Tłumaczenie opowiadania 'The drug in me is you'
Autor: Ashley Holmes
Oryginał: efpfanfic viewstory . php ? sid = 2 469450
Pozwolenie na tłumaczenie: Jest.
Tłumacz: Neilameane
Uwagi od autorki: To opowiadanie praktycznie samo się rozwinęło wokół sceny początkowej, która przyszła mi do głowy.
Zostałaby jedynie jedną z wielu scenek w mojej głowie, które od czasu do czasu „widzę" miedzy tymi dwoma, gdyby nie jedna osoba, która mnie namówiła, żeby ja opisać (zatem dzięki Silvia, wina – lub zasługa? – jest cała twoja!")
Oryginalne postaci należą do Sir Doyle'a, obecne wersje do panów Gatiss'a i Moffat'a.
Od tłumacza: dopiero zaczynam się bawić z tłumaczeniami, więc jakiekolwiek uwagi będą mile widziane. Enjoy!
Klasyfikacja rozdziału: Zielony niczym wiosenna łąka (czyli K - T, włoska strona ma inny system klasyfikacji (przyp. tłum.))
John postawił kubek herbaty na stoliku, po czym głęboko wzdychając opadł na swój fotel. Był wykończony. W ostatnich dwóch dniach, po dotrzymywaniu Sherlockowi kroku w czasie jednej ze spraw, poświęcał się przemeblowywaniu mieszkania. Nawet on nie potrafił zrozumieć, dlaczego dopiero po jakimś czasie tknęło go, by nabyć nowe meble i urządzić swój pokój, ale z jakiegoś powodu właśnie tak spędził wieczór. O tej godzinie pragnął już jedynie zrelaksować się kubkiem herbaty i może książką, więc osunął się niżej w fotelu i rozciągnął na miękkim oparciu. Zamknął oczy bezwiednie nasłuchując dźwięków, których źródłem był jego współlokator pracujący nad czymś dla niego nieznanym. Słyszał jak czymś pobrzękuje, po czym w mieszkaniu zapanowała nienaturalna cisza i John łudził się, że wreszcie może się nacieszyć spokojem. Spokojem, który nie miał trwać długo.
„John?"
Lekarz odwrócił się i zobaczył stojącego w progu kuchni Sherlocka, który przyglądał mu się z uwagą. Podniósł się i wyprostował plecy odwzajemniając spojrzenie. Detektyw zdecydowanym krokiem wszedł do pokoju i siadł naprzeciwko. John obserwował jak pochyla się do przodu, opiera łokcie na kolanach i łączy dłonie na ustach. Jego wygląd wykazywał pewne sprzeczności: nieco opadnięte powieki i lekkie cienie pod oczami wydawały się informować o zmęczeniu ciała, jednakże tęczówki rozpromienione błyskiem zaciekawienia połączonym z koncentracją typową dla momentów, w których Sherlock angażował się w eksperymenty, połyskiwały silnie spod ciemnych rzęs, stanowczo kontrastując z resztą twarzy.
„John, chciałbym o czymś porozmawiać." Celowo użył specjalnie wyćwiczonego tonu, który zawierał nutkę niepewności. Zacisnął wargi robiąc pauzę, w czasie której wpatrywał się w zmarszczki, które pojawiły się między brwiami towarzysza, i rejestrując informacje.
Przyśpieszone połykanie, szybkie ruchy gałek ocznych, wstrzymywany oddech. Zdziwienie, nerwowość. Czego się spodziewasz John? Nie próbuj zgadywać, i tak się nie domyślisz.
Korzystając z zakłopotania lekarza, bez oczekiwania na odpowiedź, Sherlock kontynuował.
„Potrzebuję twojej współpracy w ramach eksperymentu." Wstając nie dodał żadnych szczegółów. John pozwolił sobie opaść z powrotem na oparcie wypuszczając z płuc powietrze, które wstrzymywał przez parę ostatnich sekund.
„Sherlock, nie mam zamiaru pozwolić, by moja głowa wylądowała w lodówce." Odpowiedział pozwalając, by głowa opadła mu do tyłu i zauważył uśmiech Sherlocka będący odpowiedzią na ironię w jego głosie. Podążał za nim oczami, gdy ten przemieszczał się po pokoju, dostrzegając ledwie zauważalną zmianę na jego twarzy, która nastąpiła pod wpływem myśli. Detektyw zniknął z jego pola widzenia zatrzymując się cicho za jego fotelem. Położył dłoń na ramieniu Johna powoli rozciągając palce w kierunku jego karku.
Przyśpieszone bicie serca, lekkie drżenie. Więc nie masz nic przeciwko, prawda?
„Sherlock, co do-„ reszta zdania utkwiła mu w gardle, gdy Sherlock zaczął wywierać lekki nacisk na jego szyję. Przemieścił palce w kierunku jego podbródka przesuwając nimi leniwie po policzku. John poczuł jak druga ręka ociera się o materiał fotela zbliżając się do jego twarzy i dłoni, która teraz palcem wskazującym muskała jego dolną wargę. Medyk instynktownie rozchylił usta oddychając przez palce detektywa. Starał się zmusić żeby wstać i oddalić się od tego dotyku, ale zdziwienie i niepokój trzymały go nieruchomo w miejscu, a rosnąca konsternacja przesłaniała mu umysł. Co on robił, brał coś? Widział jak druga dłoń zbliża się do jego ust, ale nie zareagował zbyt zajęty próbami zapanowania nad biciem własnego serca i uspakajaniem urywanego oddechu.
W tym momencie Sherlock zatkał mu usta dłonią zastępując nią palce, które dotychczas pieściły wargi, i używając ich teraz do zatkania mu nosa.
„Połknij."Rozkazał, w końcu wsuwając ukrytą tabletkę do ust Johna, który aż podskoczył z zaskoczenia spowodowanego nieoczekiwanym gestem. Sherlock czuł jego protesty, próby wstania i wyswobodzenia się z obecnego położenia, więc tylko wzmocnił uścisk utrzymując go pomiędzy oparciem a swoimi ramionami.
„John, to nie jest niebezpieczne, połknij. To tylko eksperyment…" Przerwały mu zduszone jęki przyjaciela, który starał się odepchnąć jego ramiona. Sherlock zmarszczył brwi trochę zirytowany jego uporem. Jeszcze mocniej zacisnął palce na nosie Johna upewniając się, że nie będzie w stanie oddychać.
„Człowiek potrafi wstrzymać oddech średnio na sto dziesięć sekund, a chciałbym uniknąć nieprzyjemnych konsekwencji, zatem jeśli byś mógł zwyczajnie robić to, co ci mówię…" Zrobił krótką przerwę by zobaczyć, jak jabłko Adama przyjaciela unosi się i opada do pierwotnej pozycji, po czym wycofał obie ręce. John zerwał się na równe nogi i posłał mu mordercze spojrzenie, mrugając szybko powiekami, podczas gdy jego twarz odzwierciedlała mieszankę wściekłości i oburzenia.
Źrenice lekko rozszerzone, szczęki zaciśnięte, tętno na szyi się uspakaja. Zabawne, że wiem jak się czuje – oszukany, zmieszany, głupio – kiedy on sam nie zdaje sobie z tego sprawy.
„Co to było?" Wybuchnął John zwracając ku Sherlockowi oskarżycielskie spojrzenie, które wywołało w nim nieoczekiwany żal.
„Nic niebezpiecznego, ja tylko…"
„Sherlock, powiedz mi co właśnie połknąłem." W tej chwili były żołnierz nie miał najmniejszej ochoty wysłuchiwać wywodów współlokatora.
„Wytwarzam tabletki."
John pozostał nieruchomy, niezdolny nawet do zamrugania powiekami, niezdecydowany jak zareagować.
„Sprawdzam różne zestawienia ziół i substancji, które mogłyby okazać się interesujące, a potem obserwuję jak różne organizmy na nie reagują." Detektyw zamilkł pozwalając by minęło kilka sekund. Nie wydawało się jakoby John chciał jakkolwiek odpowiedzieć. Nadal gapił się na niego z wyrazem oszołomienia.
„John, nigdy bym cię nie zmusił do połknięcia czegoś niebezpiecznego, to jest chyba dla ciebie oczywiste, prawda?" Sherlock widział płonące wściekłością oczy współlokatora, którego usta zmieniły się w cienką linię, gdy je zacisnął.
„Musisz zrozumieć, że-"
„Że co?" Przerwał mu doktor robiąc krok do przodu.
„Że jesteś geniuszem, więc normalnym jest dla ciebie wykorzystywanie otaczających cię ludzi jako świnki morskie do swoich przeklętych eksperymentów?" John potrząsnął lekko głowa starając się ściszyć swój głos.
„Naprawdę nie zdajesz sobie sprawy jak absurdalne jest twoje zachowanie?"
„Teraz zdecydowanie przesadzasz." Na twarzy Sherlocka zarysował się uśmiech, podniósł rękę zwracając dłonie w kierunku przyjaciela jakby nie wierzył własnym uszom.
„To tylko próby, zupełnie nieszkodliwe. Trochę wyolbrzymiasz sytuacje z tymi świnkami i eksperymentami, nie wydaje ci się?"
„Nie." Padła oschła odpowiedź. Sherlock prychnął chowając górną wargę pod dolną zanurzony we własnych myślach.
„Żądam żebyś przynajmniej wpierw mnie pytał. Nie mam nic przeciwko pomaganiu tobie, ale naprawdę myślisz, że to był odpowiedni sposób angażowania mnie do współpracy?"
Sherlock pokiwał głową jakby przyznawał mu rację nadal patrząc na nieokreślony punkt na podłodze.
„Z resztą równie dobrze możesz te swoje pigułki stosować na sobie." John już się odwracał, ale na te słowa Sherlock poderwał głowę do góry i powrócił do obserwowania towarzysza.
„Oczywiście, że nie mogę, w innym wypadku właśnie tak bym zrobił." Stwierdził swoim zwyczajnym zarozumiałym tonem.
„Prawdę mówiąc nie miałoby sensu proszenie cię, bo wielce prawdopodobne, że byś odmówił." Odwrócił się kierując w stronę małej kanapy w ich saloniku i usiadł na jej brzegu. John łypał na niego ponuro i bez słowa.
„Dlaczego miałbym odmówić? W końcu powiedziałeś, że to nie są groźne substancje, prawda?"
Sherlock nie odpowiedział, ograniczył się do przytaknięcia głową. John zrobił kilka kroków w jego kierunku chcąc się dowiedzieć w jakiż to eksperyment został wplątany.
„No więc? Dlaczego nie wypróbowałeś ich sam? Dla jakich to ziół i substancji potrzebna była cała ta szopka?"
Sherlock nie mógł powstrzymać lekkiego uśmiechu, wstrzymał się chwilę z odpowiedzią przygotowując się na reakcję Johna.
„Afrodyzjaki."
