Betowała cudowna McDanno_Rulz (wszystkie błędy moje!)
Danny obserwował Steve'a kątem oka. McGarrett stał na baczność, co nie było niczym nowym. Krawat znajdował się w odpowiednim miejscu, podobnie jak wszystkie guziki jego koszuli. Oznaczenia jednostki, której nadal był członkiem, połyskiwały złotymi nićmi w hawajskim słońcu, którego Danny tak nienawidził. Kono i Chin wydawali się równie zaniepokojeni co on i wcale im się nie dziwił.
Steve nie nadawał się do wystąpień publicznych i dlatego to Danny zawsze odpowiadał na pytania dziennikarzy. A raczej uprzejmie ich zbywał, zanim zdążyli dobić się do swojej ulubionej maskotki, która zawsze dostarczała im materiału.
Steve'a należało trzymać z dala od kamer, a tymczasem wymierzono w nich kilka obiektywów i nie mieli gdzie uciec.
McGarrett jednak stał spokojnie, prezentując się doskonale.
Denning skończył swoje przydługie przemówienie i Steve nie wyglądał nawet, jakby przespał połowę, ale Danny doskonale go znał. McGarrett zaczął bić brawo z minimalnym opóźnieniem. Może uczyli ich w SEAL, jak spać z otwartymi oczami, nie byłby nawet zaskoczony, ale też chciał ten kurs. Nienawidził całej tej szopki, a Denning uparł się, że muszą zostać przez niego odznaczeni, bo najwyraźniej cały archipelag dziękował im za ochronę.
Danny cieszyłby się z dodatkowego dnia urlopu, ale zamiast tego od rana stał w ciemnym garniturze, a słońce w zenicie sprawiało, że po jego plecach płynęła strużka potu. Nawet Chin wyglądał, jakby miał dość. Jedynie Steve prezentował się perfekcyjnie, ale McGarrett się nie pocił – jak każdy superbohater.
Odebrał wyróżnienie i uścisnął dłoń Denninga z nieszczerym uśmiechem. Gubernator odpowiedział tym samym, w myślach pewnie mówiąc sobie, że jeszcze znajdzie na nich haka. Danny w pełni go rozumiał. Steve po ogłoszeniu nominacji wysadził dwa budynki. McGarrett uwielbiał swoje odznaczenia. Szczególnie te, które przychodziły do niego z cywilnych rąk w świetle kamer.
- A teraz dowódca jednostki Five O – powiedział Denning. – Stan Hawaje dziękuje panu serdecznie, komandorze, za dzielną służbę. Jeśli będę mógł zrobić cokolwiek, aby tylko jednostka działała sprawniej, proszę śmiało prosić – rzucił gubernator, jakby nie zdawał sobie sprawy, że to, co robi, jeszcze odwróci się przeciwko niemu.
Kono spojrzała na niego przerażona i Danny też dostrzegł ten radosny błysk w oku McGarretta. Nikt jednak nie mógł powstrzymać nieuniknionego. Steve pochylił się w stronę mikrofonu z tym łobuzerskim uśmiechem, dzięki któremu każdy wybaczał mu niemal wszystko.
- Dziękuję, panie gubernatorze – powiedział McGarrett. – W zasadzie myśleliśmy ostatnio o zakupie wyrzutni rakiet – rzucił.
Zrobiło się tak cicho, że Danny słyszał oddech Kamekony, stojącego za tym ogromnym tłumem, który po prostu zapomniał, do czego używa się powietrza. Denning patrzył w oczy McGarretta, jakby szukał tam cienia żartu, ale go nie odnalazł, ponieważ pytanie SEAL'a, co chciałby na Gwiazdkę, właśnie tak się kończyło. I gubernator powinien wiedzieć lepiej.
Denning nie mrugnął nawet okiem, kiedy zaczął się śmiać do mikrofonu, rozbawiony ewidentnie tym nie-żartem. Poklepał nawet zdezorientowanego Steve'a w ramię, jakby gratulował mu poczucia humoru. A raczej pchnął McGarretta w jego stronę z nadzieją, że Danny przejmie ich dowódcę z tendencjami do używania zbyt agresywnych środków perswazji w stosunku do przestępców.
ooo
Steve spoglądał na niego ze zmarszczonymi brwiami, jakby nie wiedział nawet, dlaczego znowu przeprowadza się z nim rozmowę na temat jego kontaktów z politykami. Jakby Danny nie ustalił z nim już, że McGarrett ma używać pojedynczych słów, które oscylują pomiędzy 'nie', 'tak' oraz 'dziękuję'.
- Przecież nie zapytałem go, czy udzieliłby nam ślubu – jęknął Steve w końcu.
I Danny nawet zaczął się cieszyć, że tylko temat wyrzutni rakiet wypłynął na wierzch.
