Zrobię mężczyzn z was
Cisza.
Zamach.
Huk.
Głuche pacnięcie.
Beznamiętny wzrok Murasakibary od niechcenia śledził precyzyjne, aczkolwiek gwałtowne ruchy. Na szczęk ostrych przedmiotów ręka z chrupkiem zamarła w połowie drogi do ust. Smakołyk spadł na ziemię i potoczył się bezszelestnie po podłodze w kierunku, z którego dobiegały dźwięki.
Kise poczuł jak w jego oczach zbierają się łzy. Serce biło mu jak szalone. Bał się. Ujrzał kątem oka błysk ostrza. Zadrżał z przerażenia i zacisnął mocno powieki. Nie chciał na to patrzeć. Nie chciał tego widzieć.
Każdy ruch oprawcy przyprawiał Midorimę o mdłości. Szumiało mu w uszach. Nie potrafił znaleźć racjonalnego wytłumaczenia na to, co teraz widział. Zamarł, gdy coś trysnęło mu na twarz, plamiąc szkła jego okularów. Nie poczuł bólu, natomiast fala mdłości wróciła ze zdwojoną siłą. Usłyszał śmiech.
Gdy tylko w powietrzu rozniósł się zapach krwi, zaniepokojony Aomine zmarszczył brwi. Poczuł jak Kise zacisnął palce na jego ręce, by nie stracić równowagi. Chwilę potem schował twarz w jego ramieniu, jakby to było w stanie uchronić go przed najgorszym. Ale najgorsze było dopiero przed nimi...
- I tak właśnie oprawia się ryby, moi drodzy. – rzekł Akashi odwracając się do reszty chłopaków w zakrwawionym fartuchu, kierując w ich stronę ociekający czerwonym płynem, ostry nóż. – Teraz wasza kolej.
Kuroko jak zwykle zdążył się gdzieś ulotnić we właściwym momencie. Murasakibara, jak gdyby nigdy nic, dalej konsumował kukurydziane chrupki. Midorima odwrócił wzrok i zakrył oczy dłonią. Aomine skrzywił się, krzyżując ręce na piersi, a Kise poczuł jak jego świat spowijają ciemności...
END
PS. Wiem, że ryby tak nie krwawią, ale to parodia... i oprawiał ją Akashi, więc wszystko jest możliwe ;)
