Kiedy bajka się zaczęła, oboje młodzi i piękni, zakochali się w sobie bez pamięci.
Anna codziennie pielęgnowała włosy z większą dokładnością, niż dotychczas, a nowo zamawiane suknie szyto z najcudowniejszych barw materiałów. Zdobiła ją wyłącznie jej najlepsza biżuteria, a perłowy naszyjnik z literą „B" nosiła jeszcze dumniej, niż przedtem, bowiem inicjał na jej klatce piersiowej każdemu uświadamiał, że oto właśnie rozmawia z jedną z panien Boleyn, kobietą, którą król obdarzył względami.

Henryk zaś, choć nie lubił pisać, począł tworzyć listy opowiadające o jego uczuciach i pragnieniach, które zajmowały po kilka stron gładkiego, królewskiego papieru.
Anna czytała je z zapałem i nieznikającym uśmiechem. Na jej twarzy gościły wtedy rumieńce, które, jak twierdził jej brat Jerzy, dodawały uroku.

Jak w każdej bajce, droga do szczęśliwego zakończenia musiała być wyboista.

Henryk szalał z uwielbienia dla Anny, a ona, nie chcąc pogodzić się z losem zapomnianej damy o okropnej reputacji, który prędzej czy później dopadłby ją, gdyby została meitrese en titre, odmawiała mu nieugięcie i z niezwykłą stanowczością.

Pożądanie to pragnienie, które obezwładniło umysł Henryka. Król był pewien, że to Anna winna zostać matką Anglii i włożyć królewskie klejnoty.

Rozwód z Katarzyną był kolejną próbą dla dwojga kochanków, bowiem trwał dłużej, niż wszechmocny Henryk przewidywał. Ale po cóż jest władza...?

Jako głowa kościoła porzucił córę Hiszpanii i wysłał ją tam, gdzie ani jej córka, ani dworzanie mieli jej nie widywać. Odtąd piękna Boleyn tańczyła w pałacowych komnatach.

Gdy włożyła na głowę koronę, stała się tą najszczęśliwszą, jak głosiło jej pełne optymizmu motto.

Kiedy się śmiała, robiła to najgłośniej, a gdy szła w tany, jej zwinne ruchy obserwowali wszyscy dokoła, nawet ci, którzy wcześniejszymi porankami przeklinali jej imię w myślach. Wszystko, co robiła było perfekcyjne. I choć urodziwszy córkę, miast syna, nagle w to zwątpiła, to i wtedy sprawiła się nienagannie, bowiem to za czasów elżbietańskich Anglia stała się złotym krajem.

Bajki kończą się formułką o tym, że bohaterowie żyli długo i szczęśliwie. Jednak czarny maj, roku trzydziestego szóstego, wieku szesnastego, uświadomił Najszczęśliwszej, że to nie historia z książki zdobionej kolorowymi obrazkami dla dzieci.

Wyjrzała za okno Tower i nie zobaczyła pięknego zamku na wzgórzu, jak to bywa w powieściach. Spostrzegła jedynie smutek i unoszącą się w powietrzu nienawiść. Poczuła na sobie wzrok śmierci i jedynym dla niej pocieszeniem, mógł być fakt, że wszystko co w życiu osiągnęła, należy do niej. Nie do króla, czy ojca, Jerzego, lub Marii. Do niej. Nie była nikomu niczego winna.

Ostatnia strona tudorowej niebajki kończy się w majowy poranek, kiedy niebo było czyste, a letni wiatr owiewał delikatnie twarz Anny, która idąc na szafot, nie czuła już lęku, a jedynie snuła plany, bo nawet śmierć nie powstrzyma największej marzycielki w historii Anglii.