peron 9 ¾
- To udanych wakacji, Ruda – James szturchnął łokciem w żebra stojącą obok dziewczynę w szkolnej szacie. – Zaproszenie do nas cały czas aktualne. No wiesz, jakby ci się jednak znudził ten Paryż.
- Dzięki – uśmiechnęła się Lily, idąc w kierunku barierki między peronem dziewięć i trzy czwarte a peronem dziewiątym.
- Na pewno przyjdzie bo nawet nad Sekwaną będzie myśleć o pewnym wspaniałym i jurnym Rogaczu– zaopiniował Syriusz, zdecydowanie zabierając od niej kufer. – Pani pozwoli. Glizdek, nie stój tak, pomóż nieść koleżance sowę. Bądź choć raz gentelmanem.
Najmniejszy z chłopców posłusznie wyciągnął rekę po klatkę, ale Lily pokręciła głową na znak, że poradzi sobie sama. Kątem oka dostrzegła wysokiego, chudego chłopca przepychającego się przez tłum uczniów wraz ze swoim bagażem.
- No no, kogo my tu mamy – uśmiechnął się kpiąco Syriusz.
- Milych wakacji, Smarkerusie! – wrzasnął James tak, że połowa przebywających na peronie uczniów zwróciła się w jego stronę. – I pamiętaj: higiena osobista jest jednym z najistotniejszych…ała! – urwał, bo Lily z całej siły nadepnęła mu na stopę. – zdrowych nawyków które warto wyrobić sobie w okresie dojrzewania. – zakończył, zduszonym szeptem.
- Jeśli myślisz, że zaimponowałeś mi tym i zachęciłeś mnie do spędzenia z tobą chociaż dnia wakacji, to jesteś w ogromnym błędzie, Potter – wycedziła przez żeby dziewczyna i zmierzyła go wściekłym spojrzeniem.
- Daj spokój, Ruda – próbował bronić się James. – Nie odzywacie się do siebie i dalej go bronisz? Przecież to szumowina, pamiętasz jak cię nazwał wtedy, po egzaminach?
- Nie doszłoby do tego, gdybyście go, bando idiotów, nie zaczepiali!
Przez chwilę oboje mierzyli się wzrokiem, wreszcie James wymamrotał coś na kształt przeprosin i spuścił wzrok. Stanęli, w milczeniu, obserwując powoli przesuwającą się kolejkę do barierki.
- W każdym razie ja chętnie skorzystam z twojego zaproszenia, Rogasiu – odezwał się Syriusz, przerywając ciszę. – I jestem pewien, że Lunatyk i Glizdek też.
- Będzie zależało – uśmiechnął się blado Lupin. –Od aury i no… wiecie.
- Jasna sprawa – zgodził się James.- Jak cos to są przecież sowy, jakoś się dogadamy. Ruda, też będziesz do mnie pisac, prawda?
- Może – odparła chłodno, nawet na niego nie patrząc. Wysoki, ciemnowłosy czarodziej przechodził właśnie na mugolską część dworca i dopiero teraz dziewczyna uświadomiła sobie, że tym razem nie będzie na nią czekać. Wyniośle, ponure spojrzenie jakim ją obdarzył raczej nie pozostawiało złudzeń.
Ze względu na bliskie sąsiedztwo Evansów i Snape'ów rodzice Lily chętnie podwozili na dworzec jej szkolnego kolegę i często też zabierali go ze sobą w drodze powrotnej, ku rozbawieniu Huncwotów i wielkiej udręce Petunii. Teraz po raz pierwszy od pięciu lat Severus będzie wracał sam. Lily westchnęła cicho i przysunęła się do przodu, zupełnie ignorując planujących wspólne wakacje kolegów.
- Do zobaczenia, Lily – uśmiechnął się ciepło Remus.- Pozdrów Petunię
Mimo wszystko również się uśmiechnęła. Lupin co roku pół żartem pół serio kazał jej pozdrowić mugolską siostrę, i o ile za pierwszym razem Lily rzeczywiście się na to odważyła, gwałtowna reakcja Petunii spowodowała, że później poniechała już takich pomysłów.
- Wyślę ci kartkę z Paryża – zapewniła go. – Z jej odręcznym podpisem.
- Doskonale.
Syriusz pomógł jej dźwigać kufer aż do samochodu rodziców – przy okazji obserwując ów samochód z zachłanną fascynacją interesującego się światem mugoli czarodzieja. James nerwowo przygładzał włosy i starał się roztaczać wokół siebie aurę dobrze wychowanego młodego człowieka, a Remus i Peter po prostu pomachali z daleka i poszli przywitać się ze swoimi rodzinami. Wreszcie James i Syriusz pożegnali się z Evansami, prawie gnąc się w ukłonach i jeszcze raz napomknęli o zaproszeniu na lato – dość głośno by dotarło to do uszu rodziców Lily - i odeszli. Dziewczyna z zaskoczeniem zauważyła, że chociaż James wita się ze swoją rodziną, to Syriusz nie szuka nikogo wzrokiem i idzie przez parking sam. Wcześniej chyba tak nie było.
- A gdzie się podziewa ten twój kolega? – zapytał pan Evans, wytrącając Lily z zamyślenia. To jej przypomniało o jeszcze jednym chłopcu który odbędzie podróż do domu samotnie. – chyba tylko na niego czekamy?
- Nie czekamy – odparła. Aż wzdrygnęła się na myśl o tym lodowatym spojrzeniu, które Severus jej posłał na peronie. – Wraca sam.
- No cóż… Widzę, że w końcu znalazłaś sobie innych kolegów – powiedział ojciec. – Wyglądają na miłych. Nie mam nic przeciwko temu dzieciakowi od Snape'ów, ale nie da się zaprzeczyć, że był gburowaty, wydawałoby się że zwykłe podziękowanie za podwózkę to dla niego wysiłek…
- tato…
- Severus z nami nie jedzie? – zainteresowała się Petunia, uchylając szybę samochodu. – Co to, straszydła się pokłóciły?
- Tuniu, zachowuj się – upomniała ją matka. – No, skoro już na nikogo nie czekamy, to chyba pora jechać. Lily musi się jeszcze zapakować, rano zbieramy się na lotnisko.
Petunia wyraźnie ożywiła się na wieść, że siostra pokłóciła się z sąsiadem.
- I co, teraz będziesz jeździć do swojej szkoły dla dziwolągów sama?
Lily obojętnie wzruszyła ramionami. Średnio miała ochotę o tym rozmawiać, zwłaszcza z siostrą. Od zerwania przyjaźni z Severusem minął już co prawda prawie miesiąc, ale do tej pory cały czas była w otoczeniu koleżanek z klasy. No i byli oczywiście Huncwoci, którzy skutecznie potrafili zająć jej uwagę – jeśli tylko akurat nie żartowali sobie z młodego Snape'a.
Teraz jednak jest inaczej, pomyślała, sadowiąc się z tyłu samochodu obok nad wyraz ciekawskiej Petunii. Teraz, kiedy dookoła nie było szkolnych kolegów, a Severus mieszkał kilka domów dalej, nie była już taka pewna siebie i odważna. I na pewno nie była aż tak przekonana, że zrywanie z nim kontaktu było dobrym pomysłem. Jeśli doda się do tego fakt, że miała spędzić połowę wakacji w podróży, zupełnie odcięta od czarodziejskiego świata, zanosiło się na bardzo dziwne lato.
