Prolog

Kiedy Lyserg odszedł do X-Laws poczułem, że spadam. Moje serce w jednej sekundzie rozpadło się na miliony kawałków, które wbiły się w moją duszę, raniąc ją dotkliwie. Zielonowłosy chłopak zostawił mnie samego z moim bólem, nie przejmując się tym, że cierpię.
Chyba właśnie to bolało mnie najbardziej - fakt, że nie jestem dla niego żadnym autorytetem, nikim istotnym. Miałem ochotę płakać, rwać włosy z głowy, krzyczeć... ale walczyłem. Moim celem stała się już nie pomoc Mistrzowi Yoh, tylko uratowanie Lyserga. Teraz wiem, że dla tego chłopaka zrobiłbym wszystko. Mimo moich chęci i obietnic, londyńczyk prawie stracił życie. Do tego czasu to sobie wypominam.
Kiedy Lys pracował dla X-Laws był narażony na wiele niebezpieczeństw. Powoli wciągali go do tej swojej sekty. Odrzucił Ducha Stróża, nie chciał nas słuchać. Wciąż jednak nie potrafiłem się z tym pogodzić i nie dawałem za wygraną, starając się przemówić mu do rozsądku. Jego zimne spojrzenie zawsze mnie uciszało.
"To już nie jest ten sam Lyserg", powiedział pewnego razu Ren. Zacisnąłem wtedy pięści i ledwo powstrzymałem łzy. Tak, tak, wiem. Płaczący Ryu - pełna groteska, ale to naprawdę bolało. Chciałem mu pomóc, ale szansa na to malała z każdym dniem.
Czy jesteście więc w stanie wyobrazić sobie moją radość, gdy zobaczyłem Lysa całego i zdrowego?
W tamtym dniu X-Laws przegrało. Hao wybił ich co do jednego - poza Lysergiem. Uciekł. Udało mu się przeżyć. Odetchnąłem z ulgą i pobiegłem w jego kierunku. Już miałem w radością wziąć go w ramiona, kiedy zobaczyłem krew. Wszędzie w okół była krew.