Wstęp

Świat Magii to takie szczególne miejsce, do którego trafiają ludzie poszukujący odmiany, a kiedy już się w tym świecie zadomowią, odkrywają, że panują tutaj zasady zupełnie takie same jak wszędzie indziej. Jedni je akceptują, drudzy łamią, trzeci to wykorzystują, a jeszcze inni nawet o nich nie myślą. Zupełnie jak w realnym życiu! Tylko że jest jedna drobna różnica: życie nie ma zaplecza, a Świat Magii oczywiście ma. Na zapleczu trzymamy nasze realne ciała, one są rdzeniem magii, bez rdzenia jesteś co najwyżej botem. Twój rdzeń jest pomostem między światami, czasem sam po nim chodzisz, innym razem kogoś zapraszasz. Ktoś kiedyś powiedział – człowiek nie różdżka, nie złamie się tak łatwo. Jakkolwiek by nie było, Świat Magii nie jest zabawą. Ale nie jest też prawdziwym życiem. I to już na razie wszystko, co powiemy z tej perspektywy. Wszak nie na zapleczu nasza historia się toczy.

Historia – Londyn; początki drogi

Alexander McLevis, człowiek instytucja, legendarny dyrektor Uniwersytetu Magii i Czarodziejstwa, a zarazem człowiek nad wyraz skromny, który nigdy nie zabiegał o uwagę tłumu; zawsze mając na względzie nie własne ambicje, lecz dobro szkoły, wiele dla nas poświęcił.

W latach młodości, jeszcze zanim objął fotel dyrektora, był nauczycielem w kilku szkołach magii. Pewnie niektórych zdziwi, że istniał w naszym świecie taki przedmiot jak Łacina, jednak czujnego oka nie zaskoczy to, że McLevis uczył czarodziei tego szlachetnego języka – wszak wiele Ksiąg pisanych było w łacinie, a twórcy eliksirów nierzadko z niej właśnie czerpali nazwy. Choć nasz dyrektor wykładał też Starożytne Runy, jego głównym przedmiotem było Wróżbiarstwo i szybko zyskał sławę jako specjalista w dziedzinie dywinacji.

Dar przewidywania przyszłości odkrył w sobie będąc jeszcze dzieckiem, a że urodził się mugolskim rodzicom, uprawiał tę sztukę najpierw w mugolskim świecie. Posiadanie magicznej mocy nie było jednak wielkim zaskoczeniem w tej rodzinie – drzewo genealogiczne zarówno McLevisów, jak i Doylów mogło poszczycić się kilkoma czarodziejami, tak więc kiedy pewnego ciepłego dnia wiosny pod koniec maja w uroczym zakątku Londynu przyszedł na świat chłopiec, rodzice brali pod uwagę, ba!, wręcz liczyli na to, że ich dziecko będzie posiadało moc, dlatego nadając mu imię, pragnęli zawrzeć w nim przesłanie, które będzie je chronić, a zarazem pod względem numerologicznym otworzy na ludzi. Nie spodziewali się jednak, że ich syna czekać będą wyzwania, którym nie sprostałby żaden zwykły śmiertelnik.

Tego ranka słońce znajdowało się w znaku bliźniąt, którymi rządzi planeta intelektu – Merkury. Traf chciał, że wibracja urodzeniowa Alexandra w połączeniu z całym jego horoskopem zapowiadała osobę nieprzeciętną, obdarzoną wybitną intuicją oraz mocą – człowieka, który widzi więcej niż inni. Przewidziawszy to wydarzenie, zjeżdżali się wróżbici z całej Europy i nad kołyską małego czarodzieja wymieniali się swoimi teoriami. Nie będzie miał lekko – mówili – oby nie był zaślepiony swoim darem, oby mu się logos nie spalił od tej koniunkcji ze Słońcem. Załamana matka siedziała w kuchni płacząc od rana do nocy, ojciec zaś próbował nadążyć z parzeniem herbaty. Bo wróżbici nie tylko byli spragnieni angielskiej gościny – przede wszystkim pragnęli wywróżyć z fusów jakieś konkrety na temat losów dziecka. Wychodziły im różne symbole: znak nieskończoności, smok, lew, klucz, pieczęć, a pewnej wróżbitce nawet wyszedł krawat.

Najstarszy z przybyłych czarodziei trzymał się na uboczu i tylko obserwował zamieszanie. Ten człowiek już wiedział. We śnie zobaczył słowa, które brzmiały jak wyrok: "Najgorsza z życiowych ról – na ustach uśmiech, a w sercu ból." Naznaczyły one chłopca jak nic innego.

W późniejszych latach uczył młodego Alexandra, jak władać czarami, jak bronić się przed Czarną Magią – oraz, co najważniejsze, jak jej nie ulegać. Doradził mu też, jak okiełznać wibrację urodzenia i celów życiowych, no i oczywiście zaprowadził chłopaka do najlepszego wytwórcy różdżek – Garricka Ollivandera. Nie było łatwo dobrać odpowiednią różdżkę do tak złożonej osobowości, jednak po kilku fatalnych incydentach z akacjową o smoczym sercu, hebanową i z orzecha czarnego, ostatecznie wybrała go różdżka cisowa, o rdzeniu z pióra feniksa, równe 13 cali, solidna, dość sztywna. Zaraz po wyjściu ze sklepu różdżkarza Alexander wypytywał nauczyciela, co to znaczy, że wybrał go cis o takim rdzeniu i dlaczego tamte różdżki okazały się nieodpowiednie.

– Pierwsza różdżka nie musi być tą jedyną, choć niektóre dojrzewają razem z właścicielem i warto dbać o nie jak o własne ciało. Ollivander zobaczył w tobie potencjał na wielkiego czarodzieja i rozpoznał twój charakter od razu – ma facet coś z wróżbity – inaczej nie dałby różdżkowemu prawiczkowi czarnego orzecha do wypróbowania. Ale do niego trzeba mieć bardzo rozwiniętą samoświadomość i praktycznie nie zdarza się, by takie dziecko jak ty dało radę okiełznać czarny orzech. Natomiast akacja jest wrażliwa na pewne uzdolnienia, których tobie brak, i przewrażliwiona na te, które posiadasz, to specyficzny gatunek i zdziwiłbym się, gdyby ciebie wybrała.

– Chciałbym kiedyś zasłużyć na czarny orzech...

– Młody człowieku! Twoja zachłanność graniczy z pychą, popracujemy nad tym, gdyż jest to słabość, której nie zamierzam tolerować.

– Mimo to chciałbym się czegoś dowiedzieć o hebanie.

– Heban! Heban może i byłby tobie posłuszny, ale ty nie dałbyś rady rozwinąć na nim całego twojego talentu i obaj byście nie byli szczęśliwy. Ciebie wybrał cis, bardzo rzadki rodzaj i rzadkie połączenie z feniksem. Pomoże ci przy pojedynkach i bitwach, których stoczysz niejedną. I moim zdaniem zostanie przy tobie do końca, bo to nie tylko długowieczne drzewo, ale też posiada pewną własną moc panowania nad życiem i śmiercią, która to moc udzieli się tobie. Jednak cis wskazuje na to, że będziesz miał wiele do czynienia z Czarną Magią, i martwię się, że nie uzbroiłem twojego umysłu dostatecznie. Z tego co widzę, na razie nie potrafisz stawiać oporu pokusom.

Alexander szybko docenił swoją różdżkę i wytworzyła się między nimi więź. Trzeba tu jednak nadmienić, że wiele lat później przez pewien czas posługiwał się inną, ale o tym opowiemy sobie przy następnej okazji.

Zanim stary nauczyciel zmarł, przekazał nastoletniemu wówczas Alexandrowi swoją magiczną kulę oraz Speculum Penetrale – lustro, które było w jego rodzinie od pokoleń i posiadało właściwości legilimentujące.

Kilka dni po pogrzebie nauczyciela Alexander miał dziwny sen. Zobaczył w nim burzę piaskową, która zaczęła formować się w zamek – zamek z piasku. Nagle wszystkie żywioły jakby sprzysięgły się przeciwko zamkowi i zaczęły go atakować – potężne fale morskie, huragan, szatańska pożoga, trzęsienie ziemi. Ale zamek stał niewzruszony, ziarenka piasku wibrowały energicznie, lecz przyciągane magiczną siłą trwały jedno przy drugim. Jeszcze tego samego roku Alexander wyprowadził się z domu rodzinnego, dołączył do Świata Magii i rozpoczął naukę w społeczności czarodziei. Nigdy jednak nie zerwał do końca ze światem mugoli i często podkreślał, że szacunek należy się każdemu, bez względu na pochodzenie czy moc.

Wiele czynów Alexandra McLevisa pozostanie tajemnicą, o niektórych będą krążyć legendy. My – pamiętajmy o jednym: nie jest łatwo coś stworzyć. Jeszcze trudniej sprawić, żeby trwało. A najłatwiej przyjść na gotowe i oczekiwać. Lecz nie to kształtuje charakter.