Hawke usiadła na rogu łóżka i spuściła wzrok.
"Przepraszam" powiedziała drżącym, lekko słyszalnym głosem.
"Nic nie szkodzi... To nie twoja wina, kochanie" starsza kobieta usiadła obok i objęła córkę. "Naprawdę, nie obwiniaj się. Bethy sama chciała tam z tobą wyruszyć. Widziałam, że chciałaś ją zatrzymać. Nie obwiniaj się, Marian" spojrzała w stronę dziewczyny. 'Nie jest już mała...' pomyślała 'A jednak nic się nie zmieniła...'. Leandra sama nie mogła wytrzymać tej straty. Tego bólu po utracie swojej małej córeczki. Nie potrafiła sobie nawet wyobrazić, co musiała czuć Marian. W końcu to ona zezwoliła Bethany na towarzyszenie jej w Głębokich Ścieżkach. Ale pomimo tego, śmierć jej małej córeczki nie była winą Marian. Wiedziała, że to wszystko przez tego krasnoluda. Nazywał się chyba Bartrend? Bartrund? W każdym bądź razie, to on zawinił. Przez niego mogła zginąć nie tylko Bethy, lecz także Marian i jej przyjaciele!
"Mamo, ja wiem, że to moja wina. Gdybym... Gdybym jej zabroniła, żyłaby teraz. Możliwe, że trafiłaby do Kręgu, ale chociaż by żyła... A nie żyje. Nie ma jej teraz z nami, a to przeze mnie! Przez moją głupotę i lekkomyślność! Tak samo, jak przeze mnie mógł umrzeć..." zatrzymała się przed tym imieniem. Nie chciała go wypowiadać. Nie chciała tłumaczyć swej matce, kim on jest i co do niego czuje. A wiedziała, że musiałaby to zrobić. "Nieważne. Ale to i tak moja wina! Ja się do tego nie nadaję! Spowodowałam już śmierć Carvena, a teraz Bethy!" Hawke wstała, i nawet nie patrząc na matkę zwróciła się ku drzwiom.
"Córeczko, gdzie ty znowu idziesz?"
"Muszę... Muszę kogoś odwiedzić." wybiegła ze swojej sypialni, zostawiając tam swą matkę. Zbiegła po schodach, dobiegła do drzwi wejściowych i złapała za klamkę.
"Hawke" usłyszała znajomy głos. Głos, na dźwięk którego serce zaczęło jej bić mocniej. Podniosła głowę. Spojrzała na drzwi.
"Hawke... Wszystko w porządku? Ja... To musi być dla ciebie trudne." elf zatrzymał się na chwilę "Nie, czekaj, przepraszam. Niepotrzebnie o tym wspominałem."
Hawke nic nie mówiła. Spojrzała w jego oczy. Podziwiała ciemno-zielony kolor jego tęczówek. Ich kształt.
"Hawke, słyszysz mnie?"
Dziewczyna otrząsnęła się i odwróciła wzrok.
"T-tak... Chcesz wejść?" wiedziała, że chce. Przecież po to tu przyszedł. Odsunęła się lekko w bok, by zrobić dla niego miejsce.
"Jeśli ci to nie przeszkadza" rzucił sucho. Jednak nie było to spowodowane ignorancją, lecz raczej wyuczonymi manierami. Manierami niewolnika. I Hawke to wiedziała.
Weszli do salonu. Ogień w kominku wesoło trzaskał, rozrzucając dookoła popiół i iskry. Przez okna wpadało do pomieszczenia światło księżyca, choć był dopiero wieczór. W okolicy nie było jej matki. Pewnie poszła już do swojej sypialni. Hawke usiadła na brzegu sofy i pokazała Fenrisowi gestem, by zrobił to samo. Płomienie z komina odbijały się w jego oczach, hipnotyzując dziewczynę.
"Jak się czujesz? Wiesz, po tym wszystkim."
Zmieszana spojrzała na niego, nie wiedząc, o co mu chodzi.
"No, wiesz," zauważył jej zakłopotanie "zyskałaś nowy dom, a twoja siostra..." nie dokończył. Nie potrafił.
Hawke spojrzała na swoje dłonie. Drobna łza spłynęła po jej bladym policzku. Teraz można było wyraźnie zauważyć, jak bardzo podkrążone ma oczy.
"Jak długo nie spałaś, Hawke?" nie otrzymał odpowiedzi. Zamiast tego dziewczyna rozpłakała się. Nie wiedział, co ma zrobić. Położył delikatnie dłoń na jej ramieniu, a ona po chwili przytuliła się do niego. Pozwalał na to, choć znaki z lyrium zaczęły go boleć. 'Przyzwyczaję się' pomyślał 'zawsze się przyzwyczajam do cudzego dotyku'.
"Hawke, zrozum. Nie możesz się tak obwiniać. Wiem, że to dla ciebie trudne, ale musisz jeść i spać." widząc, że dziewczyna go nie słucha, lecz płacze coraz mocniej, westchnął lekko i objął ją. Wiedział, że tylko to jej teraz pomoże. Usłyszał lekkie skrzypienie drzwi, więc obrócił głowę. Hawke zdawała się tego nie zauważyć. W drzwiach do jednej z sypialni zauważył jej matkę. Jeszcze nigdy jej nie poznał, słyszał tylko o niej od Hawke. Kobieta była do niej bardzo podobna, z tą różnicą, że zamiast kruczoczarnych, długich loków, miała krótkie, siwe, proste włosy. I była wyższa od Hawke. Przypatrywał jej się przez chwilę, jednak ona czując jego wzrok na sobie, szybko wróciła się do sypialni.
Odwrócił się z powrotem w stronę Hawke. "Chodź do Wisielca. Zjemy coś tam, dobrze? Może się nawet napijemy. Jeśli gdzieś wyjdziesz, naprawdę poczujesz się lepiej. Uwierz mi."
Uwierzyła. Skinęła głową i odsunęła się od niego.
"Za-zaraz wrócę." przetarła lekko nos "Pójdę tylko przebrać się."
Elf spojrzał jej w oczy. Były piękne. Ich szarość nie była chłodna. Przynajmniej zazwyczaj. Rozsiadł się wygodniej i odwrócił wzrok.
Gdy tylko Hawke wyszła, drzwi od sypialni jej matki znowu się otworzyły. Tym razem kobieta wyszła z pomieszczenia i podeszła do niego.
"Dzień dobry. Jestem matką Marian, nazywam się Leandra. A ty zapewne jesteś jej przyjacielem, tak?"
Fenris wiedział, że kobieta uważnie przypatruje się jego znakom. Wcale się jej nie dziwił. Jej córka jest załamana, a, by ją pocieszyć, przychodzi dziwny elf o białych włosach i ze znakami z lyrium na ciele. "T-tak. Może mi pani mówić Fenris. Jestem zaszczycony mogąc panią poznać."
Kobieta roześmiała się.
"Spokojnie, przecież nic ci nie zrobię. Cieszy mnie, że pocieszasz moją córeczkę. I miło mi, że wreszcie zobaczyłam któregoś z jej przyjaciół. Dobrze, że ich ma. Nie musi czuć się samotna..." ostatnie słowa wypowiedziała w pustkę. Fenris odniósł wrażenie, że mówiła wcale nie chodziło jej o Marian.
"O spójrz, już tu idzie!" kobieta wskazała schody prowadzące do sypialni Hawke. "Rozumiem, że gdzieś wychodzicie? To bardzo dobrze. Przyda jej się to. W każdym bądź razie, ja wracam do swojego łóżka. Do widzenia, Fenris!"
"Do widzenia, pani Hawke."
"Leandra," powiedziała szybko "tylko Leandra."
Hawke podeszła do niego, gdy jej matka zamknęła drzwi.
"Rozumiem, że cię napastowała?" uśmiechnęła się lekko. A to już było coś.
"Nie! Twoja matka jest nawet miła." zmieszał się trochę. Dziewczyna jednak zauważyła to i złapała go za rękę.
"Chodźmy już. Będziemy sami, czy ktoś będzie nam towarzyszyć?"
"Nikogo nie zapraszałem. Wymyśliłem to wyjście podczas rozmowy z tobą. Ale jeśli chcesz, możemy po kogoś pójść."
"Nie trzeba" Hawke uśmiechnęła się, tym razem już naprawdę "Wystarczy mi twoje towarzystwo."
Pociągnęła go za rękę ku drzwiom. Przypomniał sobie, jaka jest piękna. I cieszyła go jej radość. Wyszli przed posesję. Hawke spojrzała na niego, z radosnym uśmiechem.
"Pójdziemy tak, jak zwykle, czy może dłuższą drogą?"
