2160 rok, 6 lat po zakończeniu wojny z Ludźmi Nieba.
Jake powoli zaczął się budzić, a raczej coś go zaczęło budzić. Jeszcze porządnie nie zaczął myśleć, a zaklął pod nosem po angielsku. – Cholera. Neytiri nigdy nie da mi się porządnie wyspać – Pomyślał i otworzył oczy. – Co do…?! – Wrzasnął, po czym prawie wypadł z hamaka.
-Wstawaj, Jakesully! Dzisiaj czeka nas pracowity dzień! – Powiedział jakiś mężczyzna, którego półżywy Jake nie poznał. Wstał, po czym udał się na śniadanie. Nie zastał nikogo. Nagle zauważył, że przecież jeszcze nawet nie wstało słońce! – Pięknie – Pomyślał – Po prostu pięknie. – Powtórzył, po czym poszedł nad wodospad. Zastał tam jakiegoś członka Omaticaya.
-Hej, co tu robisz o tak wczesnej porze? – Zapytał zdziwiony Jake.
-Siebie spytaj! - Odrzekł mu oburzony Na'vi, i odszedł w stronę wioski.
-Jakiś przewrażliwiony… - Pomyślał Jake, po czym usiadł i napił się. Woda była mętna, lecz on nie zwrócił na to uwagi. Jego myśli zaprzątał osobnik, który go obudził, a dokładniej, co miał na myśli mówiąc „pracowity dzień".
Dwie godziny później cała wioska obudziła się już do życia. Jake usiadł koło swojej luby, Neytiri, przy ognisku. Jadł za dwóch, bo musiał uzupełnić zapas energii, której nie uzupełnił przez wczesną pobudkę.
-Bardzo dużo dziś jesz, Jakesully, zostaw coś dla nas – Roześmiała się Neytiri, po czym wzięła kawałek mięsa z Yerika i pochłonęła je w parę chwil. – No, to jak? Idziemy na to polowanie? – Powiedziała, po czym Jake od razu sobie wszystko przypomniał. Pracowity dzień! Przejął się tym okropnie, był absolutnie nieprzygotowany na coś takiego. Jedyne co mu przeszło do głowy, to wziąć łuk i udawać, że doskonale o tym pamiętał.
-Czemu nie, ruszajmy. – Powiedział Jake i razem z innymi puścił się biegiem na zewnątrz hometree, gdzie już na nich czekały pa'li. Wziął swój łuk i jednym susem wskoczył na zwierze po czym ruszył razem z innymi w stronę puszczy. Gdy już tam dotarli, wyraźnie przejęty Hasey powiedział:
-Tam się coś rusza, Jakesully!
-Boisz się? – Złośliwie skomentował Irayo
-Bez takich, zaraz to sprawdzimy. – Powiedział Jake, po czym pokierował grupę w stronę gdzie znajdowało się to „coś", co widział Tswayon. Był całkowicie przekonany, że to była jedynie iluzja. Pozory mylą…
