Mały one-shot o Percabeth, nic dodać nic ująć ;D
Czarnowłosy chłopak spał sobie smacznie w domku Posejdona. Gdyby weszła tu jakaś dziewczyna, pewnie zemdlałaby z zachwytu – nastolatek spał bez koszulki, odsłaniając umięśniony tors, a kołdra która powinna go przykrywać, leżała na podłodze.
Zadzwonił budzik, a Percy, bo tak miał na imię owy nastolatek, przeciągnął się i wstał. Postanowił pobiegać, a że było lato, ubrał spodnie od dresu. Wyszedł z domku i skierował się w stronę areny.
Obiegł arenę, Wielki Dom i wzgórze w lesie. W końcu, postanowił pójść w jego ulubione miejsce – na plażę.
Gdy już tam dotarł, usiadł na chłodnym piasku. Uwielbiał tu przychodzić. To stąd miał jedne z najlepszych wspomnień. Wpatrywał się w horyzont, przypominając je sobie, gcy nagle, usłychał chrzęst piasku za sobą.
Odwrócił się, oczekując jakiegoś potwora, ale tam, stała niepozorna i drobna, szarooka blondynka. Annabeth.
- Wiesz że za tymi krzakami, – tu wskazała niedaleki brzeg lasu. - Chowa się tłumek córek Afrodyty?
- Tak? - Percy uniósł brwi ze zdziwieniem. - Po co?
Dziewczyna roześmiała się.
- To proste Glonomóżdżku, - Annabeth uśmiechnęła się złośliwie. - Przyszły popodziwiać twoją klatę.
- No cóż... - chłopak powoli wstał i podszedł do dziewczyny. - Powinny wiedzieć... - jedną dłoń położył na jej zarumienionym policzku, a drugą na talii, przyspieszając oddechy obojga. - Że kocham ciebie, ciebie i tylko ciebie. - przyciągnął ją do siebie i pocałował czule.
-Może kiedyś się nauczą, - powiedziała Annabeth, gdy oderwali się od siebie. - Że jesteś mój. - uśmiechnęła się szeroko i pocałowała w nos.
Do następnego Ff :* [jeśli oczywiście wam się podobają ;D]
