Miasto Nevarra, trzy lata po zakończeniu piątej plagi

Półtora roku, 548 dni i kilka godzin. Tyle czasu minęło od jej zniknięcia. Teraz znajduje się w jednym z najbardziej suchszych i piaszczystych krajów świata. Na dodatek jest strasznie zimno. Nie przywykła do tego klimatu, choć podobno tak jak większość jej rówieśników urodziła się właśnie tutaj. Brakowało jej tych ciepłych nocy, obfitych deszczów ale przede wszystkim lasów. Tutaj rzadko można było spotkać jakiekolwiek drzewo, a jeśli już to bardziej przypominało ono wysokie źdźbło trawy niż chociażby sosnę czy dąb.

Elfka siedziała w jednej z miejskich tawern, trzymając w rękach litrowy kufel piwa.

Ciekawe co by powiedział krasnolód gdyby mnie zobaczył z tym trunkiem w dłoniach.

Jej twarz zakrywał kaptur od zielonej opończy- jedna z dwóch pamiątek po jej klanie. Wzięła potężny łyk piwa i porządnie przyjrzała się pozostałym gościom oberży. Barman i jego pomocnica, grupka strażników miejskich ewidentnie rozluźniających się po zmianie siedzących po środku pomieszczenia, w prawym rogu grupa mężczyzn, zapewnie rolników, grających w karty no i ona w drugim rogu. Na pierwszy rzut oka widać, że nie było to najpopularniejsze miejsce w mieście, ale na pewno tanie jeśli chodzi o nocleg. Sięgnęła do prawej kieszeni swojej opończy i wyjęła małe, brązowe zawiniątko. Ostrożnie położyła je na blacie stołu i rozwinęła. W środku okazało się znajdować drewniana fajka i kolejne opakowanie z tytoniem. Zapach tej ususzonej i zmielonej rośliny potrafił ją skutecznie odprężyć. Poznała ją wraz z jej pierwszą miłością, gdy oboje pewnego wieczoru postanowili zakraść się do pobliskiego miasteczka w Oralis by zobaczyć jak żyją shemleni. Mieli wtedy zaledwie 14 lat i spokojnie mogli udawać elfy z obcowiska. Jednak nie oni. Uważali się wtedy za sprytnych i trudnych do złapania. Co prawda kradzież im się udała, jednak uchowanie się z dobytkiem już niekoniecznie. Opiekunka sprawiła im odpowiednią karę, Paivel co prawda starał się ich jakoś wytłumaczyć ale nie bez skutku. Opiekunka była dobrą, ale trzymającą się swoich reguł elfką, dlatego wszyscy mieli dla niej ogromny szacunek i to nie tylko elfy z jej klanu.

Jej przemyślenia przerwało wejście, dwóch templariuszy. Nie znosiła tych zakonników, choć mogła wymienić kilkoro z nich dla których żywiła spore uznanie. Elfka starała się nie wykonywać żadnych gwałtownych ruchów jednak zauważyła spore napięcie wśród gości, gdy templariusze weszli do środka. Nie tylko oni, całe ciało elfki zesztywniało.

Mężczyzna i kobieta. Jedno koło 30, drugie jeszcze nie skończyło 25. Łowca i jego uczennica.

Nowoprzybyli rozejrzeli się uważnie po pomieszczeniu i przez chwilę ich wzrok stanął na elfce. Ich uwagę jednak odwróciła pomocnica barmana, która chciała usadowić gości. Łowca podniósł prawą dłoń w geście podziękowania i przywołał do siebie barmana po cichu zadając mu pytanie, na które ten drugi skwitował skinieniem głowy.

Zakonnicy postali jeszcze chwilę i w końcu opuścili lokal. Goście powrócili do swoich zajęć, zaś Kobieta spojrzała w stronę barmana.

Jednak niektórzy shemowie mają trochę oleju w głowie.

Po jakimś czasie, gdy opróżniła swój kufel i wypaliła zielę wyruszyła do wynajętej sypialni zaznać upragnionego odpoczynku.

Kilka godzin wcześniej- miasto Nevarra

-Przecież ten cholerny elf nie mógł tak po prostu zniknąć!

-Komturze zdaję sobie sprawę z sytuacji…

-Zdajesz sobie sprawę? ZDAJESZ SOBIE SPRAWĘ?!

Komtur Dorian mocno uderzył dłońmi o blat, tak że strażnik Antos podskoczył na krześle.

-Ten, ten… złoczyńca w ciągu kilku godzin narobił niezłego namieszania w mieście i zabił przy tym grupę jednych z moich lepszych ludzi! 20 TRUPÓW JEDNEGO DNIA!

-Chyba jednak nie byli tacy dobrzy, Ci Twoi templariusze skoro sobie nie poradzili z takim chuchrem.

-Nie kpij sobie ze mnie Antos. Dobrze wiesz, że sytuacja i tak robi się co raz bardziej napięta.

Dorian powoli się uspokajał. Ta cała sytuacja z wysyłaniem jego ludzi do Wolnych Marchii, jakiś szalony elf, który ewidentnie za dużo sobie pozwala, jeszcze tylko powrotu smoków mu brakuje.

-Komturze, czy mogę wreszcie dojść do słowa? –spytał zniecierpliwiony Antos.

-Mów kapitanie.

-Tak się składa, że elf nie zabił byle kogo. Ofiarą, jest nie kto inny a jeden z mistrzów Kruków.

Templariusz spojrzał z niedowierzaniem na strażnika, który uśmiechał się w nonszalancki sposób.

-A jak wytłumaczysz to, że moi ludzie wyczuli magię krwi?

-To nie był elf. To towarzyszka mistrza, apostata. Starała się obronić swojego pracodawcę, przed napastnikiem.

Komtur przez chwilę się zastanowił i rzekł:

-Wygląda na to, że ktoś tu chce wyrównać rachunki. Nie powiem, że morderca nam w pewnym sensie nie pomógł jednak i tak należy go odnaleźć. Wyślij 5 swoich ludzi, ja zaś poproszę kilku Łowców by go poszukali.

Antos skinął głową i wstał z krzesła, pozostawiając starego templariusza w swoim gabinecie.

Tymczasem, w tawernie „Zielony smok"

Niech to szlag tę cholerną apostatkę i jej magii krwi! Durna szemlenka! Dlaczego musiała tam akurat być maleficar, dlaczego?

Uciekinierka cała trzęsąca się ze złości, siedziała zamknięta w schowku na miotły. Cała ta sytuacja mocno ja zdenerwowała. Nie chciała zabić tych zakonników, ale nie mogła pozostawić żadnych świadków. Mistrz był martwy i to było najważniejsze. Czuła, że w pewnym sensie mieszkańcy powinni być jej wdzięczni za to, że taka osoba jak on nie żyje. Nie wspominającym o tym, że jej głowa była chociaż w jednej części bezpieczna.

Niespodziewania ktoś otworzył schowek, a elfkę oślepiły jasne promienie słońca. W progu stał mężczyzna przy kości. Gdy dziewczyna przyzwyczaiła się do słońca spojrzała na przerażonego shemlena i gdy ten zamierzał już krzyknąć na pomoc, elfka rzuciła się na niego i powaliła na podłogę. Swoimi nogami przytrzymywała jego ręce, zaś jedną dłonią zatkała mu usta, a palcem wskazującej drugiej przyłożyła do swoich ust.

-Jeśli shem będzie grzeczny nie poderżnę mu gardła.

Meżczyzna jeszcze bardziej przerażony zaczął się powoli wyrywać. Napastniczka szybkim ruchem wolnej dłoni wyjęła krótki sztylet i przyłożyła mu do skroni.

-Ile wart jest Twój nędzny żywot shemie? 50 srebrników? Może więcej? Chętnie Ci zapłacę, tylko się uspokój!

Mężczyzna przez łzy pokiwał trzy razy głową.

-Teraz Cię puszczę tylko mam jeden warunek. Nie będziesz krzyczał.

Elfka powoli zeszła ze swojej ofiary. Schowała sztylet i sięgnęła to kieszeni opończy, wyjmując z niej 5 złotych monet.

-To za, że nie krzyczałeś, za nocleg w tej oberży i za żarcie.

-Tyle warte jest słowo elfa?

-Czy to za mało? –spytała dość niepewnie. Chciwość ludzi nie ma granic.

-To Ty jesteś tym elfem co zabił dziś jednym cięciem 10 templariuszy?

-Jednym? Ja naliczyłam ich co najmniej kilkanaście. Templariusze to niełatwi przeciwnicy. A i w tej cenie jeszcze jest wliczone Twoje milczenie.

-Moje milczenie?

-Mnie tutaj nie było jasne? –przybliżyła się do mężczyzny tak, że dokładnie widział jej szaro-zielone oczy-nigdy mnie nie widziałeś, jestem tylko wędrownym elfem. Zrozumiałeś?

-Kim Ty jesteś?

-Nazywam się Asha. Asha Mahariel

-Znam to imię…zaraz, zaraz czy Ty nie jesteś…

-Tak zwanym Bohaterem Fereldenu? Niestety to ja.