Life Happens
(Wszelkie notatki na początku rozdziałów jak i na ich końcu są przypisami autorki.)
Dementi: Doktor Who i Torchwood nie należą do mnie.
Podsumowanie: Ianto Jones wiedział, że umrze… jednak ciężko stwierdzić, kiedy Doktor ma zamiar się pokazać i coś zmienić.
To jest mój pomysł na to, jak Show-runners serialu Torchwood, mogą przywrócić do życia Ianto Jones'a, wiązało by się to z wieloma powrotami Doktora Who i obejmowało by przywrócenie David'a Tennant'a jako Dziesiątego Doktora.
W kanonie mojego opowiadania, Dziesiąty nie regeneruje się jeszcze, ze względu na fakt, że był w stanie uratować Wilfrieda bez wstrzykiwania sobie śmiertelnej dawki materiałów radioaktywnych.
W każdym razie dzieci, cieszcie się z mojej próby ożywienia Ianto Jones'a.
Były pewne rzeczy, które z pewnością się wydarzą, co do tego Ianto Jones nie miał wątpliwości. Śmierć była jedną z nich.
Następną było pozostawienie kochanych osób po swojej śmierci.
Było tylko gorzej gdy ukochanym był fantazyjnie przystojny i czarujący człowiek, który nie może umrzeć. Przynajmniej takie miał odczucia Ianto Jones gdy kontemplował nad swoją własną śmiertelność.
Pogodził się (kiedy zakochał się w Jack'u) z tym, że kiedyś umrze, Jack pójdzie dalej i będzie kochał kogoś innego, tak jak kochał Ianto. Po pewnym czasie ta myśl nie przeszkadzała Ianto tak samo, jak na początku.
Jack był typem człowieka, który, gdy kogoś kochał, kochał całym sercem i całym sobą. Ianto kochał Jack'a i wiedział , że Jack też go kocha. Tak więc wiedza, że pewnego dnia zginie nie bolała tak bardzo, ponieważ na swój sposób Jack nadal będzie go kochał po tym jak urze i odejdzie.
Kiedy jego śmierć z rąk Czterysta pięćdziesiątek szóstek była nieunikniona, Ianto był smutny, jak każdy byłby w obliczu śmierci, ale za razem dziwnie spokojny, mino krótkiego czasu z miłością swojego życia.
Co za tym idzie, był niepokojąco zdezorientowany, kiedy podniósł się do pionu – rozbudzony i żywy – z chłodnej metalowej kraty w bardzo, bardzo dziwnym pokoju, który z pewnością nie był Niebem ani Piekłem.
A wysoki, szczupły mężczyzna w garniturze i Convers'ach, kucający przed nim, uśmiechając się jak szaleniec lub dziecko w Boże Narodzenie był ostatnią osobą, którą spodziewał się tam zobaczyć. Ianto rozpoznał go natychmiast. Trudno było by nie, zwłaszcza gdy byłeś w związku (a także pracowałeś) z Kapitanem Jack'iem Harkness.
„Witaj Ianto," powiedział Doktor przechylając głowę na bok. „ Najwyższy czas się obudzić."
Ianto wziął głęboki oddech, jakby zabrakło mu tchu. „Co? Co się stało?"
„Cóż… Umarłeś."
„To wiem."
„Prawda, oczywiście, że tak." Doktor wstał i pomógł mu stanąć na własne nogi, powoli i nieco sztywno. „Jesteś mądry, to jeden z powodów, dla których Jack tak bardzo cię kocha." Serce Ianto podskoczyło na samo wspomnienie Jack'a. Jego twarz musiała pokazać te emocje, bo Doktor wziął gwałtowny wdech. „Chodzi o to, że Jack myśli, że jesteś martwy."
Ianto otworzył usta, by coś powiedzieć, ale Doktor podniósł rękę aby go uciszyć.
„Przykro mi. Przykro mi, ale on musi myśleć, że nie żyjesz, przynajmniej na razie, Ianto. Chciałbym by był inny sposób, ale nie ma."
Czuł jakby świat walił mu się pod nogami – znowu. Ianto potknął się o niezwykły panel sterowania i opadł na krzesło, które stało przed okrągłym panelem i długą kolumną.
„Dlaczego?"
To było dość proste, szczerze zadane pytanie.
Ianto spojrzał na Doktora i dostrzegł jego, ogromnie smutny wyraz twarzy. W oczach mężczyzny był żal, głęboki smutek, za utratę życia i miłości. Ianto w końcu zrozumiał co Jack miał na myśli mówiąc o głębokości emocji Pana Czasu, gdyż młody Walijczyk nie chciał nic więcej, niż pomóc temu staremu podróżnikowi w czasie.
„Ponieważ jego rola w przyszłości Ziemi w ciągu kilku następnych lat w dużym stopniu zależy od jego przekonania, że jesteś martwy."
„A nie jestem? Mam na myśli, martwy." Spojrzał na siebie po raz pierwszy od kiedy się obudził i zobaczył co miał na sobie. Musiał się uśmiechnąć na ironię tej sytuacji. Ianto Jones miał na sobie ubrania pogrzebowe.
Doktor podszedł i usiadł na krześle obok niego. „Byłeś przez pewien czas, ale potem wróciłeś."
„Jak?" Pytań nie było końca.
Chichot, który dostał od Doktora był lekki, pełen humoru, zachęcający.
„Wydaje się, że Vortex może być przekazywany między osobami, o wiele łatwiej, niż myślałem." Tym razem to Ianto przechylił pytająco głowę. Doktor podał szczegóły. "Jack był śmiertelny – kiedyś – i umarł, szlachetnie, dodam. Ale został sprowadzony przez przyjaciółkę, znajomą, która zajrzała do serca TARDIS i wchłonęła Vortex w siebie. Wyciągnięcie z niej Vortex'u zabrało moją ostatnią regenerację." Tu uśmiech Doktora zbladł. " Ale widzisz, najprostszym sposobem na przekazywanie Vortex'u między ludźmi są intymne stosunki, może pocałunek."
Była w tym insynuacja, subtelna, ale wciąż istniała. Ianto był z Jack'iem wystarczająco długo, by być bardzo dobrym w ich wyłapywaniu.
„Nie rozumiem," stwierdził Ianto. „Jak to się ma do mnie?"
Doktor pokiwał głową ze zrozumieniem. Opadł na oparcie krzesła. " Jack ma w sobie trochę Vortex'u do tej pory. To jego część, która czyni go nieśmiertelnym. Przez większość czasu pozostaje w stanie uśpienia. Problem w tym, że aktywność Szczeliny wydaje się pobudzać ten kawałek w nim, więc kiedy wy dwaj konsumowaliście swój związek, cóż… powiedzmy, że Vortex stwierdził iż ty również stworzyłbyś przyjemny domek."
To uderzyło Ianto niczym tona cegieł. "Jestem nieśmiertelny?"
„Tak jesteś."
„Ale dlaczego nie wróciłem tak szybko jak Jack normalnie? Pochowano mnie!"
Doktor spojrzał na niego krzywiąc się.
„Tak, twoja pierwsza śmierć wyzwoliła Vortex i nakłoniła go do ożywienia twojego ciała. Wydaje się, że Jack'owi zajęło o wiele dłużej niż zwykle, by ożyć po jego pierwszej śmierci. Powiedział mi, że krótsze okresy wiążą się z praktyką. W każdym razie kawałek Vortex'u, który masz w sobie jest bardzo mały, mniejszy niż ten w Jack'u, więc u ciebie potrzeba więcej czasu byś wrócił."
„Skąd wiedziałeś żeby przyjść i mnie znaleźć?"
„Bo spojrzałem w przyszłość Jack'a. Gdy Donna…"
Doktora odciągnęły jego myśli.
Ianto uświadomił sobie, że kimkolwiek była Donna, była bardzo ważna dla Doktora i, że cokolwiek jej się stało, uczyniło Doktora bardzo smutnym.
„Przykro mi z powody Donny, Doktorze."
„Nie, wszystko w porządku. Donna żyje. Ona po prostu mnie nie pamięta, nie pamięta nic poza swoim małym światem i tak ma zostać, dla jej własnego dobra i bezpieczeństwa." Smutek zachmurzył twarz Doktora, jednak szybko zniknął. „Jak już mówiłem, patrzyłem w przyszłość kilku przyjaciół, Jack był jednym z nich i widziałem go, z tobą, kilka wieków od teraz, szczęśliwie zwiedzających galaktykę. Byliście na swoim miesiącu miodowym, jednak nadal nie zorientowałem się, na którym." Przy tym Ianto uniósł brwi, zaskoczony. „Ty i Jack weźmiecie ślub, najwyraźniej, wiele razy."
„W takim razie wiedziałeś, że umrę?
Tutaj Doktor uścisnął jego ramię. „Tak. Kiedy wpadłem na Jack'a i ciebie - to jest, przyszłego ciebie - powiedziałeś mi co się stanie i, że będę musiał się tobą opiekować w pierwszych latach twojej nieśmiertelność, ponieważ Jack będzie zbyt zajęty ratowaniem świata i nie możesz go rozpraszać kiedy będzie to robił."
„Więc co teraz?"
„Będziesz podróżował ze mną," powiedział Doktor przenikliwie. "Powiedziano mi, że potrzebuje kogoś, kto trzymał by mnie w szeregu, a ty masz wysokie rekomendacje."
Ianto rozejrzał się, teraz zdał sobie sprawę , że to był pokój kontrolny TARDIS. Słyszał, o niektórych podróżach Jack'a i przygodach z Doktorem. Wydawało się, iż to dla niego za dużo do pojęcia.
Ale Ianto Jones jest bardzo racjonalną osobą, więc, biorąc pod uwagę (teoretycznie) fakt, iż Doktor właśnie podrzucił swój pomysł, sprawiał, że był jedynym wyborem, którego mógł dokonać, biorąc pod uwagę sytuację.
„Cóż, jeśli i tak nie mam nic lepszego do roboty w ciągu najbliższych kilku lat, równie dobrze mogę to zrobić."
Doktor uśmiechnął się. „Znakomicie!"
