Hey! Ten fic jest tłumaczeniem „Broken Future" autorstwa TheRandomHachi. Ma on cztery części, a oto pierwsza z nich.
Miłego czytania.
Broken Future
Alice POV*
Jasper, dalej, proszę, proszę, NIE. Nie możesz! Zostań ze mną! Potrzebuję Cię! JASPER!!! Krzyknęłam i wróciłam do rzeczywistości. Wydawać by się mogło, że śniłam, ale ja przecież nie sypiam. Więc, to musiała być wizja. To nadchodzi, przyszłość nadchodzi nieubłaganie. Po chwili spostrzegłam, że Edward patrzy na mnie zaniepokojony. Wyglądał jakby mówił. 'Co jest grane?'. Ale nie wypowiedział tego na głos. Nikt się nie odezwał. Zdecydowałam się przerwać ciszę, ale z mojego gardła nie wydobył się żaden dźwięk. Doskonale widziałam jak wszyscy się na mnie gapią: Rosalie, Emmett, Edward, Esme i Jasper. Mój kochany, Jasper. jego twarz wypełniona była troską i bólem, spowodowanym moim cierpieniem.
W końcu Esme zdecydowała się zabrać głos. "Alice? Alice, Skarbie, co się dzieje? Co stanie się z Jasperem?"
Więc rzeczywiście wykrzyczałam jego imię. Nadal nic nie mówiąc przysunęłam się do niego bliżej i przytuliłam go mocniej, mając nadzieję,że to sprawi, iż nie odejdzie. Wszyscy wydawali się rozumieć,że jest to nasz moment i nikt nic więcej nie powiedział. Mimo to,doskonale wiedziałam, że ukradkiem mnie obserwują, aby upewnić się, że wszystko jest już dobrze. Nie,nie jest i nigdy nie będzie. Potrzebuję go! Potrzebuję Jaspera. Dlaczego, dlaczego ona musi wrócić? Dlaczego Maria powróci?
Alice POV
Zatrzymałam tę wizję dla siebie, a życie toczyło się dalej, ale nie potrafiłam o niej zapomnieć. Nie potrafiłam uwolnić się od obrazów, które ciągle do mnie powracały. "Nie chcę Cię, nie potrzebuję Cię! Jesteś dla mnie NICZYM!" Zaczęło mi się kręcić w głowie i pokój zaczął wirować. Doskonale wiedziałam, że nie mogę zemdleć, ale teraz czułam jakby cały świat rozpadał się pode mną, a moja dusza zamienia się w pył. "Jasper!" krzyknęłam z paniką w głosie. natychmiast pojawił się przy mnie i wziął mnie w ramiona. Mocno do niego przywarłam. Zbyt mocno. Wiedziałam, że sprawiam mu ból,ale ten jedyny raz nie zwracałam na na to uwagi. Nie wiem jak, po prostu nie obchodziło mnie to. Potrzebowałam go i nie wypuściłam ze swoich objęć przez dobrych kilka godzin. Nie odezwał się ani słowem, próbując ukryć fakt, że sprawiam mu ból. W końcu po kilku godzinach musiał pójść zapolować, a potem film mi się urwał. Jedyne co pamiętałam, to Esme kołyszącą mnie kiedy płakałam nieistniejącymi łzami. 'Jasper, potrzebuję Cię. Wróć, jesteś dla mnie wszystkim.' "Jesteś dla mnie NICZYM!!!" Krzyknęłam ponownie, tym razem dużo głośniej. Esme starała się mnie uciszyć, ale nadszedł ten moment, moment, który sprawił, że wszystko się rozpadło. Dzwonek do drzwi, zapach wampira i zapach zemsty.
Trzy zdecydowane puknięcia i wszystko. Trzy głośnie puknięcia, które doprowadziły mnie do histerii. "NIE!!!" wrzasnęłam do Esme. Moje serce się rozpadło, rozdarła je swoimi czerwonymi paznokciami. Jej czarne włosy falowały na wietrze w zimną, deszczową noc, a jej skrzeczący śmiech wyraźnie ze mnie kpił. Wtedy Edward przywrócił mnie do rzeczywistości. "Alice! ALICE! Na wszystkich świętych! Byłaś w stanie podobnym do śpiączki przez godzinę. Co się do cholery tutaj dzieje!?" Wrzasnął na mnie.
Godzina? Ona już tu była. Jasper wrócił. Drżącymi dłońmi złapałam Edwarda kiedy próbowałam wstać, a kiedy po chwili stałam chwiejnie na nogach, skoczyłam do poręczy i zrobiłam w niej wielką wyrwę usiłując utrzymać się w pozycji pionowej. Esme chciała coś powiedzieć, ale jedno spojrzenie na moją twarz wystarczyło, aby powstrzymać ją przed zabraniem głosu. Wbiegłam do salonu i wylądowałam na kimś na ziemi. Uścisnęłam go mocno, myśląc, że to Jasper, ale Emmett wstał i postawił mnie na nogach. "Co w Ciebie dziś wstąpiło, siostrzyczko?" zapytał. Ale w jego tonie nie było słychać wesołości jak zwykle. Tym razem jej miejsce zajęła troska. Ale mnie to nie obchodziło. Musiałam znaleźć Jaspera. Tylko to się dla mnie liczyło.
Wpadłam do kuchni i gwałtownie się zatrzymałam. Zobaczyłam Marię i Jaspera. Głęboko patrzących sobie w oczy. Ich twarze były tak blisko siebie...
Gapiłam się na nich niezdolna wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Maria spostrzegła mnie jako pierwsza i odwróciła się w moją stronę z głośnym westchnięciem, mówiącym 'no i nici z pocałunku, Twoja głupia dziewczyna tu jest.'
Gdybym mogła płakać, zrobiłabym to tu i teraz. 'Jak on może mi to robić?' .
W końcu i on odwrócił się w moją stronę, lecz nie spojrzał mi w oczy. To Maria przerwała ciszę "To musi być ta Twoja mała znajoma." kiedy użyła słowa 'znajoma' przesadziła, zabrzmiało to jakbym była nikim ważnym. Zlustrowała mnie z góry do dołu i wyglądała jakby starała się nie roześmiać. Spojrzałam na siebie, byłam w ubraniach z przed dwóch dni, które były niemiłosiernie wygniecione, a dodatkowo moja fryzura była kompletnie zrujnowana i wyglądała jakby jakiś ptak uwił sobie gniazdo na mojej głowie. Z kolei Maria była jedną z tych meksykańskich piękności. Miała gęste, czarne włosy, które spływały na jej ramiona, szczupłą sylwetkę, skórę o odcieniu karmelu, jasne, czerwone wargi,i długie, ciemne rzęsy. teraz, kiedy nas porównałam, mogłam zrozumieć czemu się śmiała. W tym czasie zeskoczyła ze stołu na którym siedziała i wyszła z kuchni. Stanęła na progu mówiąc "Jaz, będę w moim pokoju, gdybyś mnie potrzebował..." i przesłała mu całusa za pomocą dwóch palców, którego Jasper złapał w swoje dwa. A może powinnam na niego mówić Jaz? A nie Jazzy jak miałam w zwyczaju. Podeszłam don niego i wzięłam jego dłoń. Usiadłam na stole , objęłam go za szyję i pocałowałam go delikatnie. Żadne z nas się nie odezwało. Ciszę przerywał dźwięki filmu, który reszta oglądała w salonie. Nie chciałam mu pozwolić odejść ode mnie choćby na sekundę, ale wszystko zmąciło pojawienie się Edwarda, który oświadczył nam, że niedługo odwiedzi nas Bella i oboje z Jasperem powinni wybrać się na polowanie.
Nie miało znaczenia to, że Jasper polował zaledwie dwa dni temu. Kiedy zjawiała się u nas Bella wszyscy pilnowali się jak tylko mogli. Niestety Jasper musiał iść, a ja musiałam mu na to pozwolić. Zostałam siedząc na kanapie. Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie, że Jasper nadal mnie obejmuje. W pewnej chwili poczułam dwie dłonie obejmujące mnie. Przez chwilę pomyślałam, że może Jasper już wrócił, ale gdy otworzyłam oczy, zobaczyłam, że to tylko Edward. To, że próbował mi jakoś pomóc było z jego strony bardzo miłe, ale w pewnym sensie tylko pogorszył wszystko. Rozejrzałam się po pokoju. Rosalie siedziała w fotelu czytając, ale spoglądała na mnie wyraźnie zaniepokojona. Carlisle zagłębił się w jakichś dokumentach. Wydawało mi się, że na mnie patrzy. jedno oko w papierach, drugie na mnie.
Wstałam, nie chciałam, żeby patrzyli na mnie przez cały czas. "Idę wziąć kąpiel." powiedziałam i poszłam na górę.
Patrząc na płynącą wodę, rozebrałam się, weszłam do wody, i schowałam głowę pod wodą. Leżałam tak chyba ze dwadzieścia minut, kiedy nadeszła kolejna wizja. Dwoje ludzi, Jasper i ktoś jeszcze, ktoś kogo twarzy nie mogłam zobaczyć, stali w lesie, a Jasper przemawiał, "Chylę czoła i przepraszam Panią", potem opowiedział jej historię o naszym spotkaniu i życiu. Złośliwy uśmiech tej drugiej osoby i jej słowa, słowa Marii "Ha! Jak możesz tak żyć, Jazzy? Mieliśmy razem tyle przygód. Tyle zabawy. Tęsknie za Tobą i za tym co razem mieliśmy. Chcę to odzyskać. Chcę Ciebie. Potrzebuję Cię." jej czerwone wargi dotknęły ust osoby, którą kocham i mój świat się rozpadł.
Koniec części pierwszej
*POV - point of view - punkt widzenia (osoby)
