Wiara

- Zostanie ci to odebrane – mawiał Charles, gdy żeby przekonać ją do oddania mu swojej krwi.

Ten wampir był niezwykły. Miranda niejednokrotnie zastanawiała się nad jego złożoną osobowością i musiała przyznać, że miał jedną broń, której nie sposób pokonać: nieprzewidywalność. Raz potrafił zrobić dziewczynie awanturę za to, że zadaje się z Eve Rosser, a innym razem to ignorował. Wypijał jej krew codziennie, choć nie przyznałby się nawet przed sobą, że zależy mu na jej zgodzie. W końcu był wampirem, więc siłą rzeczy nie mógł ujawnić otoczeniu, że mu zależy na jakimkolwiek człowieku, tym bardziej od niego zależnym.

- Dlaczego dajesz się wykorzystywać temu krwiopijcy? – pytała z niedowierzaniem Eve, gdy ujrzała dwa maleńkie punkciki na szyi przyjaciółki.
Miranda nieraz próbowała to wyjaśnić, ale bezskutecznie; sytuacja Gotki była zupełnie inna niż jej własna.

- To bardzo skomplikowane… - zaczęła niepewnie. To, co nie chciało ubrać się w słowa, tkwiło głęboko w niej, a ona wiedziała. Wyczuwała w Charlesie to, czego on sam nie dostrzegał lub nie chciał dostrzec.

- Wytłumacz – poprosiła Eve spokojnie, choć tylko z pozoru.

- To nie tak. On sam nie zna siebie na tyle, żeby wiedzieć, co jest dla niego dobre…

- Przestań! – przerwała jej Eve. – Dajesz się wykorzystywać tej bladej twarzy, usprawiedliwiasz, a nawet robisz za jego niewolnicę! Nie widzisz tego, co z tobą robi? Bawi się tobą, okłamuje! Jak możesz mu na to pozwalać!

- Bo widzisz, Eve, ja wierzę i mimo wszystko ufam mu… - oznajmiła Miranda, a jej głos stopniowo cichł.
Na dworze szarzało. Noc zbliżała się nieuchronnie, musiała wracać do domu. W pomarańczowym blasku zachodzącego słońca Eve uspokajała się, chłonąc sobą ten, bądź co bądź, piękny widok.

- W co wierzysz? – Pytanie padło tym razem naprawdę spokojnie po dłuższej chwili milczenia.

- Wierzę, bo to, czego tak w sobie nienawidzę, że czasami mam ochotę po prostu się zabić, każe mi wierzyć w to, o czym Charles nawet nie myśli. Nie dopuszcza do siebie możliwości, że mogłabym stać się dla niego kimś bliższym niż tylko przedmiotem zaspokajającym jego potrzeby, ale przyjaciółką, powierniczką, osobą bliższą niż ktokolwiek inny. Wierzę, że kiedy się postaram, to uda mi się przełamać tę barierę, którą wokół siebie zbudował.

- Zwariowałaś, Miranda – wyjąkała Eve, załamując ręce w geście rozpaczy.

- Nie zwariowałam. Po prostu wierzę. Pamiętaj, Eve. Zawsze, bez względu na wszystko, wiara czyni cuda i nie raz sprawia, że masz dość sił, by wstać i przeżyć kolejny dzień.

- Oszalałaś!

- Skoro tak się przy tym upierasz… - Westchnęła, czując, że nie przekonała dziewczyny do swoich racji. – Ale powiedz mi, kto w tym zwariowanym mieście nie przeżył tego chociaż raz? – zapytała, nie oczekując odpowiedzi, po czym wstała i wybiegła z domu.

- Wracaj! Miranda!

Dziewczyna zignorowała nawoływania i biegła do siebie.

Do domu dotarła cała i zdrowa.