WŁASNOŚĆ DIABŁA

Na Noah wszyscy mawiają, że diabeł dba o swoją własność. I wszyscy się mylą. Liczyć na opiekę u diabła – to jakby wierzyć, że Ziemię przejęły ogrodowe wróżki i zapylają tam nagietki na ruinach dawnych miast. Opieka diabła? Diabeł o nic nie dba, nic go nie obchodzi. Ale wszyscy ci, którzy o tym mówią, wciąż żyją w iluzji wróżek i niczego nie rozumieją. Nie wiedzą, że nieważne jest, czy diabeł dba o swoją własność, czy nie. Opieka? Diabeł nigdy niczego nie daje. Ci, co w to wierzą – mają szczęście. Wciąż jeszcze w coś wierzą.

Jonah Matsuka już dawno nie wierzył.

Najpierw przestaje się wierzyć we wróżki, potem w system, w ludzi i Mu, w siebie właściwie nigdy się nie wierzyło, wreszcie nie wierzy się już w nic. A już na pewno nie w niczyją opiekę. Matsuka nie potrzebował opieki, naprawdę nie. Dało się bez niej przetrwać, jakoś żyć w tym nieustannym, znajomym strachu, przemykać się z miejsca na miejsce. Matsuka dawał sobie radę – aż do dnia, kiedy diabeł uczynił z niego swoją własność. Dopiero wtedy to poczuł. Jakby cały świat stanął na głowie – albo raczej nagle nabrał sensu, wypoziomował się, uspokoił.

Własność diabła.

Cyniczne-naiwne-nieświadome dzieci z krainy wróżek wierzą w zysk i stratę, w opiekę i dbałość w zamian za poddaństwo. Przeżywają życie zakładając, że zawsze znajdzie się ktoś w pobliżu, żeby odwrócić albo podzielić zły los, żeby zareagować – albo zwyczajnie być w pobliżu. Dla Matsuki nigdy nie było nikogo takiego. Przed ludźmi musiał się ukrywać – a Mu nigdy nie zjawili się, żeby go uratować. Jedni i drudzy nigdy by nie zrozumieli, jak to jest, być – Matsuką. Oni nie znają świata bez przynależności. Należą do siebie nawzajem od zawsze, należą do miejsc i rodzin, do ras i tłumów, do systemu i siebie samych. Ludzie mają oparcie w systemie, Mu – w swojej niepokornej inności. Nie zrozumieją zupełnej samotności. Wykluczenia. Odrzucają, nie rozumiejąc i nawet nie zauważając. Matsuka znał to od zawsze. Tylko to i nic innego.

Aż poznał swojego diabła.

Jonah Matsuka został własnością diabła zanim w ogóle zdołał pojąć, co się właściwie stało. Nigdy tego do końca nie pojął. Widział jednak, wiedział i rozumiał, że diabeł nie dba o swoją własność, nie troszczy się o nic, nie ma uczuć dla nikogo. I to było w porządku, naprawdę. Bo nigdy nie chodziło o opiekę. Kiedy się nigdzie nie przynależy, nie ma już wiary, schronienia, troski. Sam Matsuka już od dawna na nic nie liczył. Aż spotkał diabła. Wszystko, co stało się od tego momentu, było zupełnie bez sensu i bez powodu.

Jak u prawdziwej osoby.

Prawdziwa osoba miała prawdziwe życie, miała wiarę w siebie i wspólnotę z innymi. Spotykały ją zdarzenia – przypadki, zbiegi okoliczności. Łaski, na które nie trzeba było zasługiwać ani zapracować. I ci wszyscy prawdziwi ludzie przyjmowali takie łaski jak rzecz oczywistą, kaprys losu, życie. Nie czuli się zobowiązani do dzielenia się tym z innymi.

Diabeł nie czuł zobowiązania. Niczego nie czuł.

Bez uczuć, bez emocji, bez przyczyny. Diabeł przyjął Matsukę na swoją własność, wiedząc o nim wszystko, a nie odrzucając niczego – nie na tyle, by go wygnać w pustkę. Zawłaszczył go jak prawdziwą osobę – zupełnie bez sensu. Uczynił z niego prawdziwą osobę – kogoś, kto bez zasług, przyczyn i logiki może zostać wyróżniony lub przeklęty przez los. Jonah Matsuka, przynależny diabłu.

Własność diabła.

Własne miejsce.

Szczęście.