Samotna łódka unosiła się na kołyszących ją falach po wydawać by się mogło bezkresnej tafli morza. W jej wnętrzu leżała młoda, smukła kobieta o jasnych włosach, zaczesanych w kok. Jej niebiesko - różowa peleryna i białe spodnie były przedarte w wielu miejscach a czerwone pręgi znaczyły dość świeże rany. Oczy miała zamknięte zaś naznaczona wyczerpaniem twarz skryta była pod kawałkiem materiału, który osłaniał ją przed niemiłosiernie palącymi promieniami słońca.

- Mogę wiedzieć, czemu wezwał mnie pan tak wcześnie ? - Katrina, zastępczyni dowódcy rycerzy Gaien w Razril zadawała już sobie to pytanie znacznie wcześnie, od chwili tylko przybył do niej posłaniec z wezwaniem od Vingerhuta. Teraz, gdy wpuszczono ją wreszcie do jego gabinetu, nie siliła się nawet na kurtuazję tylko już w drzwiach zadała to pytanie dodając przy tym - Ufam, że to coś ważnego ?

- Istotnie, bardzo ważnego - z za jej pleców dobiegł znajomy głos.

- Snowe ? - odwróciła głowę i ujrzała stojącego za nią syna Vingerhuta, rycerza Gaien i jej podkomendnego - Nie powinieneś być teraz na patrolu ?

- Pani wybaczy, ale pozwoliłem sobie zwolnić go z tych obowiązków - powiedział siedzący za biurkiem jego ojciec, pokaźny i zarzewny mężczyzna w sile wieku.

Katrina nie chciała nawet pytać na jakiej podstawie Vingerhut kwestionuje obowiązki, jakie na jego syna nakłada bycie rycerzem, ale teraz miała ważniejsze sprawy. Podeszła do biurka i spytała wprost:

- O co więc chodzi ?

- Otóż, jak pani zapewne wiadomo, wojska Kooluk prowadzą ostatnimi czasy coraz silniejszą ekspansję w naszym kierunku, dążąc do dominacji na archipelagu.

- Póki w Razril stacjonują rycerze Gaien, miasto jest bezpieczne, daliśmy na to dowód już temu kilka razy - przerwała mu Katrina.

- Tak, ale nie wiadomo jak długo to może potrwać. Ostatnio otrzymałem od pewnego wysokiego przedstawiciela Kooluk propozycję współpracy, która wydaje się korzystna dla obydwu stron.

Katrina spodziewała się, co za chwilę usłyszy, ale chciała mieć pewność.

- Postanowiłem przyjąć ta ofertę - kontynuował Vingehurt, biorąc jej milczenie za aprobatę - Obiecano nam zachowanie statusu quo, łącznie z urzędami, więc i pani nie będzie na tym stratna. Proszę podpisać w imieniu rycerzy Gaien, których dowódcą jest pani obecnie - to mówiąc wyciągnął w jej kierunku pergamin i pióro z kałamarzem.

Zaskoczenie, mimo że nie była to dla niej aż taka niespodziankę, odebrało jej na sekundę mowę. Przede wszystkim była zaskoczona tym, że Vingehurt uznał ją za potencjalną zdrajczynie. Wątpiła by to samo mógł kiedyś pomyśleć o Glenie.

- Pan raczy żartować - odpowiedziała lodowatym tonem, po czym odwróciła się na pięcie - Wracam do twierdzy.

- Przykro mi, ale nie mogę pani na to pozwolić - Vingehurt nie wydawał się specjalnie zaskoczony jej zachowanie - Snowe...

- Tak ojcze - to mówiąc blondyn wyciągnął miecz z pochwy i uniósł go w kierunku swojej przełożonej. Katrina zareagowała błyskawicznie, unosząc swoją laskę, będąc jednocześnie jej bronią jak i symbolem pełnionej funkcji. Jej końcówka, zakończona metalową kulą uderzyła w jego rękę, wybijając mu z dłoni miecz. Zanim zdążył się podnieść, kopnęła go w brzuch i odepchnęła na bok.

- Z drogi zdrajco - rzuciła i otworzywszy drzwi wybiegła z pokoju...Zamarła. Na przeciw niej stało kilkunastu żołnierzy Kooluk z ciemnowłosym, młodym ale i wyglądającym na doświadczonego wojownika dowódcą na czele.

- Panie Troy, proszę ją zatrzymać - dobiegł z wnętrza pokoju głos Vingehurta.

"Troy ?" Więc to był Troy, ten słynny Troy ? Nieważne, nie był to czas na zachwyty.

- Niech pani podda się po dobroci - zwrócił się do niej Troy nieco protekcjonalnym tonem - Nie lubię krzywdzić kobiet.

- No to przykro mi, że sprawię ci zawód - odparła. Uniosła do góry rękę i przywołując moc powietrza zawartą w runie na jej lewej dłoni skierowała ku niemu podmuch wiatru. Zaskoczony tym Troy nie zdążył zareagować i siła uderzenia pchnęła go pomiędzy jego ludzi. Katrina zacisnęła ręce na lasce. Wykorzystując przewagę dystansu, która ta jej zapewniała, zakreśliła nią w powietrzu szeroki łuk, trafiając w głowę stojącego najbliżej żołnierza. Choć chronił go hełm to sama siła uderzenia wystarczyła, by pozbawić go przytomności. Kolejne uderzenie, tym razem w nadgarstek, pozbawiło miecza następnego przeciwnika, zaś pchnięcie wbiło jej końcówkę w brzuch jeszcze jednego wroga. Wykorzystując chwilę, schyliła się, by sięgnąć po leżący tuż koło niej miecz, gdy poczuła jak coś zimnego i ostrego wbija się w jej ramię z tyłu. Ból sprawił, że opadła na kolana. Wtedy uderzenie czegoś tempego wywołało w jej głowie eksplozję bólu która chwilę później pogrążyła ją w nieświadomości.