Noc Walburgii
Gabinet dyrektora tonął w półmroku, rozjaśnionym nieco jedynie blaskiem piór śpiącego na żerdzi Faweksa. Niewielkie srebrne urządzenia na stolikach gwizdały cicho, wyrzucając od czasu do czasu obłoczki różnokolorowej pary. Na jednym z regałów znajdowała się z czcią przechowywana od ponad tysiąca lat Tiara Przydziału. Był to zaiste przedziwny atefakt, jego głównym zadaniem było przydzielanie pierwszorocznych uczniów do któregoś z czterech domów. Ale jego mało znaną funkcją było znajdowanie i kojarzenie ze sobą różnych przedmiotów. Mogła również, dzięki wnikliwej analizie ludzkich przyzwyczajeń, znaleźć danej osobie najlepiej pasującego do niej partnera.
W nieludzko cichym gabinecie rozległ się głuchy trzask i przed Tiarą stanęli Lily i James Potter.
— Mówiłem że nam się uda, mówiłem!
Lily syknęła z naganą przez zęby.
— Ciszej, James, na miłość boską, bo ściągniesz tu zaraz pół zamku!
— No dobra, w każdym razie ustalmy plan działania.
— Dostaliśmy się tutaj, bo w czarodziejskim świecie obchodzą noc Walburgii i nieliczne duchy mogą tej nocy ingerować na życie żyjących.
— Pamiętaj że mamy tylko pięć godzin by znaleźć kogoś idealnego dla naszego syna.
— James, ty naprawdę wierzysz że ten zetlały ze starości łach pomoże nam znaleźć Harry'emu chłopaka?
— Nigdy. Żaden. Z. Potterów. Nie. Był. Gejem.
Kobieta uśmiechnęła się mściwie z wyrazem bezlitosnej wszechwiedzy w oczach.
— Na pewno?
— Skąd wiesz o mnie i o Syriuszu?
— No cóż nie często widuje się jelenia tak zawzięcie kopulującego z wielkim czarnym psem...
James milczał zawzięcie patrząc na swoje buty.
— Byłem młody... głupi...
— To było na rok przed urodzeniem Harry'ego... miałeś wtedy dwadzieścia lat...
— Nie wiedziałem co robię...
— Ty nic nie robiłeś, to Syriusz odwalał całą robotę.
— No dobra, jestem gejem...
— W końcu się przyznałeś! Ale nie przyszliśmy tu po to...
Spojrzała na Tiarę Przydziału, na miejscu, gdzie znajdował się jeden ze szwów, utworzyło się rozdarcie na kształt ust.
— Czego pragniecie, duchy?
— Chcemy dowiedzieć się, kto...
— To już wiem, jaki Dom was interesuje?
— Hmm.
— No nie wiem.
— Może Gryffindor, gdzie słynie męstwa cnota...
— Bo ja wiem... Gryfoni są zbyt bohaterscy... zdecydowanie zbyt często lubią być na górze. A kogo stamtąd proponujesz?
— Seamus Finningam.
— Nigdy nie oddam syna nałogowemu masturbantowi o powiązaniach z IRA!
— Ale... może... hej, a skąd ty wiesz, że on... ?
— Milcz!
Twarz Lily spłonęła szkarłatnym rumieńcem.
— Hupellpuf łagodny i miły...
— W życiu Puchona! Roztkliwiają się tylko i płaczą...
— Ale mógłby mu się trafić ktoś...
— Tylko nie Cedric Diggory!
— Skąd wiedziałaś?
— Jaki ojciec taki syn... Wiem, co robiłeś z Amosem, ty stary...
— Wiem — jękneła z zachwytem Tiara — Slytherin przebiegły, gdzie psot się uczą zdrożnych...
— I o to chodziło! Kogo tam masz?
— Niech zerknę... Malfoy i Snape...
— Snape?!
— Snape odpada, więc pozostaje Malfoy...
— Jest bogaty, czystokrwisty, przystojny i pewny siebie.
— Pomyśl tylko: Harry, Lady Malfoy...
— No dobra, teraz lecimy do dormitorium Ślizgonów, które to piętro?
— Lochy.
Postacie zniknęły w tym sam sposób w jaki się pojawiły, a Tiara uśmiechnęła się do siebie i wymruczała z zadowoleniem:
— Do trzech razy sztuka, po raz kolejny okazałam się nieomylna.
