- Nie ma mowy!
- Ale Tsunade-sama...!
- Sakura, powiedziałam już, NIE! Sama nie wiesz, na co się porywasz, to już nie jest ten sam Sasuke-kun, którego znałaś parę lat temu, to jest kryminalista, nukenin rangi S!
- Zdaję sobie z tego sprawę, Hokage-sama, ale proszę cię tylko o tę jedną jedyną, ostatnią szansę...! Jeśli mi się nie uda...
- Jeśli ci się nie uda, - wtrąciła się jej w pół słowa Piąta - a nie ma szans się udać, zginiesz i nie zostanie po tobie nawet mokra plama! Najlepsi shinobi próbowali go pokonać i im się nie udało, a ty myślisz, że sama go przechytrzysz, w dodatku bez użycia siły!? Błagam cię, Sakura, nie bądź naiwna...
- Właśnie dlatego, że nie udało się siłą, ja chcę spróbować po dobroci!- zaparła się Haruno.
- Naprawdę myślisz, że Uchiha się na to nabierze? Dziecko, jak ty to sobie wyobrażasz, co? Znajdziesz go, powiesz "Sasuke-kun, jestem medyczką, chcę ci pomóc, przyjmij mnie do swojej drużyny", a on tak po prostu się zgodzi?
Ruszyło ją do żywego, ze złości aż łzy napłynęły do jej zielonych oczu.
- Nie to nie, łaski bez! - krzyknęła.
- Haruno! Stanowczo zabraniam ci wychodzenia poza teren wioski, zrozumiano!? I bez dyskusji!
Obróciłam się na pięcie i ruszyłam do drzwi. Zatrzasnęłam je za sobą z takim hukiem, że o mało nie wyleciały z zawiasów. Biegnąc korytarzem usłyszałam jeszcze trzask kolejnego w tym tygodniu złamanego przez rozwścieczoną Godaime biurka. Kolejna nasza rozmowa na temat Sasuke, kolejna odmowa... Jak tak dalej pójdzie, nie będą nadążali wymieniać jej tych biurek! Mam już tego dość, nie mam ochoty już z nikim dzisiaj rozmawiać.
Szłam do domu po drodze potrącając ludzi, rzucając im gniewne spojrzenia zamiast przeprosin. "Stanowczo zabraniam ci wychodzić poza teren wioski!" - przypomniałam sobie jej zakaz - dobre sobie, jeszcze czego! A żebyś wiedziała, że pójdę do Sasuke, z twoim pozwoleniem czy bez, stara jędzo!
Nagle z czyjeś wołanie wyrwało mnie z moich własnych myśli.
- Sakura-san! Sakura-san, tutaj! - jakaś nieznana mi bliżej kobieta wołała mnie machając do mnie ręką. Podbiegłam do niej, w końcu mogła potrzebować pomocy, a moim obowiązkiem jako medic-ninja jest pomagać ludziom. Spojrzałam na nią pytająco.
- Ta dziewczyna pilnie szuka medyka... - wyjaśniła, wskazując na stojącą obok zadyszaną dziewczynę.
- Tam... w lesie... kolega... ranny... - wydukała w przerwach między jednym haustem powietrza a drugim.
- Prowadź! - rzuciłam bez zastanowienia.
Dziewczyna była szybka, jej czerwone włosy mignęły mi przed twarzą, gdy rzuciła się biegiem w stronę lasu. Przedarła się przez jakieś krzaki, raniąc sobie nieosłonięte uda, ja za nią. Zawsze byłam dobra w bieganiu, a mimo to, ledwie za nią nadążałam. Pewnie kolega musi być naprawdę ciężko ranny, skoro tak jej się spieszy... Minęło dobrych kilkanaście minut, pokonałyśmy parę kilometrów, chyba nawet byłyśmy już poza wioską. Zatrzymała się, nareszcie! Pochyliła się opierając ręce o kolana, oddychała ciężko, nie tylko ja nie potrafiłam złapać tchu.
- To było... gdzieś tutaj... - wysapała rozglądając się wokół.
- Musi być gdzieś... niedaleko, przecież... ciężko ranny człowiek... nie mógł zwyczajnie... wstać i sobie pójść!
Wciąż dysząc niczym stara lokomotywa, zrobiłam krok do tyłu by móc się lepiej rozejrzeć i usłyszałam ciche 'plask!', najwidoczniej musiałam wdepnąć w jakąś kałużę.
Gdzie on się, do cholery, podział, miał tu na mnie czekać i nigdzie się stąd nie ruszać! Jak ja nie cierpię tego kolesia! - przeklinała w myślach, nerwowo rozglądając się w koło. Odruchowo poprawiła okulary. Jest! Wreszcie dostrzegła to, czego szukała. Kałuża za Sakurą... Kałuża, której jeszcze kilka sekund wcześniej nie było, a która się poruszała...
