapił się o odpowiedź, a Isaac zaczerwienił tak mocno, że Stiles był pewien, że będą musieli go wentylować.
- To, co mam zrobić? – spytał rozzłoszczony. – Potrzebuję, cholernego chłopaka na pięć minut, żeby mój ojciec go zobaczył i dał spokój – warknął.
Lydia wzruszyła ramionami.
- Powiedz, że z tobą zerwał. W zasadzie dziwię się, że twój ojciec w ogóle uwierzył, że z kimś jesteś – odparła, jak zwykle boleśnie szczerze i Stiles zagryzł wargi, bo dokładnie w tej chwili zaczął zastanawiać się jak mógł być tak głupi, i kiedykolwiek się w niej zakochać.
- Świetnie! – parsknął. – Dobrze wiedzieć, że zawsze mi pomożecie, gdy będę was potrzebował – dodał gorzko, zabierając z sobą wykaz tego, co Derek chciał, żeby sprawdził.
- Nie przesadzaj. Wataha ma większe zmartwienia w tej chwili – oznajmił mu Hale, gdy Stiles przechodził przez drzwi.
ooo
Jedynym plusem tego, że musiał korzystać z biblioteki uniwersytetu, który był oddalony o ponad godzinę drogi od Beacon Hills, było to, że miał nieograniczony dostęp do uczelnianego basenu. Najczęściej przyjeżdżał, więc zaraz po szkole na pływalnię i spędzał tam kilka godzin, zanim zbierał się do drugiego budynku, gdzie zostawał niemal do zamknięcia. Prawie roczne doświadczenie nauczyło go, że im starsze księgi znajdował na półkach tym więcej sensownych informacji zawierały, chociaż, i to były w większości legendy. Dział mitologiczny znał prawie na pamięć i jeśli, kiedykolwiek bibliotekarka chciała zapytać go o tak częste wizyty, zawsze się powstrzymywała.
To było jedno z tych popołudni, gdy usiadł przy stoliku i włączył niewielką lampkę, która rzucała przyjemne światło na stare, zakurzone tomiszcze, które prawie rozpadło mu się w rękach. Tym razem szukał informacji o leprekaunach, chociaż osobiście uważał, że to jakaś pieprzona driada naruszyła terytorium Dereka.
Oczywiście od godziny nie mógł znaleźć nic sensownego, więc podszedł do kolejnego działu i zaczął wyciągać przypadkowe księgi, żeby przejrzeć na szybko indeksy. Przeważnie od dźwigania tego wszystko wieczorem, tak bolały go ramiona, że miał problem z jazdą powrotną do domu.
Wyciągał, którąś z kolei książkę, gdy po drugiej stronie półki błysnęły mu czerwone tęczówki. Instynktownie, cicho odłożył tomiszcze na swoje miejsce i cofnął się do tyłu, starając się nie oddychać za głośno.
Po drugiej stronie regału stał wilkołak, i to nie byle jaki. Cholerna alfa.
Namacał w kieszeni woreczek z popiołem górskim i ostrożnie rozsypał odrobinę wzdłuż półki. Wilkołak po drugiej stronie mówił coś półgłosem, więc zapewne nie był sam. Stiles na palcach obszedł sekcję, rozsypując za sobą szary proszek i okrążył go, oddychając przez nos. Odetchnął z ulgą dopiero, gdy zamknął całość.
Oparł się plecami o regał i otarł spocone czoło.
- Cholera! – warknął ktoś niecały metr od niego. – Nie, nic się nie stało, mamo. Naprawdę – jęknął mężczyzna.
Stiles wychynął zza półki, żeby spojrzeć ostrożnie do środka kręgu. W zasadzie skoro był już bezpieczny, mógł chociaż rzucić okiem na wilkołaka.
Wysoki, dwudziestoparolatek podszedł do granicy z popiołu i pochylił się ostrożnie, oglądając nierówną linię. Przyciśnięty do jego ucha telefon komórkowy wiele wyjaśniał.
- Wiem, że słyszysz, że kłamię, ale to nie jest nic z czym mógłbym sobie nie poradzić – warknął jeszcze do słuchawki i rozłączył się.
Nieznajomy rozejrzał się wokół i zakrył usta dłonią, marszcząc brwi. Gdyby Stiles nie wiedział, pomyślałby, że mężczyzna jest zaniepokojony sytuacją. W końcu chłopak wciągnął powietrze głęboko do płuc, zamykając oczy i spojrzał wprost na niego przez szczelinę pomiędzy książkami.
- Kim jesteś? – spytał, nie siląc się nawet na uprzejmość.
- Kim ty jesteś? – odparł od razu Stiles, wychodząc zza regału i zerkając na bibliotekarkę, która wyglądała na zajętą.
- Wiesz kim jestem, skoro obsypałeś mnie górskim popiołem – stwierdził mężczyzna, zaplatając dłonie na piersi. – Nie jesteś wilkołakiem, skoro go użyłeś – myślał na głos. – Nie jesteś też żadną, cholerną wiedźmą… - dodał z westchnieniem. – Kim jesteś i czego ode mnie chcesz? – spytał wprost.
Stiles zamrugał.
- Nic od ciebie nie chcę. Po prostu chcę wrócić do domu – wzruszył ramionami, bo sytuacja była kuriozalna.
Ostatnio, kiedy widział innego wilkołaka niż te z jego watahy, każdy chciał go zabić. Ten wydawał się myśleć, że to Stiles go zaatakował, co przecież było śmieszne.
- Więc wróć do domu, tylko najpierw zrób coś z tym popiołem – poinformował go sucho.
- Wtedy będziesz mógł za mną podążyć – odparł Stiles.
- A miałbym to zrobić, bo? – spytał nieznajomy. – Słuchaj… Kimkolwiek jesteś. Ewidentnie nie chcesz mnie zabić, a ja chcę wrócić do nauki, bo jutro mam egzamin, więc masz wybór. Albo sam usuniesz ten popiół, albo wdrapię się na regał, bo tak się składa, że popiół traci moc na wysokości pięciu metrów, a gwarantuję ci, że wyskoczę tak wysoko. I wtedy porozmawiamy trochę inaczej – dodał.
Stiles zamrugał.
- Studiujesz tutaj? – zdziwił się.
- Nie. W tej chwili sterczę, bo… Kimkolwiek jesteś… Udaremniasz mi skutecznie próbę zaliczenia jutrzejszego egzaminu z Mitologii Irlandzkiej – warknął.
- Stiles – przedstawił się słabo.
Mężczyzna wyprostował się i zrobił ostrożny krok do przodu.
- Ian. Powiedziałbym, że mi miło, ale… - urwał, patrząc pod nogi na rozdzielającą ich linię popiołu. – Możesz? – poprosił.
Stiles schylił się i rozdmuchał część proszku, a mężczyzna wciągnął go do środka i przyparł do regału.
- To był jednak głupi pomysł – mruknął Stilinski, ale okazało się, że mężczyzna po prostu zahaczył swoim nosem o jego kark.
- Pachniesz chlorem. Kim jesteś? – spytał ponownie.
- Po prostu człowiekiem. Sprawdzam tutaj kilka rzeczy tylko – odparł, nerwowo przygryzając wargę, gdy Ian w końcu go puścił.
- Chcesz powiedzieć, że podszedł mnie człowiek? – spytał, marszcząc brwi.
Nie wydawał się obrażony, ale rozbawiony. Miał dość przyjemne rysy twarzy, które bynajmniej nie wyglądały na notoryczne rozdrażnienie jak u Dereka. W zasadzie niewielkie zmarszczki mimiczne wokół ust i oczu dowodziły tego, że Ian dość często musiał się uśmiechać.
- Tak, jakby – odpowiedział Stiles.
- Ktoś cię szkolił? – spytał ciekawie Ian.
- Nie. To raczej doświadczenie – oznajmił mu Stiles i zawahał się, bo w zasadzie robiło się już późno i powinien dokończyć badania. – Ja już pójdę. Ee… Przepraszam za… - Machnął w kierunku popiołu.
Ian uśmiechnął się delikatnie.
- Nastraszyłeś moją mamę – przyznał. – Czego dokładnie szukasz w dziale z mitologią? – spytał ciekawie.
Stiles przetarł zmęczone oczy.
- Czegoś o leprekaunach i driadach – powiedział w końcu nie bardzo wiedząc, czy to dobry pomysł, żeby rozmawiać z nieznajomym wilkołakiem o problemach watahy, ale cholera naprawdę nie mógł znaleźć żadnego punktu zaczepienia, więc może pomoc z zewnątrz dałaby mu nadzieję, że nie będzie musiał wrócić tu i jutro, i pojutrze.
- Szukasz, jak określić na, co trafiłeś czy, jak to unieszkodliwić? – spytał ciekawie Ian. – Współpracujesz z jakąś watahą, ciekawe… - dodał po chwili, gdy Stiles zaprowadził go do swojego stolika, który zastawiony był grubymi tomami.
- Dlaczego ciekawe? – zdziwił się Stilinski.
- Nie jesteś częścią watahy, ale jesteś bardzo zaangażowany – powiedział, wzruszając ramionami i Stiles poczuł, że jego usta otwierają się szerzej. Do tej pory sądził, że należy do grupy, ale faktycznie Ian powinien wyczuć na nim zapach pozostałych. To nie było coś, co znikało po zbyt długiej kąpieli w basenie. Wiedział o tym, że Derek wciąż był rozpoznawalny dla pozostałych po wypadku z kanimą. –Przepraszam, to nie moja sprawa – dodał od razu Ian, nagle zaniepokojony jego milczeniem.
- Nic się nie stało – odparł słabo Stiles, starając się skupić na zadaniu. – Znaleźliśmy but na… terytorium i generalnie sporo dziwnych rzeczy dzieje się z drzewami. Alfa myśli, że to leprekaun… - urwał z westchnieniem.
- Driada – odparł Ian niemal od razu. – Gwarantuje ci, że to driada. Mieliśmy ten sam problem kilka lat temu w Stanford. Wiesz… Sporo zmieniło się od czasu, gdy one nie wychodziły z lasów. Początkowo też sądziliśmy, że to leprekaun, bo but wskazywałby na niego, ale okazało się, że jakaś szalona driada zgubiła swoje ulubione obcasy. Jeśli odłożycie go z powrotem na miejsce powinna opuścić miasto w ciągu kilku dni – poinformował go. – To maksymalnie dwójka – dodał.
Stiles zamrugał.
- Dwójka? – spytał.
Ian wzruszył ramionami.
- Mam swoją skalę kłopotów. Dziesiątka, to wkurzony troll, który zgubił partnerkę. Jedynka, to moja siostra, która znalazła mój plik ze zdjęciami ze studenckich imprez. Ty byłeś piątką, ponieważ odciąłeś mi drogę ucieczki, a nie wiedziałem jakim zagrożeniem jesteś – wytłumaczył i Stiles uśmiechnął się.
- Chcesz powiedzieć, że jestem groźniejszy od driady, która jest w stanie zmusić drzewo, żeby walnęło w samochód naszego alfy? – spytał, szczerząc się.
- Kategorycznie – odparł Ian. – Niebezpieczeństwo nieznane jest najgorsze.
Stiles wynotował kilka uwag na marginesie dotyczących driad i zamarł.
- Jesteś ze Stanford? – spytał Iana.
- Tak i zanim spytasz, dlaczego tam nie studiuję… Moja matka dzwoni dwa razy w tygodniu i zmusza mnie do szukania informacji na temat jakichś głupot tylko po to, żeby rozeznać się, czy jestem w jednym kawałku – odparł. – Czasami mam ochotę wyjechać do Nowego Jorku, ale wtedy na pewno powiadomiłaby jakąś miejscową watahę, żeby mieli na mnie oko. Tutaj, przynajmniej jestem na swoim. Znaczy byłem, bo nie wiedziałem, że jakaś wataha zajmuje to terytorium.
- Wiesz, jestem z Beacon Hills. Godzina drogi stąd. Nie sądzę, żebyś wdarł się siłą na cudze terytorium.
Ian zmarszczył brwi, jakby sobie o czymś przypomniał.
- Hale'owie wrócili? – zdziwił się.
- Znasz ich? – spytał Stiles ostrożnie.
- Tylko ze słyszenia. Przekaż alfie, że przykro nam z powodu tego, co się stało. Klan Turnerów łączy się z nimi w bólu. Moja matka przyjaźniła się z Talią przez pewien czas, ale ich drogi rozeszły się – westchnął.
Stiles zmarszczył brwi.
- Raczej nie zaryzykuję rozmowy z Derekiem, żeby przekazać wasze kondolencje. Raz, nie jestem tak głupi, żeby wspominać o jego rodzinie, a dwa nie jestem niczyim posłańcem – mruknął.
- Nie chciałem… - urwał Ian. – Słuchaj, odwalasz kawał dobrej roboty. Wściekła driada, to dwójka, jeśli nikt o niej nie wie, to szóstka. Czasami siódemka. To, że teraz nie jesteś doceniany nie znaczy, że to się nie zmieni w przyszłości – zaczął i Stiles miał ochotę uciąć temat. – Poza tym też jestem najmłodszy – dodał z lekkim uśmiechem.
