Jeśli ktoś pragnie porządku chronologicznego, polecam przeczytanie od tyłu ^^

Disclaimer: I don't own Bleach. It still belongs to Kubo-sensei.

Smacznego.


Hanatarou


Niewielkie wzgórze, usytuowane w jednym z najodleglejszych zakątków Soul Society, na którym nie mogło znajdować się nic ciekawszego ponad wyjątkowo bujną roślinność; piękne, kolorowe kwiaty, kępy wysokiej trawy i przynajmniej kilka okazałych drzew. Były to jednak tylko pozory. Jeśli bowiem ktoś przyjrzałby się dokładniej, w głębokim cieniu najdalszego krańca polany, pod jednym z największych drzew, ujrzałby postać. Niewielką, jakby skurczoną, pragnącą tylko wtopić się w otaczający ją krajobraz. Postać drżącą i roztrzęsioną, choć z determinacją i pewnością tkwiącymi gdzieś w zakamarkach spojrzenia.

A gdyby przyjrzeć się jeszcze dokładniej, można by dojrzeć miecz, porzucony całkiem nieopodal. Gdyby z kolei ktoś zajrzał w to zapomniane przez wszystkich miejsce choćby pół godziny wcześniej, jego oczom ukazałby się niezwykły widok… Oto bowiem postać owa niepozorna, z wysiłkiem dzierżąc broń, niestrudzenie i z zapałem siekała powietrze, raz za razem wyprowadzając cios. Ruchy jej, wbrew wszelkim pozorom nie były jednak tak niezdarne, jak od dawna zwykło się sądzić. Przeciwnie, wszystkie cięcia prowadzone były z wprawą i zacięciem prawdziwego mistrza, a całość tego niecodziennego treningu przypominała raczej taniec, niźli pozorowaną walkę z niewidzialnym przeciwnikiem.

Można by się więc zastanawiać, dlaczego wszystko to odbywało się w najgłębszej tajemnicy, zawsze z dala od ludzkich oczu. Można by. Tylko po co, skoro odpowiedź w postaci samotnego młodzieńca, odpoczywającego właśnie w cieniu drzew sama nasuwa się przed oczy?

Otóż, to właśnie samotność jest kluczem do całej tej zagadki.

Samotność, która skłoniła wieczne popychadło do walki z samym sobą. Która zmusiła je do stania się jednym z najlepszych i najbardziej zręcznych. Która wymogła siłę i powagę, wypierając dawne tchórzostwo na sam skraj świadomości. I wreszcie, ta sama samotność, która kazała pozostawić mu to wszystko tylko dla siebie.

Bo nie było nikogo, na kim mógłby się wesprzeć podczas tych najgorszych chwil. Nie było słońca, w którego promieniach mógłby lśnić.