Trzy opowiadania, które można traktować jako oneshoty (chociaż jeśli ktoś się uprze, to może je ze sobą powiązać, dlaczego nie), każde poniżej 1000 słów. Pisane według promptów zaczerpniętych z 100 Female Characters: A Fanfic Challenge. POV Matako.
Tytuł: Przemilczane i niedopowiedziane.
Fandom: Gintama
Postacie: Kijima Matako, Kawakami Bansai
Pairing: Takasugi x Matako, Bansai x Matako
Ostrzeżenia: K+
Prompt: 011. Only według 100 Female Characters: A Fanfic Challenge
Streszczenie: Takasugi jest daleko, Matako samotna i zmartwiona, a to nie prowadzi do niczego dobrego.
A/N: luźne powiązanie z moim wcześniejszym fanfikiem Motyle.
–To nie powinno się wydarzyć. To nie może się powtórzyć! –mamrotała to do siebie jak zaklęcie, mimo, iż wiedziała, że żadne zaklęcia nie mogą zmienić tego, co się stało, na co się zgodziła i w czym wzięła udział.
Matako szybko ubierała bluzkę, w myślach klnąc siarczyście. Pomimo jej usilnych starań, aby jak najszybciej opuścić kajutę zanim leżący na materacu mężczyzna otworzy oczy, w pewnej chwili poczuła dotyk na ramieniu. Siedziała jak sparaliżowana, nie zdolna do wykonania najmniejszego ruchu. Bansai usiadł na łóżku; wiedział, że teraz powinien bardzo ostrożnie dobierać słowa. Był świadom, że oboje dopuścili się czynu, który mógł kosztować ich życie. Takasugi Shinsuke nie potrzebował kogoś, kto nie był wobec niego stuprocentowo lojalny. Kiedy się dowie, pozbędzie się ich bez mrugnięcie okiem.
Jeśli się dowie.
-Shinsuke nie musi wiedzieć.
Odwróciła się do niego, po raz pierwszy tego ranka patrząc mu w oczy. Z jego twarzy nie mogła wyczytać absolutnie niczego, jak zwykle zresztą. Pozbawiona emocji twarz przypominała maskę, jedynie oczy płonęły blaskiem, którego Matako w głębi duszy nieco się bała.
–On na pewno się dowie! –szepnęła ze złością. –Dowie się, a wtedy…
–Nie mam zamiaru mu o tym mówić –mruknął Bansai, sięgając do stojącej przy łóżku szafki i wyciągając z niej paczkę papierosów. –Jeśli i ty będziesz milczeć, Shinsuke nigdy się nie dowie.
–Jak mogłabym mu o tym powiedzieć! –warknęła z irytacją.
Patrzyła, jak zapala papierosa, zaciąga się i wydmuchuje kłąb dymu.
–Palisz? –spytała zdziwiona, chociaż zupełnie nie wiedziała po co.
–Okazjonalnie –odparł krótko, po czym zaciągnął się ponownie.
Matako patrzyła na papierosa, którego trzymały jego smukłe palce. Nagle cała sytuacja wydała jej się kompletnie nierzeczywista; Bansai na łóżku z papierosem w dłoni, ona siedząca obok w krzywo zapiętej bluzce. Przez bulaj wpadały promienie słońca, oświetlając stojący w rogu kajuty shamisen, zasłane papierami biurko, a przede wszystkim stertę rozrzuconych na podłodze ubrań.
–Mogę dać ci to, czego on ci nie daje.
Zadrżała, czując na sobie jego wzrok, który zdawał się przenikać przez jej duszę. Odwróciła głowę i wbiła wzrok w podłogę. Mogła okłamywać samą siebie i wmawiać sobie, że Takasugi naprawdę ją kocha, że nie jest potworem, który potrafi jedynie niszczyć. Kurczowo trzymała się tych naiwnych myśli, bo wiedziała, że to jedyne, co kiedykolwiek uda jej się zyskać. A teraz leżący przy niej mężczyzna, który tak bardzo nie był Takasugim stwierdził, że może jej dać to, czego pragnie. Skąd wie, jakie są jej marzenia? Czy aż tak bardzo po niej widać, jak łaknie najmniejszej chociaż iskry uczucia..?
–To nie może się powtórzyć, senpai –powiedziała, kładąc nacisk na ostatnie słowo.
–Czy chcesz, aby się powtórzyło?
Jego pytanie zawisło w powietrzu. Matako poczuła wpełzające na policzki rumieńce. Uparcie wmawiała sobie, że to był błąd, ale czy rzeczywiście nie chciała, aby już nigdy się nie powtórzył..?
Gwałtownie zwróciła się w jego stronę, nieco zaskakując go wyrazem swoich zielonych oczu. Zobaczył w nich ogień i zawziętość, o którą nigdy jej nie podejrzewał.
–Nie waż się dawać mi tego, czego pragnę –powiedziała cicho, jej głos drżał lekko, naładowany emocjami. –Jest tylko jeden mężczyzna, który… którego pragnę… a ty… –przełknęła, rumieńce na jej twarzy przybrały ciemniejszy kolor. –A ty możesz być jedynie jego zastępstwem.
Bansai zmrużył oczy. Matako przypominała nastroszoną kotkę gotową rzucić się na ofiarę z pazurami, jednak w jej spojrzeniu dostrzegł on także nieme błaganie o pomoc. Doskonale zdawał sobie sprawę, że ten związek z jej adorowanym Shinsuke-sama nie daje jej absolutnie niczego, a wręcz przeciwnie, wyczerpuje ją całkowicie. Mogła zaprzeczać, lecz w głębi duszy wiedziała, że do niczego to nie prowadzi. Matako nigdy nie zdobędzie serca tego człowieka, ponieważ on nie miał serca.
–Zastępstwem? Nie pragnę być niczym więcej.
Bansai także potrafił kłamać, a okłamywanie samego siebie opanował niemal do perfekcji.
