Tytuł oryginału:Stacked Odds

Autor: sponsormusings

Tłumaczenie za zgodą i błogosławieństwem Autora


Rozdział Pierwszy

Katniss

W poranki takie jak ten jestem tak gorzka i zła, że już nie poznaję samej siebie. W lesie wie je rześki wietrzyk i zauważyłam co najmniej tuzin zwierząt które mogłyby być łatwym łupem. Ale polowanie przestało być dla mnie koniecznością, jedynym sposobem przetrwania dlatego czuję że straciłam zainteresowanie. Prawie rok temu wygrałam Głodowe Igrzyska i mam teraz więcej pie niędzy i jedzenia niż kiedykolwiek wcześniej było to możliwe. Nie muszę już polować by przeżyć i ta myśl niemal mnie zabija.

Oczywiście to, że za każdym razem kiedy unoszę łuk przypominam sobie zapłakane oczy Rue która prosi mnie bym jej zaśpiewała, również nie pomaga. Przypominam sobie jej ostatnie tchnienie kiedy stała się kolejną ofiarą igrzysk. Do końca życia będę nienawidzić ludzi z Kapitolu za to co jej zrobili i za to że odebrali mi radość życia. Dzisiaj czuję tę nienawiść mocniej niż kiedy kolwiek.

Dzisiaj są Dożynki.

Dwanaście miesięcy wcześniej

Patrząc na Kapitol nadal nie mogę uwierzyć w słowa które wypowiedziałam.

-Zgłaszam się na ochotnika. Chcę być trybutem.- Nie wiedziałam nawet co mówię ale nagle rzuciłam się w kierunku strażników pokoju prowadzących Prim na scenę. Oczy Prim patrzyły na mnie z przerażeniem a jej krzyk ledwo pozwalał mi utrzymać własne nerwy na wodzy. Spazmatyczny szloch matki. Pełne smutku i zaskoczenia oczy Gale'a. „No dalej Kotna." Nawet kiedy ogląda łam powtórkę w pociągu do Kapitolu razem z Haymitchem i Effie, Mentorem i Opiekunką Dystryk tu Dwunastego nadal nie docierało do mnie co właściwie zrobiłam. Nie zwróciłam uwagi na wyraz powściągliwego podziwu na ich twarzach. Wiele czasu minęło odkąd ktoś z naszego dystryktu zgło sił się na ochotnika. Tak wiele, że nikt nie wie czy to się kiedykolwiek zdarzyło. Teraz w samotności mojego pokoju to do mnie dotarło. Wezmę udział w igrzyskach. Sama się zgłosiłam. Umrę. Ale przy najmniej ocaliłam Prim.

Myślałam o drugim trybucie w pokoju po drugiej stronie korytarza. Baden Woodhouse po chodził z miasta, był synem rzeźnika. Przed dzisiejszym dniem nawet z nim nie rozmawiałam, lu dzie z Miasta i ze Złożyska nie spędzają ze sobą czasu, ale wydawał się miły. Nie żywiłam jednak co do niego zbyt wielkich nadziei ponieważ od rana nie przestał płakać. Jedna część mnie mu współ czuła, podczas gdy druga życzyła sobie tylko tego żeby wreszcie się uspokoił. Trzymałam z tą drugą stroną ponieważ współczucie sprawiłoby że byłoby mi trudniej wrócić do domu bez niego. A to wła śnie zamierzałam zrobić. Obiecałam Prim że wygram a ja nie łamię danego słowa.

Wzdycham. Dotrzymałam słowa. Nie bacząc na przeciwności losu wróciłam do domu w Dystrykcie Dwunastym. Ale nie jestem już tą samą dziewczyną która stąd wyjechała. Wszyscy o tym wiedzą. Moja matka, która co noc uspokaja mnie kiedy z krzykiem wybudzam się z koszma rów. Jeżeli igrzyska przyczyniły się do czegoś dobrego, to było tym naprawienie mojej relacji z mamą. Nareszcie to ona mogła opiekować się mną i mocno się tego trzymała. Obie wiedziałyśmy że stara się nadrobić pięć lat opuszczenia. Prim, której optymistyczne podejście do życia zawsze mnie dopingowało teraz musi starać się jeszcze mocniej, Wiem, że za każdym razem kiedy widzi mnie zwiniętą w kłębek na kanapie i gapiącą się w ścianę, obwinia się o zmiany jakie we mnie za szły. Bez względu na to ile razy jej powtarzam że nie powinna. To nie była jej wina i ona nie miała prawa się obwiniać. To była wina Kapitolu. Nie mniej, nie więcej. Ale ziarno zostało zasiane i wie działam jak bardzo ją to męczy.

Mój najlepszy przyjaciel Gale. Mój kumpel od polowań. Mój powiernik. Przez ostatnie czte ry lata, odkąd nasi ojcowie zginęli w tej samej eksplozji w kopalni, spędzaliśmy ze sobą całe dnie w lesie otaczającym dystrykt. Żywność zawsze była w Złożysku trudna do zdobycia więc większość rodzin miała do wyboru zapisanie się po przydziały zbożowe albo zgodę na to że ich ro dziny umrą z głodu. Przydziały zwykle wygrywały. Ale mój ojciec, podobnie jak ojciec Gale'a, byli zdecydowa ni zrobić wszystko aby zbuntować się przeciw zasadom Kapitolu i byli doświadczonymi myśli wymi-zbieraczami. Kiedy podrośliśmy obaj zaczęli przekazywać nam swoją wiedzę na wszel ki wy padek. Ojciec nauczył mnie jak trzymać łuk, pływać i rozpoznawać rośliny i kwiaty, wszystko co było jadalne i trujące. Ojciec Gale'a nauczył go robić skomplikowane wnyki i tego jak bezsze lestnie poruszać się po lesie. Nie sądzę aby nasi ojcowie podejrzewali że tak wcześnie umrą i chcie li żeby śmy połączyli siły w czasie naszych nielegalnych polowań ale tak się właśnie stało.

Widzę jak bardzo działa na niego moje złe samopoczucie. Bardzo chciałby żeby wróciła jego dawna przyjaciółka. Jest mi z tym źle ale nic na to nie poradzę. Już nie jestem Katniss Everde en, kłusowniczką z Dystrytu 12. Jestem Katniss Everdeen, triumfatorką a od dzisiaj także Mentor ką.

Zostawiam Gale'a żeby przehandlował naszą nędzną zdobycz na rynku i wracam do domu w Wiosce Zwycięzców. Mama i Prim mieszkają tutaj ze mną, przez co jest mi z tym łatwiej. Jako Triumfatorka zasłużyłam na przywilej zamieszkania w pięknym domu wyposażonym w luksusy godne Kapitolu. To było miłe ale czasami czułam się jakby ktoś ciągle mnie obserwował, i szczerze mówiąc, wcale bym się nie zdziwiła gdyby tak było.

Naszym jedynym sąsiadem jest Haymitch Abernathy, drugi w historii Triumfator z naszego dystryktu, który jeszcze żyje. Chociaż moim zdaniem przypomina to raczej egzystowanie wypełnio ne oparami alkoholu i nieodpartą chęcią zapicia się na śmierć. Przez wiele lat niesprawiedliwie go osądzałam, podobnie jak inni mieszkańcy Dwunastki. Ale po tym co sama przeszłam rozumiem dla czego wybrał takie życie. Mimo iż wcale nie jest mu łatwo. Przygotowując się na dzisiejsze dożyn ki przypominam sobie co powiedział mi Haymitch w drodze powrotnej.

Spojrzał na mnie przenikliwie i pociągnął łyk z piersiówki która zdawała się być przyrośnię ta to jego lewej dłoni.

-Teraz zacznie się prawdziwa harówka. - Zaczął. Spojrzałam na niego zaskoczona.

-Żartujesz sobie?...Nie pamiętasz co robiłam na arenie?-Potrząsnął głową.

-Poradziłaś sobie z areną, Kochanie. Nadal nie wiem jak ci się to udało. - Ja wiedziałam, to się nazywa morderstwo. - Ale musisz zrozumieć, że chociaż jesteś triumfatorką, wcale nie wygrałaś. Twoje życie stanie się niekończącym się ciągiem dożynek, mentorowania i patrzenia ja twoi trybuci umierają na arenie. Uwierz mi, tak właśnie będzie. Po raz pierwszy od dwudziestu trzech lat rozma wiam w powrotnym pociągu z kimś kto nie jest mną samym.- Przerywa abym mogła przyswoić jego słowa. - Za pół roku ruszymy w Tournee Zwycięzcy podczas którego staniesz oko w oko z rodzinami dzieciaków które zginęły na arenie. Będziesz musiała się uśmiechać i do nich machać chociaż ła mie ci się serce i życzysz sobie tylko tego byś mogła być tak samo martwa jak te dzieciaki. Za na stępne pół roku, podczas kolejnych dożynek wraz ze mną stawisz czoła kolejnej parze jagniątek, któ re zaprowadzimy na rzeź.

Czuję, że chce mi powiedzieć coś jeszcze, ale się powstrzymuje. Odwraca oczy wilgotne od alkoholu i braku snu i patrzy przez okno na lasy Dwunastki.

-Twoja przejażdżka jeszcze się nie skończyła. Bez względu na to jak bardzo tego chcesz.

Minął rok i tak jak przepowiedział siedzę obok niego na scenie przed Budynkiem Sprawie dliwości. Widzę że stara się zachowywać jak najlepiej ponieważ czuje się odpowiedzialny za to że bym jak najlepiej to wszystko zniosła. Trybutką zostaje dziewczynka ze Złożyska, ale nie wiem kim ona jest. Ma jakieś czternaście lat i kiedy wchodzi na scenę jestem zaskoczona wyrazem dumy na jej twarzy. Haymitch pochyla się ku mnie a jego oddech jest gorący i śmierdzi alkoholem.

-Ona myśli, ze będzie następną Katniss Everdeen. - Mówi, a ja czuję jak serce wpada mi do żołądka. Nikt nie powinien chcieć być drugą Katniss Everdeen. Znowu skupiam uwagę na Effie i mam ochotę uśmiechnąć się ironicznie na widok jej jaskrawoniebieskiego kostiumu. Niestety na stępne imię które wyczytuje ściera z mojej twarzy uśmiech i sprawia że z mojej głowy uciekają wszystkie myśli.

-Peeta Mellark!

Cholera.