Mecz Gryffindor – Slytherin właśnie się rozpoczął. Oby dwie drużyny wzbiły się w powietrze, a kolejni gracze zajęli swoje miejsca. Fred uśmiechnął się porozumiewawczo do Georga i zatoczył pętlę wokół boiska. Odbił nadlatującego tłuczka w kierunku Miles'a Bletchey'a – obrońcy Slytherinu. Niestety chłopiec w ostatniej chwili się odsunął i piłka przeleciała mu dwa centymetry obok głowy. Fred westchnął i z żalem podleciał odbić tłuczka, który chciał uderzyć w ramię Katie Bell. Widział, że George także nie próżnuje i wymachuje swoją pałką, próbując trafić w piłeczkę, która niestety mu uciekała.
Fred postanowił podlecieć trochę wyżej, aby widzieć komu najłatwiej załatwić wizytę w skrzydle szpitalnym. Uśmiechnął się, widząc Goyle'a, który już słał tłuczka w jego kierunku. Weasley zamachnął się i kiedy piłeczka znalazła się blisko, uderzył z całych sił, zamykając oczy.
Usłyszał zrozpaczone głosy. Z myślą, że udało mu się posłać tłuczka, gdzie pieprz rośnie, otworzył oczy. Był zdziwiony widząc, jak Granger krzyczy coś z trybun i wymachuje rękoma. Spojrzał na swoją pałkę i dostrzegł krew na końcu kija. O co chodzi? – pomyślał i rozejrzał się. W dole, na zielonej murawie, ujrzał Dracona Malfoy'a, który miał głowę całą we krwi i leżał bez ruchu.
Potter podleciał do Weasley'a na swojej Błyskawicy.
- Fred! Co ty zrobiłeś?! – popatrzył na niego swoimi zielonymi oczami, w których kryło się pytanie.
- Ja.. ja… nic – chłopiec zdołał wydukać tylko te słowa.
Po chwili cała drużyna Gryfonów wylądowała na trawie. McGonagall szybko podeszła do uczniów.
- Odsunąć się! – krzyknęła i uklękła przy Malfoy'u.
Sprawdziła czy oddycha i zbadała puls.
- Muszę stwierdzić natychmiastowy zgon – powiedziała i popatrzyła po twarzach zebranych.
Fred czuł, że coś zżera go od środka. To nie był żal, smutek, czy wyrzuty sumienia, że zabił człowieka. Czuł dumę. W końcu to on, Fred Weasley, zabił jednego z wywyższających się arystokratów – Dracona Malfoy'a. Ron poklepał go przyjacielsko po plecach, a George przyszedł i przytulił go, jakby właśnie uratował świat przez zagładą.
Drużyna Gryfonów krzyknęła zgodnie:
- Dupek odszedł!
Na trybunach rozległy się wiwaty Puchonów, Gryfonów i Krukonów. Nawet nauczycielka transmutacji uśmiechnęła się złośliwie i posłała oczko do Severusa Snape'a.
