Najsłodszy romans, jaki się mi napisał. 'naczy, kanonicznie się kończy, ale nadal jest słodki i puchaty, i naprawdę, jak na mnie i moje pisanie, to wszystko, co dobre i jasne w niego wlałam (jakby jakimś cudem komuś umknął kanon, właściwie, rzec można, fundamenta i pierwociny kanonu, to rzeczony romans jest incestem).
Kramik dla zielennej, która chciała Addę Temerską i Foltesta też, w pakiecie niejako. Oczywiście, jak to my, napisaliśmy więcej o Folteście. Coś musim zrobić z naszą predylekcją do panów.
Impresje na temat, każda zupełnie inna w stylu i tonacji. A tytuł i reszta jest Trakla (na dole), bo to chyba z nowszych poetów najsłynniejszy zakochany w siostrze i opiewający to w wierszach.
Ciemne ścieżki, jasne cienie
Wieczorem, gdy po ciemnych wędrujemy ścieżkach,
Zjawiają się przed nami nasze blade cienie.
Georg Trakl
Przychodzą godziny, mój bracie, będzie szeptała Adda, księżna Temerii, córka i siostra królów, o świtaniu, w tej porze nieba o fakturze i kolorze świeżo wyprawionej cielęcej skórki, wnętrza mojej dłoni, płatków twego ucha, paznokci niemowląt, widzisz, przychodzą godziny, gdy niebo przybiera taki kolor – o tej porze niekiedy, niechże mój król mi wybaczy, się lękam.
Będzie to szeptała wieczorami, przy wschodzących gwiazdach i niebie niby tak podobnym, a tak różnym, czerwonym jak róże, jak wino, jak królewskie insygnia, jak krew. Będzie to szeptała Foltestowi zawsze, każdego jednego dnia, aż po niespodziewany kres jego żywota. Ale to później.
Później rozpozna w słowach nie poetyckiego ducha dziewcząt, nie nerwowość przyszłej matki, nie zmęczenie ciężarnej, nie wreszcie drwinę lub zagadkę siostry, a początek uroku. Nie za późno; powiedzą, że rzecz była bez znaczenia. Po prostu później.
Wtedy – chwilę temu – powiedział tylko, że zaradzi kłopotowi. Zawezwie lekarzy. Może i duchownych, jeśli trzeba, nie brak takich, którzy umieją rozpraszać obawy czy przesądy. Czyż co miesiąc nie dostajemy, w blasku słońca, na oczach całego ludu, najświętszych błogosławieństw, czyż co miesiąc nie przechodzimy, wśród kamieni, oślepiająco białych od słońca, a potem chłodnego mroku rozświetlonego tylko witrażami, przez święte rytuały oczyszczenia, znajdujące nas co miesiąc zbożnymi i godnymi?
Adda się uśmiecha. Jest śliczna, jest piękna, najpiękniejsza, przysiągłbyś, że światło zatrzymuje się na niej dłużej, jakby chciało zostać, wplątać się we włosy, zawisnąć u skrawka szaty, owinąć wokół nadgarstka i spać tam, spokojne, wtulone jak dziecko. Przysiągłbyś, że nie można koło niej oddychać, bo załamuje się na niej powietrze – i nie chce odejść, nie chce jej opuścić, by napełnić ci płuca.
Adda się uśmiecha, ale nie ma radości w jej głosie, kiedy bierze dłonie Foltesta we własne i prosi, na poły dziecinnie, na poły z ukrytą, gorzką ironią:
— Nic to nie da. Czy możesz rozkazywać, mój panie, cieniom albo słońcu?
Pieśń wieczorna
Wieczorem, gdy po ciemnych wędrujemy ścieżkach,
Zjawiają się przed nami nasze blade cienie.
Gdy jesteśmy spragnieni,
Pijemy białe wody ze stawu,
Słodycz naszego smutnego dzieciństwa.
Umarli spoczywamy pod krzakami bzu
I szarym przyglądamy się mewom.
Wiosenne chmury kłębią się nad czarnym miastem,
Co milczy przed mnichami szlachetniejszych czasów.
Gdy brałem wąskie dłonie twoje,
Z wolna okrągłe otwierałaś oczy.
To przeminęło już dawno.
Lecz gdy ciemny błogości głos nawiedza duszę,
Zjawiasz się, Biała, w kochanka jesiennym
Pejzażu.
Georg Trakl
Przełożył
Leopold Lewin,
